Forum www.boga.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Przyczyny ludzkiej wędrówki i przyczyny światów
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.boga.fora.pl Strona Główna -> Przyczyny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:14, 12 Paź 2015    Temat postu: Przyczyny ludzkiej wędrówki i przyczyny światów

JJW111000927

Wstęp

Temat jest niebagatelny, gdyż dotyczy podstawowych filozoficznych, czy też religijnych, pytań o człowieka.
Dlatego poniższa praca liczy około 60 stron maszynopisu.
Wynikło to z wielu nakładających się wątków.
Nawiązywały one i do buddyzmu jak i Pism Wedyjskich.
Niektóre terminy musiały zostać bardzo szczegółowo omówione.
Tematy rozgałęziają się i łączą.
Najpierw miałem zamiar rozbić ukończoną pracę na kilka tematów: oddzielnie wątki buddyjskie, Wedyjskie itd. Wstawiając w środku pracy tylko linki do nich.
Postanowiłem jednak dać jako jedną pracę w kilkunastu postach.
Wszystko to bowiem jest ze sobą powiązane, a jedno wynika z drugiego.

Życzę zagospodarowania czasu i aby owa lektura sprawiła dopełnienie wiedzy.

Jerzy Karma


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:16, 12 Paź 2015    Temat postu: Przyczyny ludzkiej wędrówki i przyczyny światów

JJW111000928

Przyczyny ludzkiej wędrówki i przyczyny światów

U wielu osób pojawia się taki moment i stan, gdy doświadczają podobnych pytań jak poniższe:
Kim jestem?
Kim jesteśmy jako gatunek ludzki?
Jaka jest nasza rola na ziemi?
Jaki jest sens ludzkiej wędrówki?


Sam wewnętrznie spotkałem się z podobnymi pytaniami gdy byłem nastolatkiem.
Zaś z pewnej mojej dzisiejszej perspektywy widzę, że te pytania są niewłaściwie postawione. Bo z pozycji człowieka.
(Z pozycji człowieka pojawiło się wiele najróżniejszych odpowiedzi na te pytania i mimo każdej z nich przychodzi moment, że takie pytania nadal się pojawiają.)
Tymczasem nie jesteśmy tylko człowiekiem. Jesteśmy więcej niż człowiekiem.
Zatem nie jestem ani ja człowiekiem, ani osoba zadająca takie pytania. (Podobnie jak nie jestem szyją, czy ręką. Choć gdy skupię uwagę na ręce to jest ona dla mnie ważna.) Owszem, obecnie nim jesteśmy – bo się ubraliśmy w bycie człowiekiem. Jednak kim będziemy po zdjęciu tego ubrania?
Będziemy istnieniem.
Jesteśmy istnieniem.

To jest podstawa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:19, 12 Paź 2015    Temat postu:

JJW111000929

((I już w tym miejscu – nawet w tym - odpowiedź zawęża się, gdyż jest rozwijana w sposób linearny, bowiem mowa ludzka jest ze swojej natury linearna. Także ludzki bieg myślenia. Można tu bowiem dołączyć jeszcze takie rozważanie:

Z perspektywy ludzkiej, a nawet i bytu, te pytania są jak najwłaściwiej postawione. Do tego stopnia właściwie, że zawierają w sobie wiele - z pewnego istotnego pułapu - odpowiedzi na nie. Mianowicie pierwsze dwa tworzą tą część kontekstu, która sugeruje, iż to kim jestem ma dotyczyć „mnie” (pytającego) jako człowieka, czyli jako gatunku ludzkiego. Mamy tu zatem już w pytaniu zaakcentowany „mój” związek z gatunkiem ludzkim. Po rodzaju ciała widzieć można, albo poczuć, że ten związek jest istotny. Ciała ludzkie mają bowiem swój specyficzny wzór i swoistą dla ludzi formę. Choć każdy odczuwa wewnętrznie tylko własne ciało. Podobnie odczuwa tylko wewnętrznie (pozazmysłowo) swoją osobowość i naturę. Dlatego odbiera siebie jako kogoś odrębnego od innych ludzi – mimo, że należy do zbioru ludzkiego.
Tymczasem będąc gatunkiem ludzkim powinienem poznać nie tylko siebie – czyli to, co w sobie wewnętrznie odbieram – ale też poznać naturę całego gatunku ludzkiego. Nie zaś nią gardzić, czy jedynie krytykować, gdy czegoś z niej nie dostrzegam wewnętrznie w sobie. Poznawanie nie powinno jednak oznaczać akceptacji wszystkiego. Akceptować należy tylko to, co jest właściwe. Właściwe zaś jest obiektywnym nie krzywdzeniem. Niedoskonałości zaś należy jedynie rozumieć. Rozumieć bez akceptacji.
Kolejna część kontekstu umiejscawia nas jako gatunek ludzki „na ziemi” i pyta o wędrówkę. Jednak czyją wędrówkę: jednostki ludzkiej, czy gatunku ludzkiego?
Gatunek bowiem jest tysiące lat. Skąd zatem i dokąd wędruje – skoro w miejscu stoi? Stale przez te tysiące lat na ziemi będąc.
A wędrówka jednostki? Czy chodzi o tę od narodzin do śmierci ciała? Zatem o wędrówkę przez ciało?
Sensem tej wędrówki jest produkcja. Jesteśmy na linii produkcyjnej. Wskakujemy na taśmę i produkujemy sporo rzeczy. Kilka z nich - takich samych - wszyscy produkujemy. O części z nich nawet nie mając pojęcia. O paru innych decydujemy wg obranej woli – i z nich jedni produkują jedne, inni zaś zupełnie odmienne od nich. I to nas najbardziej czyni tak innymi – jakbyśmy tworzyli zupełnie inny gatunek.
Czy zatem jest to nasza rola na ziemi, czy też rola ziemi wobec nas?
(Bo dzięki pobytowi na ziemi, możemy to produkować.)
Czy człowiek jest dla domu, czy też dom dla człowieka?
Ziemia jest domem naszym. A rolą gospodarza jest dbać o dom.

Na chwilę zapomnijmy o tym, co było dodane w podwójnym nawiasie – dodane poza linearnością biegu myśli – i wróćmy do tego, co było przed nawiasem.))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:21, 12 Paź 2015    Temat postu:

JJW111000930

Kolejną sprawą jest to kim jest człowiek jako człowiek.
Tu jednak bym najpierw postawił pytanie niby inne: Co jest stałą naturą bytu? Tak stałą, że inną być nie może!
Tak jak np. ∏ inne być nie może.
Nie bez powodu dawni mędrcy mawiali: „Bóg jest matematyką”.
Nie mówili, że matematyka jest Bogiem! Bo to zupełnie inna różnica!
I te stałe boskie prawa są nie tylko działającą inteligencją, lecz też i siłą.
W ten sposób sam Bóg jest naturą świata. Jednak tą utajoną naturą.
Utajoną tutaj. Na ziemi.
Tu zaś (nie tylko na ziemi, lecz w tym materialnym świecie) bardziej działa natura Szatana, czyli zniszczenia i rozpadu, śmierci.
Jednak życie i świat trwają – gdyż Bóg odnawia, powołuje i zwycięża nawet nie walcząc.
Po prostu istnieje w swojej naturze i działa wg niej.
Nie na darmo o Bogu napisano, że jest Bogiem Żywym oraz Bogiem żywych.
I to właśnie człowiek jest największym przejawem natury Boga – w formie – fizycznej.
W fizycznej!
Tak – to ludzkie ciało.
(Co nie znaczy, że fizyczna jest największym przejawem natury Boga. Jest przejawem jednego wymiaru Boga. Matematycznie można to także opisać, iż fizyczność jest jednym z rodzajów geometrii. Natura Boga posiada wiele geometrii i aby je móc pojąć, należy być w nich zamanifestowanym – zrodzonym. Należy ich doświadczać oraz mieć zdolność zmysłową ich doświadczania. Geometrie te leżą poza zakresem możliwości poznania przeciętnego człowieka.)
Dlatego to ludzkich kobiet pragnęli Synowie Boży – chcąc sycić się ich pięknem!
Bo ciało ludzkie ma potencjał manifestować w sobie piękno boskich natur.
I poszczególne te natury przejawiają się w ludzkich ciałach mniej lub bardziej. W formie, ruchu itd. Poprzez np. kształt formy, czy dynamikę i charakter ruchu.
U kogo przejawia się więcej danej boskiej natury – ten wzbudza podziw u innych.
U jednych przejawia się więcej takich natur, a u innych więcej innych. U jednych w skali mniejszej, a u innych w większej.

I tu jest także odpowiedź kim jest człowiek – jeśli chodzi o jego ciało fizyczne.
Ale o tym będzie w kontynuacji A.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:22, 12 Paź 2015    Temat postu:

JJW111000931

Dlatego obserwuje się uwielbienie tłumów wobec osób, które zadziwiają wybitnym talentem, Podziwia się je, czy nawet wielbi, niczym właśnie samego Boga. Ponieważ tutaj zachodzi uwielbienie czy podziw wobec owego przejawionego elementu boskiej natury – który przejawił się w sposób możliwie najlepszy.
Ten podziw jest także elementem boskiej natury. I należy do doskonałości.
Jego przeciwieństwem jest zazdrość i zawiść. Synonimem których jest natura Szatana – niedoskonałość.
Jedni ludzie podziwiają, inni zazdroszczą.
W podziwie się wzrasta energetycznie i duchowo.
W zazdrości człowiek spala się energetycznie i niszczy duchowo.
(I wcale nie jest tak, że zazdrość napędza aby dążyć do zdobywania podobnego talentu. Bowiem tym napędem jest podziw. Zazdrość zaś jest wypaczonym rodzajem podziwu.)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:23, 12 Paź 2015    Temat postu:

JJW111000932


Kontynuacja A
W formie i kształcie ludzkiego ciała przejawiają się boskie i matematyczne reguły. Bardziej lub mniej. U każdego inaczej.
Im bardziej – tym jest piękniejsza forma.
Zaś poza tą fizycznością jesteśmy ISTNIENIEM.
(Jednak i forma jest istnieniem. Inaczej nie zachwycalibyśmy się jej pięknem. Istnienie wyraża się w wielu postaciach i w wielu wymiarach. I my jako istnienie wyrażamy się w wielu formach, istotach, energiach. Bo w swojej najgłębszej istocie jesteśmy istnieniem. Zaś nasze obecne bycie człowiekiem jest aktualnym wyrażeniem naszego istnienia. Podoba się nam, bo w nim jesteśmy. Gdy będziemy w innym, to owe inne będzie nam się podobać i też będziemy do niego przywiązani.)

Czy istnienie jest wędrówką?
Nie, choć czasem – gdy chce – to jest. Bowiem, istnienie jest DOZNAWANIEM.
Ono nie jest żadną PUSTKĄ.
Choć czasem zmęczone doznawaniem ma ochotę uciec od niego, więc tworzy nawet PUSTKĘ – by i jej doznawać.

Czy można pytać o sens istnienia?
Jak ktoś chce, to może – ale czy to pytanie ma sens?
Istnienie samo w sobie jest własnym sensem!
Sensem istnienia jest istnienie. To jego natura – dlatego istnieje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:24, 12 Paź 2015    Temat postu:

JJW111000933

    (Przeczytałem powyższe w formie skróconej 7-io letniemu dziecku. W tym momencie powiedziało:
    - Już wystarczy. Dlaczego piszecie o takich rzeczach? Zamiast zapytać: Co słychać? Co porabiasz?
    - Masz rację – odpowiedziałem – i ludzie tak najpierw rozmawiają, ale potem już im się nudzą takie pytania i rozmowy. Wtedy zaczynają stawiać inne.)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:25, 12 Paź 2015    Temat postu:

JJW111000934

„ …kim jesteśmy my jako gatunek ludzki, jaka jest nasza rola na ziemi…?”

Cóż to zmienia, rozwijanie tematu człowieka do gatunku ludzkiego?
W innym sensie nic.
Bo jako gatunek pozostajemy tym samym, co ciało jednostki. Tylko, że w gatunku tych ciał jest możliwa nieskończona ilość w istnieniu. I to jest naturalne. Nie może być inaczej. Istnienie jest bowiem nieskończone. Dlatego przejawia się w nieskończoność.

(Tu jednak możemy mieć jeszcze dodatkowe spojrzenie: Gatunek jest czymś w czym się zanurzamy jako byt – w czym przejawiamy swoje istnienie. Inaczej płyniesz w wodzie, a inaczej w błocie. W czym się zanurzasz, tak się przejawią Twoje możliwości. Ciało ludzkie jest elementem gatunku – w ciele jesteśmy zanurzeni.)

A nasza rola na ziemi to właśnie istnieć i manifestować piękno. Pewien jego wymiar.
„Bądźcie doskonali jak Bóg” – powiedział Jezus w Ewangelii.
A dlaczego?
Dlatego, że przede wszystkim jesteśmy istnieniem. Zaś prawdziwą naturą istnienia jest piękno.
Jesteśmy dziećmi istnienia i samym istnieniem. I tylko wtedy jesteśmy prawdziwi – gdy wyrażamy piękno.
Zaś wszelkie odchodzenie od piękna, wszelka niedoskonałość, każde niewłaściwe działanie – jest upadkiem, oddalaniem się od istnienia, od życia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:26, 12 Paź 2015    Temat postu: Sens ludzkiej wędrówki

JJW111000935

„…i jaki jest sens ludzkiej wędrówki?”

Błędem zadającego to pytanie – jak i milionów innych myślących ludzi i filozofów – jest szukanie sensu „ludzkiej wędrówki” gdzieś w oddali. Zamiast ujrzeć ją tu i teraz.
Twoją rolą człowiecze jest być tu i zrobić to bycie jak najlepszym – jak najwłaściwszym dla swojego otoczenia.
Być jak najpiękniejszym. W czym tylko potrafisz być pięknym.

Szukanie sensu poza teraz i poza miejscem gdzie jesteś, jest rodzajem ucieczki przed odpowiedzialnością za samego siebie.
Jest też nieumiejętnością dostrzeżenia samego siebie.
Ty już jesteś tu!
Po co szukasz i gonisz za czymś co wydaje się Ci być czymś lepszym, bo jest w oddali; bo Ciebie tam nie ma?
Twoje istnienie jest tu i teraz – w tym w czym jesteś.
Postaraj się tego właśnie doświadczać i pokochać, aby zrozumieć. Nie musisz akceptować, lecz oglądaj to też z tej strony z której nie chciałeś na to spojrzeć.
Zdanie Jezusa z Ewangelii: „Miłujcie nieprzyjaciół Waszych” – tutaj nabiera innego sensu.
Bo tu chodzi o inny wymiar miłości. Nie taki, że masz tego pragnąć. Nie taki że masz to akceptować. Nie taki, że ma Ci się to podobać. Natomiast taki, abyś przez to stał się mądrzejszy. Nie tylko poprzez zbieranie doświadczeń, ale przez próbę poznania perspektywy – która wydaje Ci się leżeć poza zakresem Twojego zrozumienia, bo leży poza zakresem Twojej osobowości!
I miłość właśnie jest tym, co pozwala poznać to, co leży poza naszą osobowością. Ona nas powiększa – naszą percepcję. Obdarza empatią.
Ale w żadnym razie nie ta miłość, która powoduje, że pragniesz kogoś. Bowiem ta miłość albo powiększa percepcję, albo zawęża. Przy zawężaniu można mówić o miłości negatywnej. I choć ludzie nazywają takie zjawisko także miłością – to w zasadzie to nie jest miłość. Dlatego po jakimś czasie powoduje często zło.
(Szczególnie nad tym niech się zastanowią te pary, które się rozstały, a już na pewno ci małżonkowie – którzy rozwodząc się walczą o majątek i niestety o dzieci. Dążąc nawet do tego, aby drugi rodzic nawet nie mógł ich widywać.)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:28, 12 Paź 2015    Temat postu:

JJW111000936

Wg buddyzmu wszystko czegokolwiek ludzie doświadczają nie ma sensu – dlatego celem buddystów jest ucieczka od wszystkiego w nirwanę, w pustkę.
Nieistotność wszystkich rzeczy, czyli uniwersalną pustkę, głoszą spośród buddyjskich szkół mahajany madhjamikowie.
Nirwana buddyjska ma być całkowitym wyciszeniem od wszystkiego.
Czy wtedy jednak będzie można mówić o istnieniu?
„Ach, nietrwałe są czynniki formujące bytu, nacechowane powstaniem i zanikiem, albowiem gdy powstaną, ulegają zanikowi; ich zupełne wyciszenie jest szczęściem.” [link widoczny dla zalogowanych]
Wg powyższego szczęście jest czymś innym od „wszystkich rzeczy”? Ono nie ulegnie wyciszeniu?
Dlaczego tego szczęścia, czy samej nirwany, nie włączyć do zbioru „nieistotnych wszystkich rzeczy”?
A jeśli je tam włączymy, to wszystkie te rzeczy nabierają tej istotności, która przynależy ich rodzajowi.
(Oczywiście można uważać, że „czynniki formujące bytu” dotyczą tylko tego, co jest formą, a zatem tego, co możemy dotknąć ręką, albo widzieć. Czyż jednak dotyk nie jest czuciem? I czyż szczęścia nie doznajemy poprzez odczuwanie? I nawet to odczuwanie tak wpływa na formę, że możemy je widzieć u innych poprzez widzenie wyrazu ich twarzy, która jest także formą. Wiemy też, że i szczęście jakie znają ludzie jest nietrwałe. Zaś autorowi powyżej cytowanego zdania chodziło raczej o to, że „nietrwałe są czynniki bytu” , niż o same „czynniki formujące bytu” . Mimo, że sama treść jego wypowiedzi dotyczy owych czynników formujących. Jednak przecież nie tyle one go zajmowały, co same zjawisko nietrwałości!
Można też inaczej odczytać jego wypowiedź. Mianowicie tak, że „czynnikami formującymi byt” są wszystkie czynniki, które go tworzą. Nie zaś same formy widziane. Zatem byt formuje nawet samo szczęście – w sensie tworzenia go. Formowanie zatem oznaczałoby tu zatem tworzenie lub nadawanie czemuś wyrazu istnienia.
Czy jednak aby na pewno te wszystkie czynniki formujące – tworzące byt mogą być nietrwałe o ile sam byt uznamy za trwały?
Bo czyż byt jako dzieło może być trwalszy od tego – co go tworzy?
I czyż uznając to - co go tworzy - za nietrwałe, nie powinniśmy i samego bytu uznać za nietrwały?)


Buddyści jednak „sprytnie” podzielili elementy tego zbioru na uwarunkowane (sanskryta) i nieuwarunkowane (asanskryta). Jeśli jednak szczęście nirwany wymaga warunku - którym jest zupełne wyciszenie – to jak można tu mówić o nieuwarunkowaniu? Dla mnie taka żonglerka myślowa jest zwykłą intelektualną zabawą. Dobrym ćwiczeniem dla umysłu. Nie zaś prawdą objawioną. Za jaką miliony ludzi przyjmuje buddyzm.

Buddyzm słusznie stwierdza i opisuje wiele zjawisk. Często opisuje wspaniale. Dlatego jest wart uwagi. Jednak nie należy wszystkiego w nim przyjmować na wiarę.
Zaś niektóre stwierdzenia buddyjskie noszą w sobie częściową prawdę. Jak np. to, że „elementy uwarunkowane podsycają potok życia”.
[link widoczny dla zalogowanych]
Czyj potok życia?
Skoro ten sam buddyzm utrzymuje, że na świecie nie ma nie tylko Boga osobowego, ale i żadnej istoty osobowej, też żadnej istoty istniejącej samej z siebie.
(Zatem nie o istoty tu by miało chodzić, lecz o samo życie.)
Pomijając już kwestię, że skoro nie ma nikogo, to kto ma zostać oświecony, pragnę zwrócić uwagę na to, że musi być ktoś żywy skoro ktoś myśli, że coś podtrzymuje jego życie. Bo to, co jest podtrzymywane – musi istnieć. Inaczej nie byłoby czego podtrzymywać.
(Oczywiście można podtrzymywać życie. Ono jednak nie potrzebuje oświecenia. Dla niego nie istnieje też problem przemijania, np. gdy jedno życie zjada drugie życie – bo skoro mowa o samym życiu, to ono w takim sensie byłoby tylko jedno, jednym zjawiskiem. Istoty doświadczające go byłyby iluzją – lecz czyją? Iluzją która postrzega samą siebie?)
I podkreślę jeszcze, że jeśli coś nie jest podtrzymywane, także co nie musi być podtrzymywane – również może istnieć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:29, 12 Paź 2015    Temat postu:

JJW111000937

Czegokolwiek w buddyjskich szkołach by nie nauczano, nie są w stanie uciec od istnienia, ani od „kogoś – kto odbiera istnienie
I powtórzę to, co stwierdziłem na samym początku.
Jesteśmy istnieniem.
Będziemy istnieniem.
/Dodam: I byliśmy.
I choć jesteśmy istnieniem, to przede wszystkim: Jesteśmy!
Zatem zwrot „jesteśmy istnieniem” należy tu rozumieć tak, że to owe JESTEM jest podmiotem samego istnienia. ONO sprawia, że istnienie się dzieje.
Tu nie należy tego rozumieć tak, że nas nie ma w ogóle, a jest tylko jakieś bezosobowe istnienie nas stwarzające jako falę na oceanie istnienia, czyli w sobie.
To MY stwarzamy różnych siebie. Np. nie jesteśmy ani mężczyzną, ani kobietą. Nawet nie jesteśmy człowiekiem. W swojej najczystszej naturze jesteśmy ODBIORCĄ. Podobnie jak ciało ludzkie nosi ubrania, tak owe nasze JESTEM przyodziewa gatunek, płeć itd. Włącznie z różnymi cechami. Następnie się z tym stapiamy i utożsamiamy na różne sposoby, czy to psychicznie, czy fizycznie, czy społecznościowo. Dbamy o to. Podobnie jak czasem dbamy o swoje ubrania, a nawet się do niektórych przywiązujemy. Dlaczego? Bo są to elementy naszego istnienia. My zaś lubimy istnieć, a jednocześnie lubimy spokój – dlatego nadmiar środków i wyrazów istnienia nas w końcu męczy. Wtedy potrzebujemy wytchnienia, odpoczynku od tego do czego przecież wyszliśmy ze swojego spokoju – gdyż lubimy też istnieć inaczej, czyli lubimy czymś się zajmować. Owe zajmowania w połączeniu z nieskończonością wytworzyły takie bogactwo i różnorodność, że fascynuje to nas, ale i po jakiejś kumulacji wrażeń męczy – co zaburza naszą potrzebę błogości. Wtedy znów wracamy do „wiecznego odpocznienia”. By następnie ponownie wyjść do działania i twórczości.
W ten sposób nasze JESTEM oscyluje nieustannie w nieskończoności między błogością, pokojem, a działaniem i kreacją.
Jesteśmy ODBIORCĄ, lecz lubimy też tworzyć.
Jak się ma odbiór do twórczości, czy nawet do kreacji?
Czy może np. Bóg być kreatorem nie będąc odbiorcą?
Z pewnością i Bóg jako TWÓRCA jest też ODBIORCĄ swoich światów.
Jeśli jesteśmy MU podobni, to przecież tworzymy dlatego, że możemy odbierać.

Odbieramy i tworzymy. Nasz odbiór - zewnętrznego i wewnętrznego - wpływa na naszą twórczość. Zaś nasza twórczość stając się naszym nastawieniem wpływa na nasz odbiór.
To nastawienie jest jednym z rodzajów naszej pamięci. I jak każdy jej rodzaj jest dla nas tym samym, czym dla ciała jest ubranie.
Dlatego i pamięć jest zrzucana jak ubranie. Zrzucamy je, gdy się wysłuży. Zaś nasze dzieła uczynione przy tym ubraniu i tych pamięciach – pozostają jeszcze gdy ich już przy nas nie ma. I mogą być nawet nimi światy.
Co jednak nie musi znaczyć, że nie ma TEGO – który wszystko zna i wszystko pamięta. Choć może to być rodzaj pamięci, którego my nigdy nie posiadaliśmy./


A co w takim razie z podsycaniem istnienia?
Skoro „elementy uwarunkowane podsycają potok życia” [link widoczny dla zalogowanych]) to podsyca je TEN – który je tworzy czy też stworzył. Wiemy to, że dużą część tych elementów tworzą ludzie. Podsycamy zatem sobie i innym, oni zaś nam, ów potok życia. Mówi się też o BOGU – iż jest dawcą życia oraz TYM, który utrzymuje życie. W tym sensie z pewnością i Bóg podsyca ów potok życia. Mówi się też przecież, iż BÓG stworzył ten świat – wraz z jego elementami uwarunkowanymi.
Życie to odczuwanie – odczuwanie to relacja – relacja jest do czegoś – coś jest odrębne w jakiś sposób - jego odrębność sprawia, że nasze odczuwanie zależne jest też od niego, od jego istnienia – ta zależność jest także uwarunkowaniem. Zatem istnienie wychodzi z jakiegoś uwarunkowania.
Mówi się, że NIE MA NIKOGO oprócz BOGA – zatem jeśli Bóg jest SAM, to ON nie jest uwarunkowany.
JEGO natura zatem wynikałaby z JEGO świadomości, ze sposobu widzenia i odbioru.
Jeśli jednak JEST SAM – to jak mógłby istnieć bez relacji? Co bowiem by odbierał? Co, czy kogo, by odczuwał?
Samego siebie, lecz wówczas czy byłby tylko samym czystym istnieniem – w sensie istniejącego JESTEM? Które odczuwałoby samo siebie jako istnienie o naturze błogości?
Nie jest to tylko filozofia, bo skąd i na jakiej podstawie filozof, mędrzec, czy myśliciel, miałby w tym zagadnieniu wspominać o błogości?
Jeśli zaś ktoś wspomina, a wspominało wielu, to wspominają to, co dane im było przeżyć. Czy to jako dar od Boga, czy jako wgląd w wyższą rzeczywistość – gdy swoją uwagę wyprowadzili od spraw przyziemnych kierując ją w inne horyzonty odczuwania.
Coś zatem w tym jest.
Zatem JESTEM ma naturę istnienia, te zaś naturę błogości – to dzięki tej naturze, JESTEM może odbierać istnienie – jako błogość właśnie. To jest czysta forma istnienia samego JESTEM.

Choć mamy tu też do czynienia z uwarunkowaniem – to jednak jest ono zupełnie inne. Jest bowiem wewnętrzne i od tego co wewnątrz – zatem niezależne od zewnętrznego.
Jeśli BÓG jest całym światem – „w Nim żyjemy i się poruszamy” /Dz.Ap. 17:28/ – to właśnie dlatego Bóg nie jest uwarunkowany od niczego i nikogo poza samym sobą.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jerzy Karma dnia Pon 7:38, 12 Paź 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:33, 12 Paź 2015    Temat postu:

JJW111000938


Jeśli Bóg trwał w błogości, to możemy zastanawiać się: Dlaczego stworzył światy i inne istoty? Dlaczego zatem ma to w sobie?
Skąd zatem się wzięły wspomniane już: inne elementy?

Przecież owe wszystkie elementy podsycające także istnieją.
Przynależą zatem do istnienia.
Dlatego wielu uznaje, że wszystko co jest – przynależy do BOGA, włącznie z dobrem i złem…
Inne istoty w Nim istniejące są JEGO cząstkami – dlatego mają też w sobie niektóre JEGO cechy, także jakąś cząstkę wolnej woli.
Zaś jako cząstki są względem siebie odrębne – i na wskutek nie ogarniania całości, czyli tego, że wszystkie tworzą jedno w BOGU (podkreślano to w słowach Jezusa), mają perspektywę jedynie odrębności. Dają się ponieść absorbującym je wpływom, oraz lękom, które w połączeniu z pragnieniami, oraz ich cząstką wolnej woli, przy utraconej empatii (empatia jest zbliżeniem do perspektywy bycia całością) – powodują, że zaczynają czynić coś, co jest obiektywnie złe. Do tego niektóre z nich przywiązują się do zła i czynienie go staje się ich pragnieniem…
W ten sposób istnienie w określonej części wyszło z pod kontroli BOGA, ale tak jest tylko z perspektywy cząstek BOGA – gdyż BÓG choć dopuszcza do tego, to jednak ma moc kontroli tego. Nie wpływa jednak na wolę swoich cząstek tak, by ją im odebrać, lecz oprócz wolnej woli obdarza je możliwością rozwoju. Perspektywa np. człowieka jest jednak zniekształcona przez pryzmat pragnień i uwarunkowań – co staje się pryzmatem czasu – zatem człowiek nie może w wielu przypadkach dostrzec tego rozwoju nawet tam, gdzie on jednak się dzieje, bo jego pragnienia tego nie widzą.

Zatem istnienie samo siebie podsyca na wiele sposobów.
Mało tego: To owe wszystkie elementy (czynniki) (dharma) zwane uwarunkowanymi w rzeczywistości nie są uwarunkowane – lecz wydają się być takimi. Bo wynika to z natury istnienia. Istnienie ogląda się i dotyka. Na tym ono polega, na doświadczaniu, na istnieniu, na badaniu, na przeżywaniu. Na zmienności.
Jest to jednak drugi wymiar istnienia. Właśnie taka forma uwarunkowania. I jest to nawet rozwinięcie samego istnienia.
Jeśli bowiem na istnienie spojrzymy jako na rozciągnięcie, to jednym z wymiarów rozciągnięcia będzie różnicowanie, następnie zwiększanie uwarunkowań.
Jednak nadmierne rozciągnięcie prowadzi do zerwania.
Same uwarunkowania nie są czymś złym, a często są pomocą w przejawianiu istnienia i w różnicowaniu tych przejawów, oraz tworzenia bogactwa istnienia – o ile są te uwarunkowania spełniane i są obiektywnie dobre.
Stąd istnieje zmienność.

Choć zmienność ta przebiega w oparciu o stałe prawa. Bo prawa nie muszą i nie mogą się zmieniać. To ruch poprzez nie sprawia, że przepływ istnienia w istnieniu doświadcza zmienności. Można to porównać do oglądania swojego ciała: wzrok wędruje po ciele i doświadcza zmian, choć ciało się nie zmienia.

Buddyści jednak tłumaczą, że nirwana jest unicestwieniem potoku osobowości, potoku życia. Jest „zgaśnięciem” przejawiania się „uwarunkowanych elementów”.
Czy zatem mamy tu duchową śmierć?
Ducha rozumiem tu co najmniej jako życie, a skoro wg nich potok życia ulega unicestwieniu, to chyba i duch.
Możliwe, że chodzi o to, że życie nie ulega unicestwieniu, tylko jego potok – wtedy jednak i osobowość nie uległaby unicestwieniu, lecz tylko jej potok.
Wg mnie dla samej nirwany nie ma zbytniej różnicy czy chodzi o potok życia, czy o samo życie, a już na pewno nie ma w tej kwestii zbytniej różnicy między potokiem osobowości, a osobowością – dlatego, że to osobowość szuka wyzwolenia bardziej, niż jej potok. O ile to ona szuka.

Uwaga! Buddyści nie mówią tu o nicości, lecz o nowym odrębnym bycie, niezależnym i absolutnym.
Jest zaiste niezależny – skoro niczego tam nie ma oprócz niego.
(Kto jednak wszedł do niego osiągając w nim wyzwolenie? Jeśli zaś wszedł to jak ów byt może być sam.)
Czy jednak się on nie znudzi?
Istnienie jest życiem. Życie zaś polega na zmianach. Stan nirwany jest tylko jedną z nich. I tak samo uwarunkowaną jak pozostałe elementy istnienia. Jednocześnie tak samo nieuwarunkowaną.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:42, 12 Paź 2015    Temat postu:

JJW111000939

Jesteśmy istnieniem.
Biegamy po istnieniu.
Po jego wszelkich formach.

Tu warto jednak przytoczyć co czytamy o nirwanie w Itiwuttaka II 17. Mianowicie o dwóch sferach nirwany. Z osadem (z resztką substratu) i o sferze nirwany bez osadu.
W obu „mnich jest świętym arhatem, mającym zniszczone [cztery mentalne] skazy, który doszedł do doskonałości [w czystym życiu], który wykonał wszystko, co powinno być zrobione, który złożył [niesiony] ciężar, który osiągnął najwyższe dobro, którego więzy bytowania zostały unicestwione, który doskonale poznał i jest wyzwolony.
(Jeśli nie ma on więzów bytowania zatem nie bytuje, czyli sam przestał istnieć?)
W sferze nirwany z osadem „ma on wszakże pięć zmysłów, których nie zniszczona istota doświadcza [jeszcze] tego, co przyjemne, i tego, co nieprzyjemne, odczuwa przyjemność i przykrość. Owo jego [tj. mnicha] zniweczenie namiętności, zniweczenie nienawiści i zniweczenie omroczenia - to się nazywa, o mnisi, sferą nirwany z osadem.

W sferze nirwany bez osadu „wszystkie przedmioty doświadczenia przestaną być obiektami przyjemności, staną się wyciszone [dosł. wystygłe]. To się nazywa, o mnisi, sferą nirwany bez osadu.”

Niektóre szkoły buddyjskie (sautrantików) poddają to jednak krytyce. Nie dlatego, by w powyższym było coś nie tak. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. A przede wszystkim jest to praktycznie przydatne.
Chodzi bardziej jednak o filozofię, niż o praktyczność. Otóż z punktu filozoficznego i przyjmując perspektywę, że nie na różnicy między przeszłością, a przyszłością – w zasadzie wszyscy już są w nirwanie.
Zatem wszyscy są już wyzwoleni i oświeceni.
Jesteśmy istnieniem. (Na czym polega to istnienie? Skoro niczego nie odczuwa. Jeśli zaś coś odczuwa – to ma z tym jakieś „więzy bytowania”!)
Jednak istniejąc biegamy. Biegając umysłem…
Istotą stoimy w miejscu. Nie poruszamy się nigdzie. Jednak nasz duch stwarza elementy i porusza je tak, że odczuwamy, iż to my się poruszamy. Duch stwarza duszę, ta stwarza inteligencję. Inteligencja i elementy stwarzają umysł. Umysł zaczyna swój własny dodatkowy bieg.
Istota zaczyna w to wchodzić i tego doświadczać.
Mimo tego doświadczania i zapomnienia ciągle pozostaje tą samą istotą.
W tym sensie jest stale oświecona.
Stale ma tę samą naturę.
Choć została pochłonięta przeżyciami umysłu i na nie skierowała całą swoją uwagę.
I ta stała natura jest nazywana przez niektórych buddystów nirwaną.
Nagardźuna powiada:
„To, czego nie można się wyzbyć, co jest nieosiągalne , niemożliwe do unicestwienia, nie wieczne, nie powstałe, nie zanikłe - zwie się nirwaną "
I to jest właśnie Absolut.
(Dlaczego jednak nieosiągalne? Dlatego, że stale to mamy, więc nie ma tego poza nami do jakiegoś osiągnięcia.)

Czy Ty jesteś Nim?
Jeśli odwrócisz swoją uwagę od umysłu to tak.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 3:54, 13 Paź 2015    Temat postu: Pragnienia i przyczyny uczynków

JJW111000940

Pragnienia i przyczyny uczynków

Poruszmy temat UWAGI.
Czym jest UWAGA człowieka?
Jest czymś więcej niż się powszechnie sądzi.
W uwadze bowiem biorą udział trzy sfery.
Pierwsza postrzegana jako ta zewnętrzna, druga odbierana jako „moje osobowe ja”, oraz trzecia leżąca daleko poza świadomością człowieka – którą można porównać do kogoś kto śpi i kto może zostać obudzony. Zaś gdy się obudzi przejawi swoją naturę. Nawet być może taką – której się nie spodziewa. Której nie spodziewa się aktualna sfera świadoma.
Może to być nawet miłość.
Owa słynna strzała Amora to właśnie obudzenie któregoś elementu owej trzeciej sfery. Obudzenie pod wpływem jakiegoś elementu sfery zewnętrznej.
Dalej następuje reakcja łańcuchowa.
Jej początkiem jest właśnie UWAGA. Uwaga bowiem staje się czynnikiem łączącym element zewnętrzny z elementem sfery nieświadomej. Następnie wprowadza tę reakcję do „mojego osobowego ja”.
Jednak ta nieświadoma sfera jest jedynie nieświadomą dla ludzkiej świadomości!
Ona sama w sobie ma silniejszą świadomość niż to, co ludzie postrzegają za świadomość.
W buddyzmie owe elementy poza-świadomej sfery nazwane zostały klesia; w rozumieniu jako: splamienia, skazy, dokuczliwości. Ba! Jako udręki, które dzielone są na trzy: żądzę (raga), nienawiść (dwesza) i głupotę (omroczenie) (moha) ..
Oczywiście manifestują się one (mogą manifestować) w tym, co potocznie ludzie nazywają świadomością. Jest to rodzaj manifestacji znany ludziom na co dzień i obserwowany przez nich.
Psychologowie wiedzą już jednak o istnieniu innego rodzaju manifestacji. Jest to istnienie „splamień”, „dokuczliwości”, „udręk” – czyli owych buddyjskich kleś – w sferze podświadomej człowieka. Tam bowiem też są zamanifestowane w formie oczekującej na odpowiednie warunki do swojego przejawienia tak, by zadziałać na sferę ludzką świadomą i przejawić się w życiu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 3:57, 13 Paź 2015    Temat postu:

JJW111000941

(Wg mnie buddyjskie znaczenie klesia najlepiej oddają trzy słowa: splamienia – gdyż są to informacyjne wiry grawitacyjno-magnetyczno-elektryczne tworzące jakby plamy na czystej przestrzeni umysłu; dokuczliwości – gdyż w momencie osiągnięcia odpowiedniego napięcia wymuszają na człowieku swojego zrealizowania; udręki – bowiem wymuszają na duszach realizację poprzez wytwarzanie wewnętrznego niepokoju, nawet bólu, także powodują powstawanie nieprzyjemnych i przykrych zdarzeń w życiu.
Napięcie niektórych wirów może pozostawać nie wzbudzone przez całe życie człowieka. Niektóre zaś są tak silne, że same z siebie będą dążyć do wzbudzenia. One nawet sprawiają ponowne narodziny (wcielenie duszy), konsekwencją których jest wzrost ciała, pojawianie się warunków otoczenia, które jednym wirom mogą bardziej odpowiadać, a innym mniej – gdyż owe wiry to zapis całej karmy duszy, upraszczając tę sprawę. Owe wiry reagują ze światem w obie strony. Często sprzecznie jedne względem drugich, a o ich wypadkowej, o efekcie, decyduje siła wiru. Zatem otoczenie i świat, to jest te ich wiry, które zarezonują z wirami danej osoby wzmocnią, albo wzbudzą i wzmocnią, wir osoby; ten zaś wymusi przejawienie czy to jako pragnienie, czy nawet jako dolegliwość fizyczną. Inne wiry osoby mogą wpływać nawet na przebieg wydarzeń zewnętrznych w życiu swojego właściciela. I tu mamy przebieg karmy manifestowany w świecie zewnętrznym. Taki osobisty wir może wzbudzić niechciane przez właściciela zachowanie innej osoby. Obwiniana jest za to owa druga osoba. Tymczasem w takiej sytuacji i poszkodowany ma w tym swój karmiczny udział. (Bo nie w każdej) Tu wiele osób pomyśli o wolnej woli „sprawcy” takiego zła. Owszem: sprawca ów ma wolną wolę, tylko rzadko wtedy z niej korzysta. Bowiem daje się unosić mechanizmom tego karmicznego świata.
Klesia wewnętrznie najpierw przejawiają się w postaci bardzo lekkiego niepokoju, tak lekkiego, że człowiek nie odbiera tego jako niepokój, lecz jako pragnienie. (Niektóre nigdy się nie przejawią – gdyż zadziałają dopiero pod wpływem odpowiednich dla nich bodźców zewnętrznych, a gdy tych nie spotkają, to pozostają w uśpieniu. Te bodźce zewnętrzne są co najmniej dwóch rodzajów: bodźce ciała i bodźce otoczenia.) Realizując pragnienie rozładowuje napięcie wiru. Wir jednak nadal pozostaje, a nawet [/b]nabrał większej sprawności[/b]. Nadal gromadząc napięcie, które zamanifestuje się ponownie jako pragnienie. Wiry które stają się bardziej pobudzone, gdy ich napięcie nie zostanie rozładowane jako realizacja pragnienia, na tyle zwiększą napięcie, że pragnienie zamieni się w niepokój. W ten sposób silniej zmuszając osobę do realizacji. Dlatego ludzie często realizują swoje pragnienia głównie dla osiągnięcia spokoju. Uzyskują jednak ten spokój jedynie tymczasowo. Wir bowiem nadal pozostaje i uzyskuje coraz większą sprawność. Dlatego nauki mówią, że metodą wygaszania wirów jest wyrzeczenie, czyli powstrzymywanie się od pragnień. Jednak walka z nimi nie jest wygaszeniem, lecz jest innym ich napędzaniem. Wygaszanie polega na tworzeniu odpowiednich przeciw-wirów – które wygaszą określone odpowiadające im wiry. Wyrzeczenie bywa najczęściej rozumiane bardzo dosłownie jako odpór w sensie przeciwstawienia się bezpośredniego. Jako coś w stylu walki mieczem. Tymczasem wyrzeczenie jest złożonym procesem. Bowiem i natura kleś jest złożona. Gdyby tak łatwo było wyrzec się działania tych wirów karmicznych, to zbędne byłyby procesy opisane w naukach jogicznych. Także nauki duchowe, oraz religie nie niosłyby przekazów – które wyzwalają tych, którzy zdołają zaangażować się w nie na płaszczyźnie subtelnej. Bowiem zaangażowani gruboskórnie (traktujący religię jako formalność lub jako tradycję) wikłają się jeszcze bardziej. Łatwo jest rozpoznać jednych od drugich. I z pewnością zewnętrzni fanatycy należą do gruboskórnych.)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.boga.fora.pl Strona Główna -> Przyczyny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island