Forum www.boga.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Falowa natura i prawa karmy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.boga.fora.pl Strona Główna -> Kim jest człowiek i czym?
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:08, 11 Sie 2008    Temat postu: Falowa natura i prawa karmy

Napisane 28 stycznia 2005 roku

Falowa natura

Przyjaciel Zygmunta Freuda, Joseph Breuer, miał pacjentkę Annę O. posiadającą liczne objawy fizyczne i psychiczne. Anna nawet wprowadzona przez Breuera w stan hipnozy przejawiała silne reakcje emocjonalne.

Zanim jednak będę kontynuował przypadek Anny przypomnę tę banalną sprawę, że każdy człowiek posiada jakąś wrażliwość i czy tego chce, czy nie, ulega oddziaływaniu otoczenia. I nie chodzi tu tylko o reakcję na ciepło lub zimno, itp. bardziej fizyczne odruchy. Reagujemy przecież także naszym umysłem, który z kolei wywiera na nas wpływ, nawet fizyczny.
Już w roku 1784 rząd francuski powołał specjalny komitet składający się z 9-u wybitnych uczonych, którego członkowie zaobserwowali skłonność wielu ludzi do naśladowania zachowań z otoczenia.

Z całą pewnością taka skłonność występuje na poziomie nie tylko świadomym ale i podświadomym. Oczywiście wiele zachowań otoczenia jest sobie sprzecznych i z tej masy wybierzemy świadomie czy nieświadomie takie, które w jakiś sposób są zbieżne z nabytymi przez nas wcześniej preferencjami. Takimi preferencjami może być nasz wiek, środowisko, czy osobiste skłonności z którymi przychodzimy na ten świat. Jak i te wcześniej zaobserwowane zachowania z otoczenia, których było więcej.
Naśladowanie otoczenia odbywa się nie tylko w sposób dla nas czytelny, nie tylko świadomy i podświadomy (czyli taki, że widzimy i słyszymy coś i nie myśląc o tym zaczynamy być pod tego wpływem), ale też w sposób falowy. Nasze myśli, uczucia, emocje, ruchy, nawet kształt, wszystko to ma swoją falę. Wytwarzamy zatem mnóstwo różnych fal i sami żyjemy w gąszczu najprzeróżniejszych fal. Nie musimy zatem czegoś widzieć czy słyszeć, ani nad tym myśleć, a to może wywierać na nas swój wpływ. Oczywiście tylko wtedy, gdy mamy w sobie coś, co reaguje na daną falę, czyli karmiczną podatność. Działa to podobnie jak kamerton odbierający i reagujący na typowy dla siebie dźwięk z przestrzeni.
Ludzie nie tylko odbierają fale od ludzi, ale i od zwierząt. Oczywiście tylko te, które są wspólne dla jednych i drugich.
W ten sposób wszyscy w jakiś sposób wywieramy na siebie wpływ. Bez względu na to, czy to widzimy, czy nie. No i oczywiście nie we wszystkim, bo nikt nie ma w sobie podatności reagowania na wszystkie fale.
Są jednak fale na które reagują wszyscy. Wywołują starzenie się i śmierć.
Trochę inaczej jest z falami chorób. Ich odbiór i podatność na nie bywa różna. Jednak zaobserwowano, że są rejony, w których te fale są bardziej nasilone i tam występuje więcej przypadków danej choroby. Podobnie zdarzają się okresy czasowe, gdy jakaś fala wywołuje typową dla siebie chorobę, niekoniecznie epidemię wirusową ale też masowe zachorowania. Oczywiście wiedza medyczna potrafiła ustalić inne przyczyny wszelkich chorób, jednak nie uwolniło to świata od chorób.
Siłą rzeczy nasuwa się pytanie: Czy można w jakiś sposób zablokować w sobie podatność na odbiór jakiejś fali i w ten sposób wyzwolić się z pod jej działania?
Jeśli chodzi o starzenie się, to wiadomo, że proces ten przebiega u ludzi różnorodnie. Niektórzy np. mając 40 lat wyglądają na 50, inni zaś na 30 lat i mogliby się podać za dzieci tych pierwszych.
Możliwe, że wynika to z odmiennego reagowania na falę powodującą starzenie się.
Przyczyna może być też jeszcze inna albo dodatkowa. Na każdą falę może istnieć antyfala, czyli niwelująca jej działanie. Może falę starzenia się częściowo niwelują np. wiara, optymizm, radość, miłość, dobroć.

W tym miejscu wrócę do pacjentki Josepha Breuera. Anna była szczególnie wrażliwą osobą. Istotne też jest to, że reagując na wiele rzeczy silnie emocjonalnie wytwarzała potężną falę, na którą sama była podatna.
Gdy jej ojciec miał ataki duszności i wydawał dźwięki, to odczuwała taką przykrość, że starała się ich nie słyszeć. To przeżycie było u niej tak silne, że wystąpiły u niej autentyczne zaburzenia słuchowe.
Nie u każdego człowieka coś takiego wystąpi. Anna ze swoją nadzwyczajnością pod tym względem ukazuje nam jak nasze myśli, uczucia i emocje oddziaływują na nas samych. Z tym, że u większości ludzi rezultaty nie będą widoczne tak szybko. Jednak prędzej czy później zapłacimy za każdą zbędną myśl czy emocję.
Innym razem Anna czuwając przy chorym ojcu i mając łzy w oczach została przez ojca zapytana o godzinę. Z wysiłkiem przez łzy popatrzyła na zegarek i od tego momentu zaczęła mieć trudności z widzeniem.
Anna nie wiedziała, że te jej przeżycia były przyczyną tych zaburzeń. Do tego stopnia nie wiedziała, że nawet wprowadzona w hipnozę podawała sto innych przyczyn. Dopiero, gdy w hipnozie uświadomiła sobie prawdziwą przyczynę, zaburzenie ustępowało. Tak jakby uświadamiając wytwarzała antyfalę dla fali powodującej zaburzenie.
Przypuszczam jednak, że Annę było tak samo łatwo uleczyć jak zachorowała. Podobnie jak napis z masła łatwo się zmazuje, a Anna była wrażliwa niczym masło. Czyj umysł ma naturę kamienia, to jego dolegliwości muszą wystąpić po długotrwałym falowym oddziaływaniu i podobnie leczenie będzie długie i trudne. Upór zatem nie jest przydatny.
Ci zatem, którzy nie odczuwając na siebie takich wpływów, niech uważają jeszcze bardziej, późniejszy ich ból będzie bowiem silniejszy i trudniejszy do pozbycia się – jeśli obecnie poddają się niewłaściwym oddziaływaniom lekceważąc wszelkie konsekwencje.
Jakby nie było, wszyscy podlegamy falowym oddziaływaniom. Dlatego nawet zabijanie zwierząt i ich cierpienie, bo przecież uciekają od swoich zabójców, wywiera swój falowy wpływ na nas wszystkich.
Warto jest zatem choćby ograniczać spożywanie mięsa. I uwaga ta w zasadzie powinna się bardziej odnosić do osób pracujących w przemyśle mięsnym, niż do konsumentów, gdyż niewłaściwe traktowanie zwierząt wnosi wiele destrukcyjnych fal do ludzkiego świata.
Cierpienie innych ludzi także uderza w nas swoim falowym oddziaływaniem, nawet jeśli my tego nie odczuwamy. Nie odczuwamy, ale odbieramy i nie unikniemy jego działania na nas, które prędzej czy później wyrazi się fizycznie w naszym życiu, a my nie będziemy mogli pojąć dlaczego coś takiego nas spotyka.

Dlatego w miarę takiego rozwoju /społeczeństw/ jaki ma ludzkość, a polegającego na tworzeniu silnych wzajemnych strukturalnych zależności i wymogów opartych na prestiżu zawodowym i pieniądzu, wymianie towarowej, systemach pracy i szkolnictwa, pojawia się coraz więcej stresogennych sytuacji wytwarzających cierpienia i towarzyszące im fale. Fale te zaś uruchamiają fizjologiczne mechanizmy wyzwalając liczne zachorowania, określane chorobami cywilizacyjnymi, u osób mających odpowiadającą na daną falę karmiczną podatność, do której predestynować może cały zbiór różnych przyczyn.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 9:52, 11 Sie 2008    Temat postu: Prawa karmy

Prawa karmy

Czasami może zastanawiać, dlaczego tak wielu ludzi z natury dobrych ma tak złe życie. Ktoś, kto jest dobrego charakteru od urodzenia z pewnością już taki był w swoim poprzednim wcieleniu. Zatem będąc dobrej natury z pewnością nie postępował źle, zatem według prawa karmy obecne życie powinien mieć dobre. Dlaczego zdarza się, że bywa inaczej?
Podstawowe tego przyczyny są dwie.
Pierwsza ma związek z długotrwałym leczeniem, czyli jeśli ktoś przez wiele wcieleń postępował źle mimo wielu lekcji, i jeśli w którymś wcieleniu pojawiły się pierwsze oznaki moralnego zdrowia, to nie znaczy, iż taka osoba jest już zupełnie uzdrowiona moralnie i że w każdych warunkach będzie działać poprawnie. Dlatego mimo manifestacji oznak zdrowia moralnego będzie jeszcze poddawana karmicznemu uzdrawianiu poprzez trudy życia aż do osiągnięcia pewnego zdrowia moralnego w każdych warunkach.
Drugą przyczyną bywa własny wybór duszy. Wybór trudniejszego życia, aby poprzez trud i cierpienie wznieść się jeszcze wyżej w rozwoju i poznaniu. Oczywiście taki wybór wiąże się też z możliwością klęski, gdyż czasem dusza postawi sobie zadania ponad swoje możliwości moralne oraz swojej osobowości i upada niżej, musząc po tym podjąć proces regeneracyjny w kolejnych wcieleniach.

Może także zastanawiać, dlaczego tak wielu ludzi z natury złych ma tak dobre życie. Ktoś, kto jest złego charakteru od urodzenia z pewnością już taki był w swoim poprzednim wcieleniu. Zatem będąc złej natury z pewnością nie postępował dobrze, zatem według prawa karmy obecne życie powinien mieć złe. Dlaczego zdarza się, że bywa inaczej?
Podstawowe przyczyny są także dwie.
Dobre życie bardzo często otrzymują dusze wcielające się w swoich pierwszych inkarnacjach. Daje im się na początku jak najlepsze warunki, mimo że przyjmują one zazwyczaj cechy inklinujące do powstania złych zachowań, a nawet później i złe cechy. (Mogą to uczynić z wielu powodów. Nawet z chęci poznania danej cechy i zapanowania nad nią, czy z chęci zbliżenia się do ludzi z podobnymi cechami, aby ich od nich uwolnić. Poza tym istnieje cała masa przyczyn towarzyszących tym powodom.) Tak było z wszystkimi duszami. Każdy otrzymał szansę stania się dobrym w dobrych warunkach. Gdy zaś nie podołał swemu zadaniu, to ponosił klęskę, z której musi się kiedyś podnieść. Wtedy dane jest poznanie konsekwencji wynikających ze złych cech. Ma to mobilizować do wydajniejszej pracy nad daną cechą, aby nad nią zapanować poprzez przekształcenie jej w dobrą.
Druga przyczyna, to pomoc dla dusz mających bardzo upadłe osobowości. Czasem osobowość mimo licznych ciężkich żywotów staje się tak zapamiętała w swoim złym działaniu, że nie wie już, co to jest dobro i zachodzi potrzeba, aby go jednokrotnie, w jednym życiu, doświadczyła ponownie. Stwarza się jej szansę opamiętania.
Dlatego mimo przejawiania demonicznej natury może otrzymać w którymś życiu bardzo sprzyjające warunki. Jest to tak zwana druga szansa ze strony dobra.
W ten sposób dobro pojawia się na początku, dając możliwość godnego postępowania. I pojawia się po krańcowym upadku, dając możliwość zbawienia. Aby nikt swego zła nie mógł usprawiedliwić ciężkim życiem, brakiem miłości, dobra, czy brakiem drugiej szansy ze strony dobra.

Czy jednak w/w przyczyny są podstawowymi z zasady? Nie. Są one jedynie podstawą do zrozumienia złożonych zagadnień karmicznych.
Nie same jednak prawo karmy określa osobowość i życie jednostki. Prawo karmy musi uwzględniać przeznaczenie określonej inkarnacji.
Inkarnację całej osobowości i karmy jednostki można porównać do wyjazdu człowieka. I tak jak ludzie wyjeżdżają albo służbowo, albo na wczasy, czy też na zaprawę harcerską, biorąc przy tym potrzebną część swojego dobytku i mając odpowiednie do rodzaju działania nastawienie – podobnie osobowość inkarnuje swoją częścią wraz z przypisaną jej karmą.
I każdy taki jednorazowy przejaw inkarnacji, mimo że jest jedynie fragmentarycznym przejawem osobowości i karmy, nie jest nawet natychmiastową manifestacją, lecz przejawia się powoli, według własnego rytmu i odpowiednio do okoliczności.

Przejaw ten trwa jeszcze jakiś czas po śmierci ciała. Z tym, że czas płynący po śmierci ciała jest czymś innym niż czas za jego życia. Dlatego różne mogą być jego opisy. Inaczej się go opisze z ludzkiej perspektywy, a inaczej z perspektywy „ducha zmarłego”. A względem siebie czasy te mają się jeszcze inaczej.
Z tego powodu po paru dniach od śmierci, „duch zmarłego” jednocześnie jest i jednocześnie go nie ma. Żyje on równolegle do naszego życia mając nawet czasem z nami kontakt nawet po wielu latach od tzw. śmierci mimo, że go już nie ma wg naszego czasu, gdyż jego czas nie biegnie równolegle z naszym. W swoim czasie on jednak żył równolegle do nas i my możemy mieć kontakt z nim w jego czasie. On już przeżył z nami to, co my przeżywamy. Ale że kontakt odbywa się w naszym czasie, to doświadczamy wrażenia jednoczesności. Duch zresztą także, gdyż on w czasie kontaktu istnieje.

Rysunek 1

[link widoczny dla zalogowanych]

Również po śmierci naszego ciała przydarzyć się może nam spotkanie z wcześniej od nas zmarłymi.

Rysunek 2

[link widoczny dla zalogowanych]

Może to wynikać z tego, czas B po naszej śmierci zawiera się w czasie C zmarłego przed nami.

W uproszczeniu można powiedzieć, że jakiś początek czasu B po naszej śmierci zawiera się w czasie B spotkanego zmarłego.

Rysunek 3

[link widoczny dla zalogowanych]

Jednorazowy przejaw inkarnacji nie dotyczy jedynie życia ziemskiego, bo zawiera w sobie tzw. życie pozagrobowe, które jest także elementem rozwojowym. Po doświadczeniach w czasach A, B i C osobowość modyfikuje odpowiednio do nich swoją całościową karmę. I w kolejnym wcieleniu-wyprawie może inkarnować biorąc część swoich lepszych lub gorszych cech i niezależnie od tego biorąc część swojej gorszej albo lepszej karmy. Podobnie jak wyjeżdżając bierze się więcej albo mniej pieniędzy, czy nawet zaciąga się kredyt, gdy są rokowania, co do jego spłaty.
Z powyższego wynika, że to, co się nam przydarza w życiu, w żaden sposób nie daje podstaw do osądzania, czy jesteśmy lepsi, czy gorsi od innych, ani do stwierdzeń, że zasłużyliśmy no to, czy tamto, bez względu, czy jest to dobro, czy zło, które się nam przytrafia.
„W tym samym czasie przybyli do niego niektórzy z wiadomością o Galilejczykach, których krew Piłat pomieszał z ich ofiarami.
I odpowiadając, rzekł do nich: Czy myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż wszyscy inni Galilejczycy, że tak ucierpieli?
Bynajmniej, powiadam wam, lecz jeżeli się nie upamiętacie, wszyscy podobnie poginiecie.
Albo czy myślicie, że owych osiemnastu, na których upadła wieża przy Syloe i zabiła ich, było większymi winowajcami niż wszyscy ludzie zamieszkujący Jerozolimę?
Bynajmniej, powiadam wam, lecz jeżeli się nie upamiętacie, wszyscy tak samo poginiecie.” (Łuk. 13:1-5, BW)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 9:55, 11 Sie 2008    Temat postu: Kompilacja z 4-ch wydań

"Człowiek będzie musiał udać się do domu wieczności. Na ulice zaś zaczną wnet wychodzić płaczki.
Zanim jeszcze zostanie zerwany sznur srebrny /nić łącząca ciało z resztą nośników/, i zanim się stłucze czasza złota, i wiadro /chodzi o dzwon - pozostałe ciała istoty/ się rozbije u źródła /przy wejściu fragmentarycznej osobowości w całą/ i kołowrót złamany /przerwany/ wpadnie do studni /chodzi o tunel/.
Wróci się proch do ziemi, jak przedtem był, dech zaś wróci do Boga, który go kiedyś dał."
/Kompilacja Kazn. 12:5-7 z 4-ech Biblii: W., G., T., W-P./


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jerzy Karma dnia Pon 9:56, 11 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 6:52, 14 Wrz 2008    Temat postu: Co w umyśle - to i w ciele

P.s.
/Powstałe 14 września 2008 roku o 7.00./


Co w umyśle - to i w ciele

Wszyscy ludzie tworzą określony umysł zbiorowy. SKładający się także z licznych mniejszych o różnym zakresie umysłów.
Istnieje oddziaływanie na umysł człowieka owego umysłu zbiorowego i jego podzbiorów.
W oddziaływanie to wchodzi się także poprzez interakcję, czyli Ty chcesz wpłynąć na ludzkość, na społeczność, czy na kogoś, a nawet na przedmioty będące wytworami związanymi w jakiś sposób ze społecznością, lub też masz jakikolwiek kontakt z nimi - wtedy umysł Twój podlega wszystkim tym zbiorowym siłom. I nawet jeśli nie wszystkie z nich zamanifestują się w swojej oryginalnej formie, bo staną się bardziej lub mniej zmodyfikowane przez umysł jednostki, to działanie ich istnieje.

Dlatego liczni mędrcy i święte osoby robiły coś, co było odcięciem się od tego wszystkiego.
Nie byli oni jednak mędrcami i świętymi wg samych siebie, gdyż chęć bycia mędrcem, czy świętym, jest jednym z tych elementów tworzących wyżej wspomniane interakcje - zatem uzależnia jednostkę.
Oni ze swojego punktu widzenia działali jedynie inaczej. Jak ludzie nie z tego świata.
Do form takiego odcięcia trzeba zaliczyć ascezę, wyrzeczenie, a w najłagodniejszej postaci posty, czy odpowiednie modlitwy, zatem nie te proszące o rzeczy tego świata, gdyż one wiążą ze światem.

Do metod odcięcia szczególnie używano wycofania się, izolacji.
Od wszystkiego, co ma związek z ludzkim światem. Są to nawet budynki, gmachy, oraz wszystkie przedmioty i wytwory ludzkie. Dlatego wiedzący albo - najczęściej - idący tą drogą intuicyjnie, redukował i ograniczał kontakt z tymi przedmiotami do niezbędnego minimum. Co ten świat postrzega jako ascetyzm. Zaś ascetyzm uważa za ograniczanie przyjemności.

Kto zatem chce uniknąć manipulacji, niech wie, że nawet patrząc na budynek... już jest manipulowany. Jednak on sam z własnej woli cały czas w tym tkwi i się tego trzyma, gdyż obok całego arsenału zalewów informacyjo-sterujących, zawsze pozostaje ów element wolnej woli, który może powstać jakby z martwych i podjąć własną decyzję ku wyzwoleniu. Jednak on śpi nie chcąc sie obudzić.


Sprawy te są omówione także w Przypomnieniu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jerzy Karma dnia Nie 6:53, 14 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Igmana (ptak)




Dołączył: 27 Kwi 2008
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:15, 14 Wrz 2008    Temat postu: Izolacja, czy jednoczenie się?

Piszesz Jerzy, że izolacja od świata chroni przed jego falowym wpływem na nas.
W szczególności przed negatywnymi skutkami tego wpływu.
I że dlatego święci oraz mędrcy izolują się.
Piszesz, że nawet patrzenie na budynek poddaje nas określonej manipulacji z jego (budynku) strony. Oczywiście, nie o budynek sam chodzi, lecz o idee twórców w nim przejawione.
Zatem myśl zawarta w kamieniu, a nie sam kamień wpływa na nas.

Fale, o których piszesz, są falami świadomości, bo wszystko w ostatecznej postaci jest świadomością.
Dlatego obrona także tkwić będzie w świadomości. Jakiej?
Na pewno szerszej od tej, która na nas działa.
Inaczej, takiej, która potrafi objąć sobą niejako to, co działa.
Mając właściwe zrozumienie, jesteśmy wolni od wpływu na nas określonej fali.
Nie podlegamy jej, bo wiemy, czym jest i czym my jesteśmy.
Wiemy, że nie jesteśmy tym, co próbuje na nas wywrzeć swój wpływ.
Czyż nie jest to skutecznym antidotum?
Czy Bóg, mając najszerszą świadomość podlega czemukolwiek?
On jest ponad i jednocześnie we wszystkim.
Nie potrzebna mu izolacja, gdyż będąc wszystkim, wie o wszystkim wszystko.
To daje „wszechwiedzę”, najszerszą (absolutną) świadomość.

Czy zatem izolacja, czy „poddanie się” działaniu świata w celu jego poznania i zrozumienia uwolni nas od jego wpływów?
Jednak musi to być świadome poddanie się, z określoną świadomością wyjściową.
Inaczej świat pochłonie nas.

Piszesz ascetyzm.
Ja mówię złoty środek. Wink
Mądrości nie nabywa się poprzez wycofanie, ona przychodzi z aktywności i działania.
Bo działanie rodzi przeróżne implikacje, zmusza do szukania skutecznych rozwiązań.
Pozwala na kumulację wiedzy o trafionych rozwiązaniach.
I to uwalnia od sytuacji wiążących.

Pozdrawiam Wink
Igmana


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:47, 15 Wrz 2008    Temat postu: Wybrać jednoczenie się z Bogiem

Witaj Igmano, dziękuję Ci za szersze przedstawienie zjawisk o których napomknąłem.
Dzięki temu możemy je lepiej omówić.

Rozumiem to doskonale, że "droga środka" może się podobać Smile
Mi też się zawsze ona podobała Wink
Z jakich względów - to już odpowiedz sobie sama, gdyż to są względy archetypowe dla tego świata.
Nazywasz środkową drogę "złotym środkiem". Słowo "złoty" ma tu sugerować podświadomości, że jest to jakaś cudowna, albo i najlepsza, droga.
"Złoty środek" jest jednak złoty jedynie dla tego świata.
I jest wynalazkiem tego świata - próbą bycia TAM bedąc TU.
Przy tym opierając się na sprawach tego świata, by jednocześnie mieć profity TAMTEGO.

Jeśli ktoś chce próbować tej metody - ma wolną wolę.
Dlaczegóż zatem miałbym być przeciw jego wolnej woli?
Próbuj zatem - jeśli chcesz.
W młodości też mi ta droga środka przypadła do gustu.
Przekonałem się jednak, że nie ma w niej mocy wyzwalającej.
Może ona jedynie ulepszyć życie w tym świecie - słuzy zatem jedynie ulepszaniu tego świata. Co z pewnością jest także dobre.

Różkokrzyżowcy ze Wspólnoty Różokrzyżowej uczą o tym, że ten świat jest w ewolucji duchowej. Droga środka harmonizuje z tym poglądem, gdyż ona przyśpiesza tę ewolucję.
Uczą jednak też, że ta ewolucja trwa przez wiele inkarnacji Ziemi.
Wspominając przy tym, że jednostka ma szansę, by w pojedynkę zrobić to szybciej.

Nawet w czasie jednego swojego zycia.
I nie za pomocą metody złotego środka, lecz musi to być coś bardziej radykalnego.
Coś jak wybuch atomu, by osiągnąć odpowiednią "prędkość kosmiczną" Wink
Na przejście TAM.
Natomiast "złotym środkiem lokomocji" można przyjemnie poruszać się najwyżej tutaj Smile

____________________________________

Teraz odnośnie budynku i o tym co ujęłaś jako "idee twórców w nim przejawione".
Skoro zaś jest tak jak napisałaś: "Zatem myśl zawarta w kamieniu, a nie sam kamień wpływa na nas."

Dlaczego jednak oddzielasz tę myśl od kamienia?
Skoro jest w nim zawarta, to stała się w określony sposób częścią jego.
Podobnie jak Twoje myśli obecnie już nie myślane są częścią Ciebie. Nie myślane obecnie, a jednak działające na Ciebie. Tak jak działa na Ciebie Twoja przeszłość.

Skoro zaś kamień jest emanantem myśli, to nie tylko twórców, ale każdego kto miał z nim doczynienia. Zaś o sile emanacji decyduje osobista natura kamienia jak i siłla myśli które do niego przylegały.
Bywa zaś, że moc myśli czy uczuć "użytkownika" jest silniejsza niż moc idei twórcy.
Zatem to, co kamień przejawia, powstaje w najróznorodniejszy sposób.

Apropo patrzenia na budynek /wszyscy wiemy, że w domyśle mamy dowolny przedmiot - niekoniecznie budynek/, to liczy się nie tylko kontakt wizualny, czy słuchowy, lecz także forma samej obecności przedmiotu.
We wszystkich kulturach zawsze zwracano uwagę na przebywanie w obecności określonych przedmiotów lub miejsc. Znane są np. pielgrzymki do miejsc nazywanych świetymi, oraz to, iż miały one charakter oddziaływań na ludzi.
Mniej jednak zwracano uwagę na oddziaływania przedmiotów "nieświętych".
Tymczasem to one jednak najbardziej determinują życie ludzi.
W nich nieswiadomie zapisujemy swoje niedoskonałości i słabości, a one potem je jeszcze wzmacniają w nas. Ba! Niepozwalają nam z nich wyjść!
Dlatego jeśli gdzieś ulega ktoś słabościom... to niezwykle trudno będzie mu sie tam ich pozbyć. Wystarczy jednak, że opuści takie miejsce i wszystkie jego przedmioty, a z zaskakującą łatwością dozna uwolnienia na czas dłuższy, niż doświadczyłby w owym miejscu. Na czas dłuższy tylko, nie zaś w ogóle, gdyż jeśli ma jeszcze to we własnym wnętrzu, to z czasem to się wypłynie.
Jednak jest to sytuacja, gdy może pracować nad sobą bedąc wolnym od przeszkód z otoczenia.

Jeśli zaś ktoś nie wierzy w tego rodzaju oddziaływania falowe, czy wibracyjne, to odwołam się do skojarzeń umysłu. Gdy robisz określone działania postrzegając jakieś przedmioty, to późniejszy widok owych przedmiotów będzie tak oddziaływał skojarzeniowo na Twoją podświadomość, że nastapi pobudzenie do ponownego robienia tych działań. Oczywiście pozostaje to w określonej zależności od czasu.

Istnieje bowiem specyficzny indywidualny dla zjawiska zakres czasu, gdy takie oddziaływanie pojawia się szczególnie.

Budynek stojący w miejscu publicznym podlega oddziaływaniom nie tylko jego np. mieszkańców, ale i wszystkich, którzy go mijają lub go widzą.
____________________________________

Co do fal, to nie ważne jak je nazwiesz. Czy np. Ty świadomością, a ja np. nieświadomością.
Ktoś bowiem może rzec, iż nieświadomość jest prawdziwą świadomością, gdyż steruje świadomością.
Zależy zatem jak co zechcemy zdefiniować.
O świadomości może Igmano jeszcze sobie kiedyś popiszemy Wink

Jeśli zaś chodzi o Twoje sformułowanie, że: "wszystko w ostatecznej postaci jest świadomością"
To ono też wynika z określonej definicji świadomości.
Gdy ktoś przez świadomość uzna sposób reakcji ludzi na świat, wtedy to sformułowanie nie będzie prawdziwe.
W szerszym sensie zaś będzie prawdziwe, gdy np. uznamy, że atom też przejawia swoiste dla siebie procesy myślowe.

Igmana (ptak) napisał:
Dlatego obrona także tkwić będzie w świadomości. Jakiej?
Na pewno szerszej od tej, która na nas działa.
Inaczej, takiej, która potrafi objąć sobą niejako to, co działa.
Mając właściwe zrozumienie, jesteśmy wolni od wpływu na nas określonej fali.
Nie podlegamy jej, bo wiemy, czym jest i czym my jesteśmy.
Wiemy, że nie jesteśmy tym, co próbuje na nas wywrzeć swój wpływ.
Czyż nie jest to skutecznym antidotum?


Czy człowiek przejawia taką świadomość?
Jeśli nie, to nie jest wolny.
I czym jest działanie?
Np. gdy człowiek uderza człowieka, kiedy świadomość spowoduje, że uderzenia nie będzie - choć ono zaistniało?
Fale zaś działają jak uderzenia.
Gdy Cię uderzą, która świadomość spowoduje brak uderzenia?
Kto z ludzi ma taką?
Człowiek uderzany nie jest tym uderzeniem, jednak ból odczuwa.
Jak zatem działa Twoje antidotum?
Napisz o jakim zrozumieniu wspominasz, które to zrozumienie ma być owym antidotum.

To - co tu piszemy - jest dla ludzi. Uwzględniajmy zatem w tym to, czym się posługują.

Igmana (ptak) napisał:
Czy Bóg, mając najszerszą świadomość podlega
czemukolwiek?
On jest ponad i jednocześnie we wszystkim.
Nie potrzebna mu izolacja, gdyż będąc wszystkim, wie o wszystkim wszystko.
To daje „wszechwiedzę”, najszerszą (absolutną) świadomość.


Tak. Kto z ludzi tak ma?
I najpierw nalezy odpowiedzieć na pytanie: Co rozumiesz przez izolację?
Bo jeśli Bóg nie podlega wpływom, to owe niepodleganie wpływom jest swego rodzaju izolacją.
Inne pytanie jakie nalezy postawić to: Kim jest Bóg, a kim jest człowiek?
I czy te dwie pozycje można postrzegać jednakowo?
Albo czy wiesz na czym polega świadomość Boga?
__________________________________________

Igmana (ptak) napisał:
Czy zatem izolacja, czy „poddanie się” działaniu świata w celu jego poznania i zrozumienia uwolni nas od jego wpływów?
Jednak musi to być świadome poddanie się, z określoną świadomością wyjściową.
Inaczej świat pochłonie nas.


Ten - kto pozna ten świat i zrozumie go - zostawia go.
I taka jest izolacja od niego.


Igmana (ptak) napisał:
Mądrości nie nabywa się poprzez wycofanie, ona przychodzi z aktywności i działania.
Bo działanie rodzi przeróżne implikacje, zmusza do szukania skutecznych rozwiązań.
Pozwala na kumulację wiedzy o trafionych rozwiązaniach.
I to uwalnia od sytuacji wiążących.


W sprawach tego świata z pewnością.
Inna kwestia to, czym jest aktywność i działanie?
Czy siedzenie w medytacji jest nimi?
Cool
Dlaczego medytacja jest bardziej twórcza, niż sama aktywność - choć twórcza inaczej.
Działanie ogranicza też samo siebie. Niedziałanie pozwala często znaleźć lepsze rozwiązania Wink
I niedziałanie bardziej opiera się na skumulowanej wiedzy. Działanie zaś jest pochłonięte sobą.
Szybciej niedziałanie uwalnia, niż działanie.
Jednak trzeba wiedzieć o czym piszę.
Bo jak chcesz mieć ciepło, to musisz działać, by uwolnić się od zimna - i tu masz rację.
Gdy jednak sprawa jest bardziej złożona i wymaga nowych rozwiązań, to jakiekolwiek działanie może okazać się błędem - wtedy ratunkiem jest niedziałanie - bo w nim najszybciej pojawia się rozwiązanie. Jako uwolnienie.
I z pewnością wiesz też, że w jeszcze innym sensie, to głównie działania uwarunkowują ludzi najbardziej - i stają się przeciwieństwem uwolnienia. Mam tu na myśli liczne działania karmiczne.

Wierzę, że pomożesz mi rozwinąć ten temat dalej.

Jerzy


P.s.
Temat swojego postu zatytułowałaś: Izolacja, czy jednoczenie się?
Muszę zatem zająć stanowisko.
Rzeczywiście następuje tu takie nałożenie się pojęć, iż dochodzi do niezłego zamieszania. Do tego samo słowo izolacja w ogólnym odczuciu jest odbierane bardziej negatywnie, niz pozytywnie. Zaś słowo jednocześnie zyskało tyle archetypowej charyzmy.
Jednak już samo pytanie jest bardzo mylące, gdyż nie wiadomo czego dotyczy.
Zależy bowiem z czym się jednoczyć, jak i od czego izolować się. Wink

Jak najmniej niepożądanych wpływów życzę Ci - zatem zupełnej izolacji od nich. Smile
I jednoczenia się z błogosławieństwami.
Niech one będą z Tobą.
Jerzy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:27, 18 Wrz 2008    Temat postu: Złota ścieżka Buddy

Jeśli jednak określenie „złoty środek” ktokolwiek kojarzy z buddyjską drogą środka, to sprawę należy omówić dokładnie.


W temacie wyżej napisałem:
„…mędrcy i święte osoby robiły coś, co było odcięciem się od tego wszystkiego.
/…/ Do form takiego odcięcia trzeba zaliczyć ascezę, wyrzeczenie, a w najłagodniejszej postaci posty, czy odpowiednie modlitwy, zatem nie te proszące o rzeczy tego świata, gdyż one wiążą ze światem.

Do metod odcięcia szczególnie używano wycofania się, izolacji.
Od wszystkiego, co ma związek z ludzkim światem.
/…/
…wiedzący albo - najczęściej - idący tą drogą intuicyjnie, redukował i ograniczał kontakt z tymi przedmiotami do niezbędnego minimum. Co ten świat postrzega jako ascetyzm. Zaś ascetyzm uważa za ograniczanie przyjemności.”

Na co odparłaś:
Cytat:
„Piszesz ascetyzm.
Ja mówię złoty środek.”


    „Rzekł Wzniosły do pięciu mnichów:
    Dwa są krańce, o wy mnisi, których unikać musi ten, kto porzucił dom rodzinny. Jakie dwa?
    Jeden kraniec to życie w uciechach, w oddawaniu się rozkoszy i używaniu. To jest niskie, nieszlachetne, ziemskie, niegodne i bez wartości. A drugi kraniec – to życie w samoudręce; i to jest bolesne, niegodne i bez wartości.
    Z dala od tych dwóch krańców, o wy mnisi, stoi Doskonały. Drogę poznawszy, która leży po środku, która wzrok otwiera i wiedzę daje, która prowadzi do spokoju, do poznania, do oświecenia, do wygaśnięcia. /…/ Jest nią szlachetna, z ośmiu części złożona Ścieżka: słuszny pogląd, słuszne postanowienie, słuszne słowo, słuszny czyn, słuszny żywot, słuszne dążenie, słuszne skupienie, słuszna medytacja.”
    / Dhamma-czakkappawattana-sutta/



Zwracam uwagę, że Budda mówiąc o drodze środka zwraca się do specyficznej grupy ludzi: „kto porzucił dom rodzinny”. I nie ma w Jego nauce negacji owego porzucenia. Dom rodzinny jest zaś tu elementem i reprezentantem tego świata z jego wpływami. Jedni porzucają ów dom dla gonitwy /”życie w uciechach, w oddawaniu się rozkoszy i używaniu”/. Inni dla tak skrajnej ucieczki, że ona sama staje się gonitwą za czymś innym /„życie w samoudręce; i to jest bolesne, niegodne i bez wartości”/.
Żadna z tych dróg nie daje równowagi. Każda obraca się wokół niepokoju.
Tymczasem podstawą jest SPOKÓJ.
Ten zaś doskonale jest widoczny na środku wagi obu szalek Wink
Droga środka jest przez Buddę rozumiana jako droga spokoju.
„Drogę poznawszy, która leży po środku /…/ prowadzi do spokoju, do poznania, do oświecenia, do wygaśnięcia /…/ z ośmiu części złożona Ścieżka: słuszny pogląd, słuszne postanowienie, słuszne słowo, słuszny czyn, słuszny żywot, słuszne dążenie, słuszne skupienie, słuszna medytacja.”

Nauki harmonizują z tym – o czym napisałem wyżej.
Buddyjska słuszność jest wedyjską obowiązkowością, biblijnym prawem.
Kto się tych rzeczy będzie trzymał, zostawia rzeczy tego świata.
Należy to właściwie rozumieć.
Zewnętrznie bowiem Buddę postrzegało w/w pięciu mnichów w taki sposób: „Oto idzie asceta Gotama, który żyje w obfitości, który zaniechał dążenia [do wyzwolenia przez umartwienie] i który oddał się zbytkowi. Nie będziemy składać mu czci…”
Jezusa także oceniano podobnie: „A gdy uczeni w Piśmie spośród faryzeuszów widzieli, że je z grzesznikami i celnikami, rzekli do uczniów jego: Czemu je z celnikami i grzesznikami?”
(Mar. 2:16, BW)
Jednak mimo tego Budda i Jezus nie należeli do tego świata, ani do jego spraw. Byli w stanie wyrzeczenia bez wyrzekania się. Nie wyrzekali się go i nie gonili za nim. Byli wolni od jednego i od drugiego. Nie musieli walczyć ze światem z żaden sposób.
Jeśli to rozumie ktoś przez drogę środka, albo „złotą drogę”, wtedy obranie tej drogi będzie właściwe.
Z pewnością droga ta jest izolacją od świata – w tym sensie, że nie leży na żadnej z jego szalek wagi. Kto nią idzie – ten nie będzie ważony, ani jego uczynki.
„Lecz kto postępuje zgodnie z prawdą, dąży do światłości, aby wyszło na jaw, że uczynki jego są dokonane w Bogu.” (Jan. 3:21, BW)


Jak człowiek zaangażowany w światowe sprawy może porzucić ten świat?
Skoro jest miotany przez jego fale.

Musi oprzeć się ośrodek wagi, czyli ani nie walczyć, ani nie poddawać się falom - bo jedno i drugie wiąże z nimi. Ośrodkiem wagi jest słuszne działanie, wypełnianie właściwych przypisanych obowiązków, i praw opartych na miłości bliźniego. Kto tak stanie - porzucił świat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Igmana (ptak)




Dołączył: 27 Kwi 2008
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:27, 20 Wrz 2008    Temat postu: Oddzielność, czy jedność?

Witaj Jerzy,
Masz rację, co do drogi złotego środka, podobnie to pojmuję.
Wspaniale rozwinąłeś temat. Smile

Chcę jednak zwrócić uwagę na tytuł Twego, poprzedniego postu: „Wybrać jednoczenie się z Bogiem”.
Sugeruje on bowiem, że wybierając jednoczenie, zakładamy niejako początkowe oddzielenie od Boga.
Czy jednak oddzielenie jest w ogóle możliwe? Taka świadomość, że gdzieś tam jest Bóg, a tu ja, oddzielony, jest wg mnie wysoce niewłaściwa.
Jeżeli faktycznie bylibyśmy oddzieleni, to czy w naszej mocy byłoby to zmienić?
I co to znaczy oddzielenie? Czyż nie jest wszystko jednością?

Zakładam, że chodziło Ci raczej nie o faktyczne oddzielenie, lecz o świadomość bycia poza Bogiem. Zachodzi zatem konieczność określenia, czym jest Bóg.
Pisałeś w innym temacie, że odbieramy, czujemy Boga magnetycznie. Skoro tak się dzieje, to znaczy, że jesteśmy z nim w jakiś sposób połączeni, przenikamy się. Skoro tak, to jak można wybierać jednoczenie się?
Można wybierać jedynie coraz lepsze dostrajanie się poprzez podnoszenie wibracji własnej do … no właśnie, do czego? Do szerszej świadomości?
Czyli Bóg, to świadomość absolutna?
A my cząstkowy, zawężony w niej udział?

Moją świadomością, jestem zjednoczona z Bogiem, nie muszę wybierać jednoczenia się, bo nigdy nie byłam poza nim. Na najgłębszym poziomie wszystko jest jednorodne. Atomy osiągają prędkość kosmiczną. Jest tylko światło ….

Mogę wybierać doskonalenie się, aby dojść do boskiej doskonałości w moim działaniu i świadomości.
Tzn., właściwie chodzi o świadomość, z niej wypływa działanie.
I moja istota, ta doskonała, boska istota, która jest w tej chwili dla mnie, człowieka uwięzionego w matrixie „niedostępna”, jest w Bogu.
I ona wie to, czego nie wiem ja – człowiek, żyjący w iluzji fałszywych wyobrażeń i przekonań. Dlatego wędruję drogą złotego środka ….. Wink
Wędruję w Bogu i do Boga …. A może do siebie prawdziwej? Nie oddzielonej?

Pozdrawiam Wink
Igmana


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Igmana (ptak) dnia Sob 0:33, 20 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:42, 20 Wrz 2008    Temat postu: Re: Oddzielność, czy jedność?

Droga Igmano,

Cieszy mnie niezmiernie Twoje głębokie wnikanie w niektóre zagadnienia.
Widzę też, że w naturalny dla ludzkiego umysłu sposób, oczekujesz w ich zrozumieniu oprzeć się na logice.
Tymczasem chcąc ową logikę zastosować do fragmentarycznych postrzeżeń tegoż umysłu.
Wtedy zaś najczęściej dochodzi się do widzenia pozornych sprzeczności, których nie ma w całościowym oglądzie.

Rozważmy dla przykładu kwestię jaką poruszyłaś.

Otóż na mój apel, by jednoczyć się z Bogiem, napisałaś:

Igmana (ptak) napisał:
Czy jednak oddzielenie jest w ogóle możliwe? Taka świadomość, że gdzieś tam jest Bóg, a tu ja, oddzielony, jest wg mnie wysoce niewłaściwa.
Jeżeli faktycznie bylibyśmy oddzieleni, to czy w naszej mocy byłoby to zmienić?
I co to znaczy oddzielenie? Czyż nie jest wszystko jednością?


Odpowiem tak.
Nie jest wszystko jednością dla postrzegających wyłącznie ten świat.
Nie jest jednością dobro ze złem.
Czym zaś jest człowiek? Mający wolną wolę co do obrania kierunku.
Ma potencjał co do jedności ze wszystkim: zarówno ze złem, jak i z dobrem.
Ma zatem w sobie jakby jedno i drugie. Mogąc korzystać z obu.
Każdy musi się opowiedzieć za czymś - coś wybrać.
Balansowanie tu i tam - nic nie pomoże nikomu:
" A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich." (Obj. 3:16, BW)

Ten potencjał jedności człowieka z Bogiem do którego nawiązujesz w swojej wypowiedzi jest właśnie ową Dobrą Nowiną, jaką głosił Jezus:
"Ani nie będą mówić: Oto tutaj jest, albo: Tam; oto bowiem Królestwo Boże jest pośród was." (Łuk. 17:21, BW)
" A idąc, głoście wieść: Przybliżyło się Królestwo Niebios." (Mat. 10:7, BW)

Zwróćmy uwagę na jest i przybliżyło się.
Jedni dostrzegą w nich sprzeczność, uważając iż będąc blisko domu nie są jeszcze w domu. Inni zaś będąc blisko domu wołają: Jesteśmy już w domu!
Jednak Jezusowi chodziło o coś jeszcze innego. Mówiąc, że "jest pośród was" wskazywał na ludzki potencjał - na możliwość jaką ma człowiek. Mówiąc "przybliżyło się" wskazywał na zwiększenie tych możliwości dla człowieka.

Zatem jedność do której nawiązałaś Igmano jest w określony sposób. W inny sposób zaś nie ma jej.
Gdy człowiek oddaje się mocom zła... jakże może być w jedności z Bogiem?
Zło najpierw musi zostać odtrącone:
"Jeżeli natomiast Ja palcem Bożym wypędzam demony, zaiste przyszło już do was Królestwo Boże." (Łuk. 11:20, BW)

Należy zatem porzucić zło najpierw, by móc doświadczać jedności z Królestwem Bożym, które Bóg od początku przeznaczył do udziału człowiekowi:
"Nie bój się, maleńka trzódko! Gdyż upodobało się Ojcu waszemu dać wam Królestwo." (Łuk. 12:32, BW)
Dając przy tym wolność w przyjęciu Go, lub w nieprzyjęciu.

Wszyscy zatem możemy mieć dostęp do Boga i jedności z Nim.
Co nie znaczy, że mamy ów dostęp zawsze. Gdyby ten dostęp był zawsze - czy ten świat tak by wyglądał?

W nas jednak znajduje się droga ku temu dostępowi - i przez nią każdy już jest jakby w jedności z Bogiem, jednak każdy sam - jeśli chce - musi na nią wkroczyć. Jeśli zaś nie wkroczy - jedności z Bogiem nie zazna.

Igmana (ptak) napisał:
Pisałeś w innym temacie, że odbieramy, czujemy Boga magnetycznie. Skoro tak się dzieje, to znaczy, że jesteśmy z nim w jakiś sposób połączeni, przenikamy się. Skoro tak, to jak można wybierać jednoczenie się?


Kogo jednak miałem na myśli?
Tych, którzy wstąpili na ową drogę ku jedności.
Tak właśnie wybieramy jedność z Bogiem.
Początkowo niezdarnie - jak dzieci. Często jakby nieświadomie - lecz wiedzeni wrażliwością serca, które ma własną świadomość. Wielu dopuściwszy swój niezdarny umysł blokuje własne serca i zawraca z drogi. Inni z pomocą umysłu wkraczają nań.

Nie wystarczy człowiekowi, że Bóg przenika go - człowiek jeszcze musi przyjąć i odebrać owe przenikanie.

Igmana (ptak) napisał:
Czyli Bóg, to świadomość absolutna?
A my cząstkowy, zawężony w niej udział?


Musiałabyś napisać jak rozumiesz słowo "świadomość absolutna". Wink
Przyjmując jednak Twoje rozumienie intuicyjne /tutaj nieopisywalne/ i to, że jest to świadomość doskonała - nie może ludzka niedoskonała świadomość być jej częścią.
Niedoskonałe nie jest bowiem częścią doskonałego - jak zło nie jest częścią dobra.

Igmana (ptak) napisał:
Moją świadomością, jestem zjednoczona z Bogiem, nie muszę wybierać jednoczenia się, bo nigdy nie byłam poza nim.


Nigdy nie byłaś? Zawsze postępowałaś doskonale?
Nie musisz wybierać? Czy to znaczy, że nie możesz wybierać?

Na co z wyprzedzeniem odpowiedziałaś:
Igmana (ptak) napisał:
Mogę wybierać doskonalenie się, aby dojść do boskiej doskonałości w moim działaniu i świadomości.


Zatem dopiero wtedy idziesz ku jedności z NIM.

Igmana (ptak) napisał:
Na najgłębszym poziomie wszystko jest jednorodne. Atomy osiągają prędkość kosmiczną. Jest tylko światło ….


Człowiek sięgnął umysłem i zmysłami do światła... atomów... Czy to znaczy, że sięgnął nimi do Boga? Albo że poprzez nie poznał Boga?

Igmana (ptak) napisał:
moja istota, ta doskonała, boska istota, która jest w tej chwili dla mnie, człowieka uwięzionego w matrixie „niedostępna”, jest w Bogu.
I ona wie to, czego nie wiem ja – człowiek, żyjący w iluzji fałszywych wyobrażeń i przekonań. Dlatego wędruję drogą złotego środka …..


Kim zatem się zajmujemy?
Czy Tobą?
Czy "Twoją istotą", którą określiłaś: "doskonała, boska istota"?

I jeśli ona jest w jakiś sposób dla Ciebie niedostępna, to czy ją masz, czy nie masz?
I kim ona jest?
Kto Cię więzi? Czym jest owe więzienie?
Jest to światek "iluzji fałszywych wyobrażeń i przekonań."
Czyje one są?
Będąc w nich nie ma możliwości iść drogą złotego środka.
Będąc w nich idzie się już drogą - lecz inną. I prowadzącą w przeciwnym kierunku.
Jak więc możesz iść wąską drogą idąc szeroką? /Napisałaś sama: "ja – człowiek, żyjący w iluzji fałszywych wyobrażeń i przekonań"/

Igmana (ptak) napisał:
Wędruję w Bogu i do Boga …. A może do siebie prawdziwej? Nie oddzielonej?


Jeśli jednak wędrujesz, to znaczy iż walczysz.
    "Nie mniemajcie, że przyszedłem, przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz." (Mat. 10:34, BW)

Ziemia jest tym światem /niedoskonałością/. Kto w nim jest i wybiera inny świat, to temu światu to sie nie podoba.
    "Ducha prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie widzi i nie zna; wy go znacie, bo przebywa wśród was i w was będzie. (Jan. 14:17, BW)


Czy zaś do siebie prawdziwej? Z pewnością, gdyż prawdziwe jest to, co nie przeminie.
"Wtedy powie król tym po swojej prawicy: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, odziedziczcie Królestwo, przygotowane dla was od założenia świata." (Mat. 25:34, BW)

Czy teraz zaś jest to - co jest święte i doskonałe - oddzielone od Ciebie?
Sama odpowiedz sobie.
Nie językiem filozofii, lecz językiem faktów i działania.

Niech błogosławieństwa Boga będą z Tobą
I z każdym kto to czyta


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Igmana (ptak)




Dołączył: 27 Kwi 2008
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:12, 20 Wrz 2008    Temat postu:

Drogi Jerzy,

Doskonale zdaję sobie sprawę z fragmentaryczności postrzegania mojego umysłu jak i ze stosowanych przezeń narzędzi. I choć sam umysł jest narzędziem istoty, jaką jestem, to stosuje on logikę przy próbie opisu tego, co postrzega.
Istota zaś (czyli ja), dostrzega dychotomie powstające z „logicznego” oglądu, gdyż ma w sobie zgromadzoną szerszą wiedzę. Dostrzegając te dychotomie, potrafi widzieć więcej.

Ja-człowiek (cząstka tej istoty) zdaję sobie sprawę z niekompletności siebie tu i teraz, oraz z ograniczonych możliwości dostępu do baz danych.
Jednakże, ja-człowiek, mając umysł i uczucia zbieram doświadczenia, przekształcam je na wiedzę i wzbogacam siebie, tym samym istotę.
Nie podejmuję się opisu, czym jest owa istota, bo przekracza to możliwości człowieka.
Czuję jednak, że jestem tu tylko cząstką siebie, że jest mnie więcej. Wink
Czuję też, że jest coś więcej poza istotami.

Jest jakaś inteligentna siła sprawcza, którą umownie nazywamy Bogiem.
Stwarzając warunki do zaistnienia wszystkiego, co jest, wg jakiejś idei, planu, Bóg niejako „mieszka” w stworzonym dziele.
Jego plan realizuje się poprzez boskie prawa.
My jesteśmy częścią tej realizacji.
Stopniowo „poznajemy” zamysł Stwórcy, włączając się w dzieło dalszego tworzenia.
Oczywiście, niezbędna jest wiedza, wynikająca z gromadzonych doświadczeń. To określa posiadaną świadomość, ta zaś wpływa na dalsze działanie i możliwości twórcze.

Istota, jaką jesteśmy funkcjonuje w wielowymiarowej rzeczywistości, na różnych jej płaszczyznach.
Jedną z takich płaszczyzn jest nasze życie na Ziemi.
Nie mając głębszego wglądu w złożoność istnienia, funkcjonujemy niejako w Matrixie.
Ci, co nie znają PLANU ani PRAW, prześlizgują się przez życie nieświadomie, pogrążeni w hipnotycznym śnie.
Niektóre jednostki widzą więcej niż inne, choć też nie wszystko.
Jednak życie TU ma sens. Ma swoje uzasadnienie, inaczej nie istniałoby.
Tak naprawdę, wszystko ma sens, mimo, że często go nie dostrzegamy.
Wszystko dzieje się zgodnie z wolą Boga, wg jego zamysłu.
Nasza wola też jest elementem tego zamysłu.
Dlatego dopuszczone i przewidziane są wszelkie warianty rzeczywistości.
Coś na kształt boskiego eksperymentu.
Nasze odczuwanie życia jako uciążliwości bądź radości jest skutkiem nadanej nam wolnej woli i nie/umiejętnego jej stosowania.
Umysł, z jego logiką ma nam służyć do wyciągania wniosków i przemiany siebie, do zmiany naszego działania na coraz bardziej zgodne z boskimi prawami.

Dana nam została najwspanialsza możliwość poczucia całości, Boga.
Dzieje się to za sprawą miłości.
Miłość, naprowadza na właściwą drogę, gdzie jest Bóg.
I choć Bóg wciąż w nas jest, bo nigdy nas nie opuścił, nie poczujemy go, gdy nie dopuścimy do siebie miłości.
Dlatego, warto ją poznać i nią żyć.
Mamy wolną wolę, czy i kiedy to się stanie.
I mamy też potencjał, jak słusznie zauważyłeś.
Potencjał na wszystko, zarówno dobro i zło.
Takie „stopniowanie dramaturgii” w istnieniu.
Trzeba jednak pamiętać, że każdy cyklon, tornado ma swoje oko ciszy.
Kwestia umiejscowienia się. Wink

,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,

Świadomość absolutna, nie znaczy świadomość tylko doskonałości. To świadomość wszystkiego, co jest. Czyli także zła. Czy zakładasz, że Bóg może nie być czegoś świadomy?
Świadomość nie jest jednak tym samym, co wyrażanie. Można mieć świadomość zła, jednak nie przejawiać go. To kwestia wolnej woli i wyboru. Także wyboru bycia zniewolonym, by nie musieć wybierać. By inni za nas wybierali. To takie wygodne, choć zgubne. Wynika z zawężonej świadomości. Z tego, czym się karmimy …

Jerzy, nie ma sprzeczności w moich wypowiedziach, które uwypuklasz. To po prostu inne spojrzenie na różne kwestie. Sam doszukujesz się tu logiki, którą mi wcześniej zarzuciłeś.
Stąd pozorne rozbieżności.
I czy na pewno dobrze odbieramy swoje myśli?
Czy zawsze muszę postępować doskonale, by mieć świadomość zjednoczenia z Bogiem?
Czy jedno implikuje drugie?
Wydaje mi się, że inaczej pojmujemy to zjednoczenie.

Pytasz, czy to, co doskonałe i święte jest teraz oddzielone ode mnie.
Powiem tak, jest i nie jest.
To zależy, na co patrzę i co wybieram w danym momencie.
Co ogarniam swoją świadomością.

Piszesz też Jerzy:
„Niech błogosławieństwa Boga będą z Tobą
I z każdym kto to czyta”

To ja pytam, dlaczego ograniczasz to czytanie do 6 osób, które są zarejestrowane i które mogą się zalogować, aby to przeczytać.
Dlaczego tworzysz granice? Czy Bóg tego chce?
Czy właściwym jest wymuszanie rejestracji?
Potrzebne są kurtyny?

Oczywiście, odpowiesz pewnie, że nikogo nie zmuszasz.
A jednak …… nie zarejestrujesz się, nie będziesz czytał …...
I nie czytają nie zarejestrowani, bo nie wybierają rejestracji, choć może wybraliby czytanie.


Pozdrawiam Cię w nie/doskonałości Wink
Igmana


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:38, 21 Wrz 2008    Temat postu: Duch ludzki

Igmano.

Napisałaś, że inteligentną siłę sprawczą nazywamy Bogiem.
Domyślam się, że używając słowa "nazywamy" miałaś na myśli ludzi.
Jeśli tak, to jest to jedynie Twój subiektywny osąd.

Wielu ludzi postrzega Boga jako coś więcej niż siłę.
Poza tym siła jest pojęciem, które kojarzy się bardziej przedmiotowo, niż osobowo.
Przedmiotom na ogół nie przypisuje się inteligencji. Ty zaś określasz tę siłę inteligentną.
Z pewnością w ten sposób /świadomie lub nie/ chcesz nadać jej specyficznej natury - nie przedmiotowej.

Możliwe też, że nawiązać chciałaś do bytu inteligentnego, który ma siłę - moc, sprawczą - jak napisałaś.
Jednak słowo siła stało się podmiotem w całym określeniu.
Z jednej strony można to zaakceptować, gdyż Bóg dysponuje jedyną absolutną siłą we wszechświecie.
Boga zaś ludzie często określali za pomocą Jego przymiotów, a tym jest też SIŁA.
Można też ową boską siłę uznać za siłę zupełnie inną od tych, znanych np. ludziom.
My bowiem możemy jedynie postrzegać któreś wtórne jej przejawy i je nazywać siłami.
I z pewnością tak jest.
Zatem siła Boga jest poza zasięgiem naszych percepcji i rozumienia.
Tak jak i On sam. I daje nam siebie tyle tylko - ile On zechce i ile uzna.
Jak i poznania swoich sił.

Z drugiej strony nie można ograniczać Boga do Jego mocy i narzędzi jakich używa, a które są Jego wtórnymi manifestacjami.
O ile zatem ze zwrotu "siła sprawcza, którą umownie nazywamy Bogiem" można odczytać ileś prawidłowych pojęć, to jednak może on wprowadzić umysł ludzki na nie do końca właściwe zbliżanie się do Boga, a nawet spowodować jego oddalenie.
__________________________________________

Widzę, że masz określony pogląd na relację Bóg - człowiek.

Igmana (ptak) napisał:
...umysł jest narzędziem istoty, jaką jestem...Istota zaś (czyli ja), dostrzega dychotomie powstające z „logicznego” oglądu, gdyż ma w sobie zgromadzoną szerszą wiedzę. Dostrzegając te dychotomie, potrafi widzieć więcej.


Dlaczego istota gubi się w swoim narzędziu umyśle? Traci własną świadomość? Poddając się działaniu umysłu i czyniąc go świadomoscią?

Igmana (ptak) napisał:
...Ja-człowiek (cząstka tej istoty) zdaję sobie sprawę z niekompletności siebie


Zatem kim jest owe "Ja-człowiek"?
Przedstawiasz go jako cząstkę "tej istoty".

Nawiązujesz zatem do:
1. Ja-istota /nadświadomość, duch ludzki/
2. Ja-człowiek /świadomość, dusza człowieka/

Kim jesteś Ty teraz - gdy np. piszesz:
Igmana (ptak) napisał:
...Istota zaś (czyli ja), dostrzega...

?

Co decyduje o tym, gdzie ktoś jest?

A kim jesteś gdy piszesz:
Igmana (ptak) napisał:
...Ja-człowiek (cząstka tej istoty) zdaję sobie sprawę z niekompletności siebie


Igmana (ptak) napisał:
...ja-człowiek, mając umysł i uczucia zbieram doświadczenia, przekształcam je na wiedzę i wzbogacam siebie, tym samym istotę.


Kto zatem ma być zbawiony i przed czym?
I czym w świetle tego jest zbawienie, czy też oświecenie?
Czym prawo karmy i czym wolność od niego?

Kto potrzebuje wiedzy? A kto wrażeń albo zabawy?

Igmana (ptak) napisał:
Nie podejmuję się opisu, czym jest owa istota, bo przekracza to możliwości człowieka.
Czuję jednak, że jestem tu tylko cząstką siebie, że jest mnie więcej. Wink
Czuję też, że jest coś więcej poza istotami.


Nie podejmujesz się opisu Ja-istoty? Twój jakiś opis jej dałaś.
Patrz Twoje wypowiedzi jakie dałem w tym poście w pierwszym cytacie.
I dalej:
Igmana (ptak) napisał:
Istota, jaką jesteśmy funkcjonuje w wielowymiarowej rzeczywistości, na różnych jej płaszczyznach.
Jedną z takich płaszczyzn jest nasze życie na Ziemi.


W określony sposób masz sporo racji. Jednak w tym temacie dobre sa słowa Buddy: Wszystko to jest prawdą i nieprawdą.

Jeśli bowiem służy wskazaniu na jakieś aspekty postrzegania rzeczywistości, wtedy jest prawdą. Gdy zaś ktoś bierze to dosłownie, wtedy popada w fałsz.

Ja-człowiek, czyli "świadomość", też może zostać w jakimś opisie podzielona. I nawet często działa jakby w podzieleniu. Jednak podstawową naturą owej "świadomości" jest jedność.
Mimo tej jedności często działa ona jakby w rozdarciu.
Przyczyna tkwi w dysharmonii stanów, wibracji, niepamięci, zaburzeniach świadomości.
To wszystko powoduje, że człowiek działa niejednolicie - niczym legion.
Np. legion demonów. Miotany w nieświadomości licznymi siłami pchającymi tu i tam, i jeszcze gdzieś.
Z powodu ciała fizycznego nie mówi się jednak o człowieku jako o legionie, czy jako o kilkunastu osobach Wink

A co miałbym Ci ukazać, byś istotę-Ja, człowieka-Ja, i owe więcej-Ja, ujrzała jako jednolitość? I z pewnością coś takiego istnieje - co poświadcza taką jedność.
O ile zatem odróżnianie czemuś ma służyć, o tyle nie może być przedstawiane jako absolutna prawda. Najwyżej jako część prawdy.

Matrix jako film i jako symbol pozostają jedynie wskazówką na istnienie określonych metod we wszechświecie. Nie można jednak ograniczać świata do Matrixa Wink Wówczas bowiem skazywałoby się własną inteligencję na nędzę poznawczą.
Świat nie jest Matrixem.
Jeśli ludzie "prześlizgują się przez życie nieświadomie, pogrążeni w hipnotycznym śnie", to czynią tak z potrzeby własnych serc oraz z lenistwa.
Nie wiń za to Boga twierdzeniem:

Igmana (ptak) napisał:
Wszystko dzieje się zgodnie z wolą Boga, wg jego zamysłu.
Nasza wola też jest elementem tego zamysłu.


Sugerujesz tym bowiem, iż nasza wola działając zgodnie z wolą Boga:
1. Nie jest wolną
2. Zło wynika z woli Boga, a nie człowieka

Dalej jednak zaprzeczasz temu:
Igmana (ptak) napisał:
Dlatego dopuszczone i przewidziane są wszelkie warianty rzeczywistości.


Jeśli zatem są "dopuszczone", to jest dana jakaś wolność.

I ciagle czynić pragniesz z Boga kogoś niewiedzącego:
Igmana (ptak) napisał:
Coś na kształt boskiego eksperymentu.


Bóg nie musi eksperymentować.
On ma wiedzę.

Igmana (ptak) napisał:
Nasze odczuwanie życia jako uciążliwości bądź radości jest skutkiem nadanej nam wolnej woli i nie/umiejętnego jej stosowania.


Dlaczego radość jest wg Ciebie nieumiejętnością?

Igmana (ptak) napisał:
Umysł, z jego logiką ma nam służyć do wyciągania wniosków i przemiany siebie, do zmiany naszego działania na coraz bardziej zgodne z boskimi prawami.


Przeznaczone ku temu zostało serce.
Co sama dalej wyraziłaś:
quote="Igmana (ptak)"]Dzieje się to za sprawą miłości.
Miłość, naprowadza na właściwą drogę, gdzie jest Bóg. [/quote]

Umysł może jedynie pomagać w tym, jak i przeszkadzać.
_______________________________________________

Igmana (ptak) napisał:
Świadomość absolutna, nie znaczy świadomość tylko doskonałości.


Czym innym jest określenie "świadomość doskonała", a czym innym "świadomość doskonałości i niedoskonałości". Nigdzie nie napisałem, że jedno przeczy drugiemu.
Nadal twierdzę, że świadomość absolutna jest sama w sobie doskonała.
Smile
_______________________________________________
quote="Igmana (ptak)"]Czy zawsze muszę postępować doskonale, by mieć świadomość zjednoczenia z Bogiem?
Czy jedno implikuje drugie?
Wydaje mi się, że inaczej pojmujemy to zjednoczenie. [/quote]


Zależy jakie zjednoczenie masz na myśli.
Te które Ty masz na myśli jest początkową więzią z Bogiem, która prowadzi ku doskonałości - do pełnego zjednoczenia.
_______________________________________________


Igmana (ptak) napisał:
Dlaczego tworzysz granice? Czy Bóg tego chce?


Na świecie są granice.
Bo tego wymagają świadomości - takie jakie są.
Bóg wielu rzeczy nie chce, jest jak lekarz, który nie chce dawać gorzkich lekarstw - lecz daje.

Moja niedoskonałość potrzebuje jeszcze sporo gorzkich lekarstw.
Choć doświadczam wspaniałych chwil jedności z Bogiem - one jednak są Drogą, która prowadzi ku pełnej jedności.
Czym bowiem częściej pochłonięte jest moje serce i mój umysł?
Przecież sprawami tego świata.
Z nim bowiem mam większą obecnie jedność, niż z Bogiem.
Oceniając choćby po czasie zajęcia zmysłów, albo po czasie reakcji ciała na Boga, czy na ten świat.

Oby obiektywizm był z nami
I z każdym człowiekiem.
Czytającym to i nie czytającym tego Wink

P.s.
Odbiegliśmy w zasadzie od głównego tematu: "Falowa natura".
Jednak w niej leżą odpowiedzi na poruszane tu kwestie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.boga.fora.pl Strona Główna -> Kim jest człowiek i czym? Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island