Forum www.boga.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
2. DUSZA - WIELOBARWNE SŁOWO
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.boga.fora.pl Strona Główna -> Dusza - wiele znaczeń
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:19, 12 Gru 2010    Temat postu: 2. DUSZA - WIELOBARWNE SŁOWO

JJW111000645


DUSZA – WIELOBARWNE SŁOWO



Wielu ludzi wyznaje pogląd, iż dusza umiera wraz z ciałem. Za życia ciała fizycznego związek duszy z nim jest tak silny, że nie dziwię się, iż niektórzy ludzie spostrzegają je jako jedność.
Wystarczy, że ci ludzie mając Biblię jako swój autorytet znajdą tam zdania, które przyjmą w znaczeniu odpowiadającym ich widzeniu siebie, a będą mieli gotowe cytaty na poparcie swoich iluzji. Nie pomyślą, że te cytaty mogą dotyczyć na przykład ciała ludzkiego /fizycznego/. Większość ludzi na świecie zawsze utożsamiała się z ciałem fizycznym, szczególnie manifestowało się to w działaniu, i dlatego do takich ludzi można powiedzieć, że to, z czym się utożsamiają – a więc zgodnie z ich utożsamianiem oni – stanie się prochem.
Nawet Salomon myślał, że życie ludzkie kończy się razem z życiem ciała. I tak też myślał o życiu zwierząt. Myśli swoje zawarł w Księdze Kaznodziei. Wiemy jednak, że Salomon mimo swojej rozległej mądrości był bardzo omylną i błądzącą istotą. Jego błędy wynikały szczególnie z silnego przywiązania i utożsamiania się z ciałem fizycznym. On nie widział siebie i ludzi więcej niż jako ciało. Dlatego też upadł z powodu ciała.
Czy możemy, zatem opierać się na autorytecie Salomona? Zaś to, że jego myśli są zawarte w Biblii ma być dla nas ostrzeżeniem. Niektórzy zaś wyrywają je z kontekstu i podają jako słowa wypowiedziane z natchnienia bożego, np. Alfred Palla uczy:

>> Powracający do Boga duch nie jest nieśmiertelną duszą, gdyż wraca do Niego oddech każdej istoty – dobrej i złej: "Ten sam los spotyka sprawiedliwego, jak i złoczyńcę, tak czystego, jak i nieczystego" (Koh.9:2). Tak świętego, jak nie nawróconego. Do Boga powraca energia każdej żywej istoty, tak człowieka, jak zwierzęcia; wszystkie organizmy podlegają bowiem tym samym biologicznym prawom:
"Los bowiem synów ludzkich jest ten sam[ /b], co i los zwierząt: [b] los ich jest jeden[ /b]: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i [b] oddech życia ten sam[ /b]... Wszystko idzie na jedno miejsce: powstało z prochu i wszystko do prochu znów wraca." (Koh.3:19-20)
Palla pominął jednak inne ważne zdania poprzedzające i kończące powyższe.
„18. [b] Powiedziałem sobie: Ze względu na synów ludzkich tak się dzieje. Bóg chce ich bowiem doświadczyć, żeby wiedzieli, że sami przez się są tylko zwierzętami.
...
21. Któż pozna, czy siła życiowa synów ludzkich idzie w górę, a siła życiowa zwierząt zstępuje w dół, do ziemi?
22. Zobaczyłem więc, że nie ma nic lepszego nad to, że się człowiek cieszy ze swych dzieł, gdyż taki jego udział. Bo któż mu pozwoli widzieć, co stanie się potem? ” (Koh 3:18,21-22, BT)

Z których wybitnie wynika, że są to jedynie rozważania i przekonania Salomona, a nie objawienie Boga. Zaś w wersecie 22 Salomon wyraźnie stwierdza, że nie wie /nie jest w stanie widzieć/ co jest po śmierci i dlatego woli się cieszyć życiem tym, które ma w ciele jako człowiek. Jak wiadomo dobrze na tym nie wyszedł.
Zresztą jak wiadomo wśród żydów istniały dwie grupy ludzi, gdzie jedni uważali, że po śmierci nie ma istnienia, a drudzy, że jest. w Biblii jest kilka zdań wyrażających podobne poglądy jak miał Salomon, Dawid woła:
„Odwróć się, Panie, ratuj duszę moją, Zbaw mnie przez łaskę swoją!
Bo po śmierci nie pamięta się o tobie, w krainie umarłych któż cię wysławiać będzie?” (Ps. 6: 5-6, BW)

I najczęściej te cytaty są wykorzystywane jako argument na nieistnienie życia po śmierci. Pomija się fakt, że są to tylko poglądy ludzkie, których Biblia zawiera wiele. Ponadto kolejny wyznawca tych poglądów, Dawid, skończył podobnie źle jak Salomon, gdyż myślał, że jest tylko ciałem i sprawy cielesny były dla niego najważniejsze.
Bo cóż może być ważne dla ciała oprócz cielesnych przyjemności. Dlatego źle się dzieje, gdy ludzie myślą, że są tylko ciałem. Wtedy bowiem nie wiedzą o tym, że dusza ma wyższe potrzeby oprócz tych związanych z ciałem. I nie mogą rozwijać się w sprawach wyższych trzymając się tylko rzeczy doczesnych.
Dawid z powodu pożądania Batszeby , żony Uriasza Chetejczyka, posłał go na śmierć. "Ten postępek, który popełnił Dawid, nie podobał się Panu." (2 Sam. 11:27, BW)
I Bóg przez proroka Natana rzekł mu: „Dlaczego więc wzgardziłeś słowem Pana, popełniając zło w oczach jego? Uriasza Chetejczyka zabiłeś mieczem, jego żonę wziąłeś sobie za żonę, jego zaś zabiłeś mieczem Ammonitów.
Teraz już nie odstąpi miecz od twojego domu po wszystkie czasy, dlatego że mną wzgardziłeś i wziąłeś żonę Uriasza Chetejczyka, aby była twoją żoną.” (2 Sam. 12:9-10, BW)

Podobnie Salomon z powodu przywiązania do ciała, myśląc że nie ma nic ponad nie, zatracił się w tym, co cielesne:
„1. Król Salomon pokochał wiele kobiet cudzoziemskich: córkę faraona, Moabitki, Ammonitki, Edomitki, Sydonitki, Chetytki,
...
5. Toteż poszedł Salomon za Asztartą, boginią Sydończyków, i za Milkomem, ohydnym bałwanem Ammonitów.” (1 Król. 11:1,5, BW)

Alfred Palla usiłuje przekonać: >>Psychika przestaje istnieć, gdy umiera ciało, choć dzięki wierze umysłu, wierności uczuć i woli posłuszeństwa Bogu możemy żyć wiecznie. Produkt naszego umysłu, uczuć i woli może świadczyć o prawdzie nawet po śmierci, jak to obrazują dusze zabitych męczenników w wizji, którą ukazano Janowi (Ap.6:9-10).<<
Jednak w wizji z Apokalipsy to nie produkty umysłu wołają, ale dusze, czego Palla nie chce widzieć:
„A gdy zdjął piątą pieczęć, widziałem poniżej ołtarza dusze zabitych dla Słowa Bożego i dla świadectwa, które złożyli.
I wołały donośnym głosem: Kiedyż, Panie święty i prawdziwy, rozpoczniesz sąd i pomścisz krew naszą na mieszkańcach ziemi?
I dano każdemu z nich szatę białą, i powiedziano im, aby jeszcze odpoczęli przez krótki czas, aż się dopełni liczba współsług i braci ich, którzy mieli podobnie jak oni ponieść śmierć.” (Obj. 6:9-11, BW)


Jan nie napisał, że to ciała wołały, gdyż te były martwe albo już nawet nie istniały, także i krwi ich już nie było. Poza tym krew nie ma głosu, a nie chodzi tu o metaforę poetycką, gdyż Jan wyraźnie relacjonuje, że widzi anioła i wołające dusze mówiące o krwi. A zatem występuje tu rozdzielność duszy od krwi w sensie dwóch innych bytów, gdyż dusza dalej istnieje i woła, krew zaś została przelana, zginęła i akt ten „wymaga” zadośćuczynienia.
Ciekawe, czy wg Palli, te szaty białe, to też dano produktom umysłu?
Apokalipsa nie przedstawia poglądów Jana, ale to, co mu zostało objawione.


Profesor Robert Leo Odom, duchowny pewnych kręgów, wiele piszący o Biblii, napisał książkę pt. „Czy twoja dusza jest nieśmiertelna”, w której stara się udowodnić, że dusza jest śmiertelna. I na pewno za pomocą „swoich” biblijnych cytatów udowodni to każdemu niezbyt głęboko myślącemu czytelnikowi (bo np. nie ma na to czasu lub sił). Niestety większość ludzi jest skłonna do poddawania się myślom innych i nie jest w stanie dostrzec w ich argumentacjach pewnych niedociągnięć. A dzieje się to szczególnie wtedy i u tych ludzi, którzy w swej podświadomości są skłonni do przyjęcia właśnie „udowadnianego” im światopoglądu.
Co to znaczy znajomość Biblii?
Nie znaczy to wiedzieć, co jest w niej napisane, czy też cytować ją na pamięć. To potrafi komputer. Znajomość Biblii to rozumieć to, o czym jest w niej napisane.

Profesor Odom pisze w swojej książce, że: dusza = nefesz = psyche = osoba = ciało + dech życia. Na stronie 27 tryumfuje: „ludzka dusza może zostać zabita, może umrzeć, może zostać zniszczona.” Jest widoczne, że profesor nie wie, iż odnośnie nauki o życiu duszy po śmierci istnieje dalsza wiedza.
Tak jak ciało fizyczne żyje i umiera, tak – dusza, która z niego ulatuje – żyje przez jakiś czas po śmierci ciała, lecz „po to”, aby po pewnym czasie też umrzeć. Skoro dusza = osoba to dusza = osobowość. A niedoskonałe nie może trwać w nieskończoność. To, co po śmierci ciała zostaje żywe jako całość, po oddzieleniu od ciała zacznie istnieć niezależnie od niego przez jakiś okres. To jest życie duszy. Gdy jednak przyjdzie kres tego życia, to Ktoś opuszcza tę duszę, a ona sama, podobnie jak niegdyś jej ciało, zaczyna ulegać stopniowemu rozkładowi. Oczywiście dusza, która za życia człowieka osiągnęła pewien stopień doskonałości zostanie ocalona. Jest to jednak już całkiem inna energetycznie dusza. Podobnie może zostać ocalone ciało, gdy dusza osiągnie wyższy stopień doskonałości. w Biblii występują opisy ciał wziętych do nieba.
„Przez wiarę zabrany został Henoch, aby nie oglądał śmierci i nie znaleziono go, gdyż zabrał go Bóg. Zanim jednak został zabrany, otrzymał świadectwo, że się podobał Bogu.” (Hebr. 11:5, BW)
Czy jednak, gdy dusza niedoskonała umrze, to czy nic już po człowieku nie zostaje? Otóż zostaje. Zostaje coś, co też można nazwać duszą, choćby duszą duszy.
Sam profesor Odom na str.11 cytuje: „Jak bowiem Ojciec ma żywot sam w sobie, tak dał i Synowi, by miał żywot sam w sobie.”/Jan 5,26/ Paweł zaś napisał: „Jeden Bóg i Ojciec wszystkich.”/Efez.4,6/ Jeśli więc Paweł nazywa Boga Ojcem wszystkich, to czyż wszyscy nie są Jego Synami i Córkami? Wszyscy, więc otrzymaliśmy żywot, jaki ma Ojciec. Wszyscy wszakże żyjemy i istniejemy. I w tym sensie mamy żywot już teraz. Jeśli zaś nie mamy go dziś takim, jakim ma go Ojciec, czyli nie wyrażamy go doskonale, to będziemy go mieli w odpowiednim czasie. Wszyscy bowiem będą zbawieni – wszyscy doprowadzeni do doskonałości. Wszyscy bowiem są dziećmi Jego. Któż zaś może myśleć, że doskonały Ojciec, jakim jest Bóg, nie potrafi nauczyć dziecka swego doskonałości? „Ostatecznym zamiarem Boga jest łaska dla wszystkich.”/Rzym,11,24-26/
W języku polskim słowo dusza ma obecnie już kilka znaczeń i dlatego mogą zachodzić nieporozumienia. Jedno ze znaczeń odpowiada hebrajskiemu nefesz. Nefesz i jej moment śmierci nie musi mieć związku z momentem śmierci ciała fizycznego.
Na stronie 26 prof. Odom cytuje jak Jozue ostrzem miecza wytracił nefesz Kanaanitów /Joz.10:28/, albo że zabójca zabił nefesz /Joz.20:3,9/, zaś wcześniej na stronie 25 cytuje, że ludzie nefesz zabić nie mogą /Ew.Mat. 10:28 /.
Jest to więc albo wyraźna sprzeczność, albo i samo nefesz ma kilka znaczeń. Jedno nefesz [i] człowiek może zabić, a innego [i] nefesz nie może.
Dalej więc na str. 28 profesor słusznie zauważa, że słowo nefesz ma wiele znaczeń. Profesor spostrzega dwa takie znaczenia: 1/ nefesz = człowiek żywy, 2/ nefesz = zwłoki. Wiemy, że człowiek żywy, to nie zwłoki; zwłoki zaś nie są żywym człowiekiem.
Dlaczego więc określa te dwa sprzeczne sobie stany tym samym wyrazem? Dlatego, że jest to typowe dla wyrazów bardzo ogólnikowych i określających sobą bardzo szerokie spektrum znaczeń. Takim słowem jest „osoba”.
Człowiek żywy jest osobą – jako ciało i dusza /i duch /.
Człowiek martwy to też jakaś osoba – mówi się przecież, że umarł, np., Janek Osobiński, czyli określamy ciało jako osobę i idziemy oglądać je w ten sposób jako umarłego na pogrzebie.
Istota niematerialna – która może przejawić się przez materię, to też osoba, czyli nefesz = psyche.
Nie są to oczywiście wszystkie znaczenia nefesz. Jest ich więcej. Te jednak wystarczą do naszych obecnych rozważań. /Istnieje kilka nefesz umierających po śmierci ciała, i istnieje jeszcze nefesz – duch nieśmiertelny./
Prof. Odom na str.29 cytuje z Ew. Mateusza 16,26: „... co da człowiek w zamian za duszę swoją?” Jednak nie zauważa, że gdyby w tym wypadku chodziło tylko o żywe ciało ludzkie, to wiemy przecież, że jest wiele rzeczy, które można za nie dać. Handel ludzkimi żywymi ciałami był na świecie stosowany, bywało też tak, że niewolnik mógł się wykupić sam z niewoli – a więc „coś” dawał za żywe ciało swoje, wobec tego dusza jest czymś innym niż żywe ciało ludzkie – w każdym razie jeśli idzie o tę duszę, o której mówił Chrystus w cytowanej Ew. Mateusza. Aż dziwne, że profesor tego nie wychwycił. Nie jest to jednak dziwne, gdy znamy skłonności umysłu ludzkiego do dostrzegania tylko tego, co mieści się w przyjętych osobistych lub grupowych dogmatach. Wszyscy, którzy opierając się na niektórych zdaniach z Biblii twierdzą, że po śmierci człowieka nie zostaje po nim nic prócz zwłok, wiedzą że oprócz nich inna duża grupa ludzi też opierając się na /innych/ zdaniach z Biblii po śmierci tego ciała uznaje życie odrębnej od ciała fizycznego duszy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jerzy Karma dnia Nie 6:59, 19 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:28, 12 Gru 2010    Temat postu: c.d.

JJW111000646


Do grupy przyjmującej istnienie tego faktu należą nie tylko „poganie”, ale i katolicy, prawosławni, mahometanie, wiele grup protestanckich i innych. Wśród każdej z tych grup jest wielu wnikliwych i szczerych ludzi. Wielu jest bardzo inteligentnych. Są też tacy, którzy czytają Biblię z modlitwą i wierzą, że zrozumienie jej treści płynie do nich od Ducha Świętego. /Cóż, wiara ma moc czynić cuda, ale czy wiara każdego? Tak więc powoływanie się na wiarę zarówno u jednych, jak i u drugich, nie jest żadnym argumentem./
W ostatnich latach dzięki prasie parapsychologicznej wielu ludzi zetknęło się z pojęciem srebrnego sznura. Przedstawiano go też na rysunkach. Sznur ten łączy duszę /tu: niewidzialne ciała/ z ciałem fizycznym jeszcze przez kilka dni po śmierci człowieka, lecz duszy w ciele oczywiście już nie ma. O tym srebrnym sznurze pisał już Salomon: „zanim zerwie się srebrny sznur.” /Ks.Kazn.Sal.l2,6/ Pisał też o złotej czaszy, o dzbanie nad zdrojem i o pękniętym kole.
Czym jest złota czasza, dzban nad zdrojem albo owe koło wiedzą dziś ci, którym to zostało dane, można rzec, że uczniowie wtajemniczonych /np. we Wspólnocie Różokrzyżowej/. Biblia zawiera wiele opisów, których przeciętny człowiek nie jest w stanie pojąć i odnosi je siłą rzeczy do tego, co zna. Ponieważ chce na siłę uwierzyć, że jest mądry.
Pod pojęciem dusza występują niewidzialne ciała człowieka i każde z nich jest połączone typowym dla niego sznurem. Sen człowieka /lecz nie każdy sen/ jest podobny do śmierci, bo w czasie snu jak i w czasie śmierci opuszczają człowieka jego ciała niewidzialne. Z tym, że w czasie śmierci opuszcza ciało ich większa ilość, lecz tak długo jak ciało fizyczne ma związek ze srebrnym sznurem ostatniego z tych ciał niewidzialnych, to tak długo można mówić, że człowiek śpi, bo dusza, a raczej jego dusze, mogą wrócić. Im więcej ciał niewidzialnych – dusz, wyjdzie z ciała fizycznego, tym sen jest głębszy, aż do transu, a nawet wstrzymania wszystkich znanych medycynie procesów życiowych organizmu ludzkiego, stanowiących razem podstawę naszego życia w ciele, jednak inne nieznane procesy mogą powstrzymać ciało przed rozkładem i dusza może wrócić nawet po 40-tu dniach, by taki np. jogin wrócił do normalnego życia.
Na str.10 prof. Odom pyta: „Czy człowiek może opuścić swoje ciało, podczas gdy jest ciągle żywy, i unosić się do nieba?” Czyż zapomniał jak Chrystus mówił o ludziach uznawanych za umarłych, że śpią. Chrystus był poważnym człowiekiem i nie mówił głupstw, także nie miał zwyczaju żartować, a szczególnie w chwilach ciężkich dla innych, takich jak wizja pogrzebu członka rodziny. Na świecie powszechnie stosowano praktykę nie grzebania zwłok przez parę dni, w obawie, by nie zakopać „umarłego”, który może tylko zasnął i który może jeszcze obudzić się. Wiele było bowiem takich przypadków, że umarli budzili się po paru dniach. Możliwość takiego przebudzenia istnieje, gdy dusza jest połączona z ciałem srebrnym sznurem, gdy sznur się zerwie, dusza już nie wróci. Tak więc dusza może unosić się „do nieba”, lecz będąc połączona z ciałem ma możliwość powrotu do niego, możemy więc w takiej sytuacji powiedzieć, że człowiek nie umarł, lecz śpi.
Znane są też przypadki świadomego opuszczania ciała przez ducha ludzkiego /wraz z duszą/ Nie tylko z ostatnich lat, lecz z Biblii: „Lecz ja, choć nieobecny ciałem, ale obecny duchem, już osądziłem tego, który to uczynił, tak jak bym był obecny” /I Kor. 5,3/, są to słowa nie Boga, lecz Pawła. Jednak wiemy, że przez zdanie to, Paweł mógł raczej mieć na myśli to, że był obecny myślami.
Widzimy więc, że samo słowo duch ma wiele znaczeń.
„I rzekł Pan: Nie będzie przebywał duch mój w człowieku na zawsze, gdyż jest on tylko ciałem. Będzie więc życie jego trwać sto dwadzieścia lat.” (1 Moj. 6:3, BW)
Ze słów tych dowiadujemy się, że każdy człowiek zawiera określonego Ducha Bożego. Ale czy to jest ten Duch, o którym czytamy w 1 Moj. 1:2: „A ziemia była pustkowiem i chaosem; ciemność była nad otchłanią, a Duch Boży unosił się nad powierzchnią wód.”
Czy też ten duch o którym mówił faraon: „Rzekł tedy faraon do dworzan swoich: Czy moglibyśmy znaleźć innego męża, który miałby ducha Bożego tak jak ten? (1 Moj. 41:38, BW)
Jednak oprócz tych duchów Bożych każde ciało ma jeszcze własnego ducha.
„Lecz oni upadli na swoje oblicza i rzekli: Boże, Boże duchów wszelkiego ciała! Czy jeżeli zgrzeszy jeden mąż, będziesz się gniewał na cały zbór?” (4 Moj. 16:22,BW)
A który to duch jest, co się w nas ożywia albo niepokoi się, czy też upada?
„Rano, zaniepokojony w duchu, kazał wezwać wszystkich wróżbitów egipskich i wszystkich mędrców. I opowiedział im faraon swoje sny. Nie było jednak nikogo, kto by mógł je wyłożyć faraonowi.” (1 Moj. 41:8, BW)
„A gdy powtórzyli mu wszystkie słowa Józefa, które wypowiedział do nich, i gdy ujrzał wozy, które posłał Józef, aby go przewieziono, ożywił się duch Jakuba, ojca ich.” (1 Moj. 45:27, BW)
„ Tak mówił Mojżesz do synów izraelskich, lecz oni nie słuchali Mojżesza z powodu upadku ducha i ciężkiej pracy.” (2 Moj. 6:9, BW)

Duch może też być talentem, zdolnością, specjalną predyspozycją którą otrzymujemy jako dar od Boga.
„Porozmawiaj też ze wszystkimi wprawionymi w rzemiośle, których obdarowałem duchem mądrości, aby zrobili szaty dla Aarona, by wyświęcony pełnił mi służbę jako kapłan.” (2 Moj. 28:3, BW)
Jakiego ducha ma człowiek w sensie charakteru to też może zależeć od woli Boga.
„Lecz Sychon, król Cheszbonu, nie chciał nam pozwolić przejść przez swoją ziemię, gdyż Pan, twój Bóg, uczynił zawziętym jego ducha i znieczulił jego serce, aby go wydać w twoje ręce, jak to jest dziś.” (5 Moj. 2:30, BW)

Paweł wiele razy uczy o duchu ludzkim: „Bo kto językami mówi, nie dla ludzi mówi, lecz dla Boga; nikt go bowiem nie rozumie, a on w mocy ducha rzeczy tajemne wygłasza.”/I Kor.14,2/, i dalej: „Bo jeśli się modlę, mówiąc językami, duch mój się modli, ale rozum mój tego nie przyswaja.” /I Kor.l4,14/ Widzimy tu też, że duch ludzki wie więcej niż rozum ludzki, ale o tym za chwilę.
Na str.32 profesor Odom tłumaczy hebrajskie słowo z Biblii „gawa” jako „wyzionął ducha”, i rzecz dziwna, zaraz na str. 33 pisze: „Biblia nic nie mówi o żadnym przypadku, że człowiek staje się duchem.” Jeśli więc człowiek wyzionął ducha, a przez człowieka rozumiemy powszechnie stan w jakim się postrzegamy, to zmiana tego stanu następuje na skutek wyzionięcia z niego /z tego stanu/ ducha, czyli następuje rozłąka ciała z duchem: ciało bez ducha dalej widzimy, ducha bez ciała nie widzimy. Bóg także jest duchem /„Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i w prawdzie.” (Jan. 4:24, BW)/ i Duch Święty jest duchem, czy więc duch może być niczym? Czy duch ludzki jest niczym, skoro Paweł napisał w 1 Kor 2:11:

„Bo któż z ludzi wie, co jest w człowieku, tylko duch człowieczy, który w nim jest? Także też i tego, co jest w Bogu, nikt nie wie, tylko Duch Boży.” ( BG)

Oto więc nefesz – duch ludzki, to coś więcej, niż nefesz – człowiek żywy. Duch ludzki, który jest w człowieku, wie więcej niż ów człowiek: jest jakby inną świadomością – świadomością większą – świadomość owego człowieka jest jedynie jej częścią składową. Ograniczoną możliwościami danego ciała, jego jednostkowymi inteligencjami i różnymi umysłami. Podobnie jak dobry kierowca bywa ograniczony możliwościami samochodu zależnymi od jego konstrukcji, części i rodzaju paliwa. Nefesz – duch ludzki – poznaje więcej niż człowiek, ma szersze możliwości i szerszą świadomość. Ma zdolność poznawania człowieka i większe od niego możliwości poznawania Boga. Człowiek np. wprowadzony w stan hipnozy i uwolniony od pewnego rodzaju umysłu przejawia większe możliwości działania i lepszą pamięć.
Dla ścisłości należy jednak zwrócić uwagę, iż wyżej cytowany werset może być też rozumiany inaczej, np., że nikt inny nie wie, co jest w danym człowieku, oprócz niego samego. I taką wykładnię tego wersetu daje Biblia Poznańska: "Kto spośród ludzi wie, co jest w człowieku, jeśli nie duch człowieka, który w nim jest: Podobnie i tego, co w Bogu jest, nikt nie zna, oprócz Ducha Bożego."
Jednak na pierwsze rozumienie wskazują też inne słowa o duchu:
„...mówiąc językami, duch mój się modli, ale rozum mój tego nie przyswaja....”/ 1 Kor. 14:13-15 /
Na str. 33 prof. Odom napisał: „Logiczną rzeczą jest założenie, że śmierć człowieka jest odwrotnością procesu stworzenia.” Prof. Odom zna logikę, lecz nie wie /?/, że logika musi opierać się na informacjach, które płyną z bogactwa życia i z całego Dzieła Bożego. Jeśli logika opiera się na niepełnych informacjach, to jej wnioski – choćby nie wiem jak logiczne -będą fałszywe. Na przykład, gdyby było tak jak „logizuje” prof. Odom, to śmierć wszystkiego winna być odwrotnością procesu stwarzania – powstawania – narodzin: roślina wyrastałaby z ziarna na wiosnę, a na jesieni kurczyłaby się, malałaby i wchodziłaby w ziarno z powrotem; człowiek wychodziłby z łona, rósł, a później wszystko na odwrót i wracałby do łona swojej matki. Widzimy więc, do jakich rozważań może prowadzić „logika ograniczona”.
Wszystko na świecie dzieje się inaczej niż to widzi profesor w tym przypadku. Nic nie dzieje się po to, aby stało się tym, czym było, zanim się stało czymś innym. Tak też jest z ludźmi.
Sieje się śmiertelne, a zbiera się nieśmiertelne.
„Albowiem to, co skażone, musi przyoblec się w to, co nieskażone, a to, co śmiertelne, musi przyoblec się w nieśmiertelność.” (1 Kor. 15:53, BW)
Człowiek więc, choć został stworzony z prochu ziemi, jako ten zewnętrzny -widoczny człowiek, jako taki zniszczeje i wróci do ziemi: „wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz”/Ks.Rodz.J,19/, lecz „nie upadajmy na duchu; bo choć zewnętrzny nasz człowiek niszczeje, to jednak ten nasz wewnętrzny odnawia się z każdym dniem”/II Kor.4,16/, „którzy posiadamy zaczątek Ducha, wzdychamy w sobie oczekując synostwa”/Rzym.8,23/, „którzy nie patrzymy na to, co widzialne, ale na to, co niewidzialne; albowiem to, co widzialne, jest doczesne, a to, co niewidzialne, jest wieczne”/II Kor.4,18/. „Wiemy bowiem, że jeśli ten namiot /ciało/, który jest naszym ziemskim mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga, dom /lepsze ciało/ w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny... jeśli tylko przyobleczeni, a nie nadzy będziemy znalezieni.”/II Kor.5,l i 3/ Tak więc człowiek zajmując się sprawami ziemskimi – materialnymi, przyobleka się w śmiertelne, które ma tylko wartość doczesną. Zaś zajmując się sprawami ducha, miłując Boga i bliźniego, przyobleka się w świetlistą energię, bo przez szczególne działanie, uczucie i myślenie wytwarza inne pole, można rzec, iż naśladuje Chrystusa – Światło Świata – a więc jego pole staje się jednorodne z polem Chrystusa i z polem Boga, staje się, więc częścią tej doskonałej i nieśmiertelnej Całości. I choć napisałem, że jest częścią Całości, to jednak nie jest już częścią, gdyż jest jednością z Całością.
„A jeśli Duch tego, który Jezusa wzbudził z martwych, mieszka w was, tedy Ten, który Jezusa Chrystusa z martwych wzbudził, ożywi i wasze śmiertelne ciała przez Ducha swego, który mieszka w was.” (Rzym. 8:11, BW)
A skoro ciała ożywia Duch mieszkający w nich, to nie może tu chodzić o zwłoki. Bo któż powie, że Duch Boży mieszka w rozkładających się zwłokach?
Tu chodzi o nasze obecne ciała, które są śmiertelne i w których Chrystus widział nas jako umarłych, choć my sobie wydajemy się być żywi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:30, 12 Gru 2010    Temat postu: Re: c.d.

JJW111000647

„Ale Jezus rzekł mu: Pójdź za mną, a umarli niechaj grzebią umarłych swoich.” (Mat. 8:22, BW)
„A gdy to, co skażone, przyoblecze się w to, co nieskażone, i to, co śmiertelne, przyoblecze się w nieśmiertelność, wtedy wypełni się słowo napisane: Pochłonięta jest śmierć w zwycięstwie!” (1 Kor. 15:54, BW)

Człowiek nie tylko powinien rozwijać swój „zaczątek Ducha”/Rzym.8,23/, ale też gdy osiągnie /dotknie/ pełnię Ducha, winien przez czuwanie i modlitwę poddać mu /swoje życie, uczucia i/ swój rozum, i wtedy zjednoczyć się z Nim. Kto mówi językami, ma pełnię Ducha w czasie, gdy mówi, lecz rozum jego jeszcze oddzielony i później swój żywot grzeszny chce wieść – choć, gdy dotyka Ducha nie pamięta o tym. „Dlatego ten, kto mówi językami, niechaj się modli o dar wykładania ich. Bo jeśli się modlę, mówiąc językami, duch mój się modli, ale rozum mój tego nie przyswaja. Cóż tedy? Będę się modlił duchem, będę się modlił i rozumem, będę śpiewał duchem, będę też śpiewał i rozumem.”/ 1 Kor. 14:13-15 / Jeśli zaś duch mój się modli, gdy jest w ciele, a ciało i rozum tego nie pojmują, to czymże one są dla ducha mego? Który modli się będąc w nich i będąc poza nimi, gdyż jest wolny, więzienie zaś jego jest tylko chwilą – jakby przejściem przez komnatę ciała. Skoro zaś duch rozumie więcej od ciała i rozumu, i działa bez ich wiedzy, to jakże można mówić, iż nie myśli, nie czuje i nie pragnie, gdy one idę do ziemi, a on wraca do Boga? Owszem, tak jest z ciałem, nie czuje i nie pragnie, i rozumem jego, że nie myśli; zaś jeśli duch już nie potrzebuje ciała, to tym bardziej nie potrzebuje jego rozumu, ponieważ duch ludzki jest nieśmiertelny i ma coś wyższego niż rozum. Gdy ktoś tego ducha nazywa duszą, może rzec, że dusza ludzka jest nieśmiertelna. Gdy zaś ktoś inny duszą nazywa niektóre niewidzialne ciała ducha żywiące ciało cielesne, może mówić, iż dusza jest śmiertelna.
Paweł napisał: „wolelibyśmy raczej wyjść z ciała i zamieszkać u Pana.” /II Kor.5,8/ Co więc wychodzi z ciała i zamieszkuje u Pana, jeśli nie duch ludzki? „Gdy opuszcza go duch, wraca ciało do prochu swego.”/Ps.146,4/ Zapytaj martwego człowieka o czym myśli, jakie ma plany. Nie ma już przy nim nic z tego. Bo czegóż martwe ciało potrzebuje i po cóż rozum miałby mu służyć? Skoro zaś ciało jest martwe bez ducha, to jakże rozum miałby być żywy? Czy taki rozum może mieć zamysły? Wszystko inne, co wraz z duchem trzymało ciało przy życiu, opuszcza je wraz z duchem jego. Cóż, więc jest z martwym człowiekiem, a raczej z ciałem jego? „W tymże dniu giną wszystkie zamysły jego.” /Ps.146.4/ Zapytaj go o coś, a nic nie odpowie, „bo umarli o niczym nie wiedzą.” /Ks.Koh.9,5/ Wszystko bowiem przestało działać w ciele wraz z odejściem Ducha Ludzkiego i Ducha Życia, Duch Życia bowiem jest życiem i niesie z sobą tchnienie /energię/ życia. Kto zaś nie rozwija zaczątku Ducha, Duch jego stanie się nagi /patrz II Kor.5,3/ znaczy to, że nie wzrośnie, i nic nie osiągnąwszy, wróci do Boga, niczym talent, który był zakopany.
Skoro zaś jedynie Duch Życia niesie tchnienie życia, tak więc i zwierzęta posiadają tchnienie od Ducha Życia.
Na str. 35 Prof. Odom napisał: „uchodziła z niej dusza, bo umierała”/Ks. Rodz. 35,18/ nie oznacza, że odchodziła ona jako duch, bowiem tekst wyraźnie stwierdza, że „umierała”. Takie jest zdanie profesora.
Co to za dziwna argumentacja? Tak można by było argumentować tylko wtedy, gdyby było pewne, że duch /albo dusza/ umiera wraz z ciałem. Tymczasem wszystko raczej wskazuje na to, że człowiek umiera jako pewien zbiór, lecz elementy tego zbioru wiodą dalej swój żywot. Dusza żyje sobie po śmierci człowieka, a ciało zostaje ulegając rozkładowi /można tu dyskutować dwa warianty, a raczej punkty postrzegania tego samego zjawiska: l – z chwilą śmierci ciała człowiek przestaje istnieć, bo dusza i duch bez ciała nie są już człowiekiem; 2 – z chwilą śmierci ciała człowiek nadal istnieje, bo prawdziwym człowiekiem jest Duch Ludzki, dusza zaś i ciało są tylko jego namiotami; każdy z tych wariantów jest tylko innym nazwaniem tego samego/, który to rozkład jest pewną formą życia do tego stopnia, że niektórzy biolodzy twierdzą, że ciało jest bardziej żywe po śmierci człowieka, niż za jego życia – jest to jednak życie pozbawione już jednego kierownictwa: jednej woli; dlatego komórki rozdzielają się i podlegają przemianom niczym zwiędłe rośliny. Pomijając ową specyficzną mądrość biologów ogólnie zauważamy, że żywe ciało z duszą po 100-u latach ma się całkiem dobrze, natomiast ciało bez duszy nawet nie dotrwa do 100-u lat.
Powyższy cytat, wspomniany przez profesora, świadczy raczej wyraźnie o tym, że gdy człowiek umiera, to uchodzi z niego dusza /wraz ze wszystkim, co się w niej wtedy zawiera/. Biblia wyraźnie mówi o tym, że dusza egzystuje po oddzieleniu od ciała jako coś na kształt ducha i może jeszcze wrócić do swego ciała: „wróciła dusza tego dziecka do niego, i ożyło” /I Ks.Król.17,22/. Mamy tu wyraźne stwierdzenie: „dusza tego dziecka” [/i], czyli określona, indywidualna osobowość /duch/ tego dziecka. Gdyby tu chodziło o oddech, czyli dech życia, jak to usiłuje rozpaczliwie udowodnić profesor, to tekst mógłby brzmieć: „wróciła dusza temu dziecku” – wówczas za duszę można by przyjąć jedynie bezosobowy dech życia, co jednak nie byłoby też pewne i nie byłoby tego dowodem, gdyż Eliasz wcześniej prosi Boga: „Boże mój! Błagam cię, niech dusza tego dziecka wróci do niego!”(1 Krl. 17:21, BT) . Tekst z Biblii wyraźnie dowodzi czegoś innego, niż chciałby profesor, widzimy z niego, że nie było to danie kolejnej możliwości oddychania, czy bezosobowego tchnienia życia, ale że coś „wraca” i to „coś” jest określoną i konkretną duszą właśnie tego dziecka, jego osobistą własną duszą.
Sam profesor na str.36 pisze, że w Nowym Testamencie istnieją wypowiedzi o osobach, „z których każda „oddała ducha” , gdy umarła”, i że w dwu takich przypadkach użyto greckiego słowa „pneuma” odpowiadającego słowu „duch” . Pisze także, że hebrajskie Słowo „ruach” między innymi oznacza: „ducha” [i]. Także [i] „ekpneo” [i] znaczy: [i] „wyzionął /oddał/ ducha” . Jest to wszystko nic innego jak to, że człowiek jako zbiór, po utraceniu /oddaniu/ swojego elementu: ducha, przestaje być już owym zbiorem, a więc umiera. Elementy jednak nie umierają – zostały tylko rozdzielone. Duch i dusza żyją bez ciała, a komórki ciała bez nich, zaś utraciwszy spajające je siły rozpadają się. Słowo „oddał” oznacza coś, co musiało nastąpić, że zbiór – człowiek, musiał oddać element – duszę, czy ducha.
/Proszę zwrócić uwagę na to, jak wręcz prawie zamiennie używa się w takich samych kontekstach słowa „duch” i „dusza”. Nie ma tu jednak sprzeczności. Obie „rzeczy” określone tymi słowami są z innej materii niż ciało fizyczne, widzialne ludzkim fizycznym okiem. Obie opuszczają razem ciało z grubej materii. Dlatego, gdy pisze się, że wychodzi z ciała duch, to wiadomo, że wraz z duszą, i odwrotnie. Na przestrzeni wieków doszło jednak do tego, że wielu ludzi ducha nazywa duszą, albo duszę duchem, albo przez jedno i drugie rozumieją to samo. Na tym tle mogą powstawać pozorne niejasności./
Słowo „wyzionął” wskazuje zaś na ciało duszy, że jest ono zbudowane z substancji nie tak materialnej jak ciało fizyczne, lecz z substancji subtelnej niczym gaz. Wskazuje też na to, że dusza wychodzi z ciała wraz z powietrzem. Prawdziwi jogini, którzy potrafią kontrolować w swoim ciele powietrze życia i je przemieszczać zgodnie ze swoją wolą, znają proces opuszczania ciała przez duszę dzięki odpowiedniemu przemieszczeniu powietrza w ciele. w ten sposób „wydychają” powietrze, że ulatuje z nich dusza. Dosłownie więc potrafią wyzionąć swego ducha. Przeciętny człowiek, choć codziennie robi tyle wydechów – wyzionięć, jednak swego ducha nie może wyzionąć, bo nie potrafi kontrolować tego, co się w nim dzieje. Choć wydycha powietrze, to zawsze pozostaje w nim jakaś jego część, która dopiero musi zostać zużyta przez komórki, a za nim się to stanie, robi wdech. Jogin potrafi bezboleśnie oddać całe swoje tchnienie i swoją duszą wraz z nim świadomie opuścić ciało.
To, że samo powietrze nie przywraca życia, widać w próbach przywrócenia życia poprzez zastosowanie sztucznego oddychania. Jeśli dusza nie wróci, to takie oddychanie jest bezskuteczne. Natomiast gdy dusza wraca, to ciało ożywa bez sztucznego oddychania. Znamy to już z Biblii.
Powszechnie znane jest kłamstwo szatana: „Na pewno nie umrzecie.”/Rodz. 3,4/ Słowa te wypowiedział do człowieka jako zbioru składającego się z pewnego ciała, duszy i ducha. Dziś wszyscy ludzie wiedzą, że człowiek jako ów zbiór umiera. Duch ludzki, także dusza, to w pewnym sensie nie człowiek – to nie ciało i krew. Człowiek umiera zaś tak, jak zapowiedział Bóg; „Bo gdy tylko zjesz z niego, umrzesz.” To, co je, czyli zbiór, umiera. Samo ciało, ani dusza, ani duch, nie jedzą jak człowiek. Bóg nie dopuścił, aby to, co najważniejsze w człowieku, przepadło w nicość, gdyż nie było winne grzechu człowieka. Ciało zaś nie było najważniejsze, było jedynie namiotem. Dlatego Bóg przewidując wszystko dał człowiekowi zaczątek ducha, aby to, co śmiertelne, mogło przyoblec się w to, co nieśmiertelne i mogło otrzymać nowe ciało /nowy namiot/, gdy odpowiednio się przysposobi.
Tak więc człowiek, spostrzegany jako zbiór, umiera; lecz spostrzegany w oderwaniu od ciała, żyje nadal i ma możliwość otrzymania innego życia. /Widzimy więc, że śmierć może mieć wiele znaczeń i być sprawą dyskusyjną. Wszystko zależy od obranego punktu widzenia. Pospolicie za śmierć przyjmuje się śmierć ciała, czyli zaprzestanie w nim funkcji fizjologicznych. Są jednak jogini, którzy dokonują zatrzymania tych funkcji nawet na 40 dni i są w tym czasie zakopywani głęboko w ziemi, po czym odkopuje się ich ciała i ciało jogina odzyskuje swoje funkcje fizjologiczne. Śmierć spostrzegana w taki, czy podobny sposób, jest zawsze rzeczą względną. w rzeczywistości śmiercią jest oderwanie od źródła harmonii, a więc szczęścia, życia i doskonałości. Harmonia ta jest czystym życiem, a źródłem tym jest Bóg. Śmierć następuje w momencie utraty tej harmonii i postępuje w miarę pogłębiania się dysharmonii. To jest jedyna obiektywna definicja śmierci. (I nie musi ona mieć związku z śmiercią ciała fizycznego.) Bazując na niej widzimy, że ludzie rodząc się już są umarli.
Kto zaś uważa, że śmierć musi być absolutna, to nie powinien też wierzyć w zmartwychwstanie; bo cóż to za śmierć, jeśli z niej się zmartwychwstaje? Jeśli zaś jest zmartwychwstanie, to nie w tym ciele, lecz w przemienieniu – ciało i krew nie odziedziczą Królestwa Bożego (patrz 1 Kor. 15:50-51, BW). Bowiem w ciele człowiek grzeszył, więc ciało umiera /jako podstawa grzechu/ i nic nie wie jako umarłe: „Wiedzą bowiem żywi, że muszą umrzeć, lecz umarli nic nie wiedzą i już dla nich nie ma żadnej zapłaty, gdyż ich imię idzie w zapomnienie. Zarówno ich miłość i ich nienawiść, a także ich gorliwość dawno minęły; i nigdy już nie mają udziału w niczym z tego, co się dzieje pod słońcem.” /Koh. 9:5-6/ Te słowa trzeba należycie zrozumieć. Bowiem wiemy, że imię nie idzie w zapomnienie. Zawsze ktoś je pamięta, a na pewno Bóg. Wiemy też, że imię wielu ludzi jest bardziej pamiętane po ich śmierci i zna je więcej osób niż w czasie ich życia w ciele. Zatem autor tych słów nie mógł mieć tu dosłownie na myśli imienia i użył tego słowa bardziej poetycko, mając na uwadze żyjące ciało, które ginie w ziemi w zapomnieniu, gdyż już go nie będzie, ponieważ komórki, z którego się składało znikną - ulegną rozkładowi – i już ich zgrupowania w takim ciele nie będzie. Także jeśli chodzi o miłość, nienawiść, gorliwość, to są to cechy uniwersalne dla ogółu ludzkiego i nigdy nie przeminą póki jest choć jeden człowiek. Tak więc widzimy i tu, że autor pisząc o nich miał raczej na myśli konkretne ciało ludzkie w którym one się manifestowały i w którym już się nie zamanifestują.
„Umarli nie będą chwalili Pana”/Ps.115,17/. „Gdy opuszcza go duch, wraca do prochu swego; w tymże dniu giną wszystkie zamysły jego.”/Ps.146,3-4/ Jest tu wyraźna mowa o ciele ludzkim, jako o umarłym, które samo z siebie jako umarłe nie będzie chwalić Boga, co zaś się dzieje z właściwą istotą ludzką zamieszkującą ciało pisał już Job: „Uwolniony od swego ciała będę oglądał Boga” /Job. 19:26/ , jeśli zaś kto ogląda Boga, znaczy to, że był „uznany za godnego dostąpienia tamtego świata ... jako uczestnik zmartwychwstania” /Łuk.20,35-36/, a jeśli zaś był godny, to i Boga chwali. O kim zresztą jest mowa jako o umarłym mówią słowa; „wraca do prochu swego” . Kto wraca do prochu, jeśli nie ciało? W tymże dniu giną więc „wszystkie zamysły” tego ciała jakie przez nie się manifestowały i były związane z jego naturą, lecz giną w nim, bo i ono zginie. Nie giną zaś zamysły ducha, ani duszy, a jedynie giną zamysły ciała /w tym ciele/- które zresztą były wrogie zamysłom ducha. „Gdyż ciało pożąda przeciwko Duchowi, a Duch przeciwko ciału.”/Gal,5,16-17/ „Umiłowani, napominam was, abyście jako pielgrzymi i wychodźcy wstrzymywali się od cielesnych pożądliwości, które walczą przeciwko duszy.”/I Piotra 2,l1/

„Jak obłok się rozchodzi i znika, tak nie wraca ten, kto zstąpił do krainy umarłych.” (Job. 7:9, BW)

Co jest krainą umarłych, jeśli nie miejsce niszczenia ciał? Zniszczone ciała poprzez rozkład przestają istnieć, podobnie jak obłoki. Nie zaś duch ludzki, który pozostaje żywy i dlatego Bóg jest Bogiem żywych, a nie umarłych.
„A co do umarłych, że zostaną wskrzeszeni, czy nie czytaliście w księdze Mojżesza, jak to Bóg rzekł przy krzaku do niego: Jam jest Bóg Abrahama i Bóg Izaaka, i Bóg Jakuba?
Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych. Jesteście w wielkim błędzie.”(Mar. 12:26-27, BW)

„Nigdy już nie wróci do swego domu, a miejsce jego zamieszkania /ciało/ nie wie już nic o nim.” (Job. 7:10, BW)

O jakie miejsce zamieszkania tu chodzi? Nie musi chodzić tu o martwe przedmioty: dom, mieszkanie, czy inne miejsce, bo te nic o nim nie wiedzą nawet, gdy on żyje. Nie chodzi tu też o domowników i bliskich, bo ci nadal go pamiętają i wiedzą o nim to, co wiedzieli, gdy żył. Jest oczywiste, że mowa tu jest o ciele, jako o miejscu zamieszkania ducha i duszy. /„mieszkamy w ciele” – II Kor.5,9 /
Oczywiście czytając jednocześnie oba powyższe wersety Hioba /Job. 7: 9 i 10/, odnosimy wrażenie, że dotyczą tego samego. Jak jednak wykazuje analiza, 9-ty werset mówi o ciele, zaś 10-ty o duchu i duszy. Kto jednak chce trzymać się znaczenia 9-tego i odrzuci znaczenie 10-tego wersetu, że ciało jest mieszkaniem, to i tak niczego nie zmieni, bo wówczas stwierdzi tylko, że 9 i 10 werset mówią o ciele. Sam Hiob jednak wiedział, że „uwolniony od ciała” będzie oglądał Boga. Ciało jest, więc dla Hioba jakby dybami /czy więzieniem/, z których musi się uwolnić, by mieć wolność oglądania Boga. Nie jest, więc Hiob ciałem, które także i Paweł w Nowym Testamencie nazywa jedynie namiotem, ziemskim mieszkaniem Ducha Ludzkiego, a nie tylko tchnienia Bożego. Hiob nie ma też na myśli tego, że będzie oglądał Boga po ogólnym zmartwychwstaniu – nie myśli, że najpierw zaśnie /umrze/ wraz z ciałem, a później przy zmartwychwstaniu ciał uwolniony od ciała obudzi się, by oglądać Boga. Bo skoro w zmartwychwstałym ciele oglądałby Boga, to jakże mógłby być od ciała uwolniony? Byłby w ciele będąc bez ciała? Mówi wyraźnie, że chwila śmierci ciała będzie dla niego uwolnieniem, dzięki któremu będzie oglądał Boga, bo na to zasłużył.
Wracając do wersetów 9 i 10, nasuwa się pytanie: Dlaczego w Księdze Hioba występują one obok siebie tworząc jakby jeden kontekst, choć to, co mówi 9-ty pasuje do ciała, a to co 10-ty do ducha.
Odpowiedzią jest rozdwojenie ludzkiej natury. Nowy Testament często mówi o tym, że w człowieku manifestuje się to, co cielesne i to, co duchowe. Człowiek żyje więc jakby podwójnie /oczywiście tak być nie musi/. Na pogrzebach katolickich /i nie tylko/ widać działanie tej ludzkiej podwójności tak jak w wersetach 9 -10-tym u Hioba. Z jednej strony katolicy wdziewają żałobę i rozpaczają tak jakby ich bliski był tylko ciałem i zginął wraz z nim /odpowiednik wersetu 9-tego/. Z drugiej strony wierzą w coś temu przeciwnego, czyli w to, że duch ludzki jest nieśmiertelny /niewłaściwie nazywają go duszą/ i nie ginie wraz z ciałem – tak wierzą i taką wyznają naukę /odpowiednik wersetu 10-tego/. Z jednej strony boją się śmierci, bo są przywiązani bardziej do ciała niż do ducha i duszy, i z ciałem się utożsamiają /odp. w.9/. Z drugiej strony są przekonani o dalszym życiu po oderwaniu od ciała /odp. w.10/.
Z pewnością można także 9-ty i 10-ty werset odnieść jedynie do ciała fizycznego, jeśli podejdziemy do tego poetycko, i miejscu zamieszkania nadamy cechy ludzkie. Ale i to nie zmieni tej prawdy, że śmierć człowieka dotyczy tylko jego ciała, a nie jego istoty.
Co więc po śmierci dzieje się z duchem ludzkim? „Dopóki przebywamy w ciele, jesteśmy oddaleni od Pana”/II Kor.5,6/, „Wolelibyśmy raczej wyjść z ciała i zamieszkać u Pana.”/II Kor.5,6/ „Uwolniony od ciała. Boga oglądać będę.”/Joba 19,26/

Na str.50 swojej książki prof. Odom cytuje słowa Jezusa: „Nie dziwcie się temu, gdyż nadchodzi godzina, kiedy wszyscy w grobach usłyszą głos jego ”/Jan.5.28/ . Można tu zapytać: Kto usłyszy? Czy ciała, których już dawno nie ma? Przecież zniknęły dawno ich zamysły, poznanie, widzenie, słyszenie , ich miłość i nienawiść. Zatem co Chrystus miał na myśli? Miał na myśli umarłych, lecz w innym sensie. W takim samym, gdy mówił: „Niechaj umarli grzebią umarłych swoich.” Wiemy, że umarły nie może grzebać. O jakich umarłych Chrystus mówi? Mówi o umarłych, jako o tych, którzy oddzielili się od Boga i Jego Woli. Ci ciągle są umarłymi, choć chodzą po ziemi, ciągle cierpią, umierają, są sądzeni, rodzą się i umierają. Cierpią, chorują, starzeją się i przeżywają śmierć. Żyją w świecie śmierci – w oddaleniu od Boga, „w grobach” .
Czyż nie jesteśmy w grobach? Czyż nie docierają do nas nauki Chrystusa jako Jego głos? Wszyscy albo słyszymy nauki Syna Bożego, albo pouczenie Ducha Świętego.
„I wyjdą ci, co dobrze czynili, by powstać do życia; a inni, którzy źle czynili, by powstać na sąd.” (Jan. 5:29, BW)
Ci, którzy słuchają tych nauk i stosują je, którzy dobrze czynią, przejdą do żywota wiecznego, „a inni, którzy źle czynili” powstaną „na sąd” by dalej trwać w kołowrocie śmiertelnych wcieleń. [b] „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, kto słucha słowa mego i wierzy temu, który mnie posłał, ma żywot wieczny i nie stanie przed sądem, lecz przeszedł z śmierci do żywota.” /Jana 5.24/


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:34, 12 Gru 2010    Temat postu: c.d.

JJW111000648

Słowa Chrystusa: „I nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą”/Mat.10.28/ , wyraźnie oddzielają duszę od ciała jako coś odrębnego od niego i to coś nie jest zabijane przy zabijaniu ciała. Chrystus mówi, więc tu o tej duszy, która nie ginie jednocześnie wraz z ciałem i której człowiek nie jest w stanie zabić, skoro więc ci, którzy zabijają ciało, nie mają mocy zabić duszy w sensie osoby, to logiczne jest, że osoba istnieje jako dusza, a nie ciało – namiot /duszy/, i po śmierci ciała uczynki osoby popełnione za życia tego ciała dalej mają związek z daną osobowością i wywierają na nią wpływ przyczynowo-skutkowy. „Błogosławieni są odtąd umarli, którzy w Panu umierają ... uczynki ich bowiem idą za nimi.”/Obj.14,13/
Jeszcze wyraźniej o trwaniu osoby po śmierci ciała mówi Paweł. „Pragnę rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej: lecz z drugiej strony pozostać w ciele, to ze względu na was rzecz potrzebniejsza.”/Filip.1.23-24/ Widać tu wyraźnie, że Paweł nie utożsamia swojej osoby z ciałem, i gdyby Pawłowi chodziło o to, że będzie z Chrystusem dopiero po zmartwychwstaniu przy Sądzie Ostatecznym, to nie mówiłby takich słów, lecz rzekłby: Po cóż mi rozstawać się z życiem i być w grobie, lepiej mi pozostać w ciele i być z wami, abyśmy później razem po zmartwychwstaniu byli z Chrystusem.
Nie powiedział, że ze względu na nich pozostaje w ciele, aby mogli później jednocześnie wraz z nim być z Chrystusem. Powiedział, że on będzie z Chrystusem, podczas gdy oni będą w ciałach, a więc wyraźnie miał na myśli, że będzie z Chrystusem od razu po porzuceniu ciała. Zresztą gdyby Paweł utożsamiał się z ciałem, to nie powiedziałby : „lepiej mi pozostać w ciele”, lecz rzekłby: „lepiej mi pozostać żywym ciałem.”
Paweł doskonale zdawał sobie sprawę, że nie jest ciałem i że śmierć ciała nie jest śmiercią osoby tej klasy, która wzniosła swą świadomość ponad świadomość cielesną.
Choć dusza trwa po śmierci ciała i choć ludzie nie mogą jej zabić tak jak ciała, to jednak nie jest nieśmiertelna. „Bójcie się raczej tego, który może i duszę i ciało zniszczyć „/Mat.10,28/ - mówi Chrystus mając na myśli Boga. Dusza jest więc określonym stanem także podlegającym możliwości likwidacji, lecz jest to stan nad którym ogół ludzki w tym względzie nie ma kontroli.
Człowiek utożsamiający się z ciałem, służy mu i jest dlatego jakby ciałem. Choć w rzeczywistości nim nie jest.
Podobnie człowiek utożsamiający się z duszą służy jej i jest jakby nią. w rzeczywistości jednak nie jest duszą.
„I owoce, których pożądała dusza twoja przepadły dla ciebie.”/0bj”18,14/ Jeśli więc Jan pisze, że dusza jest twoja, zatem ty nie jesteś duszą, lecz duchem: dusza zaś jest osobowością i subtelnym niewidzialnym dla oka ciałem, które nabywa takich cech jakie sama weźmie lub jakie ktoś jej podsunie.
Dusza, podobnie jak ciało, ma swoje uwarunkowania i podlega pewnym prawom. Ciało i dusza mogą tylko sprawiać wrażenie indywidualności. Jeśli zaś mają indywidualność, to pochodzi ona zawsze z zewnątrz i podlega ciągłej modyfikacji. Dusza więc, tak jak ciało, jest pewnego rodzaju tworem-dziełem. Mogłoby się wydawać, że w przeciwieństwie do ducha, który wg prawie wszystkich ma naturę sam w sobie.
Świat duchowy istniejący poza światem cielesnym nie oznacza (W zasadzie istnieje „poza” w sensie niezależności od cielesnego, sam jednak go przenika i może wpływać na niego: zależność ducha od ciała jest złudna, przyczyną tego, co dzieje się w ciele jest duch, nawet substancje cielesne powodujące zmiany w ciele powstają przez ducha: w tym ciele lub poza nim. Czym więc różni się cielesność od duchowego, skoro duch czyni to, co cielesne? Duch czyni cielesne w cielesnym /ale nie duch najwyższy/ i przez to się zanieczyszcza, zawsze wtedy, gdy utożsamia się z cielesnym. Inne jest działanie ducha w duchowym wymiarze. Istnieją też różne poziomy ducha: można rzec, że między nimi jest na tyle wielka różnica, że są czymś całkiem innym względem siebie. Najniższy poziom ducha jest dualny – można go nazwać „cielesnym”: to duchy czyste i nieczyste. Najwyższy jest niedualny i doskonały jako duch. Ten rodzaj ducha, a ma go każdy, niczym się nie zanieczyszcza. Jeśli zaś chodzi o duszę, to tak jak ona ma wpływ na ciało, tak samo ciało ma wpływ na nią.) jakiegoś świata ulotnego, świata złud, czy mało realnego. Istnieje on tak samo jak istnieją uczucia i myśli, istnieje nawet bardziej niż one. Podobnie jak one istnieją bardziej niż formy fizyczne, które choć przeminą, to uczucia związane z nimi i ich idee trwają dalej. Świat duchowy jest innym gatunkiem i rodzajem świata, który jest niedostępny dla wszystkich, którzy są w określonym stopniu związani ze światem cielesnym i jego sprawami, chodzi tu o takie związki jak zależności. Im mniejsza zależność od świata fizycznego i im mniej z nim związków, tym bardziej rosną możliwości poznania światów duchowych. Między najniższym i najwyższym poziomem świata duchowego istnieje poziom łączący, to poziom ducha życia, nie jest to jednak życie w rozumieniu ludzkim. Tylko te osoby mogą osiągnąć ten poziom świata duchowego. które osiągną jakby pewną klasę /wyższą/ osobowości. Świat cielesny jest światem martwym, dlatego przejście z niego do tego świata duchowego – życia ducha, jest zmartwychwstaniem. Najpierw należy wznieść się do najniższego poziomu świata duchowego, który jest niebezpieczny z powodu swojej dualności, to świat myśli i idei. Ten, kto w tym świecie stanie się duchem czystym, ten wznosi się wyżej – do ducha życia. Ten zaś, kto będzie nieczysty, upadnie niżej.
„Lecz ci, którzy zostają uznani za godnych dostąpienia tamtego świata i zmartwychwstania ... już nie mogą umrzeć ...” /Łuk,20,35-36/
„Co się narodziło z ciała, ciałem jest, a co się narodziło z Ducha, duchem jest.”/Jana 3,6/
Mowa tu o duchu doskonałości. Duch ten jest obecnym przeznaczeniem człowieka i o Nim będę tu pisał.
Cielesną osobę po tym poznasz, że ponad wszystko troszczy się o ciało, bo z ciała się narodziła.
Duchową osobę poznasz po tym, że o ducha troszczy się ponad wszystko, bo z Ducha się narodziła.
Każdy człowiek jest jednak i cielesny, i duchowy. Jeden tylko przejawia swoją cielesność, a zaniedbuje duchowość. Inny troszczy się o duchowość.
Gdy więc się mówi, że ktoś jest cielesny, znaczy to, że traci swoje życie, gdyż zajmuje się tym, co jest mniej wartościowe. Nie znaczy to jednak, iż nie jest on duchowy, lecz duchowość jego jest przykryta cielesnością i nie wzrasta.
U takiego cielesnego wzrasta cielesne, czyli to wszystko, co będzie musiał zostawić innym i z czego sam krótko skorzysta. Zaś jego przyjemności przeminą dla niego jak wiatr.
Duchowy człowiek mało dba o cielesne, rozwija zaś ducha swego i gromadzi bogactwo, które pójdzie wraz z nim: dobre myśli, uczucia i uczynki.
O jakich więc narodzinach była mowa w Ew. Jana? Czy o wyjściu z łona cielesnego albo duchowego? Zaiste nie.
Narodzenie z ciała to przywiązanie do niego, zależność od niego i służenie mu.
Narodzenie z Ducha to przywiązanie do Ducha, zależność od Niego i służenie doskonałości.
Co więc znaczy, że każdy człowiek jest i cielesny, i duchowy? Znaczy to, że każdy może się narodzić z Ducha, tak jak narodził się z ciała.
O tym więc, który się nie narodził z Ducha mówi się, że jest cielesny, a nie mówi się, że jest duchowy – mimo, że jest duchowy przez to, iż może się z Ducha narodzić.
Jeśli więc jesteś cielesny, martwy jesteś, bo umrzesz wraz z ciałem. Albowiem wszystko, z czym się utożsamiasz zginie dla Ciebie jako cielesne.
Jeśli zaś jesteś duchowy, to nie ma Tobie już śmierci.
Niech jednak sobie nikt nie uraja, że jest duchowy, gdy uczynki ma cielesne. Dusza takiego /osobowość/ jest cielesna i „żyje” w śmierci przez grzech,
„Dusza, która grzeszy, ta umrze”/Ezech.18,20/ , bo jest cielesna.
Dusza duchowa żyje nie dla ciała, lecz dla Ducha, nie może więc umrzeć.
Co bowiem Ducha jest, jest nieśmiertelne, bo i Duch jest nieśmiertelny.
Powie ktoś, że wszystko do Boga należy. I będzie miał rację.
Nie wie jednak, iż są dwa JEST: duchowe i cielesne. Owszem jest ich nawet więcej.
W duchowym przynależność do Boga – Ducha Boskiego wynika z natury duchowej niedualnej i z jedności z niedualnym bogiem /tu słowo Bóg oznacza najwyższą funkcję danego poziomu, a bóg – pozostałe/.
W cielesnym przynależność objawia się jako narzędzie boże. Jest to jednak narzędzie dualnego poziomu ducha. Tak było z Dawidem.
„Dawid bowiem gdy wykonał służbę, jaką mu wyroki Boże /z dualnego poziomu/ za jego pokolenia wyznaczyły, zasnął, został przyłączony do ojców swoich i oglądał skażenie.” /Dz. Ap.l5,36/
Był bowiem Dawid cielesny /robił łupieżcze wyprawy na kraje i zabijał wszystkich mężczyzn i kobiety – I Sam.27,8-9 ; miał 10 nałożnic – II Sam. 15,16 ; morduje niewinnych ludzi: II Sam.1,14-16; 8.2; 11,1; 12,9; 21,6 ; nawet jego Bóg wiele razy go karał za jego złe czyny/, a służył Bogu /dualnemu/ z wyroków Bożych, a nie dlatego, że był duchowy.
Gdy spełnił wyroki żyjąc jako cielesny, zasnął jak jego cieleśni ojcowie, bo jak oni podlegał skażeniu sprawami tego świata.
Cielesność jest, bowiem snem, śmiercią i skażeniem.
Kto jednak wzbudzi się z ciała i na śmiertelnym rozwinie nieśmiertelne /które w nim jest/, ten nie będzie podlegał skażeniu.
Wie bowiem już, „że jeśli ten namiot /ciało/, który jest naszym ziemskim mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga /nowe ciało nieśmiertelne/, dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny.” /II Kor.5,1/
„Jesteśmy więc pełni ufności i wolelibyśmy raczej wyjść z ciała i zamieszkać u Pana.”/II Kor,5,8/ [i]
Ciało jest czymś więcej jak odzienie, ale jest jak odzienie. /patrz Mat.6,25/
[i] „Wam dane jest znać tajemnice ... tamtym nie jest dane ...”/Mat.13,11/

Wierzący ludzie różnie przedstawiają te same problemy czy kwestie i wszyscy powołują się nie tylko na Biblię, ale na mądrość i oświecenie jakie spłynęło na nich przez moc Ducha Świętego. Na dodatek każda z tych grup uważa drugich za niższych od siebie /a patrz Filipian 2,3/. Każda sobie przypisuje monopol na Prawdę, bo potrafi podać cytaty wg niej popierające to, co przyjęła jako prawdę. Kto z nich myśli?: „Czy ten, który myśli inaczej, musi być głupszy ode mnie? Albo czy jest czymś gorszym w oczach Bożych, niż ja? Jeśli nie jest głupszy, ani gorszy, to dlaczego wynoszę swoje poznanie ponad jego, nie próbując poznać do końca tego, co on zna? Dlaczego sadzę, że wiem już wszystko? Skoro wiem tylko tyle, ile dowiedziałem się od innych, oraz to, co jedynie opierając się na tym wywnioskowałem. Czy mogę mieć pewność, że oni wiedzieli wszystko? Czy mogę mieć pewność, że znali prawdę? Albo czy mogę mieć pewność, że właściwie odczytuję Księgi i wyciągam poprawne wnioski? Może i są one logiczne ale czy znam już pełną ilość informacji niezbędną do stosowania logiki i poznania prawdy? Bo gdy sadzę o czymś nie znając całej sprawy, to przecież nie mogę dać dobrego osądu, chyba że przypadkiem, więc czy mogę ufać swojej wiedzy, która jest przypadkowa? Bo jeśli uznaję swoją wiedzę za pewną, to tak jakbym rzekł, że wiem wszystko o świecie, a któż może tak powiedzieć?”
Wielu ludzi widzi tylko sprzeczności między religiami i z tego powodu odrzuca zajmowanie się tym, co wszystkie one przedstawiają w swej istocie. Po prostu męczy to ich, a czytanie np. Biblii denerwuje ich, bo szukają w niej prostych myśli o sprawach złożonych. Niektórym zaś to nic nie przeszkadza, bo widzą tylko to, co chcą widzieć: podoba im się jakaś teoria, to znajdą cytaty które ją poprą. w ten sposób różne grupy np. przy pomocy Biblii udowadniają sprzeczne sobie wzajemnie teorie. Ale są też osoby, które szukają bardziej obiektywnie. One widzą te wszystkie sprzeczności jako problemy. Mają zaś mało danych ku temu, by rozwiązać owe problemy, a bez tych danych nie mogą tego ogarnąć. Niektórzy próbują coś zrobić i w tej sytuacji, lecz z braku danych lub innych trudności porzucają w końcu swe rozważania i zajmują się już tylko czymś o wiele prostszym. Najczęściej błahymi sprawami życia codziennego. Bo czyż nie pisał Salomon, że „nadmierne rozmyślanie męczy ciało.”/Kazn.12,12/
Większość wyznawców woli jednak udowadniać – a nie przedstawiać, swoje racje – i wynosić się nimi, zamiast „bać się Boga i przestrzegać jego przykazań”/Kazn.12,13/, a szczególnie przykazania, by „miłować bliźniego jak siebie samego”. Gdzie jednak są ci, którzy tak miłują? Nie ma ich jakby nigdzie. Pełno zaś tych, którzy nauczają i wynoszą siebie i swoje racje ponad innych. Trochę zaś takich, którzy nie krzywdzą innych i wmawiają sobie, że to jest miłowanie.
Spójrzmy na problem istnienia piekła. Niektóre grupy przez piekło rozumieją drugą śmierć w takim sensie, że nie ma u nich piekła jako miejsca kaźni – czyli miejsca, gdzie życie jest niezbyt przyjemne. Piekło jako druga – kolejna – śmierć, nie jest dla nich głębszym – kolejnym – oddaleniem od Boga – źródła życia.
Słowo „wieczne” nie występuje w Biblii w znaczeniu „nieskończenie trwające”, lecz w znaczeniu „długo trwające”. Tak więc wieczne męki w piekle, to męki długo trwające.
Święte pisma wedyjskie przez piekło rozumieją wiele określonych miejsc w kosmosie. Te miejsca, to setki i tysiące planet piekielnych. Można tam trafić na określony czas i z określonych powodów. Zwykle ten okres czasu może wydać się niezwykle długi w stosunku do czasu trwania naszego grzechu. Podobnie jak popełnienie przestępstwa zazwyczaj trwa krótko, nawet chwilę, zaś za „tę chwilę” słabości można trafić do więzienia na bardzo wiele lat.
Ziemia nie jest duża, a jednak już nawet na niej występują przestrzenie i czasy piekielne już z punktu widzenia ludzi żyjących w lepszych czasach i przestrzeniach Ziemi. Tak więc na jednej Ziemi są wielkie różnice. Galaktyka jest dużo większa od Ziemi. Spróbujmy więc wyobrazić jakie w niej są różnice między czasami i miejscami piekielnymi a dobrymi. Nie powinniśmy myśleć, że w przestrzeni pozaziemskiej nie ma bytów żyjących. Takie myślenie przypomina myślenie ludzi, którzy uważali, że za morzami nie ma lądów i życia, lecz jest tylko otchłań. Jedynym ich dowodem na to było tylko to, że nie potrafili tam dotrzeć, oraz że nie mogli tego ujrzeć /czy też usłyszeć/.
Każdy, kto zakłada istnienie lepszych miejsc w świecie powinien uwzględnić też istnienie miejsc gorszych. Tak samo jak są dobre czasy tak i są złe. Podobnie jest mądrość i jest głupota, światło i ciemność. Lecz ani mądrość nie jest usprawiedliwieniem dla głupoty, ani światło nie ponosi winy za ciemność, ani to, co dobre za to co złe. Mądrość jednak przeważa nad głupotą, bo to, co głupie będzie cierpieć, a cierpienie będzie jego nauczycielem dotąd, aż stanie się mądrym. w ten sposób mądrość wyrasta nawet z głupoty, jak dojrzałe z niedojrzałego, czy bogate z nędznego, i jak dobre może powstać ze złego. A droga prowadząca do tego jest trudem, cierpieniem i pracą. Zaś przyczyna cierpienia to własna niewiedza. I tak jak w każdej ciemności może rozbłysnąć światło, tak każdy, kto jest zły, może przeistoczyć się w dobrego. Bo jeśli jest zły, to z własnej niewiedzy i z powodu zewnętrznego skażenia, albo wewnętrznego. Wszystko to jednak może ulec zmianie. „Co się sieje jako skażone, bywa wzbudzone nieskażone; sieje się w niesławie, bywa wzbudzone w chwale; sieje się w słabości, bywa wzbudzone w mocy.”/I Kor 15.42-43/ Nie każde jednak ziarno od razu wydaje plon, zaś bywa, że wypuszczone pędy obumierają od nadmiaru słońca, wody lub zimna. Co wtedy czyni z nimi ogrodnik? Wrzuca je na kompost lub w ogień. Tak, czy tak, ciała ich idą do ziemi, by z ich substancji mogły czerpać inne rośliny. Co zaś dzieje się z rośliną, która wyda owoc? Żyje ona dalej dzięki niemu, bo z tego owocu powstaje nowa roślina i potem ona wydaje własne owoce.
Spójrzmy na piękne ogrody – oto życie tych roślin; a spójrzmy na popiół i kompost – oto rośliny obumarłe. Tak też jest z człowiekiem, lecz nie dzieci są tu jego owocem, bo zwierzęta i rośliny też mają dzieci, a człowiek ma być czymś więcej niż zwierzęciem i rośliną. Owocem człowieka są przymioty Boga. Kto z ludzi tego owocu nie wyda jest jak popiół i kompost lub jak roślina i zwierzę. Życie jego użyźni tylko życie innym ludziom, a choć sam będzie nawet cieszył się jakimś swoim wzrostem i tym, co przyswoi i z czego siebie zbuduje, to nie wydawszy owocu doskonałości umrze, a wszystko czym był i co posiadał zostawi innym niczym kompost, aby na tym budowali siebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:32, 19 Gru 2010    Temat postu:

JJW111000649

Tak oto życie większości ludzi jest ciągłą przemianą, czyli wędrówką różnych cech i składników z jednego człowieka na drugiego. Nieliczni tylko korzystają z tego i owoc wydają. Ci korzystają ku owocowi, reszta korzysta bez celu – dla płochej radości – są jak szczęśliwiec, który dostał pieniądze i z radości porozrzucał je, i poniósł je wiatr, i wzięli je inni, aby też rozrzucić lub, aby nabyć owoc.
Wszystko, co ludzie czynią ku zadowalaniu zmysłów jest rozrzuceniem na wiatr – mają z tego radość, lecz płochą, bo przeminie wraz z nimi, a często szybciej niż oni sami.
Co bowiem większość ludzi czyni? Budują jakąś formę swego życia i formę swej osobowości, i to koniec ich dzieła – a gdzie owoc? Ta forma jest jak forma rośliny bez owocu.
Nawet nie sami budują własne formy życia i osobowości, bo współtworzą je różne okoliczności i wychowanie. Ludzie zaś godzą się na nie i przyzwyczajają się do nich. Większość dodaje do tego tylko odrobinę indywidualności i otwartości na nowe horyzonty. Ogólnie każdy pozostaje Arabem lub Żydem, katolikiem lub muzułmaninem, czy też kimś innym. Jedni ze szczerości, drudzy z wyrachowania. Jedni z urodzenia, inni z „nawrócenia”. Każdy zaś broni „swego” /oprócz tych z wyrachowania, chyba że mają w tym interes/ niczym matka swych dzieci. Zwykle, bowiem przeceniamy swoje przekonania. Podobnie jak ptak z bajki, który uważał swoje dzieci za najpiękniejsze. I była tym ptakiem sowa, uchodząca właśnie wśród ludzi za symbol mądrości.1
_________________________________________
1: Sowa zauważyła znajomego kota idącego do lasu. Zapytała: – Dokąd się wybierasz? Kot odparł : – Na polowanie. -To oszczędź tylko moje dzieci.-poprosiła. -Dobrze. „ rzekł kot – Tylko powiedz, które to. – Moje będą najpiękniejsze, tych nie zjadaj.- powiedziała sowa, a kot poszedł dalej.
Gdy dotarł do gniazda z pisklętami sowy przyjrzał się uważnie ptaszkom. Stwierdził, że są bardzo brzydkie, więc na pewno nie są sowy i spokojnie je zjadł.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jerzy Karma dnia Nie 11:43, 19 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:57, 19 Gru 2010    Temat postu:

JJW111000650

W ten sposób nawet chcemy mieć dobre samopoczucie, przez wywyższenie swojej religii, czy swojego narodu, także swojego światopoglądu. Ale cóż po tym dla naszej duszy? Przez wiele żywotów każda kolejna nasza dusza nasiąkała skażeniami, które dziedziczyły następne nasze dusze, za każdym razem z kolejną szansą na zmianę. My jednak zamiast wziąć się ostro do pracy nad przypadłościami, niczym ciężko pracujący w kamieniu rzeźbiarze, albo niczym rolnicy wyrywający odrastające uparcie chwasty, wolimy akceptować, pielęgnować i wywyższać nasze wady i nasze niedoskonałości.
Co komu z tego, że cieszy się swoimi zewnętrznymi formami: swoim ciałem, domem, czy nawet pałacem, swoim światopoglądem, swoją „wiedzą”, swoją osobą, swoimi myślami, swoim odczuwaniem, swoją religią, czy nawet swoimi czynami? Wszystko to rozrzucanie na wietrze, jeśli mając to, nie nabywa się owocu doskonałości. Poniesie je tylko wiatr i użyźnią innych.
O życiu tych ludzi można powiedzieć: Popiół to i kompost. Zaś ci nieliczni, którzy owoc zdobyli, będą jak piękny ogród i w nim będą żyli, nie zaś w popiele i kompoście. Zdobyć owoc, to wydać go.
Ów owoc doskonałości to drugi człowiek. „Wszakże nie to, co duchowe, jest pierwsze, lecz to, co cielesne, potem dopiero duchowe. Pierwszy człowiek jest z prochu ziemi, ziemski; drugi człowiek jest z nieba. Jaki był ziemski człowiek, tacy są i ziemscy ludzie; jaki jest niebieski człowiek, tacy są i niebiescy.”/I Kor.l5,46-48/
„Odpowiadając Jezus, rzekł mu: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego.
Rzekł mu Nikodem: Jakże się może człowiek narodzić, gdy jest stary? Czyż może powtórnie wejść do łona matki swojej i urodzić się?
Odpowiedział Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego.
Co się narodziło z ciała, ciałem jest, a co się narodziło z Ducha, duchem jest.
Nie dziw się, że ci powiedziałem: Musicie się na nowo narodzić.” (Jan. 3:3-7, BW)




Co jednak się dzieje z człowiekiem, który otrzymał zaczątek ducha, lecz nie wydał owocu i nie obumarł duchowo? Trochę przymarzł trochę usechł, trochę zbutwiał, lecz jeszcze zachował w sobie przewagę życia, to jest miłości i służenia innym. Jest on jak gałązka, która choć sama z siebie nie była zdolna wydać owocu, to jednak [u] wypuszcza nowy pęd[/i] /inkarnuje/, który może wydać owoc.
Każdy z ludzi żyjący na Ziemi pragnie dobra, przynajmniej na początku i przynajmniej dla siebie. Większość jednak praktycznie spotyka się z powszechną niewiedzą i samolubstwem połączonym ze złem, mimo całych systemów oświatowo-wychowawczych, które są niczym wobec dawania złych przykładów, wzorców, oraz wobec bombardowania złem przez środki masowego przekazu i „kulturę” filmową. Już nawet bajki dla dzieci bardziej są przesiąknięte przemocą niż dobrym pouczeniem.
W tym świecie, nawet ten, kto przez czterdzieści lat zajmuje się duchowością w teorii po kilka godzin dziennie, gdy przestanie się nią zajmować i zacznie żyć codziennym, życiem pośród przecież niedoskonałych ludzi, współdziałając z nimi, w chwili, gdy zostanie przez nich skrzywdzony i poniżony, będzie chciał ich zabić, nie mogąc znieść istnienia takich typów.
Patrząc na to z pewnej płaszczyzny, będzie miał rację. Może powie nawet: „Bóg też zgładził Sodomę i Gomorę.” Ba! Nawet jako jeden z elementów prawa wprowadzał karę śmierci: „I wyznaczę dla nich cztery rodzaje kar, mówi Pan: Miecz do zabijania, psy do rozrywania, ptactwo niebieskie i zwierzęta polne do pożerania i niszczenia.” (Jer. 15:3, BW)
Cóż prawo musi być, a elementem prawa jest kara. Pouczenia są bowiem w kościołach i szkołach, także o konsekwencjach, kto więc je lekceważy ten sam wybiera karę.
Nie możemy jednak nigdy zabijać z powodu gniewu, a jedynie ze słusznego nakazu prawa.

Choć odnośnie Sodomy ktoś inny powie jeszcze:
„Ale jaki Bóg zgładził? Przecież taki, który nic więcej nie był w stanie zrobić. Taki, który miał tylko moc fizyczną i który nie potrafił ani duchowo, ani uczuciowo, ani też mentalnie przekształcać ludzi. Był to jakiś bóg-mocarz niższego poziomu. Bo jeśli inny Bóg umie zatwardzać serca, to i umie je zmiękczać.
Może w Biblii występuje wielu bogów.
„Potem rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na obraz Nasz, podobnego do Nas.” (1 Moj. 1:26, BW)
Oczywiście można intelektualnie tego boga obronić cytatem z Przypowieści Salomona 20,30: „Krwawe rany oczyszczają grzesznika, a ciosy głębię wnętrzności.”
Tym zaś, którzy powiedzą, że to prawda i tym, którzy mają na to wiele dowodów, odpowiem:
- Co z tego. że to dało jakieś efekty. Jeśli ów bóg stworzył takim człowieka, to cóż to za bóg, iż stworzył go tak głupim, że musi go wychowywać zadając mu ból i cierpienie?
I jeśli ktoś z ludzi jest takim, że inaczej nie można mu dać mądrości, jak przez cielesne upomnienia, to cóż to za bóg, który nie może tego zmienić?
Aż prosi się, żeby jeszcze do tego dodać: Cóż to za bogowie którzy /monoteistom powiemy: Cóż to za bóg, który/, poprzez manifestację swej mocy i różnych cudów skłaniają /skłania/ ludzi do przyjęcia mądrości? Takie przyjęcie jest przecież tylko powierzchowne i pod presją większej siły, większego autorytetu... nie zaś dla samej prawdy i dla samej mądrości.
Bóg, który tak postępuje, nie jest najwyższym Bogiem. Nawet, jeśli za takiego się podaje, jak czynią to też niektórzy chorzy psychicznie.
Nie słyszy się przecież o chorych psychicznie zwierzętach. Mało ich też wśród rolników i robotników. Więcej zaś wśród środowisk intelektualnych. Jeszcze więcej można ich znaleźć pośród bogów, czyli istot wyżej rozwiniętych od ludzi i posiadających wyższy iloraz inteligencji.

Zgładzenie Sodomy i Gomory wskazuje na to, że Bóg nie chciał wpływać na ich mieszkańców od wewnątrz ich serc, ale dał im wolną wolę. Oni zaś sami dokonali wyboru złej drogi i ponieśli tego konsekwencje.
W niektórych przypadkach Bóg pokazał, że może wpłynąć na człowieka od wewnątrz, jak to było np. z faraonem, szczególnie w przypadkach jednostek, których działania mają wymiar społeczny. Bóg wpływał na niektóre jednostki, gdy wymagało tego dobro bardziej ogólne.
Prawdziwy Bóg stworzył prawa, a kto się do nich nie stosuje, ten sam już skazuje się na jakieś konsekwencje i cierpienie, nawet gdy w to nie wierzy. Bo jest to jak z ogniem, który parzy i tych, którzy o tym nie wiedzą. Podobnie każdy, kto źle czyni, to w ten sposób łamie boskie prawa i będzie musiał ponieść tego konsekwencje.
Niestety w większości przypadków pojawią się one z dużym opóźnieniem. Wtedy zwykle ludzie nie są w stanie sobie uświadomić tych zależności, gdyż przekraczają one poziom ich wiedzy i ich pamięciowe zdolności. Potrafią najczęściej widzieć źródło swego obecnego cierpienia w bezpośrednim działaniu drugiego człowieka, który sam sobie w tym momencie wydaje się być bezkarny.
Dlatego z niektórymi ludźmi jest tak, że im więcej zła ich spotyka, tym więcej zła w nich narasta /jeśli nie karmią się wartościami dobrego i mądrego ducha/, gdyż ich indywidualność jest tylko zlepkiem owych złych przeżyć połączonych z nienawiścią.
Trzeba wiedzieć, że istnienie zła obok dobra w tym świecie, nie jest pozwoleniem na bycie złym i nie jest też żadnym usprawiedliwieniem dla złych.
W większości wypadków zło rodzi zło, gdyż, choć wody /Słowa Ducha/ dużo, to ludziom brak siły ducha /duchowych substancji odżywczych/ i plon się nie objawia, chyba, że ktoś chwasty nazwie plonem.
Bóg nie stworzył człowieka głupim i nie musi go wychowywać zadając mu ból i cierpienie, bo każdy człowiek w głębi siebie zawiera mądrość rozróżniania dobra od zła, lecz z powodu swoich pragnień nie chce sięgać do tej głębi, a przez nadmierną pogoń za realizacją tych pragnień zmniejszył swą świadomość. Jeśli zaś popełnia zło, to sieje dysharmonię, która wraca do niego prędzej lub później niczym bumerang. W tym sensie to nie Bóg, ale każdy sam sobie wymierza karę, gdyż tak działa prawo karmy.
Nie jest siłą ducha odpłacanie złem za zło wg zasady „oko za oko, ząb za ząb”. Kto ma wewnętrzną potrzebę zemsty ten jest słaby. Zaś siłę ducha i mądrość ma ten, kto kocha tych, którzy go nienawidzą. Najpierw daje im dobry przykład czyniąc im dobrze. Dopiero, gdy oni dalej źle czynią, karci ich odpowiednio, ale nie z chęci zemsty, tylko z chęci ich pouczenia, że za zło spotka nas cierpienie później lub teraz.
Nie czyń zatem zła człowieku, bo zło nie jest dobrem.
Jak więc może powstać dobre ze złego i czy ono usprawiedliwia zło? Nie usprawiedliwia. Tak jak bogactwo nie jest usprawiedliwieniem dla nędzy, a mądrość dla głupoty. Jednak w każdym tym przypadku z tego gorszego może wyniknąć owe lepsze, ale nigdy nie jest to zasługą gorszego. Kto źle czynił może zacząć czynić dobrze, ale nie z powodu zła, które w nim mieszkało, lecz z powodu mądrości, jeśli ją nabędzie, a która jest bliżej niż sądzi, bo w nim. Niech tylko obudzi swą świadomość o niej. W czym pomóc mogą dobre uczynki, dobre myśli, a przede wszystkim więcej służby innym, niż samemu sobie. Bo kto służył dotąd głównie sobie, to musi nadrobić to większą służbą innym. A gdy nadrobi, niech służy tak samo innym jak i sobie.
Zły człowiek czyniąc źle razem z podobnymi mu złymi, krzywdzi innych. Sam żyje niczym w braterstwie ze złymi. Do czasu, aż kiedyś doświadczy ich zła na sobie. Może nawet wiele razy, przez wiele żywotów. w końcu osiągnie taką wrażliwość, że nawet zło wyrządzane innym będzie go boleć, gdyż będzie miał większą świadomość i odnajdzie mądrość.
Zapyta ktoś: Czy człowiek niedoskonały reinkarnuje; czy raczej staje się kompostem dla innych?
Odpowiedź brzmi: Reinkarnuje i dlatego jest kompostem, a jest kompostem, bo reinkarnuje. Może zaś być kompostem tylko dla innych, wtedy reinkarnuje bezosobowo, albo kompostem dla samego siebie, gdy inkarnuje osobowo. Różne są też komposty. Wszystkie kiedyś stają się żyzną ziemią, lecz ziemia to przecież nie owoc.
Jak więc to jest: Czy każdy kompost reinkarnuje, czy tylko ten, który otrzymał zaczątek ducha – jakiś zaczątek miłości i służenia innym, ów zaczyn życia?
Otóż nie ma kompostu bez tego zaczątku. Jest on w każdym. Podobnie jak w każdym kompoście tkwi życie, lecz tylko zaczątek życia prawdziwego pozwala na reinkarnację osobową, a życie prawdziwe, to poświęcenie siebie i swoich pragnień dla innych, bo tylko wtedy rodzi się w człowieku odpowiednia moc pozwalająca przetrwać śmierć ciała w sposób zintegrowany.
Wiele mówi się o reinkarnacji. Są jednak różne jej poziomy, rodzaje, odmiany.
Na przykład człowiek utożsamia się ze swoim miejscem pobytu, swoją pracą, działaniem, bliskimi i znajomymi.
Gdy zostawi te warunki bytu i zacznie tworzyć je na nowo i czyniąc je innymi, będzie to już reinkarnacja, pomimo zachowania tego samego ciała fizycznego .
Nie tylko więc pozostawienie ciała fizycznego i przyjęcie nowego jest reinkarnacją.
Także pozostawienie starej osobowości i przyjęcie nowej jest reinkarnacją. Jak wiemy, nie musi się to dokonywać wyłącznie w wypadku śmierci ciała fizycznego.
Zmiana poglądów religijnych, rodzaju wiary, czy niewiary, też jest reinkarnacją. Niekoniecznie musi się to dziać poprzez śmierć i narodziny w innych warunkach i w innej religii.
We wszystkich tych przypadkach nasze „jestem” przechodzi w nowe warunki.
Każdy rodzaj reinkarnacji stymuluje rozwój naszego odbioru świata i naszego działania w nim.
Wszystkie /wchodzące/ „jestem” wchodzą w najróżniejsze warunki egzystencjalne. Z czasem tworzą się dla nich odmienne uwarunkowania. Dlatego jedne z nich mogą dowolnie decydować o przejściu jakiegoś rodzaju reinkarnacji, a inne nie. Jedne są zmuszane przez wcześniej stworzone sobie uwarunkowania do przechodzenia różnych reinkarnacyjnych śmierci, a inne /znikoma mniejszość/ są wolne od tego i przechodzą /umierają/ dowolnie. /Aktem woli – nawet w wypadku śmierci fizycznego ciała jest to akt woli, a nie samobójczy czyn, choć zdolność fizycznego samobójstwa też jest taką zdolnością-możliwością, lecz niższego rodzaju./
Podobnie też niektórzy ludzie mogą zmieniać swoje życie, poglądy, religię, osobowość, a inni nie są w stanie. Jakby byli zaprogramowani /skazani/, choć w rzeczywistości sami się tak uwarunkowali. Czasem nawet przez nadmierną krytykę, brak wyrozumiałości, tolerancji i zrozumienia. Bo jeśli pogardzamy kimś z powodu jego przypadłości, to i nam ona może się przydarzyć. Czasem nawet już w tym życiu. Abyśmy nabyli więcej pokory i mądrości.
Jak widzimy, istnieją w dualnym świecie różne możliwości egzystencji, oraz różne możliwości powrotu do czystego stanu „jestem”. Istnieją owoce, kompost i proch. Istnieje dobro i zło. Także stany nieba i stany piekła. Kto zaś mówi, że nie ma piekła, niechby się znalazł w Jugosławii, gdy tam było piekło. Ludziom tam męczonym ich męki wydawały się wieczne, bo tak długo trwały, że psychika ludzka ledwo to mogła wytrzymać. Dlatego wielu z nich znalazło się w zakładach psychiatrycznych na skutek załamania, obłędu, psychicznej ucieczki od strasznej rzeczywistości.
Wielu ludzi w Europie dziwi się: Jak takie piekło mogło zaistnieć w cywilizowanym świecie? Jak tylu ludzi przemieniło się w diabłów? Nie mogą tego zrozumieć, że postępowali tak, jakby nie byli ludźmi. Następnie kolejne piekło zaistniało w Czeczenii. A wiele lat przed Jugosławią piekłem była II wojna światowa.
Kto z Was ma dzieci? Czy nie widzieliście jak się kłócą i biją o głupstwa choć są rodzeństwem? A jednak jakoś ich rozumiecie, bo są dziećmi i mają jeszcze tak dziecinne – prymitywne motywy, że są gotowe zabić jedno drugie /!/.
Ludzie dorośli są dziećmi, lecz w sensie negatywnym /dzieci mają oprócz cech pozytywnych także negatywne/. Chcą rządzić jedni drugimi i panować. Chcą posiadać więcej od innych i świat traktują jak rynek.
„Z kim więc porównam ludzi ... i do kogo są podobni? Podobni są do dzieci, które siedząc na rynku wołają jedne na drugie tymi słowy:
Graliśmy wam na piszczałce, a nie tańczyliście, nuciliśmy pieśń żałobną, a nie płakaliście.” /Łuk.7.31-32/

Chrystus w tych słowach dobitnie ukazuje, jak wielką władzę chcą mieć ludzie jedni nad drugimi. Chcieliby decydować i o radości i o smutku.
Kto nie zna z filmów i bajek obrazu herszta i jego bandy, którego uśmiech był jak nakaz uśmiechu dla pozostałych, a smutek był nakazem smutku?
Dzieci w pewnym wieku chcą rządzić innymi; jedne na drugie wołają i każde pragnie być przywódcą, lecz żadne nie chce słuchać pozostałych. Wynika to z silnej egocentrycznej natury takiego dziecka. Pragnie dominować nad swoim otoczeniem: nad dziećmi i nad tymi dorosłymi, którzy godzą się na to.
To jest negatywna strona dziecka tkwiąca u większości dorosłych. Jest ona zaczątkiem wszelkiego piekła.
Oczywiście o piekle można rzec, że skoro ostatecznie i ono jest przemijające, to w rzeczywistości nie istnieje, gdyż jest jak sen. Jest to stwierdzenie tak prawdziwe, jak to, że wszystko, co nam się przydarza we śnie – też jest nieprawdziwe. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że póki jesteśmy w tym śnie i śnimy go – to cierpimy. Ludzkie życie też jest przemijające, a jednak większość traktuje je bardzo serio. Póki jesteśmy w świecie materialnym i zależymy od niego, to on jest dla nas rzeczywisty.
Zresztą, jest to kwestia umowna, czy prawdziwa rzeczywistość, to tylko to, co istnieje stale, czy też wszystko to, czego doświadczamy nawet przez chwilę.
Czasem mówi się, że życie to sen, a jednak jak bardzo go doświadczamy. I samo tego typu myślenie nie uwolni nas od bólu, gdy nas ktoś kopnie. Może troszeczkę.
Świat wg wiedzy wedyjskiej składa się ze świata duchowego i ze świata materialnego. Świat materialny zaś z różnych materii subtelnych /nie widzialnych ziemskim ludziom/ i z różnych materii fizycznych /bardziej lub mniej widzialnych, jak gazy/.
Ponadto świat materialny zawiera wiele poziomów i rejonów odpowiednio rozmieszczonych. Chcąc jednak znaleźć kilka przesłanek w oparciu, o które można by się pokusić, by znaleźć kryteria tego rozmieszczenia, napotkamy trudności. Nie ma, bowiem tu ścisłych praw, a więc jeśli są jakieś kryteria, to względne.
Takim głównym względnym kryterium są trzy guny /podstawowe wibracje/:
• SATTVA, wibracja mądrości i dobroci opartej na wiedzy
• RAJO, wibracja przywiązania, pasji, głupiej dobroci, zdobywania i chęci zatrzymania, także wibracja silnego związku z wyobrażeniem o sobie i ze swoimi poglądami, oraz kultywacja tych idei
• TAMO, prądy niewiedzy, długa kultywacja przeszłości, brak dążenia do nowych form bytu, trzymanie się przyzwyczajeń, tradycji, nawyków, starych skłonności, nawet jeśli stały się już nieprzydatne i szkodliwe, brak zainteresowania nowymi horyzontami, czy całkiem innymi rzeczywistościami, nie dążenie do nowych doznań „pozazmysłowych” poprzez uporczywe trzymanie się tego, co się zna, stagnacja. Tamo, to stan najbliższy śmierci, gdyż ona w nim najszybciej pojawia się, naturą rzeczy, aby uwolnić z tego odrętwienia. Nie uwalnia jednak od tamo, ale przenosi w nowe warunki, by skłonić do otrząśnięcia się. W rajo stan śmierci dłużej się gromadzi i w końcu się manifestuje. Sattva jest tym, co śmierć oddala. Suma sattvy, rajo i tamo wyznacza człowiekowi datę śmierci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:04, 19 Gru 2010    Temat postu: FORMA KOSMICZNA

JJW111000651

Można stwierdzić, że najwyższy poziom świata materialnego jest prawie w czystej energii sattvicznej. Środkowe poziomy będą najbardziej w energii rajasowej. Zaś najniższy poziom piekielny w prawie czystej energii tamasowej. /patrz Bhagavad-gita, 14,18/ Dlatego właśnie niektóre autorytety dzielą systemy planetarne na trzy: niższy, średni i wyższy. Niższy oznacza w tym podziale planety piekielne, jako tamasowe.
/FORMA KOSMICZNA 1/
Rozpatrując jednak świat w innych kategoriach i gdy wyjdziemy ze świata duchowego – oto spotkamy formę kosmiczną Boga Krsny /wg Bh.-gity/ jako nieograniczoną całość Jego przejawów /viśvam anantam – cały wszechświat nieograniczony/. Oto cały Ów dostępny myśli ludzkiej Bóg. /darśayatnianam avyayam – „ukaż siebie wieczny” – Bh.-gita 11,4/ Dostępny, lecz przez nią nie ogarnięty /„nie możesz Mnie ujrzeć swoimi oczyma, Arjuno. Dlatego daję ci oczy boskie” – B.-g. 11,5 ; „tej mojej kosmicznej postaci nie można zobaczyć na tym materialnym świecie przez studiowanie” – B-g.11, 48/.
Czym jest ta forma kosmiczna?
Odnoszę wrażenie, że literatura wedyjska mówi o dwóch rodzajach form kosmicznych. Zresztą można przyjąć, że nie jest to problem, gdyż jest to kwestia nazwy.
Czy jednak chodzi tylko o nazwę?
W tym miejscu, wyznawcy Ved, mogą słusznie zawyrokować, że „kosmicznej postaci nie można zobaczyć przez studiowanie.”
Nie patrzmy więc na kosmiczną postać naszymi studiami, ale zapoznajmy się z jej „widzeniem” za pomocą tych, którzy mieli „oczy boskie”, aby ją widzieć, także przez słowa samego Krsny o niej, oraz opisy literatury wedyjskiej, bo w tym celu one są.
Ograniczona forma kosmiczna, to ta opisana w Śrimad Bhagavatam Canto 3, cz.II, 26.52 Zn. Sam Bhaktivedanta Swami Prabhupada nie miał ścisłej wiedzy na temat formy kosmicznej, gdyż mówiąc o niej używał sformułowań typu: „Uważa się, że poszczególnymi częściami tej kosmicznej formy Pana są systemy planetarne ... Najniższy system planetarny, Pātāla, jest uważany za podstawę stopy Najwyższego Pana ...” /j.w./ Stwierdzenie „uważa się” nie wskazuje tu na pewną, czy też osobistą wiedzę. Wspomniana forma jest tam opisana jako Kosmiczna Istota /j.w. 26.51/, która pojawiła się z kosmicznego jaja, czyli wszechświata w kształcie jaja. Otóż owo jajo jest ograniczone jako jajo i ma swoje okrywy i granice, a wewnątrz niego znajduje się kosmiczna forma Pana Hari /Boga/ jako virat-purusa /słynna kosmiczna-osoba/, czy viśva-rupa /cały wszechświat-forma/, albo jeszcze inaczej Visnu, której częściami ciała są systemy planetarne, pośród których wspomniany Pātāla jest najniższym i ostatnim, jako podeszwy stóp, tej kosmicznej formy. Pātāla nie należy jednak do planet piekielnych. Te bowiem leżą poniżej Pātāli.


Nie chodzi mi o to, aby krytykować Vedy, czy inne Pisma Święte /choćby Biblię/, Uważam jednak, że każde z nich, oprócz tego, że jest dziełem objawionym, jest też dziełem ludzkim. Dlatego należy je badać wnikliwie, obiektywnie i bez fanatyzmu religijnego. Wówczas dostrzeżemy w nich wiele ponadczasowych mądrości pochodzących z objawień, jak i sporą dawkę ograniczoności ludzkich umysłów usiłujących wyrazić i przekazać te objawienia. Nie należy ich ani całkowicie odrzucać, ani też całkowicie przyjmować. To, co jest w nich prawdziwym objawieniem, zniesie krytykę serca i rozumu. Co zaś jej nie zniesie, to pochodzi od ludzi.
Nie wszystkie informacje wedyjskie dotyczące formy kosmicznej są prawdziwym i pełnym objawieniem. Wiele z nich to fantazje ludzkie lub złudne wizje, albo takie przełożenie objawionej rzeczywistości na ludzki język i ludzką wiedzę, że ich realizm zostaje zagubiony.
Oto system Pātāla kończy od dołu formę kosmiczną składającą się z 14-u systemów planetarnych, wg opisu z Śr. Bh.C.3 cz.11:26.52 Zn, i dzielących się na „siedem wyższych systemów planetarnych leżących powyżej pasa formy kosmicznej i siedem niższych leżących poniżej”/śr.Bh.C.2:5.36 Zn/. Natomiast wg innego podziału te same systemy planetarne dzielą się na trzy: niższy, średni i wyższy. O takim podziale pisałem już wcześniej, lecz wówczas nie dotyczył on tylko owej formy kosmicznej. Tam niższy oznaczał planety piekielne. Tamten podział opierał się na prawach trzech gun, gdzie najniższej z nich, TAMO, przyporządkowano planety piekielne zgodnie z tym, że „ci, którzy pobudzani są przez materialną siłę ignorancji /tamo/... od czasów niepamiętnych unoszeni są przez różne pragnienia na tysiące różnych planet piekielnych.” Czytamy o tym w Śr. Bh. C.5:26.3. Uważam, że jest to stwierdzenie najbardziej prawdziwe./Różne pragnienia nie oznaczają wszystkich pragnień. Chodzi tu o te pragnienia, które maja związek z głupotą, a więc szkodzą nam i innym./
Niestety, taki sam podział systemów na trzy: niższy, średni i wyższy, choć inny pod względem znaczeniowym, bo niższemu nie przyporządkowano planet piekielnych, wprowadził pewne zamieszanie /sprzeczności/ do literatury wedyjskiej. w tym drugim podziale podaje się, że niższe systemy planetarne to Atala, Vitala, Sutala, Talātala. Mahātala, Rasātala i Pātāla, nazywane „podziemnymi planetami niebiańskimi”, a skoro są one niższe to ... stwierdzono, że udają się na nie ci, którzy są pod wpływem niższej guny: tamo. Czytamy o tym w Śr. Bh. C.4 cz.11:29.28 w Znaczeniu . Jest to wyraźnie sprzeczne z tekstem źródłowym przytoczonym poprzednio. Bo albo TAMO „kieruje” na planety piekielne, albo na owe niższe niebiańskie. „[u] Znaczenie [u]” nie jest jednak źródłowym tekstem wedyjskim, ale dodanym do niego komentarzem. w tym wypadku jest to komentarz Bhaktivedanty Swamiego Prabhupady, założyciela Międzynarodowego Towarzystwa Świadomości Krsny. Błąd tkwi więc albo w źródłowym tekście, albo w komentarzu dodanym już w XX wieku.
Nie będąc jednak zwolennikiem autorytetów, nie chcę sugerować, że rację ma źródłowy tekst, a nie Prabhupada. To bowiem nie byłoby dowodem, lecz wiarą w jedno kosztem drugiego.
Canto 5 śr. Bh. opisuje Atalę, Vitalę, Sutalę, Talātalę. Mahātalę, Rasātalę i Pātālę jako niższe systemy planetarne, czyli podziemne planety niebiańskie /„poniżej tej Ziemi”/, „znane jako podziemne niebiosa, gdzie znajdują się bardzo piękne domy, ogrody i miejsca przyjemności zmysłowej, które swym przepychem przewyższają nawet te z wyższych planet ... Przyjemności zmysłowe półbogów czasami ulegają zakłóceniu, ale mieszkańcy tych planet cieszą się życiem wolnym od zakłóceń.”/24.8/ „... mieszkańcy tych planet ... wolni są od wszelkiego niepokoju i fizycznych chorób. Nie wiedzą co to siwizna, zmarszczki, czy niedołężność ...”/24-13/
Są to źródłowe teksty i tworzą one harmonijną całość z źródłowym tekstem przytoczonym poprzednio, mówiącym że „magnetyzm” TAMO wiedzie do planet piekielnych. Nie pasują natomiast do komentarza Prabhupady, bo jeśli TAMO miałoby wieść do owych niższych planet niebiańskich, to po cóż obawiać się głupoty, czyli grzechu?
Zresztą, jak już podałem wcześniej, Bh.-gita /14.18/ również w źródłowym tekście /nie w komentarzu/ informuje: „ci, którzy pogrążeni są w obrzydliwej ignorancji, schodzą do światów piekielnych.”

Nie chcę tu ani się wynosić, ani krytykować, czy wytykać błędy. Może to ja nie posiadam jeszcze jakichś informacji, które by pogodziły wyżej przytoczone sprzeczności. Nie jest to atak na Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Krsny, ani na Jego założyciela. Jeśli wg uczniów Prabhupady czegoś nie wiem, to proszę skromnie i pokornie o wyjaśnienie. Gdy jednak w ten sposób zwróciłem się do jednego z wyświęconych braminów tego ruchu, to ten wiedząc już wcześniej o czym chcę mówić, powiedział że nie chce ze mną rozmawiać. I nie tłumaczy go to, iż nie był zainteresowany formą kosmiczną.
Arjuna też nie był zainteresowany, a jednak oglądał ją ze względu na nie wielbicieli formy transcendentalnej. Zresztą ten zupełny brak zainteresowania Arjuny nie znajduje odzwierciedlenia w Bhagavad-gicie. To tylko kontynuatorzy dzieła Prabhupady tak tę kwestię przedstawiają, powołując się na to, że forma kosmiczna jest ugram – straszna /B.g. 11.20/, a więc nie może być obiektem zainteresowania sługi Boga. Pomijają przy tym inne słowo opisujące formę kosmiczną także jako adbhutam – piękną /także 11.20/. Wielu ludzi obserwując takie ogromy przyrody jak morze, czy góry, mówi o nich, iż są zarazem piękne i straszne. Jak jednak reagują? Czy są odstraszeni ich strasznością, czy przyciągnięci pięknem? Kogo tylko stać, to jedzie choćby tylko na wczasy właśnie nad morze lub w góry. Najlepiej zaś to byłoby mieszkać w miejscu gdzie są góry i morze razem, ze względu na ich piekno.
Arjuna nie zakrywał oczu przed formą kosmiczną, lecz oglądał ją długo i tak, że wynikiem tego jest jej opis od tekstu 10 do 30 w Bh.-gicie, rozdz.11. Zaś w tekście 45 stwierdza: „Uradowany jestem widząc tę formę, ale również jestem zaniepokojony” i prosi o ukazanie formy wyższej, transcendentalnej.

Arjuna był bhaktą i mógł oglądać obie te formy. Dzisiejsi bhaktowie nie są w stanie oglądać formy transcendentalnej i mówią, że nie chcą oglądać formy kosmicznej, ani o niej mówić. Dziwni to bhaktowie ... albo przemądrzałe osoby.
Jeden z „mistrzów”, uczeń Prabhupady, nie potrafiąc mi wyjaśnić przedstawionych mu innych sprzeczności, zakończył również rozmowę ze mną niby z braku czasu. Po czym kontynuował rozmowy z innymi zainteresowanymi, nie znającymi może na tyle „jego” nauk, by dostrzec w nich sprzeczności.
Rozmowy zwykle są prowadzone w ten sposób, że prowadzący je „mistrz” lub inny nauczyciel z tego ruchu, daje odpowiedzi mocno zajmujące umysł i bombardujące informacjami na tyle, że zwykły człowiek nie jest w stanie spostrzec błędów w przedstawianej „wiedzy” . W takich przypadkach nauczyciele radośnie dalej bombardują umysły swoimi dogmatami, aby wprogramować w nie własny fanatyzm. Gdy jednak ktoś mimo całego informatycznego szoku, sugestii i wytrawnej dialektyki, dostrzeże w tym wszystkim jakieś niejasności, to nauczyciele owszem, łaskawie odpowiedzą. lecz nie na temat, ale z miną taką, jakby to była właściwa odpowiedź. Po tym zaś, zmienią temat na tak zajmujący słuchaczy, że ci zapomną o sednie problemu.
Jeśli pytający okaże się odpornym na takie zabiegi i ponowi swą kwestię, to zostanie pobłażliwie potraktowany i także jako osoba mało inteligentna. Zaś przy wielkim jego uporze w dążeniu do uzyskania mądrej odpowiedzi, mówi mu się, że nie jest on tu jeden i inni też chcą pytać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:05, 19 Gru 2010    Temat postu: FORMA KOSMICZNA 2

JJW111000652

/FORMA KOSMICZNA 2 /
W B.g. 11.13 czytamy, że Arjuna zobaczył w kosmicznej formie Pana więcej niż wspomniane trzy systemy planetarne /i więcej niż 14 podzielone na 2/, zobaczył coś, co leży poza nimi, czyli poza formą kosmiczną /wg Sr.Bh. C.3 cz. II 26.52 Zn/, ... a co leży w tej formie wg B.g. 11.13, oraz 11.15 Zn. Zobaczył Garbhodakaśayi Visnu, Tego który spoczywa /C.2, 8.8 Zn/ na wodach Oceanu Garbhodaka leżących w dolnej połowie kosmicznego jaja, i z którego „wyrastają” najpierw planety piekielne, później planety niższych systemów od Pātāli do Atali, następnie średnich i wyższych.
Nie wiemy, więc w oparciu o te opisy, czy planety piekielne należą do formy kosmicznej, czy też nie. Jeśli bowiem „dnem” tej formy jest system Pātāla, to nie należą. Jeśli jednak Arjuna oglądając tę formę widział w niej Ocean Garbhodaka leżący poniżej trzech systemów i planet piekielnych, to i ów Ocean, i „Piekło”, mieszczą się w tej formie kosmicznej, gdyż były w zasięgu tego widzenia.
Może jednak Arjuna widział większą formę kosmiczną, Maha-Visnu /mahat -ogromny, większy/, mieszczące wiele mniejszych form kosmicznych. Istnieje bowiem większe, gigantyczne ciało, mieszczące wszystkie wszechświaty -kosmiczne jaja. To ciało zwane jest Karanodakasayi Yisnu.
Wskazywałyby na to słowa Krsny: „Spójrz na te wszystkie rzeczy, o których nikt wcześniej nie słyszał, ani których nikt wcześniej nie oglądał. w tym moim ciele możesz ujrzeć wszystko, cokolwiek tylko zapragniesz zobaczyć!” /B.g.11.6-7/
Możemy też sądzić, że ta boska wizja ogarnia wszystkie wymiary, przestrzenie i czasy jednocześnie: tu i teraz. „Ta postać kosmiczna może pokazać ci wszystko, co pragniesz ujrzeć teraz, jak również to co możesz zapragnąć ujrzeć w przyszłości. Wszystko – ruchome i nieruchome – zawiera się w niej w sposób doskonały w jednym miejscu.” – B.g. 11.7 Jest to jakby viśva-rupa jeszcze większego wszechświata, zawierająca wszystkie viśva-rupy, czyli różne manifestacje form kosmicznych Krsny jako Visnu; jest to całe przejawienie Boga „wewnątrz” świata materialnego /B.g.11.47/, czy raczej sam cały świat materialny, jako viśva-rupa nieograniczona zwana Maha-Visnu i nie będąca kosmicznym jajem ale będąca ananta-rupam /nieograniczoną formą/.
Dlaczego jednak w B.g. 11.13 czytamy, że „Arjuna zobaczył w kosmicznej formie Pana wszechświat” i to „ten wszechświat”? Chodzi tu o wszechświat mniejszy. Co prawda Prabhupada próbuje słowa: jagat krtsnam pravibhaktam anekadha, oznaczające „wszechświat całkowity podzielony na wiele” tłumaczyć jako „niezliczone ekspansje tego wszechświata” i w Znaczeniu wyraźnie napisał, że „istnieje wiele wszechświatów” i „Arjuna mógł zobaczyć to wszystko”, ale o tym wszechświecie mówi się jako o małym Brahmie – Śr.Bh. C.3 cz.II 26.52 Zn – i są dużo większe wszechświaty poza nim. Jak więc Ci więksi Brahmowie – formy wszechświatów – mogą być ekspansjami małego Brahmy? Wg nauk wedyjskich ekspansje nie są większe od swego źródła. w przeciwnym wypadku któraś z ekspansji Krsny mogłaby być większa od Niego – o którym mówi się, iż jest Najwyższym Bogiem i że nie ma nikogo już większego.
Przyznam, że na dzień pisania rękopisu tej pracy, taka koncepcja, iż Arjuna widział formę kosmiczną ogarniającą wszystkie wszechświaty, a więc większy wszechświat , bardzo by odpowiadała moim niektórym rozważaniom. Nie byłem jednak i nie jestem do nich przywiązany, i ponad nie stawiam harmonijną prawdę.
Kolejny tekst 20-ty, B. g. roz.11, mówi o tym, że „.Widok tej... formy kosmicznej... zaniepokoił trzy systemy planetarne”, gdyż zobaczyli ją także inni z tego wszechświata (mniejszego, bo tylko z trzema systemami), a nie tylko sam Arjuna. Zakładając, że była to forma kosmiczna ogarniająca wszystkie wszechświaty, nasuwa się pytanie, dlaczego widzieli ją tylko mieszkańcy tego małego wszechświata?
Można oczywiście twierdzić, że taka była wola Boga, iż ukazał tę formę tylko w jednym z mniejszych wszechświatów. Jednak nie wszyscy z tego wszechświata ją widzieli. Ukazywał ją przede wszystkim Arjunie, a przy okazji ujrzeli ją ci, którzy byli obdarzeni boskim wzrokiem z racji „posiadania naprawdę boskiego charakteru”, /B.g , 11,48-49 Zn/ Trudno jest przyjąć, że „wielbiciele posiadający naprawdę boski charakter i wzrok zdolny do zobaczenia kosmicznej formy”/j.w./ istnieli tylko w naszym małym wszechświecie, a w innych nie. Wygląda więc raczej na to, że była to forma kosmiczna przedstawiająca nasz wszechświat /mniejszy/ Potwierdza to Tekst 23, mówiący o wszystkich planetach, a nie o wszystkich wszechświatach, czy kosmicznych jajach. Zaś Tekst 30 dobitnie mówi o „całym wszechświecie”, a nie o wszechświatach. Także Tekst 38 mówi o viśvasya – wszechświecie jako kosmicznej manifestacji widzianej przez Arjunę, a wyraz wszechświat w opisach wedyjskich odnosi się do mniejszego wszechświata, czyli kosmicznego jaja. Większy wszechświat określany jest jako „wszystkie wszechświaty”,/Śr.Bh, C.2: 6-39 Zn/
W Tekście 43 Arjuna mówi do Krsny: „Któż mógłby być większy od Ciebie we wszystkich trzech światach.” Gdyby więc ujrzał wszystkie wszechświaty, a nie trzy światy tego wszechświata, to zapewne rzekłby: „Któż mógłby być większy od Ciebie we wszystkich wszechświatach, „
Wygląda na to, że nie tylko komentarze nie pozostają w harmonii z tekstami wedyjskimi, ale i same teksty nie tworzą ze sobą tej harmonii. w oparciu o jedne możemy myśleć, że Arjuna widział tę większą – nieograniczoną – kosmiczną formę, a opierając się na innych dochodzimy do wniosku, iż w tym samym czasie widział jedynie formę kosmiczną zawartą w ograniczonym kosmicznym jaju.
Jak to wytłumaczyć? Literatura wedyjska jest bardziej dziełem mistycznym, a nie naukowym. Mistyka w wydaniu ludzkim może mieszać się z fantazją, co nie odbiera jej przekazom wartości; a mistyk z natury nie korzysta ze ścisłego i logicznego umysłu, dlatego nie oddziela swojej fantazji związanej z pozaświadomymi oczekiwaniami od objawień mistycznych. Jedno i drugie jest doświadczane przez jego wrażliwą naturę jako coś istotnego, gdyż go dotyka i nań działa. Logika, analiza i porównania są dalekie od takiego stanu mistycznego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:11, 19 Gru 2010    Temat postu: FORMA KOSMICZNA 3

JJW111000653

Mistyk wyższej kategorii z łatwością i świadomie odróżnia fantazje umysłu od objawień – wizji mistycznych /niczym sny zwykłe od snów proroczych/, lecz rozwój logiki, analizy, głębszych skojarzeń i porównań, także nie musi u niego iść na równi z rozwojem mistycznym. Swoje objawienia przełożyć może zatem w taki sposób na język ludzki, że będą one również pełne sprzeczności jak u mistyka przeciętnego.
/FORMA KOSMICZNA 3/
Dlatego mistyczna wizja autora Bhagavat-gity „odczuwa” istnienie nieograniczonej formy kosmicznej w oparciu o przekonanie-przeczucie /a raczej poza konkretno-myślowy wgląd/, że Bóg musi być nieograniczony. Jest to mistyczne muśnięcie Tego, co jest zbyt odległe i niepojęte, i może być nawet innym – wyższym Bogiem, niż Ten, którego ma się na uwadze i któremu przypisuje się cechy Tego wyższego ... i co nasz mistyk może opisać tylko „filozoficznie”, a co jest jakby poza nim, poza jego zrozumieniem, poza samą wizją i ... jego mistycyzmem.
Choć nazywa to formą , to przedstawia za pomocą takich zwrotów jak: „w tym ciele możesz ujrzeć wszystko”, „wszystko zawiera się w niej”, „wszystko to było cudowne, pełne blasku, nieograniczone i wypełniało bezkresną przestrzeń”/B.g.11.11/
„Ta postać kosmiczna może pokazać ci wszystko, co pragniesz ujrzeć teraz, jak również to co możesz zapragnąć ujrzeć w przyszłości.” – B.g. 11.7
Co prawda, dwie pierwsze wypowiedzi padają z ust samego konkretnego Boga naszego autora mistyka i Arjuny, co może podnosić ich rangę, to jednak nie zapominajmy, że ów Bóg jest elementem tej mistycznej wizji i nawet Jego umiejscowienie przez literaturę wedyjską w historii ludzkości jako konkretnej postaci w osobie Krsny nic tu nie zmienia z punktu nie tylko mojego, ale i z punktu samego Krsny, wg którego cały ten przejawiony konkretny świat jest tylko mayą, mistycznym snem Boga zamanifestowanym jako kosmiczna forma Maha-Visnu i zwanym Jego energią zewnętrzną /tu: drugorzędną/.
„To jest maya. Innymi słowy jest to sen. Ta iluzoryczna energia ... zewnętrzna ... kontrolująca należy do Najwyższej Osoby Boga i działa pod Jego nadzorem.”/Sr.Bh. C.8:5.J0 Zn./
„W materialnym stanie wszystkich żywych istot występują trzy etapy snu. Kiedy świat materialny jest wzbudzany i zdatny do użytku, jest to rodzaj snu, snu na jawie. Gdy żywe istoty udają się na odpoczynek, śpią ponownie. A gdy są nieświadome w czasie unicestwienia, kiedy ten świat materialny jest niezamanifestowsny, wkraczają w następną fazę snu.”/j.w.1.9 Zn./
„... kto jest duchowo przebudzony ... przypatruje się swojemu materialnemu życiu, jakby było ono snem.” /Sr.Bh. C.10 cz.I: 2.15 Zn./
„Ta materialna manifestacja kosmiczna jest tymczasową, złudną reprezentacją, która tylko zdaje się być prawdziwą. Jest to niczym fantasmagoria lub sen, ponieważ jest wytworem iluzorycznej, zewnętrznej energii Najwyższego Pana.” /Sr.Bh. C.4 cz.I: 12.15 Zn. i 12.15/

Maya , to energia iluzoryczna zewnętrzna, przejawiona jako energia materialna. Yoga oznacza duchowość, transcendentalizm, mistycyzm, coś odmiennego od znanego nam świata materialnego. Jednak energia wewnętrzna /tu: duchowa i najważniejsza ze wszystkich – wg Ved/ Boga również zawiera w swojej nazwie słowo maya, bo jest nazywana jest yoga-mayą, czyli duchową energią iluzoryczną . Ona także jest snem, tak jak „nasz” świat materialny. Choć jest to oczywiście sen wyższego rodzaju.
Jednak będąc w yodze-mayi jest się w łączności z Bogiem i w łączności z doskonałością. w tej yodze wszystko jest w łączności i dlatego w niej nikt nie działa dla osiągnięcia własnych korzyści. Dlatego ta yoga-maya może trwać wiecznie, bo nikt w niej nie wytwarza zakłóceń.
Inaczej jest w mayi, gdzie każdy działając przeważnie dla własnych korzyści wytwarza jakieś zakłócenia i gdzie wszyscy są oderwani od Boga i od doskonałości.
Sumując, energia wewnętrzna Boga, czyli duchowa, jest określana jako transcendentalna, a energia zewnętrzna materialna składająca się na kosmiczną formę Boga, której „nogi rozciągają się od niższych planet”, jest... także transcendentalna /patrz Śr.Bh. C.7:9.36 lub Bh.gita 11.5 Zn/ i w niej żyjemy i w niej się poruszamy, lecz będąc z naszej strony w oddzieleniu od Boga z powodu przywiązania do samych siebie.
Tak więc nie tylko wszystko to, co przedstawiają Vedy, jest mayą w różnym stopniu, ale i wszystko to jest transcendentalne. Materia także jest wobec tego duchowa. Wszystko zaś jest yoga-mayą. w samej rzeczy nie ma nic prócz Boga. Mayę jednak tworzymy my sami poprzez nasze oddzielenie. A świat, który widzimy jest naszym widzeniem.
Dla wielu nie jest obce znaczenie słowa yoga, w sensie łączności z Bogiem. Bhaktowie /słudzy/ Krsny dlatego uważają, że każdy kto jest czystym wielbicielem Boga, a więc żyje tylko dla Boga, żyje już w świecie duchowym, choć jeszcze przebywa w świecie materialnym; bo odzyskana łączność z Bogiem pozwala dostrzegać transcendencję materii. Kto zaś nie ma tej łączności jest ślepy i nie widzi, że wszystko jest duchowe. Zrozumieć tego niech nikt nie próbuje, bo to tak, jakby ślepy próbował zrozumieć kolory. Wszystko zaś stanie się proste temu, kto tego doświadczy uwalniając się od swojego fałszywego ego.
Mogą to oczywiście wyjaśnić ci, którzy tego doświadczyli, choćby na krótko, nie powinni jednak nic mówić, gdyż samo teoretyczne zrozumienie zostanie wykorzystane przez fałszywe ego w złych celach. Dlatego doświadczyć łączności mogą ci, którzy rozpoznali iluzję ego i są już słabo z nim związani; a doświadczają ci, którzy są wolni od ego. I jedni, i drudzy, nie nadużyją tej wiedzy, gdyż ich siła zrozumienia przerasta już siłę ego.
Więź z Bogiem czyni więc ze świata materialnego świat duchowy. Osobę wolną od fałszywego ego /która „nie ubiega się o nic dla siebie”, „nie ma nic wspólnego z tym światem materialnym”, „dla samej siebie nie próbuje niczego zdobywać”, „wykonuje swoje obowiązki w świadomości Krsny” i „może podjąć się wszelkiego trudu dla zadowolenia Krsny”/ Prabhupada określa jako osobę „usytuowaną transcendentalnie”/B.g.14.25 2n/. „Usytuowany transcendentalnie wielbiciel automatycznie staje się wolnym. Nie musi wcale starać się o wyzwolenie spod wpływu natury materialnej.” /tamże/
Żyje zatem on w świecie materialnym, gdzie działa czar mayi powodujący zapomnienie o Bogu, ale nie upada; mimo że to właśnie „w świecie materialnym – przez czar mayi – ta wieczna więź z Panem zostaje zapomniana i tak żywa istota podlega uwarunkowaniom przez prawo do walki o egzystencję i prawo silniejszego”/ Śr. Bh. C.l 15.26 Zn/ fizycznie lub umysłowo.
Czy zatem to maya oddziela nas od Boga, czy raczej z powodu tego oddzielenia znaleźliśmy się w mayi? Początkiem mayi jest oddzielenie, a maya tego świata jest kontynuacją tego oddzielenia. Jest jego trwaniem. Jest tym trwającym czarem w którym łudzimy się własną niezależnością i odrębnością od reszty.
Dlatego początkiem i źródłem owego czaru mayi jesteśmy my sami. Bo gdyby to źródło było w niej samej, to nikt nigdy nie mógłby się z niej wyzwolić. A jednak wyzwolenie jest możliwe poprzez pokonanie tego źródła w sobie. I dopiero je pokonując pokonujemy ten świat mayi.
Dlatego słusznie napisano, iż trenscendentalista wznosi się ponad sprawy świata materialnego i pokonał trzy guny. Napisano jednak też, że to właśnie kontakt ze światem materialnym powoduje utratę transcendencji, więzi z Bogiem. Ale gdyby to było podstawą tej utraty, to nikt by nie pokonał trzech gun .
/Kontakt ze światem materialnym pogłębia upadek. Można to porównać do studni. Jeśli sami do niej wskoczymy, to jesteśmy sami źródłem tego upadku. Jednak to już sama studnia i jej właściwości przyśpieszają i pogłębiają nasz upadek./
Mało tego ... skoro czytamy, iż: „w świecie duchowym ... nikt nie chce imitować Pana przez przyjęcie pozycji, w której się jest obsługiwanym” /j.w./ – to jak to się dzieje, że żywe istoty upadają z tego świata duchowego? Przecież wg innych słów to dopiero „w świecie materialnym – przez czar mayi – ta wieczna więź z Panem zostaje zapomniana” /tamże/.
Jak wobec powyższego żywa istota weszła w ów kontakt z światem materialnym, skoro następuje on po upadku, a upadku nie ma bez kontaktu?! Czy żywa istota upada najpierw do świata materialnego niewinnie, a staje się winna dopiero na skutek tego upadku i kontaktu z mayą?
Poza tym, jeśli w świecie duchowym żywe istoty obsługują Boga, a same niczego nie potrzebują od Niego /nie są obsługiwane/, to wygląda na to, że są one samowystarczalne, a ów Bóg nie. Czy jest, więc Bogiem? To ojciec i matka służą swemu dziecku z racji swej wyższej pozycji. Dziecko nie jest w stanie im służyć w ten sposób.
Jak więc spojrzymy na służbę? Czym ona jest? Czy silniejszy służy słabszemu, czy słabszy silniejszemu? Na pewno służy ten, który ma coś do zaoferowania, a służbę przyjmuje ten, kto nie potrafi czegoś sobie zrobić ze względów fizycznych lub psychicznych, albo z powodu innych ograniczeń.
W świetle tego ten, kto służy, zawsze góruje nad tym, który służbę przyjmuje. /”Ktokolwiek by chciał między wami być wielki, niech będzie sługę waszym.” – Mat.20.26 / Czy Bóg potrzebuje zatem aby mu służono? Ludzie zaś na pewno potrzebują służby Boga i Bóg im służy i wychowuje ich niczym rodzic – a raczej jak rodzic pomaga im przejawić ich potencjały.
Tymczasem wg Prabhupady /albo Ved/ żywe istoty nie chciały w świecie duchowym przyjąć „pozycji, w której jest się obsługiwanym.” Tak jakby były niezależnymi Bogami. Tam „nikt nie chce imitować Pana”/Krsny/, ale Krsna przyjmuje taką pozycję, że odbiera służbę od innych. Nie musi to oczywiście oznaczać, iż jej potrzebuje. Jednak ją odbiera. Coś Nim musi powodować.
Inaczej jest przedstawiony /i sam się przedstawił w mowie i w czynie/ Bóg chrześcijan – Chrystus. Służył ludziom, sam od nich niczego nie potrzebując, jak na prawdziwego Boga przystało. Uczył ich tylko, aby sobie wzajemnie służyli. Uczył tego, co sam czynił. U chrześcijan służy, więc Bóg i służyć mogą ludzie /patrz Ew.Mat.20.26-28/. Mają ten sam przywilej. Nie są przeciwieństwem Boga. Są Jego podobieństwem.
Prabhupada napisał, że Krsna „będąc stwórcą wszystkiego, łącznie z żywymi istotami /co może dziwić, bo w wielu innych miejscach napisał, że żywe istoty są wieczne. Były więc zawsze, czy zostały stworzone?/ jest w rzeczywistości właścicielem wszystkiego i radującym się wszystkim, co jest.” /C.l:15.26 Zn/
Dlaczego Pan „jest w rzeczywistości właścicielem wszystkiego i radującym się wszystkim, co jest , skoro „w transcendentalnym świecie nie ma przeciwieństw, podczas gdy w świecie względności wszystko ma swoje przeciwieństwo /C.l:10,19 Zn/ ?
Nie ma wobec tego w świecie duchowym właściciela i przedmiotów własności, podmiotu i przedmiotów. Pana i sług. „Nie ma rozróżnienia pomiędzy białym i czarnym. Dlatego dźwięki błogosławieństw wymawiane tu i ówdzie przez uczonych braminów wydają się być czymś sprzecznym w odniesieniu do Absolutnej Osoby, ale kiedy zwracają się ku Osobie Boga, tracą wszelką sprzeczność i staja się transcendentalne.”/jak poprz./
Dlatego też chęć bycia Bogiem Boga, choć może wydawać się sprzeczna w odniesieniu do Absolutnej Osoby, ale kiedy kieruje się „ku Osobie Boga, traci wszelką sprzeczność i staje się transcendentalna.” W świecie duchowym wszystko jest zatem możliwe z powodu braku przeciwieństw. Tam jesteś jednocześnie Bogiem Twego Boga, a On jest Twoim Bogiem. /Chodzi tu oczywiście o pojęcie świata duchowego jako tego, co jest najwyższym poziomem opisywanym przez literaturę wedyjską, czyli tego, co nie jest dualne. W Pismach Świętych światem duchowym nazywa się też pewien poziom dualny. Np. w Biblii w owym świecie duchowym występuje podział na duchy złe i dobre./
„W świecie względności biel ma opozycyjną koncepcję czerni, ale w transcendentalnym świecie nie ma rozróżnienia.” /C.l:10.19 Zn/ Oto najwyższa Prawda, jaką można znaleźć w Śrimad Bhagavatam. Zaś te inne, sprzeczne z nią, można uznać za błędy.
Nie chcę być krytykiem tych lub innych Pism. Dlatego nie użyję tylko jednego jako przykładu. Błędy oparte na ograniczonym widzeniu świata przez ludzi, występują nie tylko w Vedach, ale i w Biblii. Bo mimo braku w najwyższej Prawdzie rozróżnienia między Bogiem, a żywa istotą, gdyż są podobieństwem i jednem, to i w Biblii można znaleźć słowa o różnicach nie tylko między Bogiem i ludźmi, ale nawet pomiędzy ludźmi. I nie chodzi tu o różnice występujące w trakcie dążenia do realizacji ludzkiego potencjału, ale o różnice między jego ostatecznymi przejawami /patrz Rzymian 9.19-23. Biblia str.1217/
Na szczęście oba te Pisma zawierają też widzenia przekraczające cielesne ograniczenia. Zaś błędy występujące we wszystkich Pismach wynikają nie tylko z ograniczeń autorów je piszących. Raczej główną ich przyczyną są ograniczenia czytelników: tych, którym te Pisma pisano i tych, którzy je czytają. Nieograniczony umysł przekroczy bowiem każde ograniczenie; zrozumie je i wzniesie się ponad nie, będąc wolnym.
W Bhagavad-gicie /14.25/ czytamy o osobie usytuowanej transcendentalnie, lecz żyjącej w świecie materialnym: jest nią ten /ta/, kto „tak samo traktuje szczęście i niedole; jednakowym okiem patrzy na grudkę ziemi, kamień i kawałek złota; kto jest jednakowy wobec rzeczy pożądanych, jak i niepożądanych; kto jest zrównoważony i jednakowo odnosi się do pochwał, jak i do oskarżeń; kto pozostaje niezmienny wobec honoru i dyshonoru; kto traktuje wrogów na równi z przyjaciółmi.”
Oto transcendentalizm! Oto duchowość – w najwyższym ujęciu. Czym więc one są? To mądrość i dojrzałość; to zrozumienie wszechrzeczy: tego, czym się jest, czym jest Bóg, czym j e s t świat cały w sensie wszystkiego.
Dlatego dojrzałość i mądrość nawet na wskutek kontaktu z mayą nie upadną. I o tym, że tak jest, poświadcza powyższy cytat. /Także B.g.13.24: „Kto rozumie tę naukę o żywej istocie, materialnej naturze i działaniu jej sił, ten niewątpliwie osiąga wyzwolenie.”/
Problem upadku jest w literaturze wedyjskiej nie rozstrzygnięty bezpośrednio, choć występują w niej próby odpowiedzi na tę kwestię. Vedy wiedzą, że w rzeczy samej najprawdziwsza istota człowieka jest stała, niezmienna, transcendentalna, wieczna, pełna szczęścia i wiedzy. A jednak człowieka postrzegają jako „coś” upadłego i próbują udzielić odpowiedzi na pytanie: Dlaczego oto ta żywa istota upadła? Ostatecznie, i z powodu tych „trudności” tę duszę Vedy określają jako „niepojętą”/B.g.2.25/ i czytamy w nich, że: „Niektórzy patrzą na duszę jako zadziwiającą, niektórzy opisują ją jako zadziwiającą, niektórzy słuchają o niej jako zdumiewającej, podczas gdy inni, nawet usłyszawszy o niej, nie są wcale w stanie jej zrozumieć.”/B.g.2.29/ Jak to więc jest z duszą ? /W zasadzie z duchem, ale w polskich tłumaczeniach literatury wedyjskiej wersji Prabhupady użyto słowa dusza, które to słowo oznacza, zatem tutaj podstawową istotę człowieka./
Spróbuję udzielić odpowiedzi na to pytanie przy pomocy porównania. Proszę jednak pamiętać, że porównanie nigdy w całości nie odpowiada temu, co sobą ma przedstawiać. Dający porównanie pragnie ukazać nim jeden z aspektów prawdy o danej rzeczy w oparciu o podobny aspekt zawarty w treści porównania. Każdy więc, kto przy pomocy porównania i w całości bazując na nim będzie studiował przedstawianą prawdę poprzez wykorzystanie wszystkich aspektów tematu użytego do porównania i zacznie poznawać przedstawianą prawdę w oparciu o nie, to dojdzie do fałszywych wniosków, gdyż inne aspekty tematu użytego w porównaniu nie mają znaczenia dla przedstawianej treści.
Dusza jest jak ziarno i jak drzewo, które z niego wyrasta. Ciało zaś, emocje, uczucia i myśli są jak ziemia, woda, powietrze i światło.
W rzeczywistości nie ma różnicy między ziarnem i jego drzewem, gdyż ziarno ma w sobie potencjalnie wszystkie cechy drzewa. Ziarno jest jak zapis filmu na kasecie, a drzewo jest jak film na ekranie.
Film jest ciągle ten sam, stały i niezmienny – czy to na kasecie, czy na ekranie. To tylko telewizor, źle uregulowany, może sprawiać wrażenie, że obrazy filmu są zamazane, a dźwięk zdeformowany. Dusza jest także jak zapis filmu. Ma potencjalnie w sobie wszystko, pełnię wiedzy i pełnię szczęścia. Jest wiecznym, stałym i niezmiennym programem doskonałości i szczęścia. Używam tu najwyższych z dostępnych ludziom pojęć, ale w rzeczywistości dusza tak rozumiana jest czymś więcej. Podobnie w Nrisioihottaratapanija Rozdz.9 /Upaniszady/ najpierw jest napisane o Atmanie, że to „rozkosz sama”, a dalej że to „niewypowiedziane, nie do wzięcia ... nie mogące być rozkoszą”. Sprzeczność jest tu czymś zewnętrznym, gdyż najpierw chodzi o przybliżenie Atmana jako czegoś najwyższego, a później ukazuje się Go jako przekraczającego owe znane najwyższe. Ukazuje się więc Go jako samą rozkosz, by potem skoczyć wyżej w to, czym jest naprawdę ... i przekroczyć nawet rozkosz, szczęście i doskonałość /!/, także stałość i zmienność. Choć upaniszadowy opis Atmana dotyczył Atmana nie jako duszy, lecz jako najwyższej duszy i rdzenia wszystkiego co istnieje, to jednak nie przypadkiem Atman oznacza też indywidualną duszę, a nawet ciało.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:15, 19 Gru 2010    Temat postu:

JJW111000654

Wszystko bowiem jest Atmanem. „ON tobą jest, ty jesteś NIM.” /Kaiwalja 16, Upaniszady/ I by było jeszcze jaśniej czytamy:
„Nie zna różnicy tutaj żadnej.
Od jednej śmierci idzie w drugą
Kto mniema, iż tu różność widzi.” /Upaniszady: Kathaka Ks.4 Brahm..4 w.22/

Zaś o Atmanie: „Nie smuci GO ani dobro, ani zło, czy spełnił je, czy poniechał” /tamże w.27/
Kto jednak uzna to za wiedzę zachowując swoje ego i swoje przywiązania, a wiedzą tą tłumaczyć będzie swoje grzechy i dawną – obecnie działająca – głupotę; kto nie będąc wolnym od przywiązań i czynów, uzna swoje czyny za wolne od grzechu, tego czeka gorszy los od tych, którzy mając ego i przywiązania nie maja „takiej wiedzy”. Dlatego zostało napisane:
„W ciemności głuche ci wstępują,
Którzy składają hołd niewiedzy,
Lecz w większą jeszcze ciemnię idą,
Ci, co do wiedzy przywiązani.”
/Upaniszady, Brihad-Aranjaka. Iśa 9/


Prawdziwą wiedzą jest wolność od ego i przywiązań. Nie jest to niewiedza, bo nie ma już fałszywego ego. I nie jest to wiedza, bo wolność od fałszywej indywidualności jest poza wiedzą. Przekracza bowiem wiedzę. Wiedzy zaś potrzebuje tylko ego. Gdzie jest wiedza, tam jest owe ego. A gdzie jest to ego, tam jest niewiedza. Dlatego mądrość fałszywego ego zawsze jest i będzie głupotą.
W kosmosie wszystko, co się przejawia, jest jednocześnie swoim potencjałem, a każdy potencjał kiedyś się przejawi. Linearne spostrzeganie czasu powoduje rozróżnienie potencjału od przejawu: potencjał jest tym, co poprzedza przejaw, i zwykle przejaw jest traktowany jako coś ważniejszego. w pozaczasowej rzeczywistości nie występuje różnica między potencjałem, a przejawem. Z tamtego punktu widzenia potencjał duszy, a jej przejaw to, to samo; a więc dusza jest i w tym sensie stała i niezmienna, podobnie ziarno i drzewo, czy jajo i ptak.
Działalność duszy /Ciągle tu używając słowa dusza mam na myśli niezmienną i nieśmiertelną istotę człowieka, chciałoby się rzec, że właściwszym określeniem jest słowo duch, ale i ono ma wiele innych znaczeń, jak choćby „zły duch”. Tymczasem TEN DUCH, czy TA DUSZA, a zatem ISTOTA człowieka, jest doskonała./ w kosmosie powoduje spostrzeganie różnicy między jej potencjałem, a jej przejawem. Zaś przejaw w kosmosie następuje w oparciu o ów kosmos – tak jak przejaw filmu opiera się na telewizorze.
Telewizor musi być zsynchronizowany systemowo, itd. z magnetowidem, a ten z kasetą. Gdy tego nie ma, występują zakłócenia. Można wtedy powiedzieć, że kaseta jest zła, ale ona jest cięgle taka sama i sama w sobie doskonała. Na razie tylko nie może się przejawić z powodu nieodpowiednich warunków.
Gdyby nasza kaseta była inteligentnym komputerem z odpowiednimi możliwościami, zaczęłaby dokonywać synchronizacji i w końcu osiągnęłaby swój doskonały przejaw.
Nasza dusza to właśnie taka inteligentna kaseta – komputer, a nawet więcej.
(Komputer w zasadzie nigdy nie osiągnie natury inteligencji żywej istoty. To – co jest inteligentne – jest żywe. Stworzenie żywej inteligentnej istoty to stworzenie żywej istoty, a nie stworzenie komputera.
Sama czynność rozwiązywania złożonych problemów może dokonywać się mechanicznie, czyli może ją wykonywać komputer, i niektórzy nazywają to sztuczną inteligencją, ale jest to jedynie mechaniczne kopiowanie inteligencji żywych istot, czyli programistów tego komputera. Kopiowanie trwa szybciej. Kopiarka również błyskawicznie skopiuje rysunek artysty. Jednak sama z siebie go nigdy nie stworzy.)

Vedy wspominają o czasokresach lepszych i gorszych do przejawu duszy. O Satya-yudze, gdy przejawy są od razu doskonałe, albo o Kali-yudze, gdy wszystkie przejawy wymagają od duszy pracy. Dusza wtedy stroi się kolejno przez dopasowywanie do coraz to innych ciał: „Tak jak człowiek zakłada nowe ubrania, zdejmując stare, podobnie dusza przyjmuje nowe materialne ciała, porzucając stare i zużyte”./B.g.2.22/
I tak jak ziarno korzysta z ziemi, wody, powietrza i światła, aby przejawić się jako drzewo; tak dusza korzysta z ciał, emocji, uczuć i myśli, aby przejawić swą doskonałość.
I uczyni to kiedyś, co poświadcza również Biblia. /patrz Rzym.5.18/
A jest tak różna od myśli, uczuć, emocji i ciała, jak drzewo, czy ziarno, są różne od światła, powietrza, wody i ziemi.
Dlatego„dla duszy nie ma narodzin ani śmierci ... nie ginie, kiedy jest zabijane ciało” /B.g.2.20/, nie znika, gdy przemija uczucie, pozostaje po zniknięciu emocji, i trwa gdy nie ma myśli. /W Biblii często duchem nazywa się sferę myśli, uczuć i emocji, a nawet ciała. Wprowadzać może to nieporozumienia. Zaś „Ta” dusza, czy duch, czyli ISTOTA człowieka, którą tu opisuję, jest poza tymi pojęciami./
I choć mówi się, iż dusza upadła do świata materialnego, to bliższe prawdy jest mówienie, że dusza została posiana do świata materialnego. Ale właśnie siane ziarno upada, lecz jest to upadek nie z powodu jakiejś jego winy, ale z powodu potrzeby przejawienia potencjału ziarna.
Co jednak jest tym potencjałem? Może się wydawać, że talenty. Jednak potencjałem jest dobro ISTOTY człowieka jako dziecięcia Boga doskonałego. To ten potencjał ma się przejawić. Ma się przejawić dobro, np. jako towarzyszące w stosowaniu talentów. Bez tego one okażą się być złem.
Gdybyśmy upadając przestali być dziećmi Boga, to Jezus nie nazwał by ludzi dziećmi Najwyższego. Doskonałość naszego Ojca jest naszym potencjałem do przejawiania. I to akcentował Jezus mówiąc, abyśmy byli doskonali jak Bóg.
Jednak nie tylko Bóg sieje. Sieje Szatan, sieją demony, sieją ludzie i sieje człowiek sam sobie. Siane są mniemania, przekonania, uczucia, myśli i czyny.

O sianiu pisał też Paweł w I liście do Koryntian. Mając jednak na myśli to, co widział, czyli ciało, uważał że to ciało jest siane i pisał: „sieje się ciało cielesne, bywa wzbudzone ciało duchowe”/15.44/ – „sieje się jako skażone, bywa wzbudzone nieskażone”/15.42/.
Jednak nie tylko sieje się skażone, bowiem jesteśmy przez Boga posiani jako nieskażeni – jako Boże nasienie. Nasienie doskonałe. Któremu musimy stworzyć warunki do wzejścia.
Paweł po prostu przyjął ciało, emocje, uczucia i myśli /15.43/ jako ziarno, gdyż w oparciu o nie powstaje przejaw duszy (w sensie psyche) w tym świecie. Jednak to nie one są ziarnem. Ziarnem jest sama dusza, albo – wg słów Pawła – duch. Paweł zresztą sam stwierdził, że Bóg daje„każdemu z nasion właściwe jemu ciało." /15.38/
Gdyby nasienie było niedoskonałe, to nigdy nie otrzymałoby doskonałego ciała. Tak jak nasienie ostu nie otrzyma ciała pszenicy. Ziemia jednak, czyli ciało, na której rośnie nasienie pszenicy, jest „gorsza” od ostu, a wyrasta na niej pszenica. Nie z niej, bo z ziarna. Nie można posiać skażonego, by zebrać nieskażone. (Trzeba wiedzieć – do czego odnoszą się dane słowa.) Ten duch – ziarno jest nieskażony. Dlatego jest w stanie wydawać plon, który jednak może być skażony, gdyż w różnym stopniu podlega zewnętrznym warunkom. Może być wysuszony przez słońce, czy uszkodzony przez robactwo. Dlatego co do ciała, Paweł miał rację, że jest skażone. A choć napisał o jego sianiu, to na pewno zgodziłby się, że prawdziwym ziarnem jest duch.
/W znaczeniu słów, jakich użył pisząc jak wyżej już cytowałem: „sieje się jako skażone, bywa wzbudzone nieskażone”/15.42/ Nieskażony jest, bowiem ów duch w czystym przejawie – który cały czas ma swój nieskażony potencjał. Nie można jednak mylić tego ducha z tym, co jest zanieczyszczeniem jego przejawu. Przejaw również powoduje swoje następstwa o których nauczał także Paweł: „Ale Bóg daje mu ciało, jakie chce, a każdemu z nasion właściwe jemu ciało. Nie każde ciało jest jednakowe, bo inne jest ciało ludzkie, a inne zwierząt, jeszcze inne ciało ptaków, a inne ryb.” (1 Kor. 15:38-39, BW) Poprzednia wypowiedź Pawła dotyczy obietnicy w dalszej przyszłości wynikającej z faktu zawartego w słowach: „A nie tylko ono, lecz i my sami, którzy posiadamy zaczątek Ducha, wzdychamy w sobie, oczekując synostwa, odkupienia ciała naszego.” (Rzym. 8:23, BW) Te nasze oczekiwania wyrażają wszyscy w pogoni za szczęściem, oraz za wiedzą - choćby w postaci wiary w słuszność swoich poglądów, co automatycznie blokuje dostęp do poszerzania wiedzy. Choć każdy to realizuje odpowiednio do swojego stanu i zanieczyszczenia. I póki ono jest – otrzymuje ciało wg własnego zanieczyszczenia – co wg jego woli jest odniesieniem do jego szczęścia. Dlatego nie ma sprzeczności w słowach Pawła, jeśli odniesie się je do innych wydarzeń, gdzie jednym jest prawo karmy, a drugim cel tego prawa./
Ciało zaś jest glebą, na której on rośnie, i tak jak gleba bywa skażone ono prochem, popiołem i gnojem. U jednych ludzi duch – ziarno wzrasta i przemienia te skażenia w nieskażoność. Inni zaś tłumią i blokują swego ducha – swoje ziarno – i pozostają jako skażona gleba.
Słowa Pawła powinny brzmieć: sieje się w ciele cielesnym, bywa wzbudzone ciało duchowe – sieje się w skażonym, bywa wzbudzone nieskażone. Może i tak brzmiały w pierwotnej wersji?
W rzeczy samej nie ma „upadłych” dusz. Są jedynie dusze dążące do przejawienia swojej doskonałości i czyniące to w różnych warunkach. (Nawet, jeśli same je sobie tworzą.)
Dlatego „mędrzec nie patrzy już dłużej na żywe istoty jako różne tożsamości, gdyż tylko z powodu ciał swoich zdają się być takimi” /patrz B. gita 13.31.: tłumaczenie i oryginał/i spostrzega je /anupaśyati/ jako wszystkie będące w jednym takim samym stanie /ekastham/doskonałości, wtedy również osiąga ekspansję Absolutu /tata eva ca vi staram brahma sampadyate tada/.
Niektórzy jednak błędnie to widzą jako brak różnicy między dobrem, a złem. Ta różnica jednak jest. Potrzeba tu daru odróżniania. Wg ciał, osobowości i rodzajów eg, jesteśmy różni i nasze działania mogą być dobre albo złe. A przecież dla ogromnej większości to jest odniesieniem w stosunkach między ludźmi. Tylko mędrcy mają odmienne odniesienie, którym jest ziarno doskonałości jako prawdziwa i jedyna wieczna tożsamość w człowieku. Jego najprawdziwsza dusza – od Boga.
Mędrzec jednak wie, że doskonałość ta ma też być przejawiana w tym, co niedoskonałe.
Doskonałość jako transcendentalna nawet w kontakcie z siłami natury nie traci swojej doskonałości. To siły natury materialnej dzięki kontaktowi z nią mogą stawać się doskonalsze.

„Posiadając taką wizję wieczności może on dostrzec, iż niezniszczalna dusza jest transcendentalna, wieczna i poza siłami natury materialnej. Pomimo kontaktu z ciałem materialnym dusza nigdy nie wykonuje żadnej pracy ani nie zostaje uwikłana.” /B.g.13.32/ Zawsze pozostaje czysta i doskonała. Nie ma, więc dla niej kwestii upadku, ani wyzwolenia.
Człowiek może jednak utracić tę duszę. W ludowej terminologii bywa to określane zaprzedaniem duszy diabłu. Utracił ją Szatan i 1/3 aniołów. Istoty mają wolną wolę i wolno im zrzec się Synostwa Bożego. Musi to jednak płynąć z samej istoty, nie zaś pod samym wpływem sił zewnętrznych. Takie istoty stają się rzeczywiście upadłe z własnej woli. Są bowiem pozbawione duszy na własne życzenie i działanie.
Zaś względem istot, które posiadają te duszę, to tylko myśli i uczucia pobudzone energią duszy i oparte na fałszywym ego postrzegają gorsze i lepsze, upadłe i wyzwolone. Nie są to jednak działania duszy. „Kto widzi, że wszelkie czynności spełniane są przez naturę materialną, i widzi, że dusza nie czyni nic – ten widzi prawdziwie.”/B.g.13.30/ Tak jak ten, który widzi, że wszelkie zakłócenia na ekranie telewizora są wynikiem jego rozregulowania, oraz wie, że ta kaseta wideo jest w doskonałym stanie i nie czyni żadnych zakłóceń.
Dusza jest czymś więcej niż kasetą, gdyż kaseta może ulec zużyciu lub zepsuciu i stać się niedoskonała. Dusza zaś jest stała i stale doskonała przekracza nawet doskonałość i inne znane ludziom pojęcia na jej temat. Dlatego wielki mędrzec, brahman Jadźnawalkja, mówi do swej żony Maitreji;
„Nie ma świadomości po śmierci, powiadam ci to, najdroższa”
„Rzekła wówczas Maitreji : – Czcigodny prowadzi mnie na kresy zamętu,
pojąć nie mogę, że po śmierci nie ma świadomości.
Wówczas rzekł Jadźnawalkja: – Nie mącę ci ducha, najdroższa! Nie ginie, najdroższa, ten Atman, nie podlega zniszczeniu, lecz nie ma już żadnej łączności z materią!” /Upaniszady, Kathaka, Ks.4, Brahm.5.13-15/

Świadomość, czyli to, co powszechnie za nią się przyjmuje, jest bowiem niczym obraz na ekranie telewizora i jako ten obraz nie istnieje po śmierci, gdyż kaseta – Atman – dusza – „nie ma już żadnej łączności” z telewizorem i wideo. Kaseta jednak istnieje, lecz ...
Rozumiem zamęt Maitreji, która do głębi przekonana o istnieniu duszy po śmierci, oraz jej świadomości, raptem dowiaduje się od wielkiego znawcy tych tematów, że „nie ma świadomości po śmierci.”
Jadźnawslkja jednak ją uspokaja: „Nie ginie ... ten Atman.”
Czy jednak to stwierdzenie uspokaja mojego czytelnika?
I Maitreja nie została na pewno uspokojona do końca, gdyż zrozumienie tego nie jest łatwe.
To, co zwykle ludzie uznają za świadomość, uchodzi w ich mniemaniu za tak ważne, że według nich brak tego po śmierci równa się całkowitej śmierci i oznaczałoby to, że nie może być mowy o reinkarnacji „duszy”. Stad między innymi pochodzą dwie nauki: jedna, to nauka o reinkarnacji /lub o życiu w niebie, czy w piekle, lecz zgodnie z reinkarnacją jest to odrodzenie w miejscu niebiańskim lub piekielnym; nawet na samej ziemi znajdują się miejsca piekielne i miejsca niebiańskie; jedni się rodzą w lepszych warunkach, a inni w gorszych/, a druga to nauka o śmierci wszystkich przejawów człowieka wraz z ciałem. /Widzimy jednak, że gdy ciało umiera, to nie wszystkie przejawy człowieka umierają, wręcz ciało jeszcze w jakiś sposób trwa, a nawet rosną na nim włosy i paznokcie. Poza tym wiadomo, że łatwiej jest zabić ciało, niż myśli i uczucia. Dlatego nie warto się bać tych, którzy zabijają ciało. To jednak nie wyklucza istnienia innej śmierci, a raczej na nią wskazuje./
Właśnie ze słów Jadźnawalkji można wysnuć te dwie sprzeczne sobie nauki. Słowa „nie ma świadomości po śmierci” mogą prowadzić do konkluzji, że nie może być reinkarnacji. Zaś słowa „nie ginie ... ten Atman”, że reinkarnacja jest. Dlatego należy być bardzo ostrożnym w wysnuwaniu wniosków. Poza tym ogólnie przychodząc na ten świat ziemski zjawiamy się bez świadomości mentalnej swoich poprzednich żywotów. A właśnie mówiąc o świadomości taką zwykle ma się na myśli. Istnieje jednak inna świadomość oprócz mentalnej, którą można nazwać świadomością odczuciową, czy skłonnościową.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:18, 19 Gru 2010    Temat postu: Świadomość

JJW111000655

Sprawa może jeszcze wyglądać na bardziej złożoną.
Przyjmuje się, że w czasie snu nie ma świadomości, a jednak w jakiś sposób istniejemy dalej, bo po przebudzeniu owa codzienna świadomość wraca i to znowu jesteśmy my, choć w rzeczywistości byliśmy cały czas i jakaś inna świadomość - rdzenna – zachowała naszą codzienną świadomość. W czasie snu zaś mieliśmy inną świadomość, nie wiedzącą o tym, że to tylko sen. I tej przeżywającej sen świadomości nie ma już po przebudzeniu, lecz jest inna, wiedząca, że to był tylko sen albo nie pamiętająca go, gdy był mało istotny. Gdy nie pamiętamy, to jakby to nie była nasza świadomość. Gdy pamiętamy, to łączność obu świadomości spaja je jakby w jedną. Dlatego jakby, gdyż każda z nich działała w innej rzeczywistości i jedna w oderwaniu od drugiej: oderwanie powodowane było odmiennymi rzeczywistościami.

Analogicznie po śmierci możemy nie mieć owej naszej codziennej świadomości ale mieć zupełnie inną, zachowującą jednak informacje z tej codziennej. I skoro to, co my tu nazywamy świadomością określane było przez Chrystusa śmiercią, a przez Buddę snem to, jeśli śmierć ciała fizycznego odkrywa nowe horyzonty przed duszą uwalniając ją, to można stwierdzić, że tej typowej dla śmiertelników świadomości nie ma już po śmierci. Zaś to, co jest, jest czymś tak innym, że nie można tego nazwać świadomością w odniesieniu do tego, co znamy jako świadomość.
Czym jest więc świadomość?

Do tego pytania powrócę dalej.
Tutaj warte jest zwrócenie się ku temu, że mnóstwo opisów doświadczeń umierających ludzi, czy wychodzących poza ciało w czasie snu, przedstawia oprócz opisów innych rzeczywistości także swoje wglądy spoza ciała w rzeczywistość tego świata. Wglądy potwierdzone co do ich prawdziwości. Wynika to jednak z możliwości łączenia dwóch rzeczywistości samym umysłem – wszak są one obie jego produktem!
Tybetańska Księga Umarłych także o tym traktuje. Jednak wszystko to określa – tę rzeczywistość jak i kolejne stadia zaświatów – jako przejawy umysłu, produkty naszej jaźni, najczęściej nie uświadamianych rejonów umysłu; które emanują, są projektowane. Są w tym np. obawy – o ile są, lęki, skłonności, pasje, zamiary, kompleksy, pragnienia - to, co stanowi skład wibracji umysłu bez względu na uświadamianie ich. Jednak nie tylko, bo wraz z tym są jakby matryce. Jedna z nich rzutuje rzeczywistość wewnętrzną i zewnętrzną. W pewien sposób każda z nich tworzy nasze cechy. Wszystko to razem wywiera na siebie wzajemny wpływ w przeróżne sposoby.
Oryginalny tytuł „Tybetańskiej Księgi Umarłych” brzmiał: „Wyzwolenie przez słuchanie w stanie przejściowym”, gdyż jej treść miała być wyrecytowana nad świeżo zmarłym, by pomóc mu pojąć procesy związane z opuszczaniem ciała fizycznego: „Gdy tylko przestaniesz oddychać, pojawi się przed tobą tak zwana Główna Jasność Pierwszego Bardo…”.
A skoro recytowano to zmarłym, to wiedziano, że ich ziemska świadomość po opuszczeniu tego świata ma także jeszcze łączność z tym światem.
Recytuje się trzy etapy umierania – trzy bardo. Pierwsze to uświadomienie sobie śmierci i przebywanie w otoczeniu rządzącym się odmiennymi prawami niż rzeczywistość ziemska. Drugie bardo to widzenie rzeczywistości uzależnione od karmy danego człowieka, w postaci pozytywnej lub negatywnej. Trzecie wypływa z pragnienia ponownego wcielenia i łączy się z aurą świata, w którym to nastąpi (niekoniecznie ludzkim) rezonującą z aurą umysłu umarłego.
Z opisu umarły dowie się że pobytowi w zaświatach towarzyszą jasne emanacje i zjawy, że objawia się 6 świateł kolejnych „królestw” od boskiego, przez ludzkie, zwierzęce itd. Jest ostrzegany aby nie zbliżać się do żadnego z nich. Dusza jakby we śnie napotyka też swoich krewnych i bliskich.
Opis mówi też: „Będziesz się zatrzymywał na krótkie chwile przy mostach, w świątyniach, klasztorach, stupach, chatach i innych budowlach; nigdy na dłużej, bowiem po oddzieleniu się twego umysłu od ciała nie potrafisz nigdzie zagrzać miejsca. Będzie ci zimno, świadomość twoja będzie rozchwiana i niestała. […] Będziesz musiał wędrować nie zatrzymując się ani nie przywiązując do jakiegokolwiek miejsca, niczego sobie nie przypominając, o niczym nie myśląc”

Czy ten UMYSŁ, te matryce produkujące doświadczane rzeczywistości i osobowość, raz taka, a raz inna, z którą utożsamia się istota, jest nią czy tworzy ją, albo: na ile ona NIM jest?
Raz można przeczytać, że ona jest tym UMYSŁEM, a raz, że ON ją tworzy.
I każde zdanie jest prawdą, bo w każdym inaczej rozumie się to, czym jest żywa istota. Dlatego aby to lepiej zrozumieć najlepszym z tych pytań powinno być: Na ile istota jest UMYSŁEM?
Zaś najlepszą odpowiedzią dla ziemskiej rzeczywistości: Zależy kiedy, gdyż ziemska istota jest tym z czym pozostaje związana jej uwaga – jej ego. Zaś związanie te nie wychodzą tylko z niej samej.
Porzucając zaś poziom tego ego w rozważaniu pomijamy te doraźne związki i wkraczamy w cała dziedzinę matryc – wówczas wkraczający ma szanse stać się nimi.
Jednak nie tylko mentalnie wystarczy poziom ego porzucić, gdyż uwaga nie jest tylko mentalna. Ona jest bardziej poza mentalna. Uwagę swoją człowiek może poznać po tym jak zachowuje się w życiu, po własnych uwarunkowaniach. One są tymi granicami, które ją ograniczają i w ten sposób ukazują, gdzie odruchowo i bezwiednie mamy skupioną moc naszej uwagi. I mentalnie tego nie da się zmienić, gdyż stworzyliśmy to działaniami niczym dłutem w kamieniu istnienia. I tylko dłuto uczynków może przesuwać uwagę poza te granice, które sami stworzyliśmy i ciągle stwarzamy.


Teraz powracam do pytania: Czym jest więc świadomość?
Czy jest to zdawanie sobie sprawy ze swoich przeżyć? I jaki stopień zdawania sobie tej sprawy czyni nas świadomymi? Kiedy noworodek zdaje sobie sprawę ze swoich przeżyć? Czy nie ma on świadomości, gdy jest głodny i płacze?
A czy my do końca zdajemy sobie sprawę ze swoich przeżyć i ze swoich działań?
Jeśli nie do końca, to może nie jesteśmy do końca świadomi?
A co jeśli chodzi o zdawanie sobie sprawy z przeżyć innych? Bo skoro jedni zdają sobie sprawę z przeżyć innych i są tacy, co nie zdają, to ci pierwsi mają jakąś świadomość, której nie mają ci ostatni.
Zaś by nie krzywdzić innych konieczne są dwa rodzaje świadomości. Pierwszy to świadomość, iż za krzywdzenie innych, kiedyś sami poniesiemy konsekwencje. Drugi to właśnie świadomość przeżyć innych. Ale można to podciągnąć pod jedną świadomość: która uświadamia sobie jedno z tych zjawisk albo je oba, albo żadnego.
Uświadamianie zwykle kojarzy się nam z myśleniem. Na przykład taki człowiek, który ze swej natury jest zły musi sobie uświadomić któreś z tych zjawisk, czemu towarzyszy proces myślenia. Są jednak ludzie, którzy nie muszą tych zjawisk uświadamiać w taki sposób, przez proces myślenia, gdyż ze swojej natury są już dobrzy. Posiadają więc jakby to, do czego innych musi prowadzić proces uświadamiania poprzez myślenie i doświadczenie. Są dobrzy nawet nie myśląc o tym. Jest to dla nich już naturalne. I jeśli innych uświadamianie ma prowadzić do tego jako do celu, to nie możemy stwierdzić, że dobrzy z natury nie mają w kwestii swojej postawy świadomości. Szybciej można stwierdzić, że to oni rodzą się z jakąś świadomością, do której reszta musi dochodzić poprzez różne procesy uświadamiania, które to procesy nazywają świadomością, mimo że one dopiero do niej prowadzą poprzez doświadczanie i myślenie.
Świadomość nie jest więc czymś prostym do zdefiniowania, bo i sama w sobie nie jest prosta.
v Świadomość jako działająca zdolność odbioru , czyli pierwotna , np. wsadzasz rękę do ognia i czujesz oparzenie.
/Ale pierwotną jest ta będąca poza tym działaniem, bo to tylko ciało jest oparzone, a ogień tylko je parzy. Świadomość to tylko obserwuje i doświadcza. Równie dobrze doznaje ciała poprzez ogień jak i ognia poprzez ciało. To oparzenie nie ma związku z pierwotną świadomością. Ono jest jedynie reakcją ciała na ogień. Reakcją mającą związek z przyrodzoną dla umysłu ciała „świadomością ziemską”, z której wyzwalają się święci i z której może wyzwolić hipnoza. Świadomość pierwotna z natury jest obserwatorem, a wchodząc w ciało utożsamia się z nim i odbiera to, co mu się przydarza. /
W przypadku oparzenia świadomość zdobywa wiedzę nie tylko o cechach ognia, ale i o cechach tego ciała. I wiedza ta staje się jednym z podstawowych elementów świadomości. Podobnie jak inteligencja.
v Świadomość jako odbiór i wiedza o danym świecie , / danym nie w sensie tego, jaki jest, ale w sensie tego, jak zostaje nam przedstawiany przez ludzi i przez Boga/ czyli świadomość rozwinięta z przyjęciem ciała jako priorytetu, np. nie wkładasz ręki w ogień, bo wiesz, że parzy.
/Ogólnie parzy, bo taka jest wola Boga. Wiadomo jednak, że nie koniecznie musi parzyć.
„Wtedy związano tych mężów w ich płaszczach, tunikach, czapkach i w pozostałych ubraniach i wrzucono do wnętrza rozpalonego pieca ognistego.
Ponieważ jednak rozkaz królewski był tak surowy, a piec był tak bardzo rozpalony, płomień ognia strawił tych mężów, którzy wnosili Szadracha, Meszacha i Abed-Nega.
A ci trzej mężowie: Szadrach, Meszach i Abed-Nego wpadli związani do wnętrza rozpalonego pieca.
Wtedy król Nebukadnesar przeląkł się, szybko powstał, odezwał się i zapytał swych doradców: Czy nie trzech związanych mężów wrzuciliśmy do ognia? Ci odpowiadając rzekli do króla: Prawda, królu.
A on odpowiadając rzekł: Oto ja widzę czterech mężów chodzących wolno w środku ognia i nie ma na nich żadnego uszkodzenia, a wygląd czwartej osoby podobny jest do anioła.” (Dan. 3:21-25, BW)/

Czy jednak taki odbiór jest czysty? Czy nie pozostaje uwarunkowany przez cechy danego ciała?
/ Zdolność odbioru, rzecz prosta, sama w sobie zawsze jest czysta. Zaś naturalne już w jej odbiorze jest to, że uwzględnia elementy w tym uczestniczące, czyniąc odbiór subiektywnym w kosmicznym sensie, choć obiektywnym dla samego zdarzenia./
Jest uwarunkowany i nie jest. Bo z jednej strony, czyli na początku swego działania, świadomość odbiera sama w sobie, i tu jest nie uwarunkowana. Następnie, jako że odbiór ma dotyczyć konkretnego ciała, uwzględnia w swoim odbiorze cechy tego ciała, a później to, jak na nie działa np. ogień. W ten sposób uwarunkowuje swój odbiór od ciała i umysłu ciała . Bywa też uwarunkowany od umysłu mentalnego .
Można jednak na to spojrzeć i w ten sposób, że jej odbiór cały czas jest nie uwarunkowany, gdyż ona w swej istocie jest poza ciałem i poza ogniem, a jedynie obserwuje i odbiera to, jak ogień działa na ciało.
(Poza tym, zupełnie czysty odbiór, niezważający na uwarunkowania, jest jak owa buddyjska pustka… nie ma uwarunkowań, to nie ma niczego – nie ma jakby istnienia. Jeśli za istnienie i życie przyjmiemy tylko to, co jest jakąś relacją z czymś drugim – czymś odrębnym. Zaś możną też na to – na owe relacje - patrzeć jako na ułudę, wówczas za prawdziwe istnienie przyjmując nirwanę.
Ale w każdym z tych przypadków zachodzi ocena, lecz tylko dla nas teraz, bo ci, którzy tkwią w którymś z nich są poza oceną i każdy żyje swoim istnieniem, czy to nirwaną, czy relacjami. Porównywanie ich jest jak porównywanie śnienia z jawą, lecz ustalanie tego, co jest bardziej realne, jest tu zawsze względne, bo zależne od kryteriów jakie się przyjmie.)
Ciało jest także jednym z odbieranych elementów, a siłą rzeczy to elementy są tym, co jest odbierane .
Ona tylko w swoim zaangażowaniu w odbierane zapomniała o sobie. Zaangażowanie zaś jest jedynie zbyt silnym jej przejawem z powodu czego często gubi świadomość o sobie samej i otwartość na resztę . Zaś gubiąc otwartość blokuje samą siebie i choć zbyt silnie wyraża się w jednym , to ogólnie działa jakby nie mając świadomości.
A co będzie, jeśli tę pierwotną świadomość, ale z ciałem, zamkniemy na stałe w samochodzie? Czyż nie zacznie przejmować się wszystkim, co się dzieje z tym samochodem? Choć tak naprawdę samochód stanie się jej więzieniem?
Podobnie my, ale z naszym ciałem pragnieniowym, zamknięci jesteśmy w ciele fizycznym.
Te wszystkie elementy /i relacje jakie między elementami zachodzą/ odbierane przez świadomość pierwotną tworzą świadomość wtórną podlegającą rozwojowi (ale ten rozwój jest czymś względnym, gdyż służy jedynie określonemu zbiorowi relacji), mimo że względną, bo uzależnioną od liczby tych elementów, która to liczba przedstawia jedynie fragment całej rzeczywistości, a do tego skojarzenia pamięciowe miedzy elementami są zależne od wielu czynników.
Jeśli zatem taki podstawowy element, owej wtórnej świadomości, jak ciało, zostanie odłączony od tej pierwotnej świadomości, czy jakiejś innej – pośredniej miedzy nimi – to czy ta wtórna może dalej istnieć nie mając swojej podstawy? Nie , bo warunkiem jej istnienia jest ciało. Po utracie ciała taka świadomość po określonym czasie ulegnie rozproszeniu.
Podobnie świadomość przeżywająca sen jako rzeczywistość przestaje istnieć po przebudzeniu, bo ze zniknięciem snu znika ciało snu i świadomość neowtórna , którą w oparciu o nie stworzyła świadomość [i] wtórna , [/i] przestaje istnieć.
W czasie snu czynnych jest, zatem kilka rodzajów świadomości. Podam tylko kilka: neowtórna, codzienna mentalna /wtórna/, odczuciowa, rdzenna. Inna świadomość tworzy postacie snu, inna zaś doświadcza snu. Wbrew temu, co się wydaje, to wszystkie te świadomości są czynne. Zmienia się tylko stopień czynności i jego siła. Np. na jawie świadomość odczuciowa też czasem osiąga taką koncentrację, iż mówi się, że ktoś „stracił rozum”, a to tylko jego świadomość mentalna przeszła jakby w stan „uśpienia”, bo prawie cała koncentracja energii przeszła na świadomość odczuciową.
/Patrz wyżej: inną świadomość niewiedzącą /
Świadomość pierwotną można przyrównać do jaźni . Zaś świadomość wtórną do ego , czyli czegoś, co jest uwarunkowane przez mechanikę bytu.
Ale nie jest to prawda ostateczna w kwestii świadomości, gdyż to, co nazwałem pierwotną, jest wtórną do jeszcze innej, a to, co wtórną, jest neowtórną. Zaś wcześniej nazwana neowtórną jest neo-neowtórną. Dla tej wyższej pierwotnej np. ogień nie musi parzyć ciała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jerzy Karma dnia Nie 12:59, 19 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:04, 19 Gru 2010    Temat postu:

JJW111000656

Czym jest więc świadomość ?
I czy zawsze występują różnice między świadomością a nieświadomością? Albo czy nieświadomość może się przejawiać?
Ograniczonym tego przykładem jest np. kobieta uprawiająca seks z kilkoma mężczyznami naraz. /Dlaczego akurat seks i dlaczego akurat kobieta? Z powodu specyficznego nastawienia społecznego do seksu oraz innego w nim postrzegania kobiet, niż mężczyzn. Dlatego bo na tym przykładzie widać dość szerokie spektrum omawianych procesów./ Może ona przejawiać tę czynność z pobudek świadomych lub nieświadomych .

Przypadek pierwszy. Bez żadnych skojarzeń w czysty sposób odbiera własne pragnienia i pragnienia tych mężczyzn, i realizuje je. Zna zwyczaje moralne , ale świadomie je porzuca wybierając poddanie się pragnieniom.
Można powiedzieć, że świadomie porzuciła zwyczaje moralne. Co mogła uczynić z wielu powodów. Np. przez ciekawość do nowych doznań albo niechęć do obłudnego społeczeństwa, z którym się zetknęła i bunt wobec jego moralności.
Najprawdopodobniej wielu z nas będzie myśleć, że niezbędną podstawą jej działania są pragnienia erotyczne , które w jej przypadku są silniejsze od jej np. osobistych zasad moralnych. Jednak nie muszą być silniejsze od takich zasad, bo nawet, jeśli są im równoważne, to wspomagane ciekawością czy chęcią buntu, wspólnie z nimi doprowadzą do rozpusty. (Słowo rozpusta jest tu szczególnym określeniem – gdyż owa przykładowa kobieta rzeczywiście rozpuszcza swoje pragnienia i siebie na wielu mężczyzn. Jest to podobne do rozpuszczania umysłu. Np. w buddyzmie, czy tybetańskiej jodze, pojęcie „rozpuszczenie umysłu” należy do najbardziej istotnych. Buddyzm zaś pragnienia uważa za podstawową przyczynę cierpień. Tego rodzaju metody-próby osiągania wyzwolenia poprzez rozpuszczanie pragnień podejmowane świadomie były praktykowane na świecie już od bardzo dawna. Najbardziej znaną jest w tym szkoła związana z tantrą. Tantra jednak pogłębia kwestie pragnieniowe i poszerza na obszary świadomego kierowania energią oraz przekształcanie pragnień na energie, najpierw psychiczne. Zatem tantra stosuje różne metody rozpuszczania pragnień: poprzez działania fizyczne, czy psychiczno-energetyczne.
Jeśli przyjmiemy, że bogowie są wyzwoleni oraz nie chcą wyzwolenia człowieka, to z pewnością zakażą ludziom wszelkich praktyk prowadzących do wyzwolenia, nawet piętnując takie praktyki. Zaś życie ludzkie czyniąc takim, aby był zmuszony koncentrować się na kilku ograniczających go kwestiach. Nakładając na niego uciążliwości, by z nimi walczył – aby go zajmowały. W ten sposób człowiek jest utrzymywany w magicznym kole „własnej” psychiki.
Jednak wyzwolenie tych bogów albo nie jest pełnym wyzwoleniem, albo nie chcą w nim nas z jakichś powodów w nas tkwiących – jeszcze tkwiących. Jednak może istnieć trzecia przyczyna: Wszystko to jest jedynie mistyfikacją, którą automatycznie przejdą tylko ci, którzy posiądą odpowiednie ku temu cechy umysłu. Przejdą bez żadnej walki wewnętrznej, a nawet bez zewnętrznej.)
Mamy zatem świadome porzucenie moralności, bo przecież ją znała.
(Ale można też powiedzieć, że skoro o przejawie rozpusty lub przejawie moralnego życia decyduje siła działających w człowieku czynników to, co tu sam człowiek ma do powiedzenia? Jego działanie jest mechaniczne, zatem nieświadome , zaś on sam tylko swoją świadomością szuka jego podstaw w swoim ja, co nie musi mieć czegoś wspólnego z prawdziwym źródłem działania.
Działania mogą mieć bardzo złożone podstawy, których nie jesteśmy świadomi. Na przykład podstawowym wektorem siły pobudzającej do erotycznego działania nie muszą być pragnienia erotyczne, gdyż może to być pragnienie kontaktu z mężczyzną powodowane niezaspokojoną miłością ojcowską, której się nie otrzymało w odpowiedniej mierze. I potrzeba tej miłości i kontaktu z mężczyzną jest realizowana w każdy możliwy sposób, nawet z poświęceniem własnej moralności i ofiarowaniem swojej intymności i erotyzmu.)
Przypadek drugi. Kobieta może być nieświadoma przyjętych w społeczeństwie zasad moralnych i godzić się na spełnienie zachcianek mężczyzn, bo z jakichś powodów ma w tym swój interes.

W obu przypadkach efekt jest ten sam. I wielu zechce taką kobietę uświadamiać uważając, że jest nieświadoma tego, co robi. Choć ona sama, jeśli robi to poddając się swoim pragnieniom, uważa się za świadomą.
Sama dyskusja, co do tego, co jest świadome, a co nieświadome, jest złożona. Zaś jej wynik zależy od tego, co się przyjmie za płaszczyznę odniesienia.
/Jeśli pięści, to się skończy na rozbiciu nosa./

Jednak czy gdziekolwiek przejawia się nieświadomość sama w sobie? Czy każdemu przejawowi nie towarzyszy jakiś element świadomości czegokolwiek? I czy możliwe jest działanie w nieświadomości? Jeśli za świadomość przyjmiemy myślenie, to przecież… w wypadku większości ludzkich działań podstawą tych działań jest nieświadomość . A świadomość jest tylko ich obserwatorem. Bardziej lub mniej mądrym. Po swojemu tłumaczy owe działania tak, aby się możliwie dobrze czuć i mieć przekonanie o własnej „władzy”.
A co jeśli owa świadomość jest tylko owym „przekonaniem o władzy”, które jedynie „przyczepia się do… przelotnych zjawisk umysłu?
Co jeśli jest ona jedynie WYOBRAŻENIEM? Zakotwiczonym w pamięci jako stan!
Świadomość można także uznać za zbiór wielu świadomości większych, jak i tych mniejszych – czyli pojedynczych informacji. W omawianym przypadku informacja o chorobach przenoszonych poprzez kontakt seksualny mogłaby okazać się tą lokalną świadomością, która mogłaby stać się szalką na wadze „świadomości decydującej o działaniu”. A która to jest? Żadna, gdyż nie ma tu stałej decydującej. To te zmieniające się szalki na wadze decyzyjnej ciągle tworzą to – co ostatecznie decyduje i co jest wypadkową wielu szalek.
A może warunkiem istnienia świadomości jest myślenie i pamięć? Bo gdy np. zamykamy drzwi i nie pamiętamy, że je zamknęliśmy, to, choć byliśmy w tym czasie świadomi czegoś, to jednak nie mieliśmy świadomości zamykania drzwi. Kto je zatem zamknął i dlaczego? Jakaś inna świadomość? Która wiedziała, że należy je zamknąć, albo jedynie mechanicznie wykonała czynność często wykonywaną nie wiedząc, po co? Może jednak wiedziała skoro zamknęła te drzwi? Bo czy tak celowe działanie mogło wyniknąć bez żadnej świadomości? Tylko, że nasza świadomość potem nic o tym nie wie.

Znamy wiele działań wykonywanych bez udziału świadomości. Na przykład gra pianisty na fortepianie. Czy walka karate. W niej na myślenie nie ma czasu. Będzie ono wręcz przeszkodą. Nieświadomie działamy tu szybciej i sprawniej. A nasza świadomość ledwo nadąży to obserwować.
Jeśli zaś tę nieświadomość nazwiemy innego rodzaju świadomością, taką, z którą nasz mentalny umysł nie ma kontaktu, to może w ten sposób umieścimy ją wyżej w hierarchii rodzajów świadomości?
Z drugiej strony to przecież ona uczy się od świadomości mentalnej, bo najpierw świadomością mentalną musimy wykonywać wolniej określoną czynność, aby świadomość odruchowa przyswoiła ją jako swoją wiedzę, nie wiemy czy mentalną czy nie, ale nie mającą łączności bezpośredniej z naszym myśleniem i tym, co potocznie nazywamy naszą świadomością. A skoro od niej się uczy to nie stoi nad nią wyżej w sensie nadrzędności hierarchicznej ale jedynie wyżej w sensie innych predyspozycji. Nie ma jednak podstaw, by stwierdzić, że stoi niżej pod względem jakichś innych predyspozycji. Możemy nie wiedzieć, czy myśli, bo nasz mentalny umysł nie ma z nią kontaktu mentalnego. Ona jednak słyszy i rozumie nasze myśli, skoro może nauczyć się gry na fortepianie czy sztuk walki. Choć może uczyć się tego poprzez ciało. Jednak często czyni te rzeczy doskonalej niż uczący ją – chciałoby się napisać „świadomy umysł” ale jest on jedynie przez nas i nam uświadamiany, w tym sensie, że zdajemy sobie sprawę z jego istnienia, on zaś wie o nas, a my tę obopólną znajomość nazywamy „świadomością” – uświadamiany przez nas i sobie mentalny umysł. Ta inna świadomość dla nas nie jest świadomością, bo my jej nie uświadamiamy, dla siebie jednak ona jest świadomością i wygląda na to, że jest nawet innym mentalnym umysłem i to szybciej i szerzej myślącym, niż nasz „mental”.
Skoro jednak ta inna świadomość jest szybka i może działać kontrolując nasze ciało to może jednak mieć kontakt z umysłem mentalnym dając nam znaki poprzez ciało. I taki kontakt nawiązywano z nią od tysięcy lat. To ona na nasze życzenie, jeśli chciała to wprawiała w ruch różdżki, wahadła, tasowała i rozkładała karty do wróżby, oraz rzucała losy.
A jaki stosunek do wróżenia z losów znajdujemy w Biblii?
„I rzekł Pan do Mojżesza: Powiedz Aaronowi, bratu swemu, żeby nie wchodził o każdym czasie do miejsca świętego poza zasłonę przed wieko, które jest na Skrzyni, aby nie umarł, gdyż ukażę się nad wiekiem w obłoku. ... Potem weźmie owe dwa kozły i postawi je przed Panem u wejścia do Namiotu Zgromadzenia. Następnie Aaron rzuci losy o te dwa kozły: jeden los dla Pana, a drugi los dla Azazela.” (3 Moj. 16:2,7-8, BW)
(„Ten zaś, który wypędzał kozła do Azazela, wypierze swoje szaty i obmyje swoje ciało wodą, a potem wejdzie do obozu.” (3 Moj. 16:26, BW))
„Jednakże ziemia będzie przydzielona przez losowanie ; dziedzictwo otrzymają według imion plemion swoich ojców. Zgodnie z losem zostanie przydzielone jego dziedzictwo pomiędzy liczniejszego i mniej licznego.” (4 Moj. 26:55-56, BW)
„ A weźmiecie tę ziemię w dziedziczne posiadanie przez los, według rodzin waszych; liczniejszemu dacie większe dziedzictwo, mniej licznemu dacie mniejsze dziedzictwo, i co komu przypadnie przez los, to będzie jego; według plemion waszych ojców otrzymacie dziedzictwo.” (4 Moj. 33:54,B W)
„ Jutro rano wystąpicie według waszych plemion. Plemię, które Pan przez los wyznaczy , wystąpi według rodów, a ród, który Pan przez los wyznaczy, wystąpi według rodzin, rodzina zaś, którą Pan przez los wyznaczy, wystąpi według mężów.” (Joz. 7:14, BW)
„We fałdy sukni wrzuca się losy, ale Pan sam rozstrzyga.” (Prz 16:33, BT)


Jeśli ta inna świadomość ma odrębną osobowość, to może spełnić nasze oczekiwania i udzielić odpowiedzi lub nie. Co jest trudne do ustalenia. Gdy nie udziela odpowiedzi to np. tasowanie kart będzie zupełnie przypadkowe i nie przystające do rzeczywistości.
„I pytał się Saul Pana, ale Pan nie dał mu odpowiedzi zaś przez sny, ani przez święte losy, ani przez proroków.” (1 Sam. 28:6, BW)
Z tego wersetu widzimy, że nie tylko losy mogą nie udzielić czasem odpowiedzi ale i prorocy. Sny zresztą tak jak i prorocy potrafią przekazywać nieprawdę. Szczególnie, gdy jest ich wiele, bo wtedy są dziełem fantazji umysłu, a jak wiadomo fantazjom nie ma końca.
„Gdyż jak z wielu zajęć przychodzą sny, tak z mnóstwa snów głupia mowa.” (Kazn. 5:2, BW)
Gdy inna świadomość przemawia przez sen, to robi to wyraźnie, jednoznacznie i zwięźle. w czasie jednego zaśnięcia w jednym śnie. Taki sen jest widzeniem, a nie zwykłym snem. Widzeniem, czyli czymś, co oglądamy jako widz. Jak to było we śnie faraona /1 Moj. 41:17-24/ czy we śnie króla Nebukadnesara /Dan. 2:31-36/
Można myśleć, że ta inna świadomość jest Bogiem, ale tak nie jest. Bóg jednak, jeśli zechce może działać przez nią lub osobiście tak jak ona.
Z drugiej strony, to jeśli ona nie jest Bogiem, to także może czasem popełnić błąd.
Może poza tą wyższą świadomością oprócz Boga istnieje jeszcze wyższa?
Czym ona mogłaby być (albo kim) i jak mogłaby działać?
I może ona jest prawdziwą świadomością? Czym ona jest wobec tego?
Jeśli zaś stwierdzimy, że i ta wyższa nie jest Bogiem, czyli że nie jest doskonała, to możemy stwierdzić, że i ona nie jest prawdziwą świadomością, gdyż jest w czymś nieświadoma. W ten sposób dochodzimy do wniosku, iż prawdziwą świadomością jest Bóg. Cała reszta zaś jest tylko cząstkową świadomością.

Co zatem z naszą świadomością jako odbiorem i naszą wiedzą o danym świecie ? Z ogniem parzącym? Z ogniem nie parzacym Szadracha, Meszacha i Abed-Nega?
(Dan. 3:21-25, BW)/



Naturalne jest pytanie: W jaki sposób anioł ochronił Szadracha, Meszacha i Abed-Nega?
Odpowiedź na to pytanie wyjaśnia więcej, niż można się spodziewać. /Musimy także w poznawaniu świadomości pójść jeszcze głębiej./
Ochrona ta ma swoje źródło we wzajemnych oddziaływaniach świadomości, jej cechach, przejawach, oraz w jej sile. I mam tu na myśli związek świadomości super-pierwotnej ze świadomością pierwotną i wtórną.
Anioł miał zupełnie inną świadomość pierwotną i wtórną, niż: Szadrach, Meszach i Abed-Nego.
Szadrach, Meszach i Abed-Nego mieli "świadomość ludzką". Siła świadomości anioła była silniejsza, niż świadomość tych trzech mężów, dlatego przeniknęła ich świadomość, a wraz z nią wszystkie ich ciała włącznie z fizycznym - poprzez zmianę percepcji magnetycznej.
To także wyjaśnia nam, iż świadomość rodząc się wśród innych, ludzkich świadomości, ulega ich wpływom polowym - tym, które są uniwersalne dla istot ziemskich - i reaguje na świat w odpowiedni sposób dla tych pól, w których zasięgu się znalazła i co pozostaje w związku z miejscem i czasem pojawienia się w tych polach.
Świadomość, zatem jest tworzona wieloma polami. Niektóre z nich są bardziej uniwersalne, inne mniej. Zawsze jednak uniwersalne jedynie w danym obrębie. Np. działanie ognia jest uniwersalne dla praw ziemi, a określona religia dla praw jednej społeczności ludzkiej. Pól oddziałujących jest jednak wiele, tak wiele, że ich wzajemne przeplatanie się tworzy to, co nazywamy osobowością i nie tylko, bo także tym, co widzialne jest jako ciało, jak i tym, co jest niewidzialne.

Wiedząc, o polach działających od momentu poczęcia, możemy stwierdzić, iż zdolność odbioru (pierwotna świadomość) jak i [b]odbiór [b] (wtórna świadomość), są w rzeczywistości /obie/ świadomościami wtórnymi!
Zdolność odbioru została, bowiem ukształtowana „z prochu ziemi” i przez to także jest czymś wtórnym wobec świadomości - jaka była przed ziemskim wcieleniem - a którą można określić super-pierwotną świadomością, lecz super-pierwotną tylko wobec tej działającej w danym życiu na ziemi, gdyż z innej perspektywy i ona okaże się jedynie wtórną!

Nie komplikujmy jednak sprawy świadomości. Istotne w tym wszystkim jest jedynie to, że świadomość ma budowę wielopłaszczyznową /wielopiętrową/ - i w zasadzie cały ów budynek nie jest świadomością!
Jest on czymś wtórnym wobec samej istoty świadomości. Dlatego każdy jego poziom jest wtórny, choć ten, który go poprzedza, jest pierwotnym wobec kolejnego. Choć w istocie żaden nie jest pierwotnym.
Prawdziwie pierwotna jest jedynie ta świadomość, która posiada pełnię wolnej woli.

Odczuwanie oparzenia jako reakcja wynika z odbioru określonej świadomości pierwotnej, to jednak pozostaje w związku ze świadomością wtórną. Gdy jakaś świadomość przejawia się jako człowiek, to zostaje powiązana z polami dla ludzkiego obrębu, zaś podlegając im staje się zależna od nich – choć staje się człowiekiem dzięki nim. Wolna wola zaś jest echem przebijającym się spoza owego wielopłaszczyznowego budynku, którego cegły tworzą liczne wtórne świadomości.
Moc ich jest jak moc cegły spadającej na głowę. Boli, choć w zasadzie cegła jest głównie pustą przestrzenią. Zresztą tak samo jak i głowa.
Dlatego tak trudno człowiekowi uniknąć np. oparzenia ogniem. Jednak odpowiednia siła świadomości, własnej lub innej, może tego dokonać. Istota każdej rzeczy tkwi w sile.
Owa rdzenna świadomość, posiadająca wolną wolę, jest w określonym sensie jak dziecko, albo jak pustka, i spałaby niczym nowo narodzone niemowlę. Niektórzy odczuwają jej istnienie intuicyjnie i przyjmują ją za Boga. Dlatego stworzyli koncepcję, iż Bóg zbiera doświadczenie poprzez np. ludzi. Nie jest to jednak prawdą. Poza tym taki „bóg” byłby marnym bogiem.
Czy świadomość, do swojego działania, zbierania doświadczeń, i „wzrastania w mocy”, i w „koncentracji”, potrzebuje wielu wtórnych świadomości? Dlatego otrzymała je – jeśli otrzymała – od Boga, jak i sama je współtworzy? Zaś powstałe przy tym zależności i uwarunkowania, nawet cierpienia, są tym, co stwarza dla niej okazje do wzrostu?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jerzy Karma dnia Nie 13:18, 19 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 8:24, 26 Cze 2011    Temat postu: Ciąg dalszy o świadomości

JJW111000716

Niekoniecznie, bowiem jeśli uznamy, iż świadomość jest żywa, to przyczyna może być inna.
Gdy jednocześnie uznamy, iż życie jest także wolną wolą.
Skoro zaś wolna wola jest naturą życia, to na tym polega manifestacja życia, aby przejawiać wolną wolę, a ku temu potrzebne są środki, w których ta wolna wola będzie mogła działać – przejawiać siebie, czyli życie.
Temu właśnie służą liczne wtórne świadomości.
One tworzą różne perspektywy, od których zależą tzw. moce świadomości. Są one jedynie perspektywami świadomości. Moc w rzeczywistości nie jest mocą, a tylko wydaje się być czymś takim – w innej perspektywie.
Co jednak ze wzrostem świadomości?
Jeśli chcemy, aby był musimy najpierw wiedzieć, czego on dotyczy. I czy nie jest wzrostem jedynie wtórnych świadomości, a raczej czy nie jest tworzeniem nowych – kolejnych i wyższego rodzaju. Wówczas nasza wolność, nasze życie, wędruje na wyższe poziomy życia.
I to jest piękne – bo współuczestniczymy we własnym wzrastaniu – wręcz własnym stwarzaniu siebie! Wg naszej wolnej woli – wg życia, jakie otrzymaliśmy od ŻYCIA – którym jest Bóg.
On jest doskonały w swoim życiu. My zaś otrzymując życie, choć otrzymaliśmy z życiem też doskonałość, to i wolność, z którą możemy, albo z którą mamy, sięgnąć po tę doskonałość – jeśli chcemy ją mieć.


Naturalne jest to, iż człowiek myśli, że świadomość jest czymś najważniejszym, a poza nią nie ma już nic ważniejszego. Bowiem jest to osąd z perspektywy samej świadomości. Dlatego właśnie powstały koncepcje, iż Bóg potrzebuje innych istot do swojego rozwoju. Boga ogranicza się w nich do świadomości. Bóg jednak jest czymś więcej, niż świadomością. Nie potrzebuje się także rozwijać. Wszystko już jest, bowiem w Nim. To tworzy Jego najwyższą boskość.
Ten błąd, postrzegania Boga jako świadomości (taką, jaką znamy), popełniają istoty we wszystkich wszechświatach, które swoje istnienie opierają na świadomości. Wynika on z ich percepcji.
Tymczasem świadomość Boga jest zupełnie czymś innym, niż ich /i nasza/ świadomość. Nasza świadomość nie jest w stanie pojąć świadomości Boga! Jest bowiem zaledwie iskrą świadomości, która rozpala się na bazie wtórnych świadomości.
Świadomość zazwyczaj kojarzy się ludziom z myśleniem, z wiedzą o czymś: Wiem o tym = Jestem tego świadom.
Wiedza zaś kojarzy się także z myśleniem. /Choć w rzeczywistości to brak wiedzy jest powodem myślenia. Wiedza jako właściwe działanie może przejawiać się bez myślenia. Także jako właściwe zdanie./
Niektórzy jako źródło wiedzy u zwierząt podają instynkt. Jedni uznają go za świadomość, inni nie. Jeszcze inni samego instynktu nie traktują jak wiedzy, gdyż nie ma w nim myśli. Nikt jednak nie ma podstaw, by twierdzić, że instynkt nie opiera się na wiedzy. Jego źródłem jest, bowiem jakaś wiedza.
Odczuwanie smaku, choć pozbawione myśli, także jest świadomością. Także opiera się na informacji. Informacja to wiedza. Wiedza zaś wcale nie musi być myślą. Wszystko to są wtórne świadomości, włącznie z myślą. Sama świadomość przejawia się w najróżniejszych postaciach. Niektóre z nich są skuteczniejsze i szybsze, niż myślenie. Są i takie, które przenikają przestrzeń i czas. /I tym samym dowodzą, że nie ma czasu i przestrzeni w innej perspektywie./ Choć w przypadku ich manifestacji u ludzi ulegają one różnemu zakłóceniu przez fale mentalne. Dzięki tym innym postaciom świadomości istnieją wróżby, jak i osoby jasnowidzące – o których mówi się, że mają dar jasnowidzenia. Czasem przejawiany bardziej doskonale, a czasem mniej – tak jak to ze wszystkim bywa u ludzi. I oczywiście z objawieniami także.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 8:37, 26 Cze 2011    Temat postu: Czysty odbiór jako świadomość

JJW111000717

Jeśli świadomość to jest czysty odbiór tego, co jest – czysty, czyli bez żadnych skojarzeń i ograniczających subiektywności – to między takim odbiorem, a nieświadomością istoty, nie ma żadnej różnicy w przejawie, bo go nie ma. Nie może, zatem to być świadomością w ludzkim rozumieniu. Z pewnością nawet i po śmierci ten stan będzie poza zasięgiem dusz ludzkich. Możliwe, że jest to jeden z najwyższych stanów Boga.
/Nie bez powodu w buddyzmie mówi się o pustym umyśle (biorę tu pod uwagę najwyższy wgląd w to pojęcie). Każdy doświadczył tego, że gdy cierpiał, to cierpienie nie tylko z „czegoś” wynikało, ale też owe „coś” musiało trafić w coś, aby cierpienie zaistniało. W coś, co jest w człowieku, w jego ciele i umyśle. Z uwzględnieniem tego, że ciało przynależy do umysłu. Im mniej w umyśle tego rodzaju subiektywności (jaką jest ciało), tym mniej cierpienia go jest w stanie dotknąć. Gdy zaś umysł stanie się czystą przestrzenią, wówczas będzie w pełnej wolności. Będzie to jednak także wolność od działania i… wolność od siebie! Poczucie pierwszej odrębności staje się pierwszym subiektywizmem! Zanim idzie chęć realizacji siebie w „reszcie”. Działanie pod tym kątem. Smakowanie swojej odrębności poprzez coraz to nowe wrażenia. Pogoń za wrażeniami, bo one akcentują nam nasze życie – naszą odrębność. W którą wkroczyliśmy. I poprzez co tworzymy coraz to nowe uwarunkowania, aż tak je składając i przeplatając, iż powstają także cierpienia. Zaś szukając wyzwolenia od cierpień nie uwzględniamy, że pierwotną ich przyczyną był właśnie ów pierwszy subiektywizm, czyli poczucie ja./
Czysty odbiór nie może opierać się na czymś. Ani odnosić do czegokolwiek. On z niczym nie porównuje, nie ocenia. Jest jak brak odbioru, gdyż jest brakiem reakcji. Reakcja bowiem opiera się na subiektywizmie. Taka nie reagująca świadomość słusznie wygląda na nieświadomość.
Jeśli w taki sposób ujrzymy Boga, to w naturalny sposób nasuwa się pytanie: Jak taki czysty odbiór mógł stworzyć cokolwiek, tym bardziej, że nie było nic do odbierania – bo istniał tylko on sam?
Otóż czysty odbiór z samej natury jest odbiorem, czyli ma potencjał odbioru. Nawet nie potencjał, lecz sam jest odbieraniem. Inaczej można to ująć w taki sposób, że Bóg w swej naturze jest STWARZANIEM.
Świat to przede wszystkim MOŻLIWOŚĆ. Nie ten wszechświat, który widzisz. – bo widzisz już to, co jest stworzone w MOŻLIWOŚCI.
Samego świata, czyli MOŻLIWOŚCI nigdy nie widać. Nawet sam Bóg jego nie widzi, ale On wie o Nim i zna go poprzez wiedzę.
Czysta pierwotna świadomość, będą pierwszą, oraz jedyną, i dlatego będąc Bogiem, przejawiła swój potencjał odbioru w MOŻLIWOŚCI i w ten sposób powstały pierwsze rzeczy. Ale nie jest z nimi tak, jak to ludzie chcą widzieć, że np. na początku było coś w rodzaju „wielkiego wybuchu kosmosu”. Nie. Nic z takich rzeczy, bo żadnego takiego początku nie było. Już bardziej prawdziwe jest twierdzenie, że świat powstał przed sekundą.
Podobnie można zapytać: Która wiosna jest początkiem świata? Albo stwierdzić, że początek świata był wiosną. Zaś ktoś inny powie, że początek był zimą.

(Sama świadomość – odbiór – już w sobie jest czymś. By zaś istniał odbiór to musi być to, co odbiera, jak i to, co jest odbierane: coś odbiera coś. Jeśli zaś jest coś, to musi być czymś, co ma jakiś skład, cechy itp., i co nadaje mu jakąś subiektywność.
Czym zatem jest obiektywność dla istniejącej świadomości, jeśli nie takim poszerzeniem pola cech odbierającego, że zachodzi jednocześnie wiele rodzajów odbioru?
Obiektywność może także mieć związek z empatią, czyli odbiornik całkowicie odbiera nadajnik - bez zakłóceń. Jednak to też nie musi być obiektywność, gdy założymy, że sam nadajnik też nadaje wyłącznie jakiś subiektywizm - np. nadaje zakłócenia.)

Nieświadomość nic nie odbiera, a świadomość odbiera to, co jest. (W tym sensie każda reakcja jest świadomością. A idąc dalej: Też Ty swoimi działaniami możesz wzbudzać reakcje – czyli tworzyć świadomości.) Dla obrazu jest, więc jak lustro, w którym pojawia się odbicie widzianego. W nieświadomości zaś nie ma żadnego odbicia. Jednak samo lustro nie jest świadomością. (To łącznie: odbiornik i nadawca tworzą świadomość – świadomość wynikającą z reakcji. Pamięć jest czymś pośrednim między nimi, co bywa i odbiornikiem i nadawcą! Podobnie jak, ta osobowość, która tak samo jak pamięć powstaje.)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1090
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 8:46, 26 Cze 2011    Temat postu: Możliwe stany człowieka

JJW111000718

Czysty odbiór także wtedy nie opiera się na subiektywizmie, gdy opiera się na wszystkim. Wówczas jest jednak czymś innym, niż nieświadomość. Jest też pełnym odbiorem. Pełną świadomością.
Nasza świadomość jest cząstkowa.
Nałożenie rękawic ogranicza czucie palców. Podobnie świadomość duszy zostaje ograniczona jeszcze bardziej, niż jest, zmysłami ciała.


Możemy wejść w bardziej czysty odbiór, przestając myśleć i pozbawiwszy się doznań zmysłowych, gdyż zmysły dają subiektywny odbiór. Zrozumiemy wtedy, że to nieświadomość, ale tylko w sensie pustki doznaniowej, bo ciągle będziemy zachowywać zdolność do odbioru..
Niektórzy powiedzą, iż jest to świadoma nieświadomość, ale tak nie jest.
Owszem, można świadomie stworzyć coś w rodzaju nieświadomości poprzez zatrzymanie myśli , uczuć, emocji, wrażeń i ... niwelację odbioru! Nie będzie to jednak nieświadomość. Będzie to tylko blokada określonych działań świadomości. Świadomość będzie jednak działać i utrzymywać ten stan!
Zatrzymanie nie jest, tym samym, co pozbawienie, wyłączenie. Zatrzymane, bowiem istnieje.
Choć z zewnątrz można nie przyjmować to - to, co w nas trwa, i nadaje nam osobowość - pozbawia nas samych, nas jako Prawdziwości. Prawdziwość nasza nie jest, bowiem naszą osobowością. Osobowość jest tylko maską. Naszą rękawicą. W sensie nadania nam ograniczeń. Jednocześnie dostosowując nas do aktualnego środowiska.
(Osobowość to wiele „nas”, czyli elementy ciała – podlegające płynnym zmianom, także ta osobowość powstająca podczas działania pamięci – do której ciągle napływają nowe informacje.)
Ktoś jeszcze inny może jednocześnie doświadczyć obu stanów: świadomości i nieświadomości – poprzez dotknięcie nieświadomości i zachowanie świadomości. To bycie na granicy między jednym, a drugim, i doświadczanie każdego w określonym zakresie.
Koncentrowanie się na nieświadomości pomaga uwalniać się od „rękawic”. Uwalnia od osobowości, od umysłu i od ego. (Od pamięci, pomagając sięgać po nowe dla jednostki spojrzenia, nowe odbiory tego samego nadawcy. Jest to jak nowe nastrojenie swojego odbiornika. To metoda poszerzania świadomości – zakresu odbioru.)
Gdy wejdziemy głębiej w stan nieświadomości i uwolnimy się od umysłu, zachowując odbiór zmysłowy to, na czym on się oprze? Przeleci przez nas jak przez pustą rurę z dziurą nieświadomości, gdyż wtedy niczego z niczym nie wiążemy, nic nie zatrzymujemy, i w ten sposób nie tworzymy oparcia czemukolwiek – nie tworzymy świadomości intelektu – nie tworzymy doświadczenia, nie tworzymy przywiązania. Jesteśmy jak doskonałe dziecko – dziecko bez jakiegokolwiek doświadczenia. Jedynie doświadczamy bezosobowo. Nie my, więc wówczas doświadczamy – nie doświadcza jakaś ograniczona świadomość – to świat przepływa jakby sam w sobie. Czy codzienna świadomość człowieka może, więc to poznać? Mędrcy mówią, że nie. Nie, bo nigdy bezpośrednio tej głębi nie doświadczy. Codzienna świadomość jest inną świadomością. Doświadcza tego Atman, świadomość umysłu zaś może poznać poprzez obserwację – przypomnienie. Nie zapamiętanie, lecz przypomnienie – gdyż doświadczanie – przepływanie nieświadomości zapamiętały zmysły, a umysł wiedząc, że go tam nie było, poznaje ten nowy jemu stan – nie jego stan. Zmysły mają, bowiem własną pamięć. One, więc pamiętają. One przypomną umysłowi jego wyleczenie i to, co się wtedy działo; wówczas on zrozumie nieświadomość.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.boga.fora.pl Strona Główna -> Dusza - wiele znaczeń Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island