Forum www.boga.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
Strona "śmierci" albo śmierć
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.boga.fora.pl Strona Główna -> Przeznaczenie i wolna wola
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:26, 31 Maj 2010    Temat postu: Strona "śmierci" albo śmierć

Czy jest faktycnie biała? Very Happy

Na [link widoczny dla zalogowanych] znalazłem wypowiedzi ludzi, którzy wrócili ze strony śmierci.

Może wrzucę tu kilka.

Pierwsza to "Śmierć kliniczna żołnierza":


Cytat:
Pod koniec 1969 roku , byłem w Vietnamie, spełniałem swój patriotyczny obowiązek i uczyłem innych jak majączynić swój.
Byłem trnerem zielonych beretów w walce wręcz , w walce partyzanckiej.

Czułem że opieka żołnierzy nieprzyjaciela była jak olbrzymi film lub gra w szachy.Nie podałem wszystkich faktów , że wróg naprawdę miał osobowości, imiona , rodziców ,żony, dzieci.Kompletny z ich włąsnymi indywidualnymi lękami, celami, nadziejami i marzeniami.

To nie było cokolwiek, dałęm jakąkolwiek myśl. Oni byli po prsotu liczbami do mnie.Wysokie liczby zabitych był dobre, wyższe najlepsze.

Sumienie nie było połacane , lecz wysoka liczba zabitych tak.

Byłem skąpy, nieustępliwy i maczo.Mogłem uzyć każdej części mego ciała by zabić.Byłem trenerem takich ludzi.Byłem nieco za pewny siebie pewnego dnia, i prawie zapłaciłem najwyższą cenę.Zostałem zaskoczony i zostałęm wyrzucony przez pocisk moździeża.Unosiłem się nad moim ciałem i nie poczułem jakiegokolwiek bólu.

Nie mogłę muwierzyc, że wciąż mogłem myśleć, widzieć, słyszeć i nawet czuczapach.Próbowałem wyczuć tętno mego włąsnego ciała podemną, lecz ku wielkiemu zdziwieniu moje palce przeszły przez moją własnąszyje.

Wiedziałem że byłem poważnie ranny.Sanitariusz którego znałem Skip , pokazałsię i poczułem ulgę.On zaczął wołac moje imie, i pytać czy go słysze.

Ja nagle patrzyłem mu oko w oko i odpowiedziałem na jego pytanie pomimo , że nie mógł mnie słyszeć.Zauważyłem że zginałsię bardzo nisko ponad moim ciałem mimo to byliśmy oko w oko.

To było coś w tym stylu jakby ciało w któym byłem było na ziemi.Tylko moja klatka piersiowa, ramiona, szyja i głowa były na powierzni ziemi .

Pomyslałem , że to było całkiem dziwne , ale to tylko stało się dziwniejsze gdy poczułem ssące uczucie w dół i byłem nagle w okopie.
Okop wypełniłsię krwia , wnętrznościami i częściami ciała .To miało konsystencje gęstej wołowiny.Gożej gdy zobaczyłem , jak azjatyccy patrzący mężczyźni , kobiety i nawet małe dzieci zajmowali stanowisko na obu brzegach okopu.

Celowali we mnie i krzyczeli.Złapali mnie ponieważ przedostałem się przez mojadrogę budzacą odraze czując zapach bałaganu wobec odległego punktu światła.Tym ludziom na brzegach okpu brakowało ich częsci twarzy , ciała i kończyn.Matka trzymała w ramionach swoje niemowle, i obu z nich kule przestrzeliły ich twarze.Chociaż mówili po wietnamsku, mogłbym rzec że krzyczeli , iż byłem w jakis sposó odpowiedzialny za ich stan i ich śmierć.

Byli tak strasznie przerażeni , że próbowałem się skupić tylko na świetle.

Czułem że gdybym mógł dotrzeć do światła byłbym bezpieczny.Żaden z tych ludzi rozdartych na kawałki na obu brzegach kiedykolwiek mnie nie dotknął ale czułem że przebiegam rękawice w każdym razie.

Jedno z najbardziej nie dających spokoju wspomnień, z tej okropnej podróży była 6 letnia szczupła dziewczynka.Odnosiłem sie do niej Miss Prosie ( Z tego powodu iz zawsze kręciła sie rzebrząc o jedzenie , i cukierka i była brudna).

Pokazałą się pewnego dnia przy naszym obozie, i miała cośukrytego w torbie na ramieniu.Wygladała jakby właśnie miała robić coś o czym wiedziała , że nie powinna tego robic.

Ostrożnie wziołem ją na muszke z około 50 stóp i pomyślałem " jeżeli ona ciągnie coś podejżliwego to ona juz jest historia". ZObaczyłem , jak doszła do swojej torby i wyciągła cos, co wyflądało jak granat.Pomyslałem " ona ma granat w tej torbie i została wysłąna by rozerwać moich chłopaków ".

Wtedy urwałem czubek jej głowy z pojedyńczego strzału.Jej brat potem mi powiedział , że próbowała znaleźć amerykanina który mógłby ukryć jej szczenie , z któym się związała i ratować go przed staniem się częścią rodzinnej kolacji teg owieczoru.Kilku chłopaków skrytykowało mnie , za zbyt szybkie reagowanie podczas strachu , dgy tak naprawde tylko zobaczyłem głowe czarnego szczenięcia z daleka i pomyslałem że to byłgranat.

Zlekceważyłęm to jak zwykle mówiąc " ona była niefortunną ofiara wojny" . Krzyczałą na mnie co zostało z jej twarzy.Zostałem wstrząsnięty i przepełniony wina.Po tym jak sie przedostałęm to wygladało jak mile tego okopu.

Usłyszałęm , że głos mojego zmarłego najlepszego przyjaciela z liceum móiącego mi , że moge t ozrobić .Wiedziałem że mnei zachęca.

Zachęty, potrzebowałęm by dotrzeć d oswiatła.

Mój przyjaciel, Ed, zmarłpółtora roku temu w wypadku na polowaniu.Nagle tutaj pomagałmi wyjśc z okopu i przytulił mnie ciepło.Poczułem wspaniałą ulge, miłość i akceptacje.Łzy radości spływały obu po naszych twarzach.

"Hey człowieku" powiedział, wiem to było troche szorstkie. Lecz potrzebowałeś tego, byłeś mało sprawiedliwy , bezduszny to nie jest takie jak ty.To właśnie nie był Keith którego znałem , gdy graliśmy w piłke razem , i pałętaliśmy się w szkole.

Dobrze sie rozejżałem w koło i byłem pod wrażeniem niewiarygodnego piękna miejsca w którym oboje staneliśmy.To było jak łąka, jak iskrzący sie strumień obiegający to.Kolory były dużo bardziej żywe niż na ziemi.Zauważyłem po raz pierwszy , że Ed jażyłsie , i popatrzyłem na moje włąsne ramiona i jażyły się nieznacznie też.Powiedział do mnie " nie dobrze robisz, nei powinieneś zabijac.
Twoją misją jest pomagać innym i chronić ich.Nauczysz się wiecej o swojej misji jak tylko pójdziesz dalej, lecz teraz musisz wracać.To jest twój dom i wróćisz, lecz narazie musisz wróćić i odkryćswoją misję w całości" .

Tak szybko jak to powiedział , poczułem wpadnięcie i byłem natychmiast obolały i leżałęm na szpitalnym łżóku.Później tmatego dnia , sanitariusz Skip zatrzymałsie by mnie zobaczyć.Podziękowałem mu za ratowanie mego życia.Zastanawiał się skąd wiedziałem , że to on próbowałmnie ratować , natomiast duzo mniej wiedział, że wykrzyczałme imie , zmirzył puls, i pracował nademna dopuki dalsza pomoc nie przybyła.Zlekceważyłem to i zdecydowałem się trzymać resztę historii w sekrecie.Tygodnie póżniej płynąłem statkiem do domu, i zaczołem studiowac by stać się nauczycielem.Od mego doświadczenia w Vietnamie poczułem nieodpartą potrzebe ochrony wobec kobiet i dzieci.Nawet pomagam poprzez charytatywne podejmowanei sie budowania, schronień dla nadużywających kobiet umieszczonych z dziećmi.Miałem kiedyś paranormalne doświadczenia od tamtej pory, ale zostawmy tamto na kiedy na inny czas.

mam nadzieje że ta śmierć kliniczna rzuci jakieś światło na twoje badania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:42, 31 Maj 2010    Temat postu: Śmierć 2

"KIEDY ZATRZYMAŁ SIĘ CZAS" /fragment, czyli od akcji po drugiej stronie Very Happy /


Cytat:

... Nagle, potężna mina antyczołgowa została zdetonowana dokładnie osiem stóp pod moją szanowną d... .
Od razu wiedziałem, co się dzieje (ponieważ moja ciężarówka wyleciała już na minie trzy tygodnie wcześniej) i pomyślałem sobie: „O k... , znowu to samo.” Zostałem wyrzucony w powietrze ze wszystkimi i ze wszystkim, co było w ciężarówce. Ludzie, pył, broń, amunicja, hełmy i skrzynie z żywnością uformowały się w rozszerzający się odwrócony stożek ze mną w środku.

Kiedy leciałem w górę, czas zewnętrzny zwolnił. Tempo obrotów wszystkich otaczających mnie obiektów nagle uległo spowolnieniu, w sposób oczywisty gwałcąc zasadę zachowania momentu pędu. Byłem zafascynowany nienaturalnym, coraz wolniejszym wirowaniem ciał moich towarzyszy i zastanawiałem się: „czy to już koniec? czy wszyscy umarliśmy?”. U szczytu mojej trajektorii czas zupełnie się zatrzymał i zapadła niewytłumaczalna cisza. Stan świadomości, który wówczas mnie ogarnął, miał się tak do normalnego stanu czuwania, jak normalny stan czuwania ma się do snu. Czymkolwiek to było, było spokojne, wszechobecne (czasowo i przestrzennie), wszechwiedzące i ogarniało wszystko w niepodzielną Jedność.

Cały wszechświat, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, zapadły się w pojedyncze Centrum, od którego uzależnione jest wszelkie istnienie. To jest TO, co się nie zmienia. To rozjaśniające wszystko „Światło” Czystej Świadomości. To jest ostateczne znaczenie fragmentu Biblii: „Oko twoje jest ci świecą dla ciała twego: jeśliby oko twoje było szczere, wszystko ciało twoje jasne będzie” (Mat. 6:22). To jest to potężne Nic, ponieważ zawiera ono wszystkie rzeczy i dlatego samo rzeczą nie jest. To właśnie znaczy być Całością.

Co więcej, nie miałem już (i nadal nie mam) absolutnie żadnej wątpliwości co do autentyczności Tego; wątpliwości w rodzaju tej, gdy po przebudzeniu nie ma się pewności, czy stan czuwania jest „prawdziwy”, a sen był „tylko snem”. Krótko mówiąc, Sam Bóg przejął nade mną władzę w takim sensie, że „ja” już nie istniałem jako odrębna istota, istniał tylko On. Miałem wszechogarniające uczucie błogości, miłości, współczucia i, co dziwne, piorunujące uczucie deja vu. Dowiedziałem się, że w sposób cudowny objawione mi zostały Prawdziwy Dom i Prawdziwe Ja wszechrzeczy.

Bez osądzania i spokojnie dokonano szczegółowego przeglądu wydarzeń mojego życia do tamtego momentu, nie w porządku chronologicznym, lecz jakby wszystkich naraz. Niektóre wydarzenia zostały bardziej niż inne podkreślone. Następnie pozwolono „mi” nadal istnieć (nie dokonywano w tej kwestii żadnego wyboru, to po prostu się stało) i dano mi możliwość bycia świadomym wszystkiego, czego chciałem być świadomy i zrozumiałem, że czas nie ma znaczenia; w istocie miałem „cały czas tego świata”.

Nadal koncentrowałem się na tym lub innym aspekcie mojego życia i stwierdziłem, że nie było w nim zbyt wielu rzeczy, których mógłbym się wstydzić. Właściwie to zupełnie nie wykorzystałem tego daru, ale przecież byłem wtedy jedynie naiwnym 22-latkiem i miałem nieco skrzywione pojęcie względnej ważności.

Panoramicznie “widziałem” w promieniu 360 stopni drogę, linie lasu po obu jej stronach i pozostałe trzy ciężarówki mojego plutonu (dwie z przodu i jedną za nami). Cały epizod wydawał się mieć miejsce w mojej głowie, choć nie miałem pewności, czy była ona wciąż przymocowana do reszty mojego ciała. Biorąc pod uwagę okoliczności, tak, czy siak, problem ten wydawał mi się jednak nieistotny. Innymi słowy, naprawdę nie zależało mi, czy w ciągu najbliższych sekund wykituję, czy nie.

Wówczas delikatnie (ale wyraźnie) “poinformowano” mnie, że bez większego szwanku przeżyję eksplozję, a nawet, że wydostanę się z Wietnamu w jednym kawałku.

W związku z tym, egoistycznie, skoncentrowałem uwagę na najbliższym otoczeniu, a następnie bardzo spokojnie i rozważnie doszedłem do wniosku, że powinienem: 1. zachować przytomność, żeby nie utonąć w wodzie, w której rósł ryż, 2. wyluzować się, żeby połamać się w możliwie najmniejszym stopniu i 3. sturlać się na bok, żeby uniknąć zgniecenia, na wypadek, gdyby ciężarówka się przewróciła. Transcendentalny stan świadomości się skończył i powróciłem do normalnego stanu czuwania. Widziałem ziemię w odległości ok. 20 stóp poniżej i zacząłem w jej kierunku opadać.

Pozostało we mnie intensywne uczucie czci i błogości. Od tego czasu, mam pewność, większą nawet niż ta, że dwa plus dwa równa się cztery, że Bóg jest. Nie jest to już dla mnie kwestia wiary czy przekonania, ale raczej absolutnie pewnej wiedzy, ponieważ widziałem Go takim, jaki jest. Było jednak miłą niespodzianką odkrycie, że jest On kochający, współczujący i wybaczający. Są to cechy, których do tamtego momentu nie brałem w wystarczającym stopniu pod uwagę. Zawsze będę Mu wdzięczny za to, że w tamtej szczególnej chwili, jakby to ująć, sięgnął na dół i przygarnął mnie. Właściwie po dziś dzień, nawet teraz, gdy trzydzieści lat później piszę te słowa, wspomnienie to wciąż wyciska mi z oczu łzy wdzięczności. Poza tym, nie boję się już śmierci (bólu i cierpienia tak, ale nie samej śmierci), ponieważ dzięki Jego Łasce, ta kropelka deszczu pamięta ocean, z którego pochodzi. Niestety, doświadczenie tego stanu zależy od Boga, nie od nas, ale, wierzcie mi na słowo, To jest zawsze Tu i Teraz; i o wiele bliżej, niż sądzicie.
Nigdy wcześniej ani później nie doświadczyłem niczego, co choć w przybliżeniu byłoby tak rzeczywiste i tak głębokie, jak ów stan świadomości, który tak nieudolnie próbowałem tu opisać. Moje wspomnienie o nim jest jednak dla mnie wystarczającym pocieszeniem i otuchą wśród zmienności życia, przede wszystkim w trudnych momentach. Przepraszam, ale nie dostrzegłem u siebie żadnych paranormalnych, parapsychicznych czy nadnaturalnych zdolności – jedynie niewzruszoną pewność co do realności czegoś duchowego. Jeśli kiedykolwiek zetkniecie się z jakąś metodą, która zagwarantowałaby ponowne przebudzenie we mnie tego stanu (bez wysadzania mnie w powietrze, czy wymagania, bym przez trzydzieści lat medytował z mantrą OM), proszę dajcie mi znać. Niech Bóg będzie z wami (będzie i tak, jednak to przyjemna myśl).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:56, 31 Maj 2010    Temat postu: Śmierć 3

Wybrane fragmenty /konkrety/ z "NA ZAWSZE ZMIENIŁA SIĘ MOJA WIZJA ŻYCIA"

Cytat:
Moje pierwsze przeżycie z pogranicza śmierci nastąpiło, gdy miałem 45 lat w 1995 r. Przeżyłem rozległy atak serca i w efekcie założono mi potrójny by-pass. Kiedy po operacji odzyskałem przytomność, uświadomiłem sobie, że wyraźnie pamiętam jak przeszedłem do innego wymiaru, czy inaczej, miejsca. Przez wiele miesięcy sądziłem, że wspomnienie to wywołane zostało przez leki, ale po jakimś czasie uwierzyłem, że było to jednak coś innego.
Podryfowałem albo popłynąłem do miejsca, w którym panował spokój tak wielki, że trudno to określić. Było tam błękitne niebo. Takiego błękitu nigdy wcześniej nie widziałem. Widziałem wysoką trawę, leciutko chwiejącą się na wietrze, który wiał ponad pofałdowanymi wzgórzami. Nie czułem jednak ani powiewu, ani żadnego innego dźwięku. Było tak cicho.
Nie szedłem, ale zdawałem się płynąć bardzo wolno nad łąkami. Miejsce to wypełnione było ciepłem, spokojem, niewytłumaczalnym uczuciem spełnienia i jedności ze wszechświatem.
Gdy tak bardzo wolno dryfowałem ponad łąkami i wchłaniałem to uczucie największego ciepła, ujrzałem rozbłyskujące na całym horyzoncie „obrazki” moich dzieci. Nie były to „martwe obrazki”, lecz zdjęcia, które „patrzyły” na mnie z wielkim smutkiem. Chciały, żebym do nich wrócił, żebym z nimi był. Potrzebowały mnie, ale nic nie mówiły. Mogłem je usłyszeć, mimo, że nie widziałem ruchu ich warg.
Wiedziałem, że właśnie teraz muszę dokonać wyboru. Gdybym tego nie zrobił, nie powróciłbym. Gdybym był tam nadal, na zawsze ogarnąłby mnie ten spokój i to ciepło. Byłoby miło tam pozostać. Powrót byłby udaniem się do miejsca krzywd i bólu. Do miejsca wypełnionego bólem i odpowiedzialnością. Emocjonalny ból, stres związany z życiem. Zdecydowałem, że wrócę, ponieważ moje dzieci potrzebowały więcej pomocy w kierowaniu ich przyszłością. W jednej chwili powróciłem.
Nie widziałem jasnego światła, czy aniołów, nie miałem poczucia obecności istoty duchowej.
Moje drugie przeżycie z pogranicza śmierci zdarzyło się w 1997 r. Miałem poważny wypadek samochodowy, z wieloma ciężkimi obrażeniami. Kiedy byłem uwięziony w samochodzie, nie czułem żadnego bólu, mimo pęknięcia miednicy w dwóch miejscach, złamania kości ogonowej i żebra, które przebiło mi płuco, pęknięcia czaszki, ran twarzy i oderwanego fragmentu ucha.
Wiele razy przez następne miesiące przypominał mi się wypadek, jednak po kilku dniach, kiedy ustały utraty świadomości i byłem już dostatecznie przytomny, by mówić, okazało się, że moje wspomnienie przeżycia z pogranicza śmierci jest kompletne i pozytywne.
Kiedy poczułem się pewniej, by mówić o swoim doświadczeniu, zacząłem je najpierw opowiadać synowi, a potem innym. I znowu starałem się ocenić, czy nie był to efekt wywołany lekami, czy może jedynie sygnały, które otrzymuje umysł, gdy „wyłącza się” ciało.
Znów ujrzałem miejsce pełne ciepła, miłości i przyjaźni. Było to coś jakby tunel, ale nie okrągły; był to tunel w rodzaju przejścia dla pieszych, które są między budynkami lub sklepami. Tunel tak, jak te, które przebiegają ponad ulicą. Nie wąski, ale szeroki. Szedłem nim, czy czułem, jakbym szedł, nie pamiętam jednak, by moje nogi się poruszały. Po obu stronach przejścia nie było jasno, ale nie było też ciemno. Kiedy doszedłem do końca tunelu, zobaczyłem ludzi. Wydawali się widoczni tylko od pasa w górę. To wcale nie było przerażające. Wszyscy się uśmiechali i byli szczęśliwi. Zobaczyłem twarze, które rozpoznałem. Ujrzałem dwóch dziadków i mojego ojca. Za nimi było bardzo ciemno i poczułem tam obecność wielu innych ludzi. Ktoś potrząsał moją ręką, jakby chciał się przywitać. Myślę, że to był mój ojciec. Zmarł na chorobę Alzheimera i był w fatalnym stanie, gdy umarł. Teraz jednak stał wyprostowany, wyglądał zdrowo i zdałem sobie sprawę, jaki był w rzeczywistości niski. Wszyscy ci ludzie byli bardzo szczęśliwi, że mnie widzą.
Na tym etapie poczułem potrzebę powrotu do żywych. Nie było to przerażające uczucie; był to właśnie ten moment, w którym należało podjąć decyzję. Nie sądzę jednak, by decyzja o powrocie była moja własna. Czuję, że ktoś zdecydował o tym za mnie.
Moja ręka wciąż trzymała (nie była już potrząsana na powitanie) rękę osoby, z którą na początku zaczęliśmy się witać. Jej dotknięcie było bardzo ciepłe i kojące. Gdy popłynąłem do tyłu, do świata żywych, moja ręka powoli i delikatnie się wysunęła. Tamta ręka wcale mnie nie trzymała, czułem jedynie jej delikatny uścisk. I wtedy to się skończyło. Powróciłem.
Z perspektywy czasu stwierdzam, że nie boję się już umierania.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:12, 31 Maj 2010    Temat postu: c.d.

Fragmenty z "Halina J - NDE"

Cytat:


Leżałam na stole operacyjnym. Pamietam jak Dr. Broda dawkowal mi eter za chwile zobaczylam jak moje cialo unosi sie i przeczchodzi na prawa strone, zdumiona tym co widzę (zapamietalam wszystkie szczegoly operacji, co przekazalam lekarzom w trakcie powrotu do pokoju) poszlam na prawo gdzie znalazlam sie na bardzo szarej pustyni i nagle z pod glebi ziemi odezwal sie glos JEST BOG, JEST BOG, JEST BOG. (Do dzis nie pamietam czy byl w jezyku Polskim czy Angielskim) Ekstaza to chyba by bylo najlepsze okreslenie a zarowno bogobojnosc, bedac w uczuciu ekstazji szlam dalej, ni z tad ni z owad, zobaczylam tunel i szczerbki slonca ukleklam i przelotni odczulam mysl Boga to Ja. Zaznacze jeszcze ze jako 5 letnia dziewczynka fascynowalam sie Sloncem i robilam cuda aby go dotknac. Nie wiem czy to ma jakes polaczenie, ale od momentu owego przezycia nie jestem ta sama osoba, lubie ludzi takimi jacy sa ale doceniam sobie cisze rozmowe z moim Bogiem. Bardzo przemyslam do dzis co wlasnie sie stalo w 1978 roku. Opowiedzialm lekarzom i siostrom ktorzy byli przy mojej operacji jak rowniez pacjentkom ktore byly w moim pokoju. Zaznacze ze po resekcji zoladka bylam na nogach po 2 godzinach jak bym nic nie przeszla./…
Czy doświadczenie było w jakiś sposób podobne do snu? Nie moge tego doswiadczenia porownac do snu, raczej do niesamowitej realnosci i blogoski spokój.
Czy doświadczyłaś oddzielenia swojej świadomości od ciała? Moja swiadomosc byla polaczona z przezroczystym cialm (transolucant).
Jakie uczucia towarzyszyły doświadczeniu? 100% zadowolenie i wielkie odczucie milosci.
Czy słyszałaś jakieś niezwykłe dźwięki lub odgłosy? Tak, z pod ziemi "Jest Bog" trzy razy a potem przy sloncu "mysl, Tak Wyglada Bog"
Czy przechodziłaś przez tunel lub jakąś zamkniętą, ograniczą przestrzeń? Nie, Bylam przed tunelem
Czy widziałaś światło? Tak, Niesamowitych rozmiarow slonce, o kolorach, pomaranczowo-zloto-czerwone
Czy spotkałaś lub widziałaś inne istoty? Nie
Czy doświadczyłaś przeglądu swojego dotychczasowego życia? Tak, Odpowiedzi ze Bog istnije w tym samym roku gdy w Niego calkim zwatpilam.
Czy zaobserwowałaś lub usłyszałaś cokolwiek dotyczącego ludzi lub wydarzeń dookoła, co mogło być później zweryfikowane? Tak, Lekarze i pielegniarki byli zdumieni gdy Im powiedzialam co kto robil.
Czy widziałaś bądź odwiedziłaś jakieś piękne lub wyróżniające się miejsca, poziomy lub wymiary? Nie
Czy miałaś poczucie innej, odmiennej przestrzeni lub czasu? Tak, ze jestem w domu i nie chce wracac, co zreszta mowilam jeszcze na wozku do lekarzy ze chce wrocic z powrotem "Do Domu"
Czy czułaś , że masz dostęp do jakiejś szczególnej wiedzy, znałaś uniwersalny porządek i/lub cel we wszechświecie? Tak, Tak ze to jest swiat Boga i Jego prawa, a ja musze w to wierzyc i nie interpetowac.
Czy dotarłaś do jakiejś granicy lub ograniczającej struktury fizycznej? Tak, Na krawedzi tunelu, ale nie mialam strachu, tylko niesamowite zaciekawieni, sto procentowa ufnosc.
Czy stałaś się świadomy przyszłości? Tak, W Phoenix AZ, jechalam do pracy, zwykle ruszalam na zielonym switle a jeden raz nie i samochod przelecial czerowne swiatlo, pewny wypadek. Moja Mama i Tata przyszli we snie do mnie na trzy dni przed moja operacja 21 Sierpien 2003, zadzwonilam do znajomej ze po mnie rodzice przyszli. Zastanowilam sie dobrze i po operacji powiedzialm lekarzom ze cos jest nie w porzadku, mialam przekrecone jelita i musialam isc zaraz na nastepna operacje w U.W.szpital, w Seattle, WA
Czy miałaś możliwość zadecydować czy powrócisz do własnego ciała? Nie
Czy po swoim doświadczeniu otrzymałaś jakiekolwiek psychiczne, paranormalne lub inne dary, których nie posiadałaś przed doświadczeniem? Tak, Czesto wiem co czlowiek mysli.
Czy po Twoim doświadczeniu zmieniły się Twoje wierzenia, poglądy, stosunki do niektórych spraw? Tak, Nie lubie byc w duzym gwarze, nie otaczam sie glosnymi ludzmi. Duzo czasu spedzam w naturze.
Jak doświadczenie wpłynęło na relacje z innymi ludźmi, na Twoje codzienne życie, praktyki religijne, karierę itp.? Nie gonie za rzeczami materialnymi, wspomagam biednych, dziele sie swoim doswiadczeniem, inspiruje.
Czy opowiadałaś innym o swoim doświadczeniu? Tak, Mojej Mamie, oto jej slowa "Dziecko tylko nikomu nic nie mow bo powiedza zes zwariowala" ukochana Mama. Inni zaciekawieni.
Jakie emocje odczuwałaś po doświadczeniu? Nadziemne, na ziemne i podziemne.
Jaka była najlepsza i najgorsza część Twojego doświadczenia? Najlepsza czesc to bylo potwierdzenie ze Bog istnieje. Najgorsze, powrot.
Czy jest coś, co chciałby dodać na temat Twojego przeżycia? Zyczylabym kazdemu mojego przezycia, gdyz nie kloce sie czy Bog istnieje. Ja wiem.
Czy Twoje życie zmieniło się po tym doświadczeniu (na jego skutek) w jakiś specjalny sposób? Naplywy niesamowitej milosci do ludzkosi i Ich dobroci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:19, 31 Maj 2010    Temat postu: Śmierć 5

Barry C - NDE:

Cytat:


Znalażłem się w doskonałej czerni (nie tunel) wyczuwałem przestrzeń wokół siebie.Czerń wprost aksamitnie głęboka ,na wprost jasne,bardzo jasne światło absolutnie nie oślepiające.Po zblizeniu sie do swiatla ktore powiększało się az stało się wielką kulą,zacząłem wokół niej krąrzyć (jak planeta).Od kuli promieniało w moją strone wielką miłoscią tolerancją, męską siłą i obojętnościa na to kim jestem co zrobiłem wazne było że jestem .Nie mogłem wejść w to światło mimo iż byłem bardzo blisko.Bardzo tego pragnołem,znależć się tam (tam była mondrość akceptacja,miłość, siła (twórcza). Więcej nie pamiętam ,obudziłem sie.
Czy Twoje doświadczenie trudno opisać słowami? Tak, doskonała tolerancja i miłość.
Czy w czasie tego doświadczenia istniało zagrożenie Twojego życia? Tak, stan po zarzyciu bardzo durzej dawki leków.
Jaki był Twój poziom świadomości i czujności podczas doświadczenia? Byłem nieprzytomny
Czy doświadczenie było w jakiś sposób podobne do snu? Nie, było bardzo rzeczywiste. Do dzisiaj mam pamięć uczuć których wówczas doświadczyłm.
Czy doświadczyłeś oddzielenia swojej świadomości od ciała? Tak
miałem złączone ręce przed sobą (pozycja skoczka do wody) odchyloną głowe, nie doświadczałem stóp.
Jakie uczucia towarzyszyły doświadczeniu? Błogostan,stan niewarzkości, lotu, zdumienie radość.
Czy słyszałeś jakieś niezwykłe dźwięki lub odgłosy? nie
Czy przechodziłeś przez tunel lub jakąś zamkniętą, ograniczą przestrzeń? nie ,wokół mnie była ciemność lecz nie wyczuwałem ograniczonej przestrzeni a wprost przeciwnie.Na wprost miałem bardzo jasny punkt.
Czy widziałeś światło? Tak, bardzo jasne białe światło (nie oślepiało)Punkt świetlny który powiększał się podczas zbliżania się do niego.
Czy spotkałeś lub widziałeś inne istoty? Nie jestem pewien, nie było rzadnych istot, punkt swietlny był istotą lub zbiorem istot.
Czy doświadczyłeś przeglądu swojego dotychczasowego życia? Nie, Doświadczyłem niesamowitej akceptacji i tolerancji, w poblizu punktu świetła, Niewazne kim jesteś,wazne ze wogóle jesteś.Tego tam doświadczyłem.
Czy miałeś poczucie innej, odmiennej przestrzeni lub czasu? Tak, Przestszeń na kształt kosmosu.
Czy czułeś, że masz dostęp do jakiejś szczególnej wiedzy, znałeś uniwersalny porządek i/lub cel we wszechświecie? Tak, ale nie pamiętam czego to dotyczyło.Znałem odpowiedzi na pytania czułem przepełniająca mnie radość z tego powodu,ale jakie to pytania i jakie odpowiedzi,nie pamiętam.
Czy dotarłeś do jakiejś granicy lub ograniczającej struktury fizycznej? Tak, Byłem przy kuli światła ale nie mogłem do niej przeniknąć.Czułem iż jezeli wejdę do niej nie będe już samotny zespole się w większą bezpieczną pełną miłości i tolerancji całość.
Czy miałeś możliwość zadecydować czy powrócisz do własnego ciała? Nie, Wiedziałem że musze wracać czy tego chce czy nie, miałem w tym momencie poczucie straty, nie chciałem wracać.
Czy po swoim doświadczeniu otrzymałeś jakiekolwiek psychiczne, paranormalne lub inne dary, których nie posiadałeś przed doświadczeniem? Nie jestem pewien, Niekiedy przewiduje przyszłość,szczególnie czyjąś śmierć,i chyba mam niewielki dar uzdrawiania.
Czy po Twoim doświadczeniu zmieniły się Twoje wierzenia, poglądy, stosunki do niektórych spraw? Tak
Mam w sobie stoicki spokój (tak twierdza moi najblirzsi, i przyjaciele.
Jak doświadczenie wpłynęło na relacje z innymi ludźmi, na Twoje codzienne życie, praktyki religijne, karierę itp.? ? nie mam wrazenia aby to doświadczenie wpłynęło w istotny sposób na moj codzienny styl życia.
Jakie emocje odczuwałeś po doświadczeniu? Tesknota za tym co doświadczyłem,poczucie straty.
Jaka była najlepsza i najgorsza część Twojego doświadczenia? wszystko co doświadczyłem było wspaniałe,oprocz powrotu.
Czy Twoje życie zmieniło się po tym doświadczeniu (na jego skutek) w jakiś specjalny sposób? Nie jestem pewien, jestem bardziej tolerancyjny,dla siebie i innych,współczuje innym biegnącym gdzieś ludziom iż tego nie doświadczyli.
Czy po doświadczeniu inne wydarzenia w Twoim życiu, leki lub substancje wywołały takie samo przeżycie lub jego część? Nie
Czy informacje, które tu podałeś i odpowiedzi, których udzieliłeś w pełni i dokładnie opisują Twoje przeżycie? Nie jestem pewien,Brak określeń na wiele uczuć które tam doświadczyłem.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:22, 31 Maj 2010    Temat postu: Śmierć 6

Fragmenty James T - NDE

Cytat:
Wielu uważa to, co mówię za interesujące, lecz wielu też (widać to po ich wyrazie twarzy) uważa mnie za dziwaka.
Miałem trzy takie przeżycia, ale od razu chciałbym zwrócić uwagę, że ten, kto ukuł frazę przeżycie na granicy śmierci , na pewno sam go nie przeżył. Mogę Was zapewnić, że nie ma nic nawet trochę bliskiego śmierci, nawet jeśli ma się szczęście i wróci, w tym doświadczeniu. Umieranie to proces nieodwracalny. To tak, jakby powiedzieć kobiecie, która poroniła, w połowie dziewiątego miesiąca ciąży, że nigdy nie była w ciąży, a miała w zamian za to przeżycie na granicy ciąży . Pierwszy raz umarłem w lato roku 1968, miałem wtedy 4 lata. Utonąłem. Ludzie dziwią się skąd pamiętam cokolwiek z tego okresu, a ja muszę się zgodzić, że oprócz tego traumatycznego przeżycia, pamiętam niewiele więcej. Takie przeżycie jak tonięcie zostaje w pamięci na długo, tak jakby przeżywało się je przed chwilą. Oczywiście, nie są to miłe wspomnienia. Kiedy poczułem, że mam trudności z wynurzaniem się by złapać oddech, zacząłem panikować. Ale kiedy zdałem sobie sprawę, że w ogóle nie mogę wydostać się ponad powierzchnię wody - ta panika przerodziła się w ogromne przerażenie. Świadomość, że nie da oddychać się wodą zmuszała mnie do wstrzymywania oddechu tak długo, jak tylko mogłem, ale ból, który poczułem był tak silny i pojawił się błyskawicznie. Zrobiło się gorąco - aż do białości - nie wiedziałem czy ta biel jest skutkiem gorąca, zimna czy jest po prostu bielą. Nim napiłem się wody, opuściło mnie życie, psychologicznie i w tym momencie, kiedy się poddałem otoczony zostałem ogromnym spokojem. Zawsze wydawało mi się, że tak jest właśnie w łonie matki. Poczucie nieważkości, unoszenie się w tym płynie, w którym nie można było wyczuć temperatury - pasowało mi to.
Słyszałem również kojący, cichy - głuchy dźwięk - jakby nucenie. Każdy zmysł przekazywał mi poczucie komfortu i absolutnej miłości. Stałem się po prostu tym wspaniałym białym światłem. I na tym skończyło się to przeżycie. Prawdopodobnie mój sąsiad zauważył jak wychylam się z doku i jak spojrzał w moją stronę po raz drugi, już mnie nie było. Później słyszałem, że żeby mnie ratować wyprysnął przez drzwi swojego domu tak szybko, że prawie wyleciały z zawiasów. Przebiegł przez większą część plaży i zlokalizował mnie pod wodą na tyle szybko, że dziś żyję i jestem w stanie Wam to opowiedzieć.
Ta osoba wie, o kim mówię. Następnie pamiętam, że wymiotowałem wodą - było to strasznie nieprzyjemne uczucie - wykrztuszając wodę z płuc od razu część z niej z powrotem połykasz. To był nieprzyjemny moment po tak wspaniałym przeżyciu chwilę wcześniej.
Drugie „przeżycie śmierci miałem w wieku 19 lat. Przy opisywaniu tego spodziewam się, że wielu ludzi może mi nie uwierzyć, bo do niego doprowadziło przedawkowanie halucynogennymi grzybami. Wiem, że wielu ludzi może myśleć, że to były zwykłe halucynacje, które sam bym uznał za wytwór swojej fantazji, gdybym nie miał tego pierwszego przeżycia. Nie przedawkowałem specjalnie - był to idiotyczny młodzieńczy wybryk - po raz pierwszy zobaczyłem cały półmisek grzybów i przeholowałem. Używałem ich już wcześniej parę razy (zabawa). Pół grama wystarczałoby się dobrze bawić, a cały gram to już o wiele za dużo. Tamtego wieczora wziąłem dwie pełne garście, musiało to być pewnie z 8 czy 10 gramów. Nie trzeba dodawać, że po godzinie poczułem się źle i poszedłem do łazienki zobaczyć czy uda mi się to tam przeczekać. Kiedy siedziałem w toalecie i poczułem, że przestaję panować nad swoim ciałem, zdałem sobie sprawę, że zaczyna się robić naprawdę źle. Nie mogłem wstać i zadzwonić pomoc, nawet jakbym chciał. Nagle zacząłem obserwować swoje ciało spod sufitu. Długo się nie zastanawiałem nad tym wszystkim, bo już nie było mnie w tym ciele, nie byłem nim. Byłem pod sufitem i łatwo było mi zostawić tę skorupę. Odwróciłem się i po prostu przeszedłem przez sufit, przeleciałem nad miastem i nagle zacząłem podróżować przez przestrzeń kosmiczną. Pamiętam, jak na samym początku mijałem planety naszego układu słonecznego - Saurna, Jupitera - dziwiłem się wtedy, że widzę wszystko z takimi szczegółami. (Po latach w wiadomościach widziałem jak ogłaszają odkrycie nowych księżyców dookoła planety, którą mijałem - wiedziałem dokładnie o czym mówią). Wydawało mi się, że mam wiele czasu na obserwowanie wszystkiego, co mijam, a jednocześnie miałem świadomość, że lecę z ogromną prędkością - zbyt szybko na to by oglądać.
(Okazało się jasnym, że jestem w jakiejś innej przestrzeni/czasie - byłem jakby poza nimi, a jednocześnie mogłem obserwować równocześnie różne poziomy przestrzeni i czasu. Po chwili śmigałem przez coś co można by nazwać pustą przestrzenią, w kierunku odległego punktu światła. Światło robiło się coraz większe w miarę, jak się do niego zbliżałem. Zrozumiałem, że jest to to samo białe światło, jakie widziałem mając 4 lata. Było to największe i najwspanialsze, czyste światło, które nie raniło oczu jak się na nie patrzyło - może dlatego, że nie patrzyłem na nie fizycznymi oczami, mimo, iż było to jak patrzenie - był to po prostu obraz tworzony w umyśle.
Było to jak świetlna planeta lub słońce aż do momentu, kiedy zbliżyłem się do niego na tyle blisko, by oglądnąć dokładniej. I w tamtym momencie mogę powiedzieć, że „wszystko było mi objawione - jest to marne określenie na to, co mi przekazano. Jedynym szczegółem, jaki mogę podać to fakt, że w kierunku tego „świetlnego ciała , a także od niego wirowały miliardy miliardów „kawałeczków światła. Tak można bardziej obrazowo opisać kogoś, kogo my nazywamy Bogiem. Po prostu my jesteśmy Bogiem, dlatego, że to świetlne ciało nie może być całością bez wszystkich swoich elementów - „kawałeczków światła . Cały ten proces cechowała doskonała harmonia i zdawało się, że widząc to wszystko posiadam uniwersalne zrozumienie. Następną myślą, jaka przyszła mi do głowy było, że nadejdzie czas, kiedy zjednoczę się z tym „świetlnym ciałem …tylko jeszcze nie teraz. I nagle BUM! W momencie, w którym to pomyślałem pokonałem tę całą drogę z powrotem i zostałem błyskawicznie wrzucony z powrotem do swojego ciała i otworzyłem oczy.
Wiedziałem dokładnie, gdzie byłem i dlaczego i cały czas to przeżycie było świeżo w mojej pamięci. „O Boże! Znam odpowiedzi na wszystkie pytania we wszechświecie! , pomyślałem, gdybym tylko mógł wydostać się z toalety i o tym komuś opowiedzieć . Ale nie mogłem się ruszać. Byłem z powrotem w swoim ciele, ale ono było martwe. Musiałem siedzieć tak przez co najmniej minutę lub dwie nim zdałem sobie sprawę, że nie oddycham. To nie dobrze. Oddychanie było by teraz przydatne…Oddychaj! No już! Oddychaj! Zaczynałem już trochę panikować. Chciałem w jakiś sposób zaaplikować sobie mentalny szok, wiecie...Naładować i ciach! Udało mi się uderzyć o ścianę parę razy by wbić życie z powrotem w siebie. W końcu, po około 20 minutach udało mi się dojść do siebie i wyjść z toalety. Gdy spojrzałem na siebie w lustrze, wyglądałem wciąż trochę martwo, miałem niezdrowo siwy kolor. Cały byłem spocony. Wtedy dopiero stałem się na tyle świadomy, że zrozumiałem, że moje serce musiało naprawdę się zatrzymać, choć na moment. Jak już mówiłem, wyszedłem poza ramy zwyczajnej przestrzeni i czasu, toteż przeżycie, które tam wydawało się trwać długo, tak naprawdę mogło trwać ułamek sekundy. Gdy otworzyłem drzwi od łazienki, mój wesoły kolega z pracy ujrzał mnie i zawołał: O rany, bracie, jesteś cały blady! Powinieneś iść do domu!
"Dobry pomysł" powiedziałem zdając sobie sprawę, że wszechświat będzie musiał poczekać.
Trzecie przeżycie miało miejsce tuż przed Świętami Bożego Narodzenia w 2003 roku. W pewnym sensie cały czas ma na mnie wpływ. Spoglądając wstecz, dochodzę do wniosku, że wydarzenia 11.09 wprawiły coś w ruch. Właśnie wtedy zacząłem odczuwać bóle w klatce piersiowej, w żebrach - niedaleko splotu słonecznego. Ktoś kiedyś powiedział mi, że tam ma się właśnie swoją chakrę - środek. Między 11.09 i Świętami ból stawał się coraz silniejszy. Myślę, że był wynikiem kilku zdarzeń w moim życiu prywatnym, które nie są aż tak ważne by je opisywać. W końcu ból stał się już za duży, właśnie w tym miejscu. Już nie mogłem normalnie funkcjonować. Nawet najbardziej bolesny dzień w moim życiu nie sprawiał mi aż takiego bólu. Ten ból nie był mój - on był bólem całego świata. Nie mogłem się pozbyć ani części jego. Wierzę, że wszystkim nam dane jest przeżywać ten sam ból świata codziennie. Każdy ma tylko swój własny sposób na otępienie go - narkotyki, alkohol, praca, związki, religia i inne. Nie mogłem go z siebie wyrzucić, był ogromnie uporczywy. Nie potrafiłem odróżnić niepokoju od stresu, mdłości od głodu. Wszystko wydawało się takie same, wszystko właśnie w tym miejscu w mojej klatce piersiowej. Cały miesiąc, codziennie czułem się jakbym miał właśnie mieć atak serca. Nie, co za pech! A ból rósł. Codziennie myślałem już, że się poddam, że już gorszy być nie może, a jednak cały czas stawał się gorszy. Około 12 grudnia miałem to trzecie przeżycie. Nie był to tyle fizyczny ból, co psychiczny rozpad umysłu. Porównywałem go z rozpadem wszechświata. Kiedyś oglądałem taki program ze znanym fizykiem, Stevenem Hawking em, który wyjaśniał naturę i początki wszechświata, a ja słuchając go potrafiłem wszystko odtworzyć wstecz w swoim umyśle, matematycznie obliczyć cały wszechświat, dojść do jego początków i ogarnąć to, co on nazywał „Jednorodną jednością . Rozpad mojego umysłu zaczął się, kiedy zacząłem odczuwać ten straszny ból. Nie próbowałem robić niczego szczególnego, lecz w miarę jak posuwałem się wstecz biorąc pod uwagę istniejącą sytuację i analizując jej składniki, a potem analizując dokładnie każdy poszczególny składnik – co sprawia, że jest prawdziwy – mój umysł zaczynał po prostu działać według własnego rytmu. Siedziałem raczej jak widz, nie jak uczestnik i przyglądałem się po prostu rzeczom, które przetwarza mój mózg. Za każdym razem, jak próbowałem się cofnąć, ten cały proces przyspieszał. Wtedy nastąpił stan podobny do tego lotu w stronę świetlistego ciała. Na początku osłupiałem: łatwo pojmowałem wszystko, co się dzieje. Po chwili poruszałem się już tak szybko, że zacząłem się bać. Jak chciałem się cofnąć, to przyspieszało i stawało się prostsze, aż osiągnęło koniec na jednym słowie. Nie ważne jakie słowo wybrałem, zawsze kręciłem się tylko wokół niego. Siedziałem tak w oczekiwaniu na śmierć. Byłem pewien, że mój umysł się załamał – pomyślałem sobie, że tak właśnie musi się czuć ktoś, kto ma tętniaka mózgu lub też ma właśnie doświadczyć samospalenia.
Wnętrze mojej głowy…mój umysł…cokolwiek tam jest…buzowało. Wydawało mi się, że tył mojego mózgu spuchł zupełnie i stał się dwa razy większy niż normalnie. Czekałem, czekałem i jeszcze raz czekałem. Ale nie umarłem. Nie wiedziałem jak na to zareagować. Moja część odetchnęła z ulgą, ale wciąż dominującym uczuciem był żal. Wraz z tym upadkiem umysłu czułem, że zbyt dobrze rozumiem zbyt wiele rzeczy. Były to rzeczy, których pojąć normalnie nie byłbym w stanie, a jednak je rozumiałem. I nie mogłem tego faktu ignorować. Czułem się kompletnie zdruzgotany, bo wiedziałem to wszystko, a jednocześnie wiedziałem, że nikt nie zaakceptuje tego, co wiem, a ja byłem zdesperowany żeby komuś o tym powiedzieć! Np. wracając do teorii Hawkinga, on mówił, że potrafi cofnąć się w dziejach Wszechświata aż do Wielkiego Wybuchu, ale nie jest w stanie zgadnąć co tak naprawdę było jego powodem. Naprawdę chciałbym też nie wiedzieć, lecz wiem! Naukowcy parę lat temu myśleli, że atom jest najmniejszą cząstką, jaka istnieje. Teraz, przy pomocy elektronowego mikroskopu odkryli coś, co nazwali kwarkiem. A tak naprawdę tą najmniejszą cząstką, z której złożony jest cały wszechświat jest subatomowa cząstka światła. Profesor Hawking tak naprawdę poszedł trochę za daleko z obliczeniami i nie zdaje sobie sprawy co mówi używając terminu „jedność . Tym właśnie zaprzecza innemu prawu fizyki – że dwie oddzielne cząstki materii nie mogą zajmować tej samej przestrzeni w tym samym czasie i że wtedy, kiedy kurczący się wszechświat dochodzi do kresu swojej kurczliwości cząsteczki nie mogą zajmować jednocześnie tego samego miejsca w przestrzeni i wtedy nawzajem się unicestwiają tworząc Wielki Wybuch i tworząc tym samym nowy wszechświat. Stąd właśnie ta natura wszechświata – rozszerza się, kurczy, rozszerza…itd.

To jedna z rzeczy, z których zdałem sobie nagle sprawę. I tak siedząc w oczekiwaniu na śmierć rozmyślałem jak to wszystko wpływa na sprawy takie, jak religia albo jak dokładny może być język, kiedy go się odpowiednio używa. Te wszystkie rzeczy były już z nami od dawna i nie były spisane po angielsku i udało im się przetrwać czas i różne tłumaczenia i przekłady. Kiedyś język był bardziej metaforyczny. Teraz jest dość dosłowny i szczegółowy. Słowa używane w religii mają dziś bardzo specyficzne znaczenie. Lecz my musimy pamiętać, że nie miały być rozumiane dosłownie, miały być interpretowane metaforycznie. Przykładem, jaki wtedy sobie pomyślałem była fraza „Myślę, więc jestem . Myślę, więc jestem. Myślę, dlatego…Myślę…dlatego…Myślę, myślę, myślę…zupełnie jak te dwie cząsteczki światła walczące ze sobą o przestrzeń do zajęcia, która może być tylko przez jedną zajęta. Zupełnie jak Bóg, na samym początku…po prostu świadome siebie i niczego więcej.
Myślę.
Co myślisz?
Myślę, że myślę.
A kto myśli?
Ja.
A kim jesteś?
Jestem tym, kto myśli.
A co myślisz?
Że jestem czymś, co myśli...
Więc jesteś myślą czy czymś, co myśli, że myśli?
Nie wiem, nie potrafię powiedzieć. Nic nie widzę, jest ciemno, boję się. Czuję się tak samotnie i chyba pochłonie mnie zapomnienie.
Czemu nie włączysz światła?
Są światła, ale gdzie jest włącznik? Żartowałem! Nic tu nie ma oprócz ciebie, który myśli, że tu jest.
Więc kim jesteś?
Wyobrażam sobie ciebie rozmawiającego ze sobą!
Świetnie!!
Ooo, mam pomysł, albo ty go masz. Czemu nie poprosić po prostu o światło, może prosząc uda się stworzyć to, co potrzebujesz. Skąd wiesz, że nic tu nie ma skoro nie ma tu światła?
Dobra uwaga! OK, "NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ
I wtedy Bóg widzi, że jest tylko dwoma cząstkami światła i że jest unicestwiony. W tym momencie poświęca się i staje się uwolnionym medium (wolna wola stworzona na obraz boski), które znajduje sobie własną formę w tej chaotycznej przestrzeni. Wszystko zaczęło się jako światło, ostygło, wirowało, kolidowało i znalazło sobie formę. Cały czas jest jednak światłem. Wszystko jest zmrożonym światłem w różnych formach. I wtedy rzeczywiście Bóg staje się sędzią. Jako wszystek, jako medium, jako światło, Bóg jest świadkiem wszystkiego, co się staje. Wszystko, co się dzieje wymaga ujawnienia się istnienia światła i wszystko, co zostaje objawione i oświecone wykazuje właściwości wszędzie obecnego Światła (Ojciec i Syn). Fizyka pojmuje już dziś, że subatomowe cząsteczki materii mają swoje bliźniacze odpowiedniki w antymaterii, która istnieje poza przestrzenią i czasem. W odróżnieniu od procesu podziału komórki np. na dwie komórki, odpowiednik cząsteczki światła w antymaterii nie potrzebuje przestrzeni, znajduje się w tym samym miejscu.
Tu właśnie istniej umysł (Duch Święty). Mimo, że wydaje się, że we Wszechświecie jest pełno przestrzeni, prawdą jest, że nie można by było w nim upchać nawet jednej cząstki światła. Nie ma miejsca! I w ten sposób, tak jak w zamkniętym obwodzie elektrycznym, wszechświat jest połączony w jedną całość. Dlatego potrafimy tak szybko podróżować, przemieszczając się po zamkniętym łańcuchu światła.
Antymateria również jest zamkniętym obwodem. Więc tak naprawdę istnieje tylko jedna fizyczna rzecz we wszechświecie z jednym umysłem. Można czasami przypadkowo zajrzeć do tej wielkiej siatki połączeń – kiedy ma się jakieś zdolności psychiczne i inne rzeczy, które zadziwiają naukę. Z jakiegoś powodu są one połączone z tą siatką. Pomyśl np. o cichym miejscu gdzieś daleko, możesz od razu znaleźć się tam w myślach, natychmiast. Myśl podróżuje szybciej niż światło, bo nie istnieje w ramach czasu i przestrzeni. I słowa mogą mieć większe znaczenie nie będąc tak oderwanymi od rzeczywistości. To nie jest aż takie magiczne, tajemnicze „i Bóg powiedział do…. i inne trele morele. Prawda jest głębsza i obejmuje wszystko. Gdyby istniało jakieś Najwyższe Stworzenie, które miałoby jakąś możliwość tworzenia i kontroli wszystkiego i miałoby cechy człowieka, nie potrafiłoby stworzyć nawet masła orzechowego, a co dopiero całego wszechświata. Spojrzeć po prostu w niebo, ujrzeć i pomyśleć, że jakiś Bóg stworzył to wszystko dla człowieka byłoby totalną arogancją. Grzech pierworodny na przykład nie jest grzechem w naszych kategoriach grzechu. Był to po prostu nieunikniony stan, w jakim znalazł się człowiek jako istota, kiedy rozwinął w sobie samoświadomość. To było o wiele wcześniej niż rozwinął w sobie umiejętności komunikacji. Kiedy człowiek stał się świadomą istotą, musiał zrozumieć świat i go zmierzyć. Było to o wiele wcześniej niż jakiekolwiek słowa zostały zapisane. Czy nawet jakiekolwiek uczucia wyrażone, np. „Nie próbuj nazywać czegoś, czego nie można nazwać A my myślimy, że chodzi o nazywanie Boga „Bogiem , „Allachem czy „Buddą itp. Wszystko odnosi się z Edenu i opowieści o Adamie i Ewie. Nazwa drzewa, na którym rośnie owoc zakazany to Drzewo Wiedzy. Grzech konieczności nazywania wszystkiego i rozumienia wszystkiego po to, by się tego nie bać jest po prostu nieskończonym procesem, który stworzył nam nasze własne piekło i wyrzucił nas z Edenu oraz oddzielił nas od natury i od wszystkich rzeczy, które są z naturą w harmonii.

Prawda jest taka, że nie ma czegoś takiego, jak zło, nie ma grzechu, nie ma piekła,

dwie nuty zagrane naraz będą albo ze sobą w harmonii (prawda), albo będą ze sobą nie współgrały (fałsz). Prawda ujawnia piękno i odwrotnie, piękno ujawnia prawdę.

Coś może być prawdziwe (równe) lub fałszywe (nierówne). Prawda po prostu istnieje, człowiek nigdy nie wymyślił żadnych prawd czy też ich nie wynalazł. Po prostu odkrył coś, co zawsze istniało…



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:39, 31 Maj 2010    Temat postu: Śmierć 7

Fagmenty "Śmierć kliniczna dziecka"
Cytat:

W sierpniu 1985r kiedy miałam tylko 5 lat, byłam na wycieczce, statkiem nad lokalnym jeziorem.
Byłam ugryziona przez komara i nabawiłam się zapalenia mózgu.
"umarłam" i podryfowałam, do bezpiecznej czarnej próżni z wygodą i łatwością, żadnego bólu i strachu.To było miejsce gdzie poczułam się właściwie jak w domu.
Daleko w odległości zobaczyłam bardzo małe światełko.Poczułam że pędze w kierunku tego światła ze znaczną prędkością. Gdy weszłam do światła , reprezentowało ono pokój i radość, ale przedewszystkim głeboką bezwarunkową miłość.Światło było iskrzącym się , jarzącym obłokiem.
Od środka słyszałam głos w swej głowie, i wiedziałam że jest to Bóg. … poczułam jakby to był mój prawdziwy dom, ten pokój gdzie byłam z tym pięknym światłem, które było Bogiem. Poczułam się otoczona przez światło i byłam jednością z nim.


Inne piekne światło tylko mniejsze dołączyło do nas. To była dziewczynka około 10 lat. Wygladała nieco jak ja. Mogłabym rzec że rozpoznała mnie.

… ona powiedziała " jestem twoją siostrą, byłam nazwana imieniem mojej babki Willamete, która zmarła na miesiąc przed moim urodzeniem. Nasi rodzice nazywali mnie zdrobniale Willie. Czekali aby ci o tym powiedzieć później kiedy będziesz gotowa. " Mówiłam do niej a ona do mnie bez słów. …

Pocałowała mnie w głowę i poczułam jej ciepło i jej miłość " musisz wrócić teraz Sandy" , rzekła. " Musisz ratować mame od ognia . To jest bardzo ważne, musisz wrócić , musisz wracać teraz. "

Powiedziała to ze współczuciem, i słodkim głosem ponieważ uśmiechneła się do mnie delikatnie."Nie nie chce" powiedziałam " pozwól mi zostać z tobą."

" Matka cię potrzebuje , abyś ocaliła ją od ognia, " powtarzała wciąż miękko i łągodnie.

Jak samolubny mały bachor, zapłakałam i dostałam napadu histerii najgorszego rodzaju.

Upadłam na ziemię i zaszlochałam, biłam w koło i sprawiałam to wszystkim jestem pewna czułam się bardzo niewygodnie. Pokazano mi film w którym zobaczyłam, jak moi rodzice, którzy siedzieli obok mego łóżka w szpitalu z wielkim zainteresowaniem, i strachem w ich oczach. Dotykali mnie, mówili do mnie i błagali bym nie umierała. " Proszę nie umieraj " płakali. Byłam bardzo zmartwiona z ich powodu. Jeszcze nie byłam specjalnie gotowa by machnąć ręką na to piękno i robiące wielkie wrażenie , wielkie uczucie, i na wszystko to co było tak dobre, odnośnie tego uczucia - to niebo.

Bóg obdarował mnie zdławionym śmiechem i popatrzył na mnie z wielkim współczuciem. Chichotał z moich dziecięcych błazeństw. Wtedy wskazał palcem na inne światełko, które formowało się w oddali. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu , mój serdeczny przyjaciel sąsiad Glen uformowany wykrzyknął donośnym głosem " Sandy idz do domu , do domu teraz. "

Powiedział to z takim autorytetem , że ja natychmiast odrobine płacząc , wróciłam do mego ciała w jednej chwili.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam ulgę oraz uradowanie na twarzy moich rodziców.

Powiedziałam im o moim doświadczeniu, ( ale które najpierw nazwali snem), tak szybko jak tylko mogłam. Powiedzieli mi że, dzień po tym jak poszłam do szpitala , nasz sąsiad , Glen , zmarł na nagły atak serca. Był życzliwym starszym człowiekiem , który zawsze zapraszałby mojego brata i mnie , oraz inne dzieci z dzielnicy na tyły posiadłości do zabawy z jego pięcioma psami.

Kochał dzieci i chciał dawać nam jedzenie, prezenty i poczęstunki. Jego żona ostatecznie stałaby się zmęczona nami i kazałaby nam wszystkim pójść do domu. Skarciłby ją i powiedziałby " Rose , nigdy nie mów Sandy, że ona musi iść , ona może zostać tak długo jak zechce. Byłam ulubionym dzieckiem które zawitało do jego domu. To był taki wstrząs dla mnie, zmusić go do krzyczenia na mnie , że naprawdę przestałam walczyć i czułam ,że trochę ambarasuję odnośnie mego zachowania. Przypominam sobie uczucie , ono trochę zaszkodziło mi w tamtym czasie .Ja tylko dowiedziałam się o jego śmierci , po tym jak opowiedziałam swoją historię moim rodzicom. Narysowałam obrazek mojej " anielskiej siostry " , która przywitała się ze mną i opisałam wszystko , co miała do powiedzenia.

Moi rodzice byli tak wstrząśnięci, że widać było ten szok na ich twarzach. W zdziwieniu , wstali i opuścili pokój. Po jakimś czasie w końcu wrócili.

Potwierdzili że stracili ,córke o imieniu Willie. Ona zmarła na przypadkowe zatrucie około roku przed tym jak się urodziłam. Zdecydowali sie nie mówić mojemu bratu lub mnie do czasu gdy będziemy zdolni zrozumieć co życie i śmierć oznaczają. Wielka potrzeba ratowania mojej mamy od ognia , nie dawała mi żadnego śladu o co chodzi. Mama pomaga mi pisać to, spytałam ją jak wyglądałoby jej życie jeżeli bym umarła, gdybym wybrała moją drogę i zostałaby m w niebie. " Płakałam przez miesiąc po tym jak Willie nas opuściła, gdybyśmy stracili też ciebie , to byłoby jak piekło na ziemi , ogień wszystko razem.

Czas pokaże , ale narazie to wygląda na dobrą odpowiedz jakąkolwiek.

Wierzę , iż zobaczymy Willie pewnego dnia, i ja spytam ją osobiście. To zmieniło życie całej mojej rodziny. Chodzimy do kościoła teraz , i robię wiele rzeczy inaczej niż wcześniej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:08, 31 Maj 2010    Temat postu: Śmierć 8

Fragmenty "W BOSKIM ŚWIETLE" Susan


Cytat:
Wezwała mnie śmierć
Gdy stałam w kuchni, mój brzuch przeszył nagły ból, który sprawił, że osunęłam się na kolana. Po godzinie byłam już zbyt słaba, by utrzymać się na nogach. . …
Życie po śmierci
… położono mnie na stole w gabinecie i wtedy poczułam, jak uchodzi ze mnie życie. Moje myśli były przy moich dzieciach: co się z nimi stanie, kto będzie je kochał i opiekował się nimi?
Słyszałam doskonale, mogłam usłyszeć każde słowo wypowiedziane w pokoju. Było obecnych dwóch lekarzy i trzech asystentów. Wiedziałam, że byli zaniepokojeni, kiedy usiłowali odczytać bicie serca i ciśnienie krwi. W tym momencie zaczęłam powoli płynąć w kierunku sufitu, gdzie się zatrzymałam i spojrzałam w dół na rozgrywającą się poniżej scenę. Na stole leżało bez życia moje ciało i jeden z lekarzy powiedział do innego, który właśnie wchodził do pokoju: „gdzie byłeś, wzywaliśmy cię, teraz jest już za późno, ona odeszła, nie mamy ani uderzeń serca ani ciśnienia krwi.” …
Już nie widziałam ani siebie na stole ani ludzi w pokoju. Nagle stałam się świadoma najbardziej niebiańskiego światła, które było wszechogarniające. Ból minął i odczuwałam swoje ciało jak nigdy przedtem: było wolne. Czułam radość i satysfakcję. Słyszałam najpiękniejszą muzykę, która mogła dochodzić jedynie z nieba. Myślałam: „a więc tak brzmi niebiańska muzyka.” Stałam się świadoma uczucia spokoju, który przechodzi wszelkie wyobrażenia. Zaczęłam patrzeć na to światło, zauważyłam, co się ze mną działo i ani przez chwilę nie miałam ochoty odejść. Znajdowałam się w obecności niebiańskiej istoty, nazywaną Synem Boga, Jezusem.
Nie widziałam Go, ale On tam był w świetle i porozumiewał się ze mną telepatycznie. Poczułam wypełniającą mnie Miłość Boga. Powiedział mi, że muszę wrócić do moich małych dzieci i że na ziemi jest praca, którą mam dokończyć. Nie chciałam odejść, ale jednak powoli wróciłam do mojego ciała, które w tym czasie znajdowało się w innym pokoju i było przygotowywane do operacji. Byłam świadoma wystarczająco długo, że personel zdążył mi wyjaśnić: moje serce zaczęło znowu bić i szłam na operację, aby można było usunąć ciążę pozamaciczną oraz krew z brzucha. Od tego momentu na wiele godzin straciłam świadomość.
Boskie odwiedziny przy łóżku
Niebo miało dla mnie jeszcze jedną wiadomość i tym razem nie opuściłam już mojego ciała. Leżałam w łóżku po operacji, kiedy nastąpił najwspanialszy moment w moim życiu. Niebiańskie światło powróciło, całkowicie wypełniając pokój. Tym razem ze światła pojawiła się wizja Jezusa i był On piękny. Wypełnił pokój swoją obecnością, była tam miłość i litość. Ukazał mi się od ramion po czubek głowy. Przemówił do mnie telepatycznie: „Pamiętaj, co ci powiedziałem, pamiętaj, jak ci się ukazałem, a będzie to pociechą i trwałym źródłem dla ciebie w czasie lat, które nadejdą i w pracy, którą będziesz wykonywać. Teraz wiesz, że nie musisz bać się śmierci.”
Następne dni
A trakcie kolejnych dni w szpitalu, miałam wiele odwiedzin zaciekawionych przedstawicieli personelu szpitala, którzy szukali pretekstu, by przyjść do mojego pokoju. Informacje szybko się rozchodzą w środowisku medycznym i wszyscy wiedzieli, że stwierdzono mój zgon, a potem wróciłam do życia. Miałam obok siebie biblię, którą podczas odwiedzin u mnie zauważył mój ginekolog. Spytał mnie o moją wiarę. Wiedziałam, że słyszał, co mówiłam niektórym członkom personelu, kiedy do mnie przychodzili. Byli obecni wtedy, gdy stwierdzono mój zgon. Kiedy odzyskałam przytomność, powiedziałam im o wszystkim, co mówili, gdy ja nie żyłam. Byli zdumieni.
Po kilku dniach opuściłam szpital bazy lotniczej i kiedy dojeżdżałam do naszego domu, zobaczyłam moje maleństwo i sześcioletnią córeczkę, jak czekając na nas wyglądały przez okno. W sercu powiedziałam wtedy: „Dziękuję Ci Boże za to, że pozwoliłeś mi wrócić do moich małych dzieci i za przywilej bycia ich

W latach 70-tych … zetknęłam się z całą populacją ludzi, którzy mieli podobne doświadczenia. Jednak wiele z tych osób opowiadało o przeglądzie życia oraz o przebywaniu w tunelu. Ja żadnego z nich nie doświadczyłam. Być może, przegląd mojego życia miał miejsce wówczas, gdy stałam się Chrześcijanką i wtedy to obejrzałam swoje życie i wyznałam grzechy Chrystusowi.


Uwaga NDERF: … Doświadczenie tunelu zdarza się tylko w ok. 30% doświadczeń bliskich śmierci. Sądzę, że dają nam one coś, co jest nam potrzebne i zgadzam się z tobą, że twój przegląd życia, który zrobiłaś sama mógł spowodować, że nie jest to już tak potrzebne w twoim życiu.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:20, 31 Maj 2010    Temat postu: Śmierć 9

Fragmenty
Analisa D NDE

Cytat:

Scena: 24.02.1982 r., Sydney, Australia, … Jechałam autostradą Industrial i od momentu, gdy zaczęłam zwalniać, żeby zatrzymać się na światłach, gdzie ulica wylotowa z BHP przecina autostradę, już nic nie pamiętam.
Relacja Mike’a (mojego ex partnera): kiedy zbliżaliśmy się do świateł, zmieniły się na zielone i gdy wjechaliśmy na skrzyżowanie, samochód wpadł w poślizg, prędkość 43 km/h, uderzyliśmy w duży słup wysokiego napięcia tuż za skrzyżowaniem. Steve, który leżał na materacu z tyłu furgonetki, stał się pociskiem. Wyrzuciło go do przodu, uderzył w tył mojej głowy, a ja upadłem na kierownicę.
Informacja medyczna: kręgosłup Steve’a został złamany na wysokości kręgu L4, jest paraplegikiem. Ja doznałam złamań: podstawa czaszki, płat czołowy mózgu, prawy oczodół, prawa kość policzkowa, wszystko z wgnieceniami, 6 dziur w twardej oponie mózgowej. Kierownica złamała się, a fragmenty kierownicy i licznika poraniły mnie w trzech miejscach: przez gardło wbiły się w podniebienie i w dolną i górną część klatki piersiowej po prawej stronie. Mike miał niewielkiego siniaka od pasów bezpieczeństwa.
Moja matka opowiedziała: po południu 25.02.1982 r. byli w gabinecie profesora neurochirurgii, który oznajmił im, że nie żyję i że powinni być wdzięczni, bo gdybym przeżyła, byłabym jak warzywo. Podczas tej rozmowy, wpadła przestraszona młoda pielęgniarka i wyrzuciła z siebie: „Ona żyje, usiadła i przemówiła!”. Profesor trzykrotnie zganił ją za przerywanie rozmowy, potem wyprowadził z gabinetu i udzielił jej lekcji na temat poruszających się i wydających dźwięki „martwych ciał”. Pielęgniarka stanowczo stwierdziła: „Ona usiadła i powiedziała: nie dawajcie mi już więcej leków!”. W tym momencie, moja matka wzięła pod rękę profesora i mojego ojca, po czym poprowadziła ich korytarzem, żeby to sprawdzić. Znaleźli mnie w tylnym korytarzu, gdzie widocznie mnie umieszczono, żeby pielęgniarka mogła usunąć sprzęt przed przewiezieniem mnie do kostnicy. Byłam w głębokiej śpiączce i oddychałam. W śpiączce pozostałam przez następnych 10 dni.
Moje przeżycie na granicy śmierci
Nie wiem, kiedy w czasie powyższych wypadków miało miejsce moje doświadczenie. Nie pamiętam procesu umierania czy wychodzenia z ciała. Leciałam głową do przodu przez ciemny wir, czy też coś, co wyglądało jak czarne kotłujące się chmury, czując, że po obu bokach mnie przywoływano, co mnie przestraszyło. Przede mną była mała plamka jasnego światła, która stale rosła i stawała się jaśniejsza w miarę jak się do niej zbliżałam. Uświadomiłam sobie, że muszę być martwa i zaniepokoiłam się o mamę, tatę, moją siostrę. Zrobiło mi się też trochę przykro z powodu mnie samej, bo pomyślałam, że „oni wkrótce to przeboleją” i to było jakby mimochodem, tylko przelotna myśl, gdy chciwie rzuciłam się w kierunku tego światła.
W eksplozji cudownego światła dotarłam do pokoju o nierealnych ścianach, stanęłam przed człowiekiem w wieku około 30-tki, 1,80 cm wzrostu, rudawobrązowe włosy do ramion i niesłychanie starannie przycięta krótka broda i wąsy. Ubrany był w prostą białą szatę, a światło wydawało się z Niego emanować i czułam, że ma wiele lat i posiada wielką mądrość. Przywitał mnie wielką Miłością, spokojem, Pokojem (nie do opisania), nie mam słów. Poczułam, że „mogę już zawsze siedzieć u twoich stóp i być szczęśliwa,” co mnie uderzyło jako dziwna rzecz do pomyślenia/powiedzenia/odczucia. Zafascynowała mnie tkanina jego szaty, starałam się pojąć, jak tkanina może być utkana ze światła!
Stał obok mnie i wskazał mi, bym spojrzała w lewo, gdzie odtwarzałam mniej przyjemne momenty mojego życia. Przeżyłam te momenty i poczułam nie tylko to, co zrobiłam, ale także ból, który wywołałam. Takie rzeczy, których nigdy nie podejrzewałabym, by mogły spowodować ból. Byłam zdziwiona, że niektóre rzeczy, o które mogłam się martwić, np. w dzieciństwie kradzież czekoladek w sklepie, nie znalazły się tam, podczas, gdy policzono mi przypadkowe uwagi, które wywołały ból, o którym wtedy nie wiedziałam. Kiedy poczułam się winna, skierowano mnie do innych przypadków, które przyniosły innym radość. Mimo, że czułam się niegodna, wydawało się, że szala przechyliła się na moją korzyść, otrzymałam wielką Miłość.
Poprowadzono mnie dalej w głąb pokoju, który stał się salą i ujrzałam zbliżającego się w moim kierunku dziadka. Wyglądał młodziej, niż go pamiętałam i nie miał już zajęczej wargi czy rozszczepionego podniebienia, ale niewątpliwie był to mój dziadek. Objęliśmy się, przemówił do mnie i przywitał się. Poczułam się wzruszona, wybaczając mu, że umarł, gdy miałam 14 lat i spowodował, że złamałam obietnicę, że zostanę lekarzem i znajdę lekarstwo na jego chore serce. Do tamtego momentu nie zdawałam sobie sprawy, że byłam na niego zła!
Dziadek powiedział mi, że niedługo przyjdzie babcia i cieszy się na jej przybycie. Chciałam wiedzieć, dlaczego niedługo przyjdzie, bo przecież jeździła w tę i z powrotem ze swojego domu w Manchester do Miami na to bezustanne lato i to od wielu już lat! Dziadek powiedział mi, że ma raka jelita i że wkrótce przybędzie. Wydawało się, że dziadek nie miał poczucia czasu, kiedy naciskałam, żeby powiedział, kiedy to się stanie. (Babcię zdiagnozowano trzy miesiące później i umarła w sierpniu; zmartwiłam mamę, kiedy jej o tym powiedziałam po odzyskaniu przytomności). Po tym jak porozmawialiśmy sobie chwilę z dziadkiem, zaprowadził mnie dalej w głąb pokoju, który znów stał się salą, i podeszliśmy do grupy ludzi, których zaczęłam rozpoznawać.
Osoba, która pierwsza mnie powitała, podeszła, położyła mi rękę na ramieniu i odwróciła mnie ku Niemu. On powiedział: „Musisz wrócić, masz do wykonania zadanie.” Chciałam się spierać, chciałam zostać, spojrzałam do tyłu na dziadka, byłam szybko popychana w kierunku wejścia, na progu wszystko stało się czernią, nic, brak świadomości.

Po doświadczeniu: ze śpiączki budziłam się powoli, przez kilka dni, na wpół śnione wspomnienia znajomych głosów i przelotny widok twarzy. Najlepiej pamiętam momenty, gdy wielokrotnie budziłam się z głębokiego snu i widziałam pielęgniarkę ze strzykawką i odmawiałam wszelkich leków, nie mam pojęcia, dlaczego!
Miałam trzy operacje odtwórcze twarzy, czaszki, oczodołu. Szpital opuściłam z Bólem, podwójnym widzeniem, brakiem węchu, a uszkodzony 8 nerw czaszkowy powodował mdłości i zaburzenia równowagi. Przez dwa lata byłam zła na Boga za to, że odesłał mnie z powrotem w takich męczarniach, z zadaniem do wykonania, ale bez klucza i instrukcji. Tylko jedna rzecz: jasne przesłanie, które nie wiem, jak przekazać, a brzmi ono: „Czas żyć zgodnie z twoją Wiarą, jakakolwiek by ona była, uporządkować swój Dom, bo Koniec jest bliski!” . To nie może być to moje zadanie, nie było żadnego huczącego głosu i nie ma sposobu, by się dowiedzieć, że przesłanie to zostało odebrane.
Nie mam także pewności co do tożsamości strażnika wejścia, nie miał karteczki z imieniem, nie przedstawił się! 5 lat żyłam jak zombi, zanim zdołałam się podźwignąć. Mam dobrą pracę, w 1987 r. stworzyłam Stowarzyszenie Urazów Głowy i jestem pokazywana jako przykład tego, w jak dobrym stanie można być po Nabytym Uszkodzeniu Mózgu. Wciąż nie wiem, na czym polega moje zadanie, nadal mam bóle, brak węchu, podwójne widzenie, itd.
To mniej więcej wszystko, poza tym, że chciałabym jeszcze powiedzieć, że wspomnienie przeżycia na granicy śmierci jest bardziej realne niż to, co robiłam wczoraj.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:15, 31 Maj 2010    Temat postu: Śmierć 10

"W KIERUNKU ŚWIATŁA" Juliet Nightingale


Cytat:
Wstęp
Przebywania na pograniczu życia i śmierci doświadczyłam kilkakrotnie. Działo się to w okresie, kiedy zjawisko to nie było jeszcze zbyt dobrze udokumentowane ani omówione. Był to temat, o którym mogłam porozmawiać tylko z osobami o dostatecznej świadomości duchowej i z ludźmi o otwartych umysłach. Jednakowoż z powodu ignorancji, która panowała w owych czasach, zdarzało się niektórym podejrzewać mnie o halucynacje. Sugerowano mi nawet wizytę u psychiatry. Jednak na szczęście zjawisko przebywania na granicy życia i śmierci (dalej nazywane NDE - od angielskiego Near Death Experience) zostało w ostatnich latach gruntownie przedyskutowane, jak również dobrze udokumentowane. Zainteresowały się nim także media, szczególnie telewizja i prasa. Najlepszym przykładem rosnącej popularności tematu jest fakt, że natknąłam się niedawno na artykuły prasowe w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie oraz Australii. W jednym z nich został nawet opisany mój przypadek. Naukowcy, fizycy, psychologowie, duchowni, mistycy oraz inni eksperci różnych dziedzin rozpoczęli już debatę w celu lepszego zrozumienia zjawiska NDE. Wiele osób miało podobne doświadczenia, i wszyscy zostali ponownie ''powołani'' do edukowania i dzielenia się nimi z innymi. Można się zastanawiać, dlaczego tak wielu z nas zostało ponownie ''wezwanych'', podczas gdy inni pozostali ''po drugiej stronie''. Dzieje się tak głównie dlatego, że zostaliśmy wyznaczeni do spełnienia czegoś szczególnego w naszym życiu, jak również do wypełnienia specjalnej misji polegającej na zapewnieniu ludzkości, że śmierć sama w sobie nie istnieje. Zamiast niej istnieje przejście oraz kontynuacja rozwoju na drodze dalszej podróży ku Światłu.
W obliczu ogromnej liczby pytań, z których najczęstrze to, ''Co się dokładnie wydarzyło'' i ''Jak tam jest'', spróbuję opowiedzieć, jak doszło do mojego NDE oraz co spotkało mnie ''po drugiej stronie''. Proszę mi wybaczyć jeśli chronologiczny porządek wydarzeń, o których opowiem zostanie zachwiany. Jest to spowodowane tym, że po drugiej stronie czas nie posiada natury liniowej, a przeszłość, teraźniejszość i przyszłość odczuwane są jako ''tu i teraz''.
Za chwilę spróbuję wyjaśnić własne doświadczenie NDE, to jaki miało na mnie wpływ oraz jak bardzo zmieniło moje życie. Mam również nadzieję, że uda mi się je dokładnie opisać za pomocą dostępnych mi słów.
Doświadczenie
W połowie lat siedemdziesiątych zmagałam się z rakiem okrężnicy. Czułam jak powoli uchodzi ze mnie życie. Przez większość czasu byłam przykuta do łóżka, czasem tylko udawało mi się usiąść. Jako że zawsze miałam naturę kontemplatywną potrafiłam słuchać i obserwować, chłonąc rzeczywistość i usiłując pojąć ukryte znaczenie i cel wydarzeń życia. To spowodowało swoiste oderwanie od rzeczywistości, która zmieniała się na moich oczach. Materia stawała się półprzezroczysta i przypominała płyn; kolory lekko drgały i były bardziej żywe, a dzwięki stały się czystrze i bardziej ostre. Nie mogłam już zrozumieć tekstu pisanego, ponieważ, w moim odmiennym stanie świadomości, nic już dla mnie nie znaczył. Przypominało to próby zrozumienia języka obcego. W tamtym czasie większość mojego ''ja'' wydostało się już z przestrzeni trójwymiarowej, a moja świadomość zaczynała docierać w inne rejony.
Wchodziłam w coś, co później nazywałam stadium mroku. W stadium tym wszystko było już inne, a dzięki temu, że moja świadomość przechodziła właśnie z jednej rzeczywistości do drugiej, zaczynałam coraz bardziej zwracać uwagę na to, co się po tej drugiej stronie dzieje. Zauważałam wówczas rzeczy i byty przebywające w innych wymiarach. Działo się tak pomimo tego, że częściowo byłam jeszcze świadoma poziomu fizycznego. Zdałam sobie wtedy sprawę, że umierający, w szpitalach, domach starców czy w hospicjach, prawdopodobnie doświadczają podobnego stanu, podczas gdy innym może się wydawać, że zaczynają oni doznawać halucynacji lub widzieć rzeczy lub osoby, których ''w rzeczywistości'' nie ma. Mowa tu o stanie, w którym osoba, przebywająca jeszcze na płaszczyźnie fizycznej, doświadcza wielu wymiarów jednocześnie. Dzieje się tak, bo tak naprawdę jesteśmy bytami wielowymiarowymi.
W śpiączkę zapadłam 26 grudnia, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Za zmarłą, o ironio, zostałam uznana 2 lutego, dokładnie w dniu moich urodzin (mam teraz dwie karty urodzenia!). Podczas gdy dla innych stan mój wyglądał jak zwykła, trwająca ponad 5 tygodni śpiączka, dla mnie było to doświadczenie zupełnie innego rodzaju. Pomimo tego, że dla zewnętrznego obserwatora byłam nieświadoma jakichkolwiek wydarzeń, to w rzeczywistości jakiś rodzaj świadomości zachowywałam przez cały czas, ponieważ tak na dobrą sprawę świadomość jest czymś czego nie można utracić, a to, co zapada w sen jest jedynie naszym ciałem. To sprawia, że bezustannie jesteśmy aktywni na którejś z płaszczyzn świadomości, a fakt, że doznajemy marzeń sennych jest oznaką aktywności którejś z tych płaszczyzn, nawet podczas snu. Nasze ciała jednak potrzebują odpoczynku, abyśmy mogli doświadczać innych aspektów świadomości i bytu.
Gdybym miała do czegoś porównać przejście z poziomu fizycznego na drugą stronę, to powiedziałabym, że przypomina to przejście z jednego pokoju do drugiego. Nie przestaje się istnieć, nie traci się również świadomości, a jedyną rzeczą, która ulega zmianie jest perspektywa. Wraz z nią ulegają zmianie różne odczucia dotyczące zjawiska. Odczucia te w moim przypadku nabrały niesamowitej głębi, a najbardziej wyrazistym był dla mnie wszechogarniający spokój. Spokój ten wymyka się jakiemukolwiek rozumieniu.
Moje przejście, w skutek nieuleczalnej choroby (w odróżnieniu od śmierci nagłej, kiedy przejście następuje równie nagle), odbywało się stopniowo. Uświadomiłam sobie obecność otaczającej mnie Świetlistej Istoty. Wszystko dokoła było niewyobrażalnie piękne, jasne i pełne życia. Nie można tego porównać z niczym innym na płaszczyźnie fizycznej. Byłam całkowicie pogrążona w boskiej, absolutnie bezwarunkowej miłości. Byłam z tym Światłem idealnie złączona. Przez cały czas miałam świadomość tego, że ta kochająca istota jest ciągle obecna i że jest ze mną. To sprawiło, że nie czułam w ogóle strachu. Była to dla mnie również szansa na doświadczenie bycia w jedności z innymi.
Widziałam cudowne kolory, a Światło wirujące wokół mnie, pulsowało i tańczyło wytwarzając świszczące dzwięki. Było ono, na przemian, radosne i poważne. Wszystko dokoła jaśniało w kolorze brzoskwini i było tak doskonale widoczne, że widziałam dokładnie rzeczy znajdujące się daleko ode mnie. Przebywałam w stanie niekończącego się podziwu i niewysłowionego zdumienia. Otaczały mnie także istoty, które mi pomagały, prowadziły i uspokajały napełniając mnie miłością. Nie byłam już sama.
Jednym z pierwszych rzeczy, które pamiętam, był przegląd mojego życia, który polegał na tym, że zobaczyłam wszystkie wydarzenia, których doświadczyłam w fizycznym ciele aż do momentu ''śmierci''. Czułam się jakbym siedziała w kinie i oglądała film z mojego własnego życia, jednak film ten róźnił się od zwykłych filmów tym, że wszystkie sceny zostały mi pokazane jednocześnie. Myślę, że większość osób, które przeszły przez NDE, zgodzi się ze mną, że przegląd życia jest jednym z najtrudniejszych momentów całego doświadczenia. Oglądanie całej ziemskiej egzystencji, a w niej wszystkich myśli, słów, czynów itd. może być niesamowicie wstrząsające. Jednak nikt mnie nie osądzał! Zamiast tego czułam bezustanną miłość emanującą ze Świetlistej Istoty. Dotarło do mnie wówczas, że to my sami siebie osądzamy! Nie widziałam żadnego Boga, który miałby siedzieć na tronie i wydawać wyrok. Szczerze mówiąc nawet nie przemknęło mi przez myśl, że taki Bóg mógłby w ogóle istnieć. Zresztą religia nigdy mnie zbytnio nie interesowała, ale w momencie oglądania całego życia byłam jedyną istotą, która czuła dyskomfort, i która była najbardziej wobec siebie krytyczna. Jednak zdałam sobie również sprawę z tego, że oglądam siebie i moje życie nie z perspektywy ego, ale z punktu widzenia mojej prawdziwej, duchowej jaźni, która w ogóle się z tym ego z fizycznego poziomu nie identyfikowała, i która nie była z nim emocjonalnie związana. Dlatego też, widząc wszystko z nowej perspektywy, miałam kontakt z moją prawdziwą tożsamością.
Pomimo tego, że nie przebywałam już w fizycznym ciele, miałam ciało innego rodzaju. Mogę je porównać do bańki mydlanej, lekko przemiaszczającej się z miejsca na miejsce; czasem szybko, innym razem wolno i delikatnie. Czułam, że jestem bardzo czysta i niczym niewypełniona. Momentami miałam nawet wrażenie, że przenika przeze mnie delikatny wietrzyk. Ani na moment nie czułam głodu, pragnienia, zmęczenia lub bólu. Uczucia te były mi całkowicie obce. Byłam czystą świadomością, która przybrała lekką, efemeryczną formę. Jako świadomość podróżowałam lub stałam w miejscu, obserwując uważnie rzeczywistość, ciągle w nieziemskim uniesieniu. Bezustannie też czułam głęboki spokój i zaufanie. Na poziomie fizycznym jestem osobą niedowidzącą. Nie potrafię opisać mojego zachwytu, kiedy okazało się, że po drugiej stronie widziałam wszystko bardzo dokładnie.
Podziwiając różne miejsca, istoty i sytuacje, poczułam się w pewnym momencie, jakbym była na wycieczce z przewodnikiem. Niektóre z jej ''atrakcji'' były bardzo przyjemne, ale niektóre były bolesne. Mogę porównać to do przebywania w okragłym pokoju z oknami, gdzie każde okno pokazywało coś innego. Kiedy skupiłam się na jednym oknie, okno to stawało się coraz większe (tak jakbyśmy powiększali okno na monitorze naszego komputera), a ja stałam i wpatrywałam się w jego obraz.
Jedno okno ukazało scenę, która przywołała mi na myśl, to co nazywamy piekłem lub czyśćcem. W scenie tej szare, pozbawione twarzy istoty wędrowały bez wyraźnego celu, wydając przy tym jęki. Istoty te najwidoczniej cierpiały trwając w ogromnym bólu. Dowiedziałam się, że są to byty o zniszczonych duszach, które dopuściły się kiedyś niewyobrażalnie okrutnych czynów. Były to też dusze, u których rozwój został zahamowany. Na ich widok poczułam przypływ ogromnego współczucia i chęć ich pocieszenia. Pragnąłam bardzo mocno, aby zostały one wyzwolone z dotychczasowej udręki. Jednak uspokojono mnie, że istoty te, pomimo swojej sytuacji, zostaną w takim stanie tylko na okres tymczasowy, a po całkowitym ich uleczeniu powrócą do Światła. Objawiono mi również, że wszystkie dusze, bez żadnego wyjątku, wrócą w końcu do Światła.
Następna scena ukazała mi ludzi, których znam z dotychczasowego życia. Najwyraźniej przebywali oni nadal na płaszczyźnie fizycznej. Nie widziałam jednak ich teraźniejszości. Widziałam ich przyszłość. Pamiętajmy, że z perspektywy drugiej strony nie ma różnicy między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Byli to osobnicy, którzy dopuścili się takich czy innych negatywnych czynów. Naruszyli oni też niegdyś spokój mój i moich bliskich, a ja widziałam teraz jak z tego powodu cierpieli. Działo się to na zasadzie karmy, która polega na tym, że odpowiada się za swoje decyzje i działania. Zdawałam sobie sprawę z tego, że cierpienie to było nieuniknione, ale i tak znów czułam ogromne współczucie i smutek. Nie byłam w stosunku do nich wrogo nastawiona. Jedyne czego pragnąłam to to, aby zostali uleczeni i poznali miłość.
W następnej scenie obserwowałam przepiękny obszar, który wypełniała woda. Obszar ten tętnił życiem. Nagle znalazłam się pod powierzchnią wody, ale ku mojemu zaskoczeniu mogłam oddychać! Poruszałam się bez najmniejszego wysiłku i wchodziłam w interakcję z otoczeniem, które jeszcze przed chwilą mogłam oglądać tylko z zewnątrz. Kiedy wyszłam na otwartą przesteń tańczyłam wokół różnych ciał niebieskich i świateł. Miałam mnóstwo czasu na rozmaite zabawy ze świetlistymi isotami, który przemykały i krążyły wokół mnie jak komety. Odczuwałam ogromną radość i lekkość. Byłam wolna od zmartwień i strachu. Potrafiłam przystosować się do każdych okoliczności. Wystarczyło, że o czymś pomyślałam, a natychmiast to coś pojawiało się przede mną, natomiast kiedy wyobraziłam sobie miejsce, w którym w danej chwili chciałabym być, momentalnie się w nim znajdowałam. Coż za niewyobrażalna radość być zdolnym do posiadania mocy, dzięki której mogłam być gdziekolwiek chcę i tworzyć cokolwiek chcę. No i to poczucie absolutnej wolności!
Po całej tej zabawie w tworzenie oraz po wszystkich eskapadach i przygodach atmosfera stała się bardziej poważna, ponieważ znów znalazłam się w obecności Świetlistej Istoty. Poprosiła mnie ona o to, abym zechciała wziąć udział w tworzeniu i ustalaniu wyniku poszczególnych wydarzeń, sytuacji a nawet rzeczy mających wpływ na innych. Pomyślałam sobie - ja, która tak mało znaczę? O rety! Była to dla mnie wielka odpowiedzialność. Poczułam się zaszczycona, a jednocześnie wypełniła mnie pokora w obliczu dzieła, którego miałam dokonać. Przyszła mi też do głowy myśl - ''a co jeśli nie dam rady?''. Jednak w tym samym momencie Istota zapewniła mnie, że wszystko się uda, nawet jeśli coś nie pójdzie zgodnie z planem. Wówczas dotarło do mnie, że ludzie współtworzą rzeczywistość wraz ze Światłem, i że jesteśmy częścią tego Światła. Co więcej, niezależnie od tego co się wydarzy, zawsze nad wszystkim będzie panowało żródło Światła, ponieważ tylko ono ma możliwość skierowywania naszych błędnych decyzji i czynów na odpowiednie tory. Niesamowicie pozytywnym odkryciem było dla mnie to, że ludzie są częścią całego stworzenia oraz to, że są jego współtwórcami.
Przeświadczenie, że ja i Światło mamy być połączeni w akcie współtworzenia sprawiło, że poczułam, że jestem szczególnie ważna i potrzebna dla wielkiego planu stworzenia. Poczucie to jednak nie miało nic wspólnego z egoizmem, ponieważ czułam narastającą pokorę i odpowiedzialność za myśli i czyny, których autorem byłam dotychczas. Pomyślałam sobie wtedy, że od dziś chcę robić tylko to co powinnam. Darem dla mnie była wiadomość o tym, że najważniejszą rzeczą jest kochać i tworzyć, a najgorszą niszczyć. Zdałam sobie sprawę z tego jak ściśle jestem połączona z całym życiem wszystkich światów i poziomów rzeczywistości. Poczułam, że jestem częścią jedności, że nigdy tak naprawdę nie byłam od niej odłączona. Nadal też nie czułam strachu. Istaniała tylko miłość. Wiedziałam, że już nigdy nie będę sama, ponieważ samotność jest iluzją. W rzeczywistości życie jest wszędzie, miłość jest wszędzie. Życie i miłość niosły i niosą mnie na rękach i zawsze są ze mną.
Jedność ze Światłem sprawiała mi wielką radość, a porozumiewanie się z nim, innymi istotami oraz z przyjaciółmi i bliskimi odbywała się za pomocą telepatii. Komunikację tę cechowała szczerość, otwartość i miłość. Nikt nie czuł się ważniejszy od innych, nikt nie musiał niczego udawać ani chować. Po drugiej stronie nie można nikogo skrzywdzić, ponieważ nie istnieje tam poczucie braku czegokolwiek. Nikt nie nastaje też na własność innych, a cały ogląd rzeczywistości odbywa się z perspektywy duszy a nie fałszywej tożsamości. Niezwykłą rzeczą jest też świadomość, że dzięki umiejętności tworzenia czegokolwiek, o czym się pomyśli, można mieć wszystko, co się w danej chwili potrzebuje.
Wraz ze zmieniającą się atmosferą poczułam, że za chwilę będę postawiona w poważniejszej sytuacji. Powiedziano mi, że muszę powrócić do obcego (fizycznego) świata, ponieważ jestem tam potrzebna dla wypełnienia szczególnie ważnej misji. Dowiedziałam się, że muszę wrócić, aby podzielić się moimi przeżyciami z innymi oraz powiedzieć im o tym, że życie jest wieczne, a śmierć jest iluzją. Otrzymałam też osobistą wiadomość, że spotka mnie wielka miłość i radość, które pomogą mi w powrocie do mojego prawdziwego Domu. Zapewniono mnie również, że to co mi się właśnie przydarzyło jest prawdziwe, i że mogę tej całej nowoprzekazanej wiedzy o życiu i o mnie całkowicie zawierzyć. Oprócz tego powiedziano mi, że świat do którego wracam jest przejściowym światem iluzji, z którym nie mogę się identyfikować, ponieważ do niego nie należę.
Trudno mi opisać rozczarowanie, którego doświadczyłam po tej informacji. Po raz pierwszy po drugiej stronie poczułam jak moje serce rozpada się na drobne kawałeczki , a sama już myśl to tym, że będę musiała opuścić ten święty obszar doskonałego połączenie ze Świetlistą Istotą oraz innymi bytami, nieubłagalnie dręczyła moją duszę . Przypomniałam sobie też ciemny, niepewny, iluzoryczny świat, do którego będę musiała wrócić. Wiedziałam, że był to świat, z którym tak naprawdę nigdy się nie identyfikowałam. Jednakże natychmiast zapewniono mnie i kazano mi pamiętać, iż Światło oraz opiekujące się mną istoty, będą ze mną do samego końca, że nigdy już nie będę sama. Poczułam wówczas wielki smutek, jednak widziałam, że będę musiała uszanować boską wolę.
Wyraziwszy na wszystko zgodę, spostrzegłam nagle przed sobą przepiękną postać, która wypełniła mnie niewybrażalną miłością aż po koniuszki mojego jestestwa. Była to dla mnie pewnego rodzaju nagroda za to, że, pomimo wielkiej niechęci, zgodziłam się na opuszczenie mojego domu po drugiej stronie i na powrót do zupełnie obcego, fizycznego świata. Wiedziałam też, że postać ta pozostanie już ze mną na zawsze.
Zaczęłam więc podróż powrotną do świata, z którego przybyłam. Była to podróż podobna do tej, którą przebyłam w drodze na drugą stronę. Odbywała się stopniowo. Stawałam się coraz bardziej świadoma mojego ciała fizycznego, leżącego na oddziale intensywnej terapii. Było ono podłączone do aparatury podtrzymującej funkcje życiowe, ale nadal czułam, że jest ode mnie oddalone. Kiedy w końcu odzyskałam świadomość poczułam się jak nowonarodzone dziecko. Wróciłam z dosłownie innego świata, dlatego wszystko było takie nowe i dziwne. Świat fizyczny zdawał się być bez porównania ciemniejszy, bezbarwny i płaski. Nie czułam już tej siły życiowej, której doświadczałam po drugiej stronie. Byłam jednak zdecydowana, aby wypełnić wolę Światła. Miałam poczucie misji. Przypomniałam też sobie o obietnicy, którą złożono mi w zamian za zgodę na powrót.
Jeszcze w szpitalu wiedziałam, że jest, i że kontaktuje się ze mną Świetlista Istota. Wyczuwałam również bliskości innych istot, które tylko ja mogłam zobaczyć. Jednak pewnego dnia Świetlista Istota opuściła moją fizyczną świadomość. Był to moment, w którym wiedziałam, że całkowicie wróciłam na zwykły poziom. Znów poczułam ogromny smutek, ale nie obawiałam się niczego. Wierzyłam w obietnicę, że już nigdy nie będę sama, i tak było...
Dzięki opisanemu doświadczeniu noszę w sobie potężne uczucie szacunku i entuzjazmu. Ono przekonało mnie, że strach jest stanem nabytym, całkowicie nienaturalnym. To coś, czego się trzeba nauczyć, ale to coś nie ma bezpośredniego wpływu na duszę. Tylko miłość posiada w sobie ostateczną moc pokonywania niepowodzeń, które spotykają nas na tym dualistycznym i iluzorycznym świecie. Świat ten bowiem przypomina hologram, stworzony przez zbiorową świadomość ludzkości, a jego jedynym celem istnienia jest zapewnienie nam stałego rozwoju. Dlatego to co przydarzyło mi się po drugiej stronie, dało mi absolutną pewność, że wszystko podąża w odpowiednim kierunku, i że ostatecznym przeznaczeniem każdej ludzkiej istoty jest powrót do Żródła, do Światła, do Czystej Miłości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:16, 31 Maj 2010    Temat postu: Śmierć 11

Joyce H - NDE
Cytat:


Sprzatalam dom i podczas porzadków wypadl z obramowania wraz z debowa rama witraz (60x45 cm) i uderzyl mnie prosto w glowe. Pamietam, ze przez chwile widzialam jak leci w moim kierunku, a potem pamietam z jaka sila mnie uderzyl i wbil mnie w ziemie. Najpierw czulam ogromny ból, a po chwili ból ten zniknal i doswiadczylam oddzielenia od wlasnego ciala.

Teraz troche o mnie - juz wtedy mialam doktorat z biofizyki i badan mikroskopowych. Bylam calkowicie pochlonieta nauka - badaniem ultrastruktury komórek i patologii w organizmach wystawionych na dzialanie substancji zanieczyszczajacych. Nie bylam wierzacy, nie wierzylam w zycie po smierci, Boga czy tez jakas religie. Nigdy wczesniej nie slyszalam tez o NDE i nie interesowalam sie tym nawet - wtedy nazwalabym to wszystko wymyslem. Kiedy smigalam przez tunel nawet nie myslalam o tym wszystkim. Zblizalam sie do swiatla, które przyciagalo mnie do siebie. Nie myslalam o niczym, nie balam sie, a to wszystko dzialo sie tak szybko.

Pamietam jak w koncu zaczalam zwalniac, niewlasnowolnie. Znalazlam sie u wejscia do tego oswietlonego miejsca. Zdumiona bylam kiedy ujrzalam tam moja mame i babcie witajaca mnie tak wielka miloscia. Porozumiewaly sie ze mna w jakis sposób - nie za pomoca mowy - jakby w myslach. Zdumiona bylem tez, bo byly w sile wieku, szczesliwe i pelne milosci i uznania dla mnie. Dalabym jeszcze raz walnac sie w glowe, jesli ktos zapewnilby mnie ze one sa zywe. Co za dar!

Znalazlam sie w miejscu wypelnionym swiatlem: faliste wzgórza, trawa, kwiaty, niebieskie niebo, a wszystko w tak zywych kolorach. Wlasnie ta intensywnosc, jasnosc, czystosc i blask zdumialy mnie. Kolory byly tak wyrazne i emanowaly z kazdej czesci tego krajobrazu. Trawa az swiecila zielenia. Bylo to tak piekne, naprawde cudowne.

Nagle znalazlam sie w obecnosci Swietlistej Istoty. Nie widzialam jej twarzy, ale moglam sie z nia komunikowac. Jednak nie za pomoca slów czy tez obrazów, ale jakby na skutek takiego polaczenia w jedna calosc. Czesto doswiadczam podobnego polaczenia poprzez medytacje, ale nie potrafie wyjasnic tego precyzyjnie. Slowami sie nie da po prostu. Nie da sie równiez porównac tego do zadnego innego przezycia. Emocje sa zawsze silniejsze niz zwykle. Czuje taka radosc ze az skacze z wdziecznosci. Czuje spokój, respekt i mam uczucie przynaleznosci. Nie mialam podczas mojego nde przegladu specyficznych sytuacji z mojego zycia, ale "czulam" wszystko na swój temat i znalam cale swoje zycie. Bylem zrozumiana, a nie osadzona. Bylam bardzo kochana.

Wydawalo sie, ze bylam tam przez wieki.

Bez jakiejkolwiek dyskusji czy ostrzezenia, znalazlam sie nagle z powrotem w swoim ciele, zamroczona, z obolala glowa. Na niej warstwa zaschnietej krwi. Lekarz spytal mnie czy stracilam przytomnosc, a ja odpowiedzialam, ze nie. Ale glupia bylam! Wrócilam tak do lózka i podparlam sie poduszkami, bo zbyt mocno bolalo kiedy kladlam sie na brzuchu. To byl piatkowy wieczór.

W poniedzialek, kiedy wrócilam do pracy, do laboratorium, kolega spojrzal na mnie i szybko odprowadzil do swojego lekarza. Juz dlugo nie bylam w Seattle, poza ginekologiem nie mialam nawet lekarza rodzinnego. Po tomografii komputerowej i badaniach neurologicznych (nie mialam reakcji w palcach jednej nogi, chhwialam sie) zostalam wyslana do lózka na kilka tygodni by odpoczac od pracy. Krwiak w moim mózgu byl na tyle maly, ze nie wymagal operacji. Rana na czasce byla juz zamknieta - jak to ujal lekarz "zalozylibysmy szwy, gdyby przyszla pani wczesniej".

To byl pierwszy raz w moim zyciu kiedy bylam sama ze soba, niepochlonieta jakimis zewnetrznymi zajeciami. Obrazy i uczucia z mojego NDE wracaly do mnie.

Kiedy doszlam do siebie i stanalam na nogi, weszlam do ksiegarni Elliott Bay. Tam pierwsza ksiazka Raymonda Moody'ego "Zycie po zyciu" sama wskoczyla mi w rece. Przeczytalam wiekszosc tej ksiazki, moze nawet cala, stojac tam oslupiala. Autor opisywal przypadek po przypadku takiego przezycia - wszystkie podobne do mojego. Nie moglam przejsc do porzadku dziennego nad tym, co stalo sie mi. Te wszystkie obrazy, które widzialam. Wtedy wlasnie wyruszylam na podbój swiadomosci i poszerzylam swoje widzenie rzeczywistosci. Wszystko to trwa az do dzis. Po latach medytacji, nauk, spotkan z nauczycielami i ludzmi o podobnych przezyciach, mialam wizje, w której powolano mnie do leczenia. W 1984 roku porzucilam swoje laboratorium, którym zajela sie moja asystentka. Rozpoczelam zycie, w którym udzielam porad, studiuje spirytualne tradycje w kulturach szamanskich i zglebiam tajniki duchowego leczenia. Obecnie caly czas udzielam prywatnych sesji, ucze, robie seminaria, wydalam moja pierwsza ksiazke aby informacje, które mi przekazano sluzyly wszystkim.

Czy Twoje doswiadczenie trudno opisac slowami? Tak, doswiadczenie
mialo silny ladunek emocjonalny, widzialam obrazy o niewyobrazalnym pieknie.

Czy w czasie tego doswiadczenia istnialo zagrozenie Twojego zycia?
Tak Spadlo na mnie ozdobne okno.

Jak Twój najwyzszy poziom swiadomosci podczas przezycia ma sie do Twojego normalnego poziomu swiadomosci?Bylem/bylam bardziej swiadomy niz normalnie

Jesli Twój najwyzszy poziom swiadomosci podczas doswiadczenia byl rózny od Twojego normalnego poziomu swiadomosci na jawie, prosze wyjasnij podajac
wiecej szczególów: Widzialam wszystko we wszystkich kierunkach, nawet za
soba. Bylam swiadoma wszystkiego, a jednoczesnie zrelaksowana i wydawalo mi sie ze postrzegam wszystko.

Czy Twój wzrok pracowal inaczej niz normalnie, na co dzien (w jakimkolwiek
aspekcie: klarownosci, pola widzenia, kolorow, jasnosci, glebokosci postrzegania, przezroczystosci obiektów.)? Tak Widzialam z wieksza dokladnoscia, wielkszym polem widzenia, jakby laserowe kolory o jasnych odcieniach, wszystkie mialy emocjonalny charakter...taki ekstatyczny

Czy Twój sluch pracowal inaczen niz normalnie, na co dzien? (w takich aspektach jak: klarownosc, rozpoznawalnosc, umiejetnosc zlokalizowania zródla, wysokosc glosu, glosnosc)? Nie jestem pewien/pewna Nie pamietam zebym cos slyszala,informacje jakby wpadaly do moich mysli

Czy doswiadczyles/las oddzielenia swojej swiadomosci od fizycznego ciala? Tak

Jakie emocje przezywales podczas przezycia? radosc, ekstaza,spokój, wdziecznosc, sens, spelnienie, brak walki

Czy przechodziles/las przez tunel lub jakas zamnknieta, ograniczona przestrzen? Tak Prosto po wyjsciu ze swojego ciala znalazlam sie w tunelu wypelnionym magnetycznym swiatlem na koncu, które wciagalo mnie do siebie z duza predkoscia.

Czy widziales/las swiatlo? Tak Piekne swiatlo, które przyciagalo mnie do siebie. To swiatlo do teraz urzeka mnie swoja wspanialoscia i kiedy o tym pomysle lzy zbieraja sie w moich oczach

Czy widziales/las lub spotkales/las inne istoty?
Tak moja matke i babcie, które powitaly mnie przy wejsciu do tego 'krajobrazu'

Czy doswiadczyles/las przegladu wydarzen ze swojego dotychczasowego zycia? Tak jakby. Nie byl to szczególowy przeglad, ale raczej uczucie, ze nie ma zadnych tajemnic, ze wszystko jest znane i w zaden sposób nie jest osadzane

Czy podczas przezycia zaobserwowales/las lub uslyszales/las cos dotyczacego ludzi lub wydarzen, co moglo byc zweryfikowane póznie? Nie

Czy widziales/las lub odwiedziles/las piekne lub wyrózniajace sie w jakis inny sposób miejsca, poziomy lub wymiary?
Tak Krajobraz byl piekny, niebieskie niebo, faliste wzgórza,
kwiaty. Wszystko pelne swiatla, jakby samo promienowalo swiatlem, a nie je odbijalo.

Czy miales/las poczucie odmiennej przestrzeni lub czasu?
Taks, Wydawalo sie, ze liczy sie tylko chwila a takze cala wiecznosc

Czy miales/las poczucie posiadania specjalnej wiedzy, uniwersalnego porzadku lub celu?
Tak Wszystko jest w najlepszym porzadku, wszechswiat jest w rekach Boga.

Czy dotarles/las do granicy lub ograniczajacej struktury fizycznej? Nie

Czy stales/las sie swiadomy przyszlosci? Nie

Czy po swoim doswiadczeniu otrzymales/las jakiekolwiek psychiczne, paranormalne lub inne dary, których nie posiadales przed doswiadczeniem? Tak

Powoli zdalam sobie sprawe z tych wszystkich darów, z którymi powrócilam. Sa to dary widzenia, wiedza, widzenie poza zwykla rzeczywistosc, mozliwosc uzdrawiania, szczególnie dolegliwosci fizycznych.

Czy opowiadales/las innym o swoim doswiadczeniu? Tak

Minelo kilka lat nim wreszcie powiedzialam o swoim przezyciu, wchodzac na zebranie IANDS w Seattle, w bibliotece Green Lake.

Czy przed swoim przezyciem posiadales/las jakas wiedze o przezyciach na
granicy smierci (NDE)? Nie

Jak postrzegales/las rzeczywistosc w Twoim przezyciu krótko (kilka
dni-tygodni) po nim (wybierz najlepsza odpowiedz):
Przezycie bylo zdecydowanie nieprawdziwe I odrzucalam to cale przezycie przekonujac sie ze byly to halucynacje, az do momentu kiedy caly ten ladunek emocjonalny i niektóre przezycia minely

Czy którakolwiek czesc lub czesci przezycia mialy dla Ciebie szczególne znaczenie? Prosze wyjasnij. Kazda czesc tego przezycia miala wielkie znaczenie i miala ogromny wplyw na zmiane mojego zycia

Jak obecnie potrzegasz rzeczywistosc w Twoim przezyciu? (wybierz najlepsza
odpowiedz):

Przezycie bylo z cala pewnoscia prawdziwe Postrzegam je jako prawdziwe, powtarzalne w sensie, ze moge powrócic do pewnych aspektów tego 'miejsca' w medytacji. Tzn. kiedy pragne tego 'miejsca' czasami otwiera sie przede mna i jestem w obecnosci tej Swietlnej Istoty i tych falistych wzgórz. Nie jest to cos, co potrafie kontrolowac lub wywolac, ale jest mi to dane od czasu do czasu.

Czy Twoje relacje z innymi zmienily sie w znaczny sposób po tym przezyciu? Tak Stracilam swoje malzenstwo, zyskalam wspanialych przyjaciól i nauczycieli.

Czy Twoja wiara, wierzenia, praktyki religijne zmienily sie w znaczny sposób po przezyciu?
Tak Nie jestem juz ateistka, praktykuje duchowosc

Czy po przezyciu jakies wydarzenia, leki lub substancje chemiczne wywolaly ponownie takie przezycie lub jego czesc?

Tak Gleboka medytacja wywoluje czesc tego przezycia. Nie przyjmowalam zadnych leków, nie palilam i nie bralam zadnych substancji, które moglyby wywolac szamanskie wizje badz halucynacje.

Czy informacje, które tu podales i odpowiedzi, których udzieliles w pelni i dokladnie opisuja Twoje przezycie? Tak Swietne pytania, pomogly mi poglebic moja pamiec tego przezycia

Czy sa jakies inne pytania, które moglibysmy zadac, a które pomogly by Ci lepiej opisac swoje przezycie? Czesc Jody, czesc Jeff...

Wreszcie udalo mi sie wypelnic Wasza ankiete! Bylo to bardzo emocjonalne przezycie, o dziwo!!! Przezycie tego wszystkiego jeszcze raz zabralo mnie do wspanialego miejsca pokory, wdziecznosci i pragnienia.

Joyce


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:22, 31 Maj 2010    Temat postu: Śmierć 12

KRÓL HUSSEIN Z JORDANU


Cytat:
Miał równiez przypadek arytmii. Żył z nią od lat 70-tych. Musiał brać środki przeciwkrzepliwe. Podczas gdy arytmia nie zagrażała jego życiu, leki które brał tak.

W styczniu 1984 roku leki prawie go zabiły. Byłam w Aqaba z oficjalnymi goścmi oczekującymi spotkania z Husseinem, który miał przybyć z Ammanu. W pewnej chwili otrzymałam nagły telefon, że mój mąż jest w stanie krytycznym. Natychmiast poleciałam z powrotem do Ammanu, a tam dowiedziałam się, że Hussein prawie wykrwawił się na śmierć. Szedł ze swoim bratem, księciem Hassanem, z Diwan do Al Nadwa. W trakcie wycieczki dostał krwotoku z nosa. Na skutek przyjmowanych przez siebie środków, mały krwotok szybko przerodził się w poważny. Lekarz przybył na miejsce szybko, lecz wtedy już Hussein był biały jak kreda. Gdy stracił przytomność i lekarz nie wyczuwał pulsu, mój mąż...umarł. Kiedy przybyłam na miejsce ja jego stan był już z powrotem stabilny. Otrzymał kilka transfuzji. "Nie czułem bólu, strachu. Niczym się nie martwiłem", opowiadał później. "Bylem wolną duszą unoszącą się nad własnym ciałem. To było raczej przyjemne, naprawdę". Opisał mi coś, co określa się terminem "przeżycie na granicy śmierci". Widział "jasne światło", był zrelaksowany. Wiedział, że "odchodzi". Mówił jednak sobie "muszę wracać". I z pomocą lekarzy wrócił.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:38, 31 Maj 2010    Temat postu: Śmierć c.d.

Mellon-Thomas


Cytat:


IDĄC PRZEZ ŚWIATŁO

Mellen-Thomas Benedict jest artystą, który miał NDE w roku 1982. Był wtedy martwy przez ponad półtorej godziny. Wyszedł z własnego ciała i powędrował w górę, do Światła. Będąc ciekawym wszechświata, został zabrany daleko, do odległych poziomów egzystencji i jeszcze dalej, aż do energetycznego Oceanu Nicości starszego od Wielkiego Wybuchu. Na temat jego przeżycia, De. Kenneth Ring powiedział "Jego opowieść jest jedną z najbardziej niewiarygodnych historii, z jakimi się spotkałem w całym swoim szerokim badaniu tych zjawisk."

DROGA DO ŚMIERCI

W 1982 roku zmarłem na raka. Stan, w jakim się znajdowałem nie pozwalał na operację, a chemioterapia, jaką mogli mi zaoferować uczyniła by mnie jeszcze bardziej warzywem. Dawano mi jakieś 6-8 miesięcy życia. Miałem w latach siedemdziesiątych bzika na punkcie wiadomości i byłem przygnębiony kryzysem nuklearnym, ekologicznym itd.

Więc nie mając duchowych podstaw, uwierzyłem, że natura popełniła błąd i że ludzie są istotami skazanymi na raka. Nie widziałem rozwiązań problemów, jakie sami stworzyliśmy sobie i całej Ziemi. Wszystkich postrzegałem jako chorych raka i właśnie to mnie spotkało. To mnie zabiło. Uważajcie na to co myślicie o świecie. Ja miałem bardzo negatywne poglądy. To doprowadziło mnie do śmierci. Próbowałem różnego rodzaju alternatywnych metod leczenia, nic nie pomagało. Więc wywnioskowałem, że to sprawa moja i Boga. Nigdy wcześniej nie stanąłem z Bogiem twarzą w twarz, nie miałem z Nim do czynienia. Nie byłem wtedy jakoś specjalnie duchową osobą. Dopiero rozpoczynałem swoją wędrówkę i poznawanie duchowości oraz alternatywnych metod leczenia. Zacząłem czytać wszystko co mi wpadło na ten temat i poznawać temat, a z drugiej strony, nie chciałem być zaskoczony. Czytałem o wielu różnych religiach i filozofiach. Wszystkie były bardzo interesujące dając nadzieje na coś tam, po drugiej stronie.

Jako niezatrudniony nigdzie, pracujący na siebie witrażowy artysta, nie miałem żadnego ubezpieczenia zdrowotnego. Więc moje oszczędności wyczerpały się z dnia na dzień podczas moich prób. Idąc do lekarza nie posiadałem żadnego ubezpieczenia, a nie chciałem zrujnować finansowo swojej rodziny. Więc postanowiłem sam sobie dać z tym radę. Nie odczuwałem ciągłego bólu, lecz często na chwilę traciłem przytomność. Doszło już do tego, że bałem się odważyć prowadzić samochód aż w końcu wylądowałem w hospicjum. Miałem tam własną opiekunkę. Obdarzono mnie tym aniołem, który prowadzić mnie przez końcówkę mojego życia. Trwało to około 18 miesięcy. Nie chciałem przyjmować zbyt wielu leków, bo chciałem pozostać jak najbardziej świadomy. Aż wreszcie pojawiły się tak okropne bóle, które zaprzątały mi całą świadomość, na szczęście trwało to tylko kilka dni i zdarzało się co jakiś czas.

BOSKIE ŚWIATŁO
Pamiętam, jak pewnego ranka się obudziłem w domu około 4.30 nad ranem i wiedziałem, że ten moment nadchodzi. To był dzień, którego miałem umrzeć. Zadzwoniłem do kilku znajomych by się pożegnać. Obudziłem opiekunkę z hospicjum i powiedziałem jej o tym. Umówiłem się z nią, że po mojej śmierci nie będzie ruszać mojego ciała przez 6 godzin, bo wcześniej czytałem, że zaraz po śmierci dzieją się interesujące rzeczy. Zasnąłem.

Następne, co pamiętam to początek typowego przeżycia na granicy śmierci. Nagle odzyskałem świadomość i byłem w pozycji stojącej, a moje ciało pozostawało w łóżku. Dookoła mnie była ciemność. Bycie poza ciałem jest realniejsze niż bycie wewnątrz niego. Wszystko było tak wyraźne, że widziałem co jest w innych pokojach, widziałem dach domu, wszystko co było dookoła niego i pod nim. Pojawiło się to światło. Skierowałem się do niego. Było bardzo podobne do tego światła opisywanego przez innych ludzi w NDE. Było takie cudowne, namacalne, czuło się je. Było też przyciągające i chciało się iść w jego kierunku tak jak w ramiona swojej idealnej matki czy ojca. Gdy zacząłem iść w kierunku tego światła, czułem intuicyjnie, że gdy w nie wejdę to umrę. Więc powiedziałem "Proszę poczekaj sekundkę. Muszę się zastanowić; chciałbym wpierw z tobą porozmawiać, nim odejdę".
Ku mojemu zdziwieniu wszystko się zatrzymało. Na prawdę można kontrolować swoje NDE. To nie jest jak przejażdżka na górskiej kolejce. Zostałem uhonorowany i mogłem porozmawiać z tym Światłem. Zmieniało się przyjmując różne postacie np. w Jezusa, Buddę, Krisznę, mandale czy też było podobne do archetypów. Spytałem to Światło "Co tu się dzieje? Proszę, wyjaśnij mi kim jesteś. Na prawdę chcę poznać sytuację, w jakiej jestem." Nie mogę tu przytoczyć jak to powiedziałem dokładnie, po to było jak telepatia.

Światło odpowiedziało. Przekazane mi informacje mówiły, że to, w co wierzysz kształtuje twoją reakcję na światło. Tzn. będąc buddystą, katolikiem czy też fundamentalistą doświadcza się rzeczy trochę innych. Możesz to wtedy obejrzeć, zbadać, lecz wielu ludzi tego nie robi. Kiedy światło mnie się objawiło, zrozumiałem, że oglądam Swoje Wyższe ja.

Mogę wam tylko powiedzieć, że wszystko zamieniło się w matrycę, mandalę ludzkich dusz. Widziałem to, co my nazywamy "wyższym ja". W nas samych jest to taką matrycą. Jest to również przewód łączący ze Źródłem. A my wszyscy bezpośrednio pochodzimy od tego Źródła. Wszyscy mamy swoje "wyższe ja" czy też swoją duchową część. Objawiło mi się to w najprawdziwszej formie energii. Mogę to tylko opisać w ten sposób, że to wyższe ja jest jakby przewodem. Nie wygląda jak przewód, ale jest bezpośrednim połączeniem nas wszystkich ze Źródłem.

Więc światło pokazywało mi matrycę. Stało się jasnym, że te [b]wszystkie nasze "wyższe ja" są ze sobą połączone. Stanowią jedność.
Jesteśmy po prostu jedną i tą samą istotą Nie było to cechą jakiejś konkretnej religii. Więc to właśnie mi pokazano. Mandala ('mandala' - obraz, przedstawienie wszechświata w niektórych wschodnich religiach) dusz była najpiękniejszą rzeczą. Wszedłem w nią. Uczucie było podobne do miłości, która leczy i regeneruje.
Poprosiłem, by Światło dalej mi wyjaśniało. Już rozumiałem matrycę. Nasza planeta jest oplątana siecią. Tą siecią my wszyscy jesteśmy połączeni. To jak wielka firma. Następny ledwo zauważalny poziom duchowy, można by było powiedzieć. I wtedy, po kilku minutach, poprosiłem o więcej wyjaśnień. Na prawdę chciałem wiedzieć o co chodzi we wszechświecie. Byłem już wtedy gotowy do odejścia. Powiedziałem "jestem gotowy, weź mnie. Wtedy światło jawiło się jako najpiękniejsza rzecz: mandala ludzkich dusz.

Doszedłem do tego punktu ze swoją negatywną wizją przyszłych zdarzeń na naszej planecie. Poprosiłem o dalsze wyjaśnienia. Ujrzałem ten piękny wizerunek ludzkiej esencji. Tego, czym jesteśmy, naszego rdzenia. Jesteśmy najpiękniejszymi stworzeniami. Ludzka dusza, matryca ludzkich dusz jaką razem tworzymy jest absolutnie fantastyczna, piękna. Nie potrafię wyrazić jak bardzo zmieniła się wtedy moja opinia na temat ludzki. Powiedziałem "Boże! Nie wiedziałem, że jesteśmy aż tak piękni." Na jakimkolwiek poziomie, w jakimkolwiek kształcie, jesteś NA PRAWDĘ najpiękniejszym stworzeniem. Byłem zdumiony, gdy dowiedziałem się, że w żadnym z nas nie ma zła. Spytałem "Jak to?" Odpowiedziano, że w żadnej duszy nie ma pierwiastka zła z natury. Straszne wydarzenia, jakie przydarzają się ludziom potrafią skłonić ich do czynienia zła. Ale same ich dusze nie są złe. To, czego każdy szuka, co utrzymuje każdego to miłość - tak powiedziało mi Światło. To, co psuje ludzi to brak miłości.
Wszystkie te informacje przekazywane mi przez Światło ukazywały się przez cały czas. Spytałem "Co oznacza, że ludzkość będzie zbawiona?" I wtedy, z dźwiękiem trąby ukazał się grad wirujących świateł, a światło przemówiło "Zapamiętaj to sobie, nigdy nie zapomnij; to ty się zbawiasz, odkupujesz i leczysz. Zawsze tak było i będzie. Takim zostałeś stworzony od początków świata".
W tym momencie zdałem sobie sprawę z czegoś jeszcze. ZOSTALIŚMY JUŻ ZBAWIENI i zbawiliśmy siebie, gdyż tak zostaliśmy zaprojektowani - by się ulepszać i poprawiać, jak i reszta stworzonego przez Boga wszechświata. I na tym właśnie polega powtórne przyjście Jezusa. Podziękowałem całym sercem boskiemu światłu. Następne, co powiedziałem to "Drogi Boże, drogi Wszechświecie, drogie Wyższe ja, kocham Życie".
Światło wchłaniało mnie jeszcze głębiej. Jakby mnie pochłaniało. Po dziś dzień to Światło Miłości jest nie do opisania. Zaglądnąłem do innej sfery. Jeszcze głębszej niż poprzednia. Uświadomiłem sobie więcej, jeszcze więcej. To był olbrzymi strumień Światła. Szeroki, pełny. Głęboko w Sercu Życia. Spytałem co to.
Odpowiedź brzmiała "To jest RZEKA ŻYCIA pij jej wodę aż się nasycisz" Więc piłem. Brałem łyk za łykiem. Piłem życie w swojej czystej formie! To jak ekstaza.
Światło wtedy orzekło "Pragniesz czegoś". Wszystko o mnie wiedziało. Znało moją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. "Tak!" odpowiedziałem.
Chciałem zobaczyć resztę wszechświata - poza naszym układem słonecznym. Poza tym, co może sobie człowiek wyobrazić. Światło powiedziało, że mogę podążać za Strumieniem. Zrobiłem to i zostałem poniesiony przez światło na końcu tunelu. Słyszałem łagodne grzmoty. Jak prędko leciałem!

NICOŚĆ

Nagle zacząłem gwałtownie odlatywać na tym Źródle Życia. Widziałem, jak Ziemia się oddala. Układ słoneczny w całej swojej okazałości śmignął mi przed oczami i zniknął. Podróżując szybciej niż światło leciałem przez sam środek galaktyki wchłaniając jeszcze więcej wiedzy niż wcześniej. Dowiedziałem się, że ta galaktyka jak i też cały wszechświat pęka od wielu form życia. Widziałem wiele światów. Dobrą wiadomością jest to, że nie jesteśmy sami we wszechświecie! Podczas mojej przejażdżki tym strumieniem, cała jego struktura się rozszerzała formując fale energii w kształcie fraktali. Wspaniałe grupki galaktyk tętniące swą starożytną wiedzą przelatywały obok. Na początku myślałem, że dokądś podążam. Ale potem zrozumiałem, że ponieważ rozszerzał się ten strumień, i moja świadomość się powiększała by wchłonąć wszystko we wszechświecie! Wszystkiego rodzaju stworzenia przebiegały obok mnie. To był niewyobrażalny cud! Byłem na prawdę cudownym dzieckiem, dzieckiem we wszechświecie!

Wydawało się mi, że wszystko stworzenie wzlatuje nade mnie, a zaraz potem ginie w małych cząstkach światła. Prawie natychmiast pojawiło się inne światło. Ze wszystkich stron. Było tak inne od tamtego. Złożone było ze wszystkich możliwych częstotliwości spotykanych we wszechświecie. Poczułem i usłyszałem kilka delikatnych uderzeń. Moja świadomość miała wejść w pole oddziaływania całego Hologramowego Wszechświata.
Kiedy znalazłem się w tym drugim świetle moja świadomość była taki wielka, że przekraczała nawet Prawdę. To są chyba najlepsze słowa jakimi mogę ten stan opisać. Postaram się jednak wyjaśnić to lepiej. Gdy przedostałem się do drugiego światła, rozszerzyłem się poza pierwsze. Znalazłem się w totalnym bezruchu, poza ciszą. Widziałem i dostrzegałem wszystko ciągle, poza nieskończoność. Byłem w próżni.
Znajdowałem się w stanie jeszcze sprzed Wielkiego Wybuchu. Przedostałem się do początku czasu - do Pierwszego Słowa, Pierwszego Drgnięcia. Byłem w centrum stworzenia, jakbym dotykał twarzy Boga. To nie było odczucie religijne, tylko jakby jedność z Życiem i Świadomością absolutną.
Mówiąc, że dostrzegałem wszystko, poza nieskończoność miałem na myśli doświadczanie całego stworzenia. Bez początku i bez końca. To poszerza horyzonty, prawda? Naukowcy postrzegają Wielki Wybuch jako pojedyncze wydarzenie, które stworzyło wszechświat. A ja widziałem Wielki Wybuch jako jeden z nieskończonej liczby takich wybuchów, które tworzyły wszechświat nieskończenie i równocześnie. Jedyne wyobrażenie tego potrafią stworzyć superkomputery używając równań geometrii fraktalnej.
Starożytni to wiedzieli. Bóg według nich okresowo stwarzał nowe wszechświaty wydychając je oraz pozbawiał istnienia innych wdychając je. Te epoki zwane były Yugami. Współczesna nauka nazywa to Wielkim Wybuchem. Byłem absolutnie i zupełnie świadomy. Oglądałem wszystkie Wielkie Wybuchy czy też Yugi. Wchodziłem do ich wnętrza - do wszystkich naraz. Zauważyłem, że każda najmniejsza cześć stworzenia ma sama moc tworzenia. Nawet spróbowanie wyjaśnienia tego jest trudne. Wciąż brakuje mi słów, gdy mam to opisać.

Lata zajęło mi nim odnalazłem odpowiednie słowa by opisać doświadczenie w tej Nicości. Teraz mogę wam to powiedzieć; Nicość jest jeszcze mniej niż niczym. Ale i więcej, ale i jest też wszystkim, co tylko istnieje! To zero absolutne, chaos stwarzający wszelkie możliwości. To Świadomość Całkowita. Jeszcze więcej niż Uniwersalna Inteligencja.

Gdzie jest Nicość? Wiem. Jest wewnątrz i na zewnątrz wszystkiego. Nawet ty, kiedy żyjesz zawsze znajdujesz się na zewnątrz i wewnątrz jej równocześnie. Nie musisz nigdzie iść, czy t umierać by się do niej dostać. Jest ona próżnią, nicością znajdującą się pomiędzy wszystkim fizycznymi ciałami. Jest PRZESTRZENIĄ między atomami.
Współczesna nauka zaczęła zajmować się tą przestrzenią. Nazywają to punktem zero. Gdy próbuję się ją zmierzyć, mierniki przebijają podziałkę, czy też, że tak powiem, udają się w nieskończoność. Nie ma jeszcze sposobu na mierzenie nieskończoności dokładnie. Tej przestrzeni zero jest w twoim ciele, jak i w całym wszechświecie, więcej niż czegokolwiek innego.

To, czym mistycy nazywają Nicością, na prawdę nią nie jest. Jest pełna energii, innej energii, niż ta, która stworzyła wszystko, czym jesteśmy. Wszystko począwszy od Wielkiego Wybuchu jest wibracją pochodzącą od pierwszego wypowiedzianego słowa. Biblijne "Jestem" na prawdę kończy się znakiem zapytania. "Jestem - Czym jestem?"

Więc wszystko stworzenie to Bóg w Bogu w każdej formie, w trwającej, nieskończonej eksploracji dokonującej się w nas wszystkich. W naszej każdej cząstce: we włosie na głowie, w każdym listku na każdym drzewie, w każdym atomie. Zacząłem zauważać, że wszystko, co istnieje to Ja, dosłownie. Wszystko jest tym Wyższym Ja. Dlatego Bóg dostrzega nawet spadający liść. To ważne, bowiem gdziekolwiek się znajdujesz, jesteś w centrum wszechświata. We wszystkim jest Bóg. Jest również w Nicości.

Podróżując prze Nicość, Yugi i wszelkie stworzenie, byłem zupełnie poza czasem i przestrzenią, w sensie, w jakim my ją postrzegamy. W tym stanie odkryłem, że wszystko jest czystą absolutną świadomością, lub też Bogiem doświadczającym życia. Nicość jest zupełnie tego pozbawiona. To jakby stan przed-życia. Bóg to więcej niż tylko śmierć lub życie. Dlatego też we wszechświecie można doświadczyć więcej niż tylko życia i śmierci!

Będąc w Próżni byłem świadomy wszystkiego, co kiedykolwiek było stworzone. To tak jakbym patrzył oczyma Boga. Stałem się Bogiem. Nagle nie byłem już sobą. I nagle wiedziałem po co i dlaczego istniał każdy atom. Interesujące jest to, że będąc w Próżni wiedziałem, że Boga tam nie ma. Bóg jest tu - o to w tym wszystkim chodzi.

Więc to całe ludzkie poszukiwanie Boga... Bóg dał nam wszystko, to wszystko tu jest. To co nam zostaje to odkrywanie Boga w nas samych. Ludzie są tak pochłonięci stawaniem się Bogiem, że przestają zauważać, że są już Bogiem i Bóg staje się nami.

Gdy sobie z tego zdałem sprawę chciałem już opuścić Nicość. Chciałem wrócić do tego świata. To wydawało się naturalnym. I nagle z powrotem wróciłem podróżując tą samą drogą z powrotem, przez drugie światło, słysząc jeszcze kilka uderzeń. Co to była za jazda! Widziałem jeszcze więcej niż poprzednio.

Przeleciałem przez środek naszej galaktyki będący czarną dziurą. Czarne dziury są takimi przetwarzaczami, utylizatorami wszechświata. Wiecie co jest po drugiej stronie czarnej dziury? My tam jesteśmy, nasza galaktyka przetworzona z innego wszechświata. Wygląda jak fantastyczne świetlne miasto. Cała energia po tej stronie jest światłem. Każda cząstka mniejsza od atomu, atom, gwiazda, planeta. Nawet świadomość jest stworzona ze światła i ma swoją częstotliwość. Światło żyje. Wszystko jest z niego stworzone. Więc wszystko żyje. Wszystko pochodzi od boskiego światła i jest istotą inteligentną.
ŚWIATŁO MIŁOŚCI

Gdy podróżowałem tym źródłem, w końcu zobaczyłem ogromne światło, które się zbliżało. Wiedziałem, że jest to "to Pierwsze światło" , to Wyższe Ja, świetlna matryca naszego systemu słonecznego. Pojawił się wtedy w tym świetle też i cały układ słoneczny. Zobaczyłem, że układ słoneczny, ten, w którym mieszkamy to nasze większe lokalne ciało. Na prawdę jesteśmy więksi niż nam się wydaje. My jesteśmy jego częścią, a Ziemia jest wielkim stworzeniem, którym jesteśmy my.

Widziałem całą energię, jaką generuje ten układ słoneczny. To jest wspaniały pokaz światła! Słyszałem muzykę sfer. Układ słoneczny podobnie jak inne ciała niebieskie generuję jedyną w swoim rodzaju matrycę światła, dźwięku i wibrujących energii. Bardziej rozwinięte cywilizacje umieją rozpoznać życie we wszechświecie (w naszym rozumieniu) dzięki wpływowi tych energii. To banalne. Ziemia jest Cudownym Dzieckiem (ludzie) wydają wiele dźwięków słyszalnych we wszechświecie nawet teraz, jak dzieci bawiące się na dworze.

Podążałem tym źródłem aż do centrum tego światła. Czułem jak mnie ogarniało z każdym swoim oddechem po którym następowało lekkie uderzenie.

Znajdowałem się w tym ogromnym świetle miłości, a źródło życia płynęło przeze mnie. Jeszcze raz podkreślę, to było najbardziej kochające, nie-sądliwe światło. To idealny rodzic dla Cudownego Dziecka.
"I co teraz?" Pomyślałem. .

Światło wyjaśniło mi: śmierć nie istnieje. Ludzie są nieśmiertelni. Od zawsze żyjemy! Zdałem sobie sprawę, że jesteśmy częścią naturalnego żyjącego systemu, który nieskończenie się odtwarza. Nikt nie powiedział mi, że muszę wracać. Wiedziałem, że wrócę. To było po prostu naturalne, z tego co widziałem.

Nie wiem jak długo byłem w tym świetle, licząc ludzkim czasem. Przyszedł jednak moment, w którym doszedłem do wniosku, że odpowiedziano już na wszystkie moje pytania, a czas powrotu się zbliża. Mówiąc, że odpowiedziano mi na wszystkie pytania po tej drugiej stronie, mam dokładnie na myśli to. Wszystkie. Każdy człowiek ma swoje własne pytania, na które chce znać odpowiedź. Niektóre z tych pytań są wspólne, lecz każdy z nas wgłębia się w to coś, co my nazywamy życiem sam, na własną rękę. Tak jest z każdą formą życia począwszy od gór aż do listka na drzewie.

To jest bardzo ważne dla reszty z nas. Tworzy to bowiem Wielki Obraz, pełnię życia. Jesteśmy dosłownie bogiem, który sam siebie odkrywa. Nasza wyjątkowość podnosi wartość naszemu życiu.

POWRÓT NA ZIEMIĘ

Gdy rozpocząłem wracać na ziemię, nikt mi nie powiedział, nie przyszło mi nawet na myśl, że wrócę do tego samego ciała. To nie miało po prostu znaczenia. Całkowicie ufałem Światłu i życiu. Gdy strumień połączył się z Wielkim Światłem, poprosiłem, bym po powrocie na ziemię nie zapomniał tego, co się dowiedziałem. Usłyszałem "Dobrze". Zabrzmiało to jak pocałunek dla mojej duszy.

Zabrano mnie z powrotem do tej wibrującej sfery. Cały proces się odwracał, a do mnie docierało jeszcze więcej informacji. Powróciłem do domu, gdzie udzielono mi lekcji na temat mechanizmu reinkarnacji. Odpowiedzi na pytania jak to działa, a jak tamto zostały mi udzielone. Wiedziałem, że i mnie czeka reinkarnacja. Ziemia to wielka fabryka energii, a nasza indywidualna świadomość powstaje z tej będącej w każdym z nas.

Po raz pierwszy pomyślałem sobie jak o człowieku, cieszyłem się, że nim jestem. Po tym, co zobaczyłem, cieszyłbym się nawet będąc pojedynczym atomem. Więc bycie ludzką częścią Boga to największe błogosławieństwo. Błogosławieństwo, o jakim się nam nie śniło w najwspanialszych snach. Dla każdego z nas bycie ludzką istotą w tym całym doświadczeniu jest rzeczą wspaniałą. Nie ważne, gdzie jesteśmy, jak się czujemy, i tak jesteśmy błogosławieństwem tej planety.

Więc przeszedłem przez proces reinkarnacji w oczekiwaniu na ponowne stanie się małym dzieckiem. Ale lekcja dana mi na temat reinkarnacji i sposobu rozwoju jednostki, wróciłem do własnego ciała. Gdy otworzyłem oczy byłem zaskoczony. Nie wiem czemu, w końcu rozumiałem dlaczego, ale jednak. Znalazłem się w moim pokoju, zobaczyłem płaczącą nade mną opiekunkę z hospicjum. Poddała się po półtorej godziny od znalezienia mnie nieżywym. Była pewna, że nie żyję. Wszystko na to wskazywało - robiłem się sztywny.

Nie wiemy jak długo nie żyłem, ale wiemy, że nim mnie znaleziono minęło półtorej godziny. Uhonorowała moje życzenie pozostawienia mojego świeżo zmarłego ciała przez parę godzin, tak długo, jak mogła. Mieliśmy stetoskop ze wzmocnieniem i wiele innych metod sprawdzenia funkcji życiowych ciała by sprawdzić co się dzieje. Można zweryfikować, że na prawdę nie żyłem. To nie było przeżycie na granicy śmierci, ale śmierć sama w sobie trwająca co najmniej półtorej godziny. Znalazła mnie nieżywego i sprawdziła stetoskop, ciśnienie krwi i tempo pracy serca przez ostatnie półtorej godziny. Później się obudziłem i zobaczyłem światło na zewnątrz. Chciałem wstać i iść w jego kierunku, ale wypadłem z łóżka. Usłyszała głośny dźwięk i wbiegła do pokoju znajdując mnie na podłodze.

Gdy wyzdrowiałem, byłem zaskoczony ale też i pod wrażeniem tego, co mi się stało. Na początku nie miałem żadnych wspomnień tej podróży. Wciąż wymykałem się z tego świata pytając czy ja jeszcze żyję? Ten świat był jak sen, nie tamten. W ciągu trzech dni znów czułem się normalnie. Wszystko było jaśniejsze, ale czułem się trochę inaczej niż poprzednio w życiu. Moje wspomnienia z podróży pojawiły potem. W żadnym człowieku nie widziałem nic złego. Wcześniej lubiłem osądzać. Dużo myślałem o ludziach z problemami, a właściwie wydawało mi się, że wszyscy oprócz mnie mają problemy. Ale przezwyciężyłem to.
Trzy miesiące później przyjaciel powiedział, że powinienem dać się zbadać. Zrobiłem więc to. Zrobiłem sobie obrazowanie itp. Na prawdę dobrze się czułem i bałem się, że mogę usłyszeć złe wiadomości po badaniach. Pamiętam jak lekarz w klinice powiedział "No, nic tu u pana nie widzę". "Na prawdę?" powiedziałem. "To musi być cud". Te rzeczy się zdarzają, nazywają się spontaniczną remisją. Zachowywał się jakby to na nim wrażenia nie zrobiło. Ale tu zdarzył się cud i ja w niego wierzyłem, nawet wbrew innym.

LEKCJE, JAKICH SIĘ NAUCZYŁ

Tajemnica życia ma mało do czynienia z inteligencją. Wszechświat nie jest poddany procesom intelektualnym. Intelekt pomaga, jest pomocny, ale tutaj jest jedynym narzędziem, jakiego używamy, zamiast używać naszych serc i tej swojej mądrzejszej części.
Środek Ziemi jest wielkim przetwornikiem energii. Wygląda to tak jak na rysunkach przedstawiających pole magnetyczne ziemi. Nasz cykl polega na ciągłym wciąganiu reinkarnowanych dusz z powrotem. Znakiem, że osiąga się człowieczeństwo jest wyrabianie swojej własnej indywidualnej świadomości.

Zwierzęta mają zbiorową duszę i ulegają reinkarnacji zbiorowo. Np. sarna na pewno na zawsze pozostanie sarną. Ale kiedy rodzisz się człowiekiem (bez względu na to czy normalnym, czy upośledzonym), to znak, że znajdujesz się na drodze do rozwinięcia własnej, indywidualnej świadomości. A to jest jakby częścią zbiorowej świadomości zwanej ludzkością.

Widziałem rasy ludzkie będące zbiorowymi osobowościami. Narody takie jak Francuzi, Niemcy, Chińczycy itp. - mają własną osobowość. Nawet miasta, lokalne grupki ludzi przyciągające konkretne dusze. Rodziny. Indywidualne gałęzie osobowości ewoluują jak części fraktali. Zbiorowa dusza tkwi w naszej indywidualności. Różnice między nami są bardzo, bardzo ważne. W ten sposób Bóg odkrywa siebie samego (tu powinienem wyjaśnić: wcześniej wspomniane zostało pojęcie Boga, który odkrywa sam siebie. Jest to podobne do posiadania dziecka. Jest ono częścią swojej matki/ojca i ci obserwując-badając, odkrywając jego zachowanie poznają w ten sposób samych siebie i swoją naturę w nim). Więc zadawajcie pytania! Prowadźcie swoje badania. Odnajdziecie w sobie część Siebie i część Boga, bo on jest tym jedynym Ja.

Co więcej, zacząłem zauważać, że wszyscy ludzie to pokrewne dusze. Jesteśmy częścią tej samej duszy rozgałęzionej w wielu kierunkach. Ale wciąż tej samej. Teraz, gdy przyglądam się jakiemuś człowiekowi widzę w nim bratnią duszę, moją bratnią duszę, tę, której zawsze szukałem. Poza tym, największą pokrewną duszą jaką będziesz mieć jesteś sam ty.

Mamy w sobie coś z mężczyzny i z kobiety. Doświadczamy tego już w łonie matki czy też podczas reinkarnacji. Szukając tej największej bratniej duszy na zewnątrz może nie przynieść rezultatu. Nie ma jej tam, jest tu. Tak jak Boga nie ma "tam". Jest tu. Nie szukaj gdzieś "tam na zewnątrz", szukaj w sobie. Zacznij swój największy w życiu romans...ze samym sobą. Dzięki temu pokochasz wszystko.

Zszedłem do miejsca, które można nazwać piekłem. Było zaskakujące. Nie było tam Szatana czy zła. To był jakby wgląd w sferę nieszczęścia, ignorancji i niewiedzy będącej wykształconej w człowieku. To jakby taka nieszczęśliwa wieczność. Ale każda z dusz, jakie mnie otaczały, miały nad sobą migający promyk nadziei. Tylko żadna nie zwracała na niego uwagi. Zjadał je ich własny żal, szok i nieszczęście. Ale po tej jakby wieczności zacząłem przywoływać światło, tak jak małe dziecko przywołuje mamę na pomoc.

Światło otworzyło się formując tunel, który odizolował mnie od całego tego strachy i bólu. To właśnie piekło. Uczymy się iść trzymając się za ręce, razem. Bramy piekła otwarte są cały czas. Złapiemy się za ręce i razem wyjdziemy z piekła. Światło zbliżyło się do mnie przyjmując formę złotego anioła. Spytałem "Czy ty jesteś aniołem śmierci?" Dało mi do zrozumienia, że jest moją "wyższą duszą", matrycą mojego wyższego ja, naszą pradawną częścią. Wtedy światło zabrało mnie.

Odkąd powróciłem doświadczam jeszcze spontanicznie tego światła. Wiem również, jak dostać się do tamtej przestrzeni kiedy tylko chcę, za pomocą medytacji. Każdy z was może to zrobić. W taką umiejętność jesteśmy wyposażeni i jesteśmy podłączeni do tej rzeczywistości już teraz. Ciało jest najwspanialszą świetlną istotą, jaka tylko istnieje. Jest całym wszechświatem światła. Dusza nie skłania nas do pozbycia się ciała. To się nie dzieje. Nie próbujcie stawać się Bogiem; Bóg staje się wami. Tutaj.

Umysł jest jak dziecko biegające po wszechświecie. Ale ja zadaje umysłowi pytanie: "Co musiała z tym zrobić Twoja matka?" To już następny poziom duchowej świadomości. A! Moja matka! Nagle nie odczuwasz swojego ego, bo nie jesteś jedyną duszą we wszechświecie.

Jednym z moich pytań skierowanych do światła było: "Czym jest niebo". Zabrano mnie na wycieczkę po wszystkich niebach, jakie zostały stworzone: po Nirwanach, rajach itd. Przeszedłem je. Wszystkie są wytworami myśli przez nas stworzonymi. Na prawdę nie udajemy się do nieba, jesteśmy tylko przekształceni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:08, 31 Maj 2010    Temat postu: Śmierć 14

Tybetańska Księga Umarłych
Fragmenty


Cytat:

1. Pouczenie o Samowyzwoleniu się z Bar-do Chwili śmierci Księga Głębokiej Nauki jasno przypominająca Wielkie Wyzwolenie z Bar-do Dharmaty (Dharmata znaczy "zasada, istota rzeczy", i jest synonimem Siunjaty (Wszechpustki), stanowiącej ostateczną naturę wszystkiego, niepochwytną dla kategorii rozumu. Poznać ją można w przeżyciu medytacyjnym przy zastosowaniu specjalnych technik (np. Mahamudra). Dharmata to także najgłębsza natura umysłu (ducha) - świetlista, nieobjęta przestrzeń. Inne jej synonimy - Dharmakaja, Prawda Ostateczna, Tathata. ) spod władzy Strażników Gniewnych oraz Spokojnych (Postacie bóstw tantrycznych o wyglądzie łagodnym oraz przerażającym, pojawiające się w medytacji i w bar-do; są one w istocie projekcjami umysłu podmiotu i symbolizują rozmaite tegoż umysłu władze, energie i podświadome skłonności. )

Najpierw jogin powinien uważnie obserwować wszystkie stopniowo przychodzące oznaki umierania, stosownie do Samowyzwolenia [jakie chce uzyskać]. Kiedy wszystkie one są już wyraźne i niewątpliwe, należy dokonać samowyzwałającego przeniesienia świadomości.

... wypowiedzieć należy głosem dobitnym błaganie do Strasznych Strażników Bar-do, błaganie o wyrwanie z wąskiego przesmyku Bar-do i błaganie Głównych Strof Bar-do, po czym odczytać - siedmiokroć albo trzykroć, stosownie do okoliczności - ten tekst Wielkiego Wyzwolenia przez Słuchanie. Pozwala on rozpoznać trzy rodzaje Bar-do: światłość Bar-do Chwili Śmierci, wielkie i jasne widzenie w Bar-do Dharmaty i Bar-do Życia; tu stosowne wskazówki umożliwiają zamykanie bram łona.
 Najpierw pouczenie o światłości Bar-do Chwili Śmierci
Nieraz nawet człowiek o bystrym rozumie nie potrafi jej rozpoznać. Zwykli ludzie, nawet jeśli są do tego zdolni, to przecież - z powodu słabego obeznania z praktyką medytacyjną potrzebują wszelkiego rodzaju wskazówek. Po odczytaniu im [tekstu] rozpoznają oni główną światłość i, unikając Bar-do, szybko i łatwo osiągają niezrodzoną Dharmakaję.
...
zmarły przypomni sobie udzielone przez Guru wskazówki, jak rozpoznawać ową jasność, i natychmiast, rozpoznawszy Światłość Główną, osiągnie wyzwolenie.
Czas recytacji. Gdy ustanie dech zewnętrzny, prana rozpływa się w dhuti wiedzy, pojawia się natomiast świetliste tchnienie nieaktywnej świadomości. Potem prana powraca, spływa do lewej i prawej nadi i ukazuje się na Ścieżkach Bar-do w formie zjaw; dlatego należy kontynuować recytację, zanim prana wejdzie w lewą i prawą nadi. Czas, kiedy ustał już dech zewnętrzny, ale pozostał jeszcze dech wewnętrzny, trwa mniej więcej tyle, ile trzeba na zjedzenie krótkiego posiłku.
A oto sposób pouczenia; najlepiej, jeśli "wyrzucenie świadomości" nastąpi na chwilę przed ustaniem oddechu. Jeśli wszakże nie uda się to, wyrzec trzeba następujące słowa:
"Szlachetny synu (wymienić imię), któremu teraz, przyszło szukać drogi! Gdy tylko przestaniesz oddychać, pojawi się przed tobą tak zwana Główna Jasność Pierwszego Bar-do, której znaczenie wcześniej zostało ci objaśnione przez Guru! A gdy ustanie twój dech zewnętrzny, zaświta przed tobą Dharmata wyrazista jak pusta przestrzeń nieba, jasna, świetlista, pozbawiona krańców i środka - nagi, wolny od zanieczyszczeń umysł. Rozpoznawaj ją wówczas i wstępuj w jej sferę! Wtedy i ja pokażę ci ją!"
...
To właśnie jest tak zwane Pierwsze Bar-do - Światłość Dharmaty. Wszystkim istotom objawia się wolny od jakichkolwiek zniekształceń Umysł Dharmakaji.
W czasie, gdy tchnienie zewnętrzne ustaje, lecz wewnętrzne - jeszcze nie, prana rozpływa się w awadhuti. Zwykli ludzie powiadają, że wtedy właśnie traci się świadomość. Nie wiadomo dokładnie, jak długo to trwa; zależy to od dobrego albo złego stanu naczynia , od stopnia przyswojenia sobie nauk i od umiejętności skupienia się w medytacji. U tych, których naczynie było dobre, trwać to może długo.
...
Gdy zewnętrzny oddech już ustał, nacisnąć mocno "żyłę snu" i wyraźnymi słowy wyrzec: (jeśli jest to Guru albo jakis wyższy rangą od recytującego przewodnik duchowy) "Czcigodny mistrzu, oto ukazuje ci się teraz główny, najważniejszy blask, zechciej go rozpoznać! Racz obserwować go uważnie!"
...
"Szlachetny synu (wymienić imię), słuchaj mnie! Oto pojawia się teraz przed tobą nieskazitelna światłość Dharmaty. Rozpoznaj ją! Szlachetny synu, to co teraz postrzegasz jako świet listą pustą istność, coś pozbawionego przymiotów takich jak kształt, kolor czy ciało - ta więc pusta świetlistość to twój własny umysł, Dharmata Samantabhadri. Gdy zaś równocześnie z tą ukaże się druga jasność, nie zrodzona z niczego, czysta, lśniąca, wyrazista, rozedrgana - to wiedz, że jest to [twój] umysł -Budda Samantabhadra. Ten twój umysł - pusta jasność, nie utworzona z jakiejkolwiek substancji, a także ten twój umysł trwający w stanie rozedrganej świetlistości - tworzą nierozerwalną istność. Niezróżnicowana jasność i pustka trwająca w wielkim snopie światła, nie znająca narodzin ni śmierci - to Budda Niezmienny Blask. Rozpoznanie go wystarczy ci [do wyzwolenia].
Gdy rozpoznasz jasną istotę własnego umysłu jako Buddę, to spoglądanie w głąb umysłu będzie kontemplacją Buddy."
...
rozpoznawszy siebie samego i połączywszy się nierozdzielnie z Dharmakają, niechybnie osiąga wyzwolenie.
...
Tym sposobem, rozpoznawszy pierwszą światłość, zyskuje wyzwolenie. Ale jeśli zachodzi obawa, że nie rozpozna tej pierwszej światłości - pojawi się jeszcze tak zwana światłość wtórna; przyjdzie ona po ustaniu tchu zewnętrznego i upłynięciu czasu potrzebnego do spożycia małego posiłku.
Stosownie do dobrego lub złego karmana prana wpadnie do któregoś z lewych lub prawych kanałów i wyjdzie którymś z otworów; nagle pojawi się jasna świadomość. Jeśli mówimy, że trwa to tyle, ile trzeba na zjedzenie posiłku, to znaczy, że zależy to od stanu naczynia i obznajmienia z praktyką.
Wówczas świadomość zmarłego wydostaje się na zewnątrz i nie wie on już, czy umarł, czy nie. Widzi on, jak przedtem, postacie bliskich, krewnych, słyszy nawet płacz i krzyki. Nie pojawiają się jednak jeszcze przeraźliwe zjawy karmiczne i jeszcze nie nadszedł wielki lęk przed Jamą, Panem Śmierci.
...
Znów należy recytować pouczenia i wskazówki. Są dwa ich rodzaje, stosownie do stopni medytacji: wypełnienia i wizualizacji . Jeśli idzie o stopień wypełnienia należy trzykrotnie zawołać [zmarłego] po imieniu i recytować ustawicznie podane wyżej sposoby rozpoznawania światłości. W przypadku stopnia wizualizacji należy odczytywać sadhanę i opis jego Jidama ("Bóstwo opiekuńcze" adepta, wybrane dlań przez guru tak, aby jak najlepiej odpowiadało jego strukturze psychofizycznej, skłonnościom i możliwościom duchowym.) :
"Szlachetny synu, medytuj twojego Jidama! Skup swoją uwagę! Skoncentruj się na Jidamie! Jego pojawiającą się formę wyobrażaj sobie jako pozbawioną samodzielnego jestestwa, niby odbicie księżyca w wodzie! Nie miej go za formę substancjalną!"
Wypowiedzieć to wyraźnie i jasno. Jeśli zmarły był prostym człowiekiem:
"Medytuj Pana Wielkiego Miłosierdzia!" - Tak ma go pouczać.

W drugim Bar-do świadomość człowieka, nie wiedząca, czy umarł, czy nie, nagle się rozjaśnia. Jest to tak zwane "wyraźne ciało złudne" . To świadomość nie wiedząca, czy umarła, czy nie - jasna, świetlista. Wówczas, jeżeli pouczenie zostanie tak zrozumiane, spotyka się ona z Dharmatą - tak jak matka spotyka się z synem - i moc karmana nie powiedzie jej na manowce. Podobnie promienie słońca zwyciężają mrok. Światłość drogi przemaga potęgę karmana i następuje wyzwolenie. Tak więc owo tak zwane drugie Bar-do pojawia się na drodze "ciała umysłu", a władza poznania krąży, jak przedtern, w obszarze zmysłu słuchu. Jeśli wówczas dotrze doń pouczenie, cel zostanie zrealizowany. Nie pojawiają się jeszcze karmiczne emanacje, toteż [ zmarły ] może się udać, dokądkolwiek zechce, wedle swej woli.
Tak więc, jeżeli nie rozpozna Głównej Światłości, to rozpozna jednak światłość drugiego Bar-do i uzyska wyzwolenie. Jeżeli zaś i tym razem nie uzyska wyzwolenia, pojawi się przed nim tak zwane trzecie Bar-do, Bar-do Dharmaty.
Z trzeciego Bar-do wyłonią się omamy karmiczne. Wówczas bardzo jest ważne odczytywanie Wielkiego Pouczenia o Bar-do Dharmaty; jego moc i korzystne działanie są ogromne.
Wszyscy bliscy płaczą wówczas, wznoszą krzyki i lamenty, zabierają mu pożywienie, Ściągają zeń ubranie, zamiatają wokół łoża. Chociaż on sam ich widzi, oni go nie widzą. On słyszy, że mówią do niego, lecz oni nie słyszą jego głosu. Z sercem zasmuconym odchodzi.
Wówczas pojawiają się dźwięki, blask i promienie światła, on zaś omdlewa od potrójnego strachu, przerażenia i trwogi. Wtedy trzeba recytować Wielkie Pouczenie o Bar-do Dharmaty. Zawoławszy zmarłego po imieniu, jasno i wyraźnie należy mówić te słowa:
"Szlachetny synu, natęż swoje władze i słuchaj z niezachwianą uwagą! Bar-do ma sześć form. Jakich? [Pierwsze:] Bar-do własnych twoich Narodzin, [ drugie: ] Bar-do Marzenia Sennego, [trzecie: ] Bar-do głębokiej, nieporuszonej Samadhi , [ czwarte: ] Bar-do Chwili Śmierci, [piąte: ] Bar-do Dharmaty i [ szóste: ] Bar-do Życia - razem sześć.
Szlachetny synu, tobie przypadły w udziale trzy - Bar-do Chwili Śmierci, Bar-do Dharmaty i Bar-do Życia; pojawiają się one przed tobą.
Aż do wczoraj pojawiała się przed tobą w Bar-do Chwili Śmierci - światłość Dharmaty; nie rozpoznałeś jej właściwie, dlatego musiałeś w nim błądzić. Teraz tworzy się przed tobą dwoje Bar-do: Dharmaty i Życia.
...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agemen




Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 4:35, 03 Cze 2010    Temat postu: Śmierć 15

Cytat:

Gdy mialam 19 lat zachorowalam na zapalenie pluc....Zaaplikowano mi wtedy antybiotyk,po ktorym wystapil wstrzas anafilaktyczny.Stracilam przytomnosc.Dale nic nie pamietalam Wiem tylko,ze moje serce przestalo bic!Wokol panowala ciemnosc,ale po jakims czasie zaczela przechodzic w szarosc.Nagle lecialam glowa w dol,wokol mnie,albo raczej ze mna poruszaly sie swietlne punkty.Nie balam sie.Wiedzialam,ze jestem w jakims tunelu,ale go nie widzialam-raczej czulam!Nagle przede mna pojawila sie swietlista istota!Nie widzialam jej twarzy,raczej to byla postac emanujaca swiatlem!O boze,to bylo cudowne uczucie Nie da sie go opisac!Ta osoba przekazala mi wtedy pewna wiedze,wlasnie o milosci o przestrzeganiu pewnych zasad na ziemi o tym,ze ziemia sie zmienia./jesli to kogos interesuje moge to opisac/Nie wiedzialam wtedy po co mi ta wiedza,ale mysle,ze On wiedzial,ze jestem przygotowana duchowo i otwarta Nagle znalazlam sie w miejscu,ktorego nie mozna opisac slowami.Nie,nie bylo tam nic konkretnego!Tam byly kolory,ale takie jakich tu na ziemi nie ma!Tzn sa,ale nasze oko nie jest przystosowane,by je zobaczyc!Jedyne uczucie,ktore oddaje ten obraz to "anielski spokoj',:blogostan".Uslyszalam glos w swej glowie,czy chce zostac tu,czy zejsc na ziemie i przekazac to wszystko dalej,ludziom.Uwierzcie,ze walczylam ze soba.Chcialam tam zostac,ale zaraz przypomnialam sobie o mojej kochanej babci i mamie,ze juz raz mnie prawie stracily/jak byla niemowleciem /i ze one mnie potrzebuja!W sekundzie znalazlam sie w swoim ciele.Czulam sie okropnie!Wszystko mnie bolalo!Plakalam chyba ze musze tu byc,ze nie ma juz tego stanu spokoju Nigdy go nie zapomnialam i nie zapomne!Cos we mnie zostalo po tym zdarzeniu,choc przez dlugi czas moje zycie plynelo jak kazde inne!Wyszlam zamaz,urodzilam dzieci...Gdy mialam 28lat przezylam swego rodzaju pewien okres w moim zyciu.ktory byl dla mnie traumatyczny,ale on zmienil we mnie cos,moje zycie zaczelo stawac sie pelniejsze!Wiedzialam,ze bylo mi to dane,bym zaczela dostrzegac inne wartosci!

wypowiedź anonimowa z
http://www.proroctwa.fora.pl/przepowiednie-dotyczace-polski,3/iskra-wychodzi-z-polski,76-120.html


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.boga.fora.pl Strona Główna -> Przeznaczenie i wolna wola Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island