Forum www.boga.fora.pl Strona Główna
Home - FAQ - Szukaj - Użytkownicy - Grupy - Galerie - Rejestracja - Profil - Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości - Zaloguj
20. Byt i natura Boga

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.boga.fora.pl Strona Główna -> Dusza - wiele znaczeń
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1089
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 10:28, 30 Sie 2019    Temat postu: 20. Byt i natura Boga

JJW111001050

Byt i natura Boga

W Bycie jest czymś pozytywnym znać samego siebie, a skoro Ostateczna Przyczyna przekracza znany Byt, to i przekracza wszystko to, co jest w Nim najbardziej pozytywne. Tak więc Ona przekracza znajomość samej siebie i wiedzę na swój temat – dotyczącą tego Bytu. Znaczy to, że nie pojmiemy JEJ do końca nawet poznawszy do końca swój Byt!
Może z naszego – „tutejszych bytowców” – punktu widzenia wydaje się to niemożliwe, by przekroczyć ten Byt. Co jednak, gdy Byty są połączone w Nadbycie? W którym byty tworzą jedynie Jego części?
Uważam, że tak jest. Uważam nie tylko w oparciu o intelekt. A tym bardziej nie w oparciu o wiarę.

Owe przekroczenie jest czymś większym od „znania samego siebie”, a skoro w większym zawiera się mniejsze, to w tym przekroczeniu zawiera się: Ostateczna Przyczyna zna samą siebie.
A skoro przekracza Niebyt w którym brak pytań, to nie ma dla tego stwierdzenia antytezy!
Tak więc możemy „bytowo” stwierdzić, że Ostateczna Przyczyna zna samą siebie – choć jest to bardzo skromne wobec Niej – i wobec tego stwierdzenie mistyka, iż „cudownej mocy Najwyższej Osoby Boga ... nie zna nawet samowystarczalny Pan”, okazuje się fałszywe. Chyba, że przez Pana rozpoznawał tę cząstkę Wszech-Boga, która jest Bogiem w tym bycie.
Jeśli zaś pozostaniemy przy tym, że owe stwierdzenie mistyka jest prawdziwe, to automatycznie przystajemy na to, iż Krsna nie jest ową Ostateczną Przyczyną! Chyba, że przyczyną tylko tego Bytu.
(Inne wyjaśnienie może być takie, że mistyk nie znał Krsny do końca.)
Nie jest więc możliwe stwierdzenie, że mistyk napisał prawdę jeśli chodzi o Najwyższego Boga.
Mimo wszystko ... przy innym punkcie odniesienia mistyk ma rację. Zakładając, że poznanie intelektualne jest jedynym pojęciowym (”rozumnym”, a nie zmysłowym) poznaniem, zaś Prawdziwe – Wszechstronne – Obiektywne Poznanie leży poza intelektualnym zrozumieniem i poza myślą (i jest czymś więcej niż poznaniem) – można posunąć się do stwierdzenia, iż w ramach mentalnego poznania owe Poznanie jest niemożliwe; a więc w takim poznaniu ... Poznania nie ma nawet sam Bóg – ma je jednak poza nim. To tak jak „mądrość ludzka jest głupstwem w oczach bożych” i w tym głupstwie nikt nie może mieć poznania, bo jest ono tam niemożliwe. I nawet jeśli w nim ma je Bóg, to nie wynika ono z niego i jest czymś innym niż ono – niż owa „mądrość ludzka” ... w której nie ma pełnego poznania i na bazie której – można stwierdzić że – wszystkiego nie zna nawet Bóg.
Wiadomo jednak, iż Bóg nie jest ograniczony jak ludzie, więc jeśli można mówić, że w ograniczeniu nie zna siebie nawet Bóg, to trzeba pamiętać, iż On nie jest ograniczony! A skoro jest nieograniczony to zna siebie przez wykraczanie poza ograniczenie.
Każdy więc, kto mówi: „Bóg nie zna siebie”, mówi to nie mając na myśli Boga jako podmiotu, ale mając na myśli jako podmiot ograniczoność ludzkiego intelektualnego poznania – jest to sądzenie innych według siebie. Czy można tak „sądzić” Boga? Można, ale będzie to albo głupota – przy nieświadomości tego zjawiska, albo niepełne omówienie całej prawdy.
Oczywiście można jeszcze myśleć w inny sposób. Spostrzegając Boga jako kogoś nieograniczonego i przyjmując, że nieograniczonego nie można poznać, dla wielu nasunie się stwierdzenie, iż skoro nieograniczone jest niepoznawalne, to i sam Bóg go nie zna. „Zapomnę” przy tym, że to właśnie Bóg jest tym nieograniczonym, a skoro nieograniczone równa się nieograniczone, to ma prawo znać siebie! – i zna.
Jeśli w strefie bytu nieograniczone byłoby niepoznawalne, to Bóg – przekraczający ów byt, przekracza też tę niepoznawalność z bytu wynikającą, i zna wszystko, także siebie.
Mistyczne wejrzenie może sięgać bardzo daleko. Nawet poza Ostateczną Przyczynę. (Ale i TAM JĄ spotka – co jakiś moment.)
Z punktu widzenia świata przyczynowego może to wydawać się dziwne. Jednak dlaczego przyczynowcy mieliby obstawać przy tym, że nic prócz nich – przyczynowców – nie istnieje?
Poza światem przyczynowym istnieje świat pozaprzyczynowy. Świat przyczynowy zawiera się w nim i jest jednocześnie poza nim, gdyż z natury nie mogą mieć ze sobą związku – gdy mowa o ich rodzajach perspektywy. W rzeczywistości są połączone.
Mistyk mający w to wgląd może myśleć, że skoro istnieje „coś” poza Ostateczną Przyczyną, to Ona nie będąc w owym „coś” nie zna „go” i dlatego też może nie znać siebie, albowiem ta pozaprzyczynowość przenika przyczynowość. Skoro więc ją przenika, to człowiek jest jednocześnie pozaprzyczynowy jak i przyczynowy. Podobnie i Bóg. Jeśli ludzie znając przyczynowość nie znają pozaprzyczynowości, to – według mistyka – tak też jest i z Bogiem, który przez to, iż jej nie zna, nie zna też siebie samego do końca.
Wiele racji ma tutaj taki mistyk, tyle tylko że Bóg przekraczając Byt i Niebyt, przekracza też Przyczynowość i ... Pozaprzyczynowość. On – mimo, że jest Ostateczną Przyczyną (oczywiście niektórzy za Boga przyjmują niekoniecznie Ostateczną Przyczynę) – przekracza każdą ostateczność z powodu swej nieskończoności. Przekracza więc samego siebie, czyli Ostateczną Przyczynę. Ostatecznie więc zna siebie.
Można napisać, iż Ostateczna Przyczyna nie zna siebie. Ale gdy się wie, że naturą Ostatecznej Przyczyny jest przekraczanie wszystkiego, to wie się też, iż Ona zna siebie.
Nie należy porównywać Ostatecznej Przyczyny do zwykłej przyczyny, a Boga do człowieka.
Kiedyś nie mogłem zrozumieć pozaprzyczynowości. Objawiono mi ją we śnie i wtedy rozumiałem. Gdy się obudziłem, pamiętałem tylko, że rozumiałem, lecz nie pamiętałem już dlaczego. Tak więc dalej nie rozumiałem. (Przez kilka lat.) Jednak po jakimś czasie zrozumienie się pojawiło.
Biorąc pod uwagę, że Ostateczna Przyczyna przekracza świat przyczynowy i jest Pozaprzyczyną /poza przyczyną/ można stwierdzić, iż w świecie przyczynowym Ona nie istnieje. I jeśli przez Nią rozumie się Boga, to wobec powyższego nie dziwne jest to, że niektórzy uważają, iż Boga nie ma.
Opierając się bowiem na „naszej” przyczynowości możemy Boga albo wyobrażać, albo zanegować jego istnienie. Można oczywiście przyjąć Jego za przyczynę bytu, lecz w głębszym rozważaniu opartym jedynie na prawach przyczynowości zagubimy się. Choćby w szukaniu przyczyny przyczyny itd.
W sumie jako „przyczynowcy” równie dobrze możemy być wierzącymi, jak i ateistami. I obserwując ludzi wokół siebie widzimy, że tak właśnie jest. Jedni wierzą, inni nie wierzą. Niektórzy ten dualizm mogą obserwować nawet w sobie, gdy raz silnie wierzą w istnienie Boga i Go ... odczuwają, to znów innym razem są wewnętrznie przekonani, że On nie istnieje, lub są pełni wątpliwości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1089
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:12, 31 Sie 2019    Temat postu: Pozaprzyczynowość i miłość

JJW111001051

Pozaprzyczynowość i miłość

Przyczynowość nie może zgłębić i poznać Pozaprzyczynowości.
(Człowiek jako złożony byt dotyka i żyje w oddziaływaniu Przyczynowości oraz Pozaprzyczynowości. Ciało fizyczne jest bardziej tworem sfery Przyczynowej. Zaś człowiek zazwyczaj utożsamia się z ciałem fizycznym i dlatego automatycznie swoją uwagę kieruje na to, co ma związki przyczynowe. Jest to też łatwiejsze do spostrzegania, niż wpływy pozaprzyczynowe – czyli takie, które same w sobie nie mając przyczyn zjawiają się w świecie przyczynowym i w nim działają już zgodnie z jego naturą, jako przyczyny.
Gdy uwaga człowieka pochłonięta jest reagowaniem przyczynowym, to nie może on ani dostrzec, ani pojąć pozaprzyczynowych możliwości. Interesujące jest to, a jednocześnie zadziwiające, że człowiek ma potencjalną możliwość swoją uwagą i czyniąc z samej uwagi i swej woli przyczynę, wniknąć do sfery Pozaprzyczynowej i wyprowadzić z niej nową moc stwórczą wprowadzając ją do świata przyczynowego w którym stanie się ta moc przyczyną wg woli takiego człowieka. Dzieje się to na bardziej widoczną skalę tak rzadko, że określa się to jako boskie moce. Jednak w mniej widocznej skali przydarza się to ludziom albo jako element ich wiary świadomej, albo nieświadomej. To właśnie miał na myśli Jezus, gdy mówił o wierze, która może unieść nawet górę – gdyż wyzwolić może taką moc i wyprowadzić ją ze świata Pozaprzyczynowego, że stanie się w świecie Przyczynowym tą przyczyną, która pokona grawitację, czyli przyczynę która utrzymuje tą górę.)
Ci, u których nastąpiło odczucie pozaprzyczynowości – gdyż ona jest tym, co wszystko przenika – dotykając jej natury dotykają natury owego „dziwnego Boga”. Dlatego właśnie o tym „Bogu” można napisać, iż jest nie poznany i niezgłębiony, ale tylko z punktów widzenia przyczynowości. (Słowo Bóg napisałem tu w cudzysłowie nie ze względu na nie dorastanie do tego słowa, ale ze względu na przekroczenie go, a w każdym razie przekroczenie powszechnych mniemań z nim związanych.) Ostatecznie więc Bóg „jaki by nie był – istnieje, a poznający Go w przekroczeniu przyczynowości wie (nie: wierzy; ale wie!) i dotyka Tego” Boga” – dotyka dotykając pozaprzyczynowości – która w nas jest, lecz gdy tylko uwagę poznającego pochłonie przyczynowość, ów „Bóg” – Bóg – może być tylko jeszcze w jego pamięci. Z czasem przyczynowość zabije i tę pamięć. (Dlatego najważniejszą modlitwą czystych wielbicieli Boga jest prośba o to, aby pamiętać o Bogu. Zapyta ktoś: W jakim celu? Odpowiadam: W takim, że pamięć o Nim jest tą furtką, która może otworzyć nam tę przestrzeń pozaprzyczynową, co sprawia że łączymy się z nią; jednocześnie otwieramy się na tę sferę siebie – która dla naszej świadomości (uwagi) bywa zamknięta w świecie przyczyn, gdyż jest ograniczana zmysłami i tym światem. Zamknięta, choć jest częścią nas i choć tak naprawdę jest otwarta – lecz my jej nie widzimy. Z powodu takiego, że patrzymy na zjawiska przyczynowe. Patrzymy tak silnie, że to całkowicie nas pochłania, i zamyka na pozaprzyczynowość. Do tego stopnia, że dzieje się to poza naszą decyzją, czy zamiarem – gdyż jesteśmy jakby w tym zanurzeni zatopieni na tak głębokich poziomach samych siebie, że sama mentalna wiedza o tym nie uwolni nas od tego zatopienia. Tak jak tonącemu nie pomaga sama wiedza o tym, że tonie. Ratunkiem musi być odpowiednie działanie.)
Pozaprzyczynowość dla umysłu, który pracę swą opiera na związkach przyczynowych, na pewno może wydawać się czymś dziwnym. Jednak tak jak okrąg przybliża nas do kuli, a kula do przestrzeni, tak przestrzeń przybliża do pozaprzyczynowości. W pozaprzyczynowości nie tylko nie ma żadnych kresów zewnętrznych, początków czy końców, ale i wewnętrznych – w niej nie ma żadnych związków zależnych (w niej jest wyzwolenie!), żadnej interesowności. W niej każdy związek jest bezzwiązkiem! Dlatego można nazwać ją miłością – tą miłością bezinteresowną, która działa bez powodu i bez celu osobistego, gdzie celem samym w sobie jest owa miłość, która nie wiąże i nie uzależnia. Dlatego mistycy w swym wejściu w bezprzyczynowość stwierdzają także (niektórzy stwierdzają to, a raczej wypowiadają takie same zdanie, lecz mają na myśli coś innego, inną miłość): Bóg jest Miłością! (Mają też na myśli innego boga, a raczej kogoś kogo postrzegają jako Boga.)
Ludzie bezinteresownego, bezprzyczynowego Stanu Miłości, nie mogą zrozumieć, gdyż ich miłość tworzy związki, zależności, oczekiwania i przez to nie jest Miłością, choć jest miłością i odczuciem energii stanu miłości – będącego cieniem Stanu Miłości.
(Miłość do kogoś, czy czegoś, nie jest stanem. Nie jest czymś samym w sobie. Jest relacją ku komuś, czy czemuś. Zaś Stan Miłości jest czymś samym w sobie i jest niezależny od osób i przedmiotów, a każdy kto się do niego zbliży zostanie objęty tym stanem miłości. W sposób bezwarunkowy. Osoba w stanie miłości kocha cały świat życząc dobra każdemu.)

Są dwa rodzaje miłości, które mogą być postrzegane przez ludzi jako miłość bezinteresowna.

Pierwszy rodzaj to miłość opierająca się na własnej osobowości, jej poglądach i oczekiwaniach. Miłość ta powstaje na samym gruncie potrzeby samozaistnienia – wybucha jak roślina z ziarna. Ona po prostu musi zaistnieć. Szuka więc wokół gruntu na którym mogłaby zaistnieć. lecz ów grunt musi być odpowiedni dla niej, gdyż inaczej nie będzie rosła. Ów grunt musi odpowiadać tym cechom osobowości – cechom ziarna – które są w niej najsilniejsze; szczególnie w tym jej rejonie na którym miłość ma swoją bazę, a ma ją w rejonie dominującym, która to dominacja jest wypadkową skłonności i możliwości ich zaistnienia.
Pozostałe skłonności, te słabsze – nawet jeśli były silniejsze, lecz nie miały lepszych warunków do zaistnienia, przez co „manifestują się” jako słabsze – mogą być w dysharmonii do gruntu odpowiadającego silniejszym (silniejszym dzięki temu gruntowi), lecz nie przeszkodzi to w działaniu owej miłości. Nie przeszkodzi przez całe życie lub przez jakiś jego okres. Ma na to wpływ wiele czynników: wewnętrznych i zewnętrznych . Wystarczy jednak, że płynące od tej jednej ukochanej osoby sygnały zewnętrzne – czyli będące tym gruntem – zaczną maleć, zaś inne sygnały, których wcześniej nie było pojawią się i zaczną niszczyć ów grunt będąc do niego dysharmonijne – to owa miłość zacznie „kurczyć się” i ginąć, …zaś w jej miejsce pojawi się przeciwwaga, czyli zakumulowane negatywne doświadczenia dotyczące ukochanej osoby, która to akumulacja zdobędzie większą wagę w stosunku do tych doświadczeń dzięki którym mogła zaistnieć miłość.
Widać więc w takim przypadku jak miłość taka bywa zależna od własnych uwarunkowań osobowych oraz od akumulowanych doświadczeń. Trudno ją wobec tego nazwać bezinteresowną.
Można ją jednak tak postrzegać, gdyż cały proces jej powstawania odbywa się przeważnie poza świadomością i świadomość nie widzi w niej interesowności; zaś często w trakcie jej trwania dokonuje faktycznie bezinteresownych (ze swego punktu widzenia) działań na rzecz tej drugiej osoby, poprzez służenie jej – za co zewnętrznie nic nie otrzymuje (nic dostrzegalnego) . Otrzymuje jednak w innej dziedzinie, dotyczącej ważnych jej potrzeb osobowościowych. Wystarczy, że przestanie otrzymywać, to albo od razu przestanie służyć, albo po jakimś czasie. (Inne szczegóły omówiłem w innym miejscu.)
O ludziach przeżywających taką miłość mówi się, że szukali swego dopełnienia i znaleźli je.

(Ich problem zaczyna się wtedy, gdy osoba dopełniająca przestała ich dopełniać.
Szczególnie duży problem (przeżycie) ma wtedy osoba, u której dużo wcześniej (dzięki okolicznościom zewnętrznym) któreś silne skłonności mogły się zamanifestować i rozwinąć, zaś pozostałe były dużo od nich słabsze i dodatkowo nie miały sprzyjających warunków.
Lepiej zaś jest u osoby, u której silniejsze skłonności wcześniej nie zamanifestowały się (albo słabo się manifestowały ... raczej usiłowały zamanifestować się) z powodu słabszych warunków zewnętrznych do ich rozwoju. Osoba ta nie będzie miała wielkiego problemu.
Bowiem utrata przez skłonności ostatnio najbardziej się manifestujące (te słabsze) warunków do zaistnienia, będzie dobrą wiadomością dla tego, co jest w nas najsilniejsze potencjalnie i co nawet czekało na to, aż te słabsze skłonności utracą dobre warunki zewnętrzne do swej manifestacji. Albowiem utrata jednych warunków jest zapowiedzią pojawienia się innych warunków, które mogą tym razem być bardziej odpowiednie najsilniejszemu potencjałowi jaki w nas tkwi.)

Drugi rodzaj miłości, która może być postrzegana przez ludzi jako miłość bezinteresowna, opiera się nie na własnej osobowości, nie na własnych poglądach, lecz na – mądrości. A skoro na mądrości, to nie dotyczy jednego człowieka, lecz wszystkich.
Występuje ona w dwóch odmianach.
Pierwsza odmiana jest związana z tym, że miłość ta dotyczy wyboru tego – co słuszne. Ona nie wybiera ze względu na osobę, lecz ze względu na to, co jest właściwe w danej sytuacji. W kim ta miłość działa nie zważa ona na interes tej osoby, czyli człowiek ją realizujący nie zważa na swój interes. To działa miłość w człowieku, choć jednak to działa ów człowiek. Stawia on tę miłość, i to co jest słuszne, ponad siebie.
Druga odmiana wynika z potrzeby zaangażowania w tę miłość całego swojego życia, a nie tylko różnych doraźnych sytuacji. Jest jeszcze bardziej związana ze sferą uczuć i z tym, że nie może jednak przejawiać zewnętrznego zaangażowania wobec wszystkich, czy wobec wszystkich jednakowo, ponieważ każdy jest inny, a mądrość nie narzuca się tam – gdzie jej nie chcą lub gdzie jej nie pojmują ... gdzie ją lekceważą. /Z drugiej strony przejawia się wobec wszystkich. W cichym uczuciu, wewnętrznie. Zatem w sposób przez nich niedostrzegalny i niezrozumiały z punktu widzenia ich osobowości. I w sobie jest jednakowa wobec wszystkich, gdyż jest tak samo aktywna wobec każdego, choć zewnętrznie w odmienny sposób, bo każdy wymaga innego działania – dotyczy Miłości, a nie miłości./
Ten rodzaj miłości może objawić się wobec okolicznościowo napotkanej osoby, która potrafi tę miłość przyjąć – lecz to nie miłość wybiera, to miłość jest wybrana i dostrzeżona.
/Nieważne, czy ów wybór jest świadomy, czy nieświadomy. Miłość ta działa, gdy może działać – w takim sensie jak działają promienie słońca: co zdolne jest do kiełkowania – otrzymuje ich pomoc i rośnie. A co jest niezdolne, to nawet ich nie zauważa./
(„Kołaczcie, a będzie wam otworzone” – wskazuje na wybór także ze strony człowieka. Czy jednak jest to wolny wybór? Nic na to nie wskazuje. Czytamy raczej, że „nikt nie może przyjść do mnie, jeśli mu to nie jest dane od Ojca.” / Ew. Jana 6.65/ Dlaczego więc napisałem, że to nie miłość wybiera? Owa miłość jest funkcją Miłości, a to Miłość wybiera! Wybiera wszystkich i na każdego działa w taki sposób, aby go doprowadzić do tego, aby wybrał miłość, a kiedyś później samą Miłość.
Bo i kamienie są ogrzewane przez słońce, choć nie kiełkują. Jednak słońce świeci na nie tak samo, jak na ziarna. Często nawet silniej, gdyż leżą na ziemi, a ziarna leżą przykryte ziemią. Jednak to one kiełkują – bo mają inną naturę.
Podobnie jest z ludźmi. Jednemu dane jest być kamieniem, a drugiemu ziarnem. Człowiek jednak może prosić Boga, by z kamienia zamienić się w ziarno. I bycie ziarnem zostanie przed nim otwarte.
Kto ma bogatego ojca, to nie otrzyma części bogactwa ojca, jeśli mu ojciec nie da. Może jednak prosić ojca. Dobry ojciec nie odmawia dobremu dziecku. )

Gdy jednak ta sama osoba jako niedoskonale mądra po pewnym czasie z powodu niewiedzy przestaje dostrzegać tę miłość i /!/ zaczyna ją lekceważyć, to działanie miłości trafia w ... „pustkę” i w niej nie może być działaniem …, a ta miłość musi działać, aby być miłością, dlatego może zmienić obiekt swego działania na inny. Takie „porzucenie partnera” nie oznacza, że miał tu miejsce przypadek: „braku warunków dla uwarunkowanej miłości” – gdyż miłość ta nie jest uwarunkowana i jest faktycznie bezinteresowna, a jedynym jej interesem jest być miłością; miłością przejawianą i aktywną, a każda aktywność ma miejsce wtedy, gdy ... wyzwala reakcję – w przypadku miłości pozytywną. Tak! (Bo celem i sensem miłości jest wyzwalanie pozytywnych reakcji! Inaczej być nie może! Inaczej miłość nie ma racji bytu! Albo przechodzi przez niedoskonały umysł, który nie umie jej wyrażać prawidłowo!) Ta miłość istnieje tak jakby oczekiwała dostrzegać swoje istnienie także w tym, że dostrzega ją osoba ku której się kieruje. Ta miłość w ten sposób chce żyć. Chce istnieć. Odczuwać istnienie jako miłość.
Ale ... mamy tu prawo akcji i reakcji? Zatem to przecież przyczynowość! A miłość prawdziwa jest bezprzyczynowa. (Bo w Rzeczywistości Miłość nie znika, znika tylko miłość – raczej jej kierunek – a Miłość dalej działa ... niezauważona i dąży do przejawienia miłości na innej istocie, np. tej odmiany zakochania się w kimś innym.)

To postrzeganie przyczynowości jest złudzeniem, gdyż ową reakcją /pozytywną/ na miłość ma być przecież – miłość! Jeśli więc miłość jest przyczyną, której skutkiem jest też miłość, to nie ma różnicy pomiędzy przyczyną, a skutkiem. Nie ma więc czegoś takiego, jak przyczyna i skutek, a jest tylko miłość. Jest pozaprzyczynowość.
(To świat przyczynowy emanuje przyczyny, które czynią to czymś innym – bo czynią w świecie przyczynowym, który jest częścią umysłu istot przyczynowych. Choć człowiek jest jednocześnie istotą przyczynową jak i pozaprzyczynową – to jednak w świecie przyczynowym jest zdominowany przez swoją sferę przyczynową.)
Właśnie z powodu swej pozaprzyczynowości miłość jakby znika tam, gdzie ... nie ma miłości i pozaprzyczynowości, a więc jeśli ktoś na miłość reaguje przyczyną... czyli czymś innym niż miłość, na przykład obojętnością lub nienawiścią. Miłość tu znika dzięki swej bezprzyczynowości, za którą idzie brak przywiązania do konkretnej osoby. (Miłość ta znika też tam, gdzie druga osoba reaguje brakiem miłości. W ten sposób osoba taka sama wypiera miłość. Zaczynając od siebie. Następnie odejdzie od niej manifestacja zewnętrzna miłości. ) Miłość ciągle jest – lecz jest zawsze w miłości, a nie w jakiejś osobie. Osoba ta, która oczekuje być kochaną, musi więc mieć taką miłość w sobie (musi sama kochać), aby mieć ją też poza sobą. Kto nie ma jej w sobie, ten nie będzie jej miał długo poza sobą... a gdy będzie miał długo jakąś „miłość” poza sobą (ktoś będzie ją kochał) nie mając miłości (Miłości) w sobie, to owa „miłość” poza nim też nie będzie miłością (Miłością) . . . będzie uczuciem opartym na określonych przyczynach i zależnościach.
(W tego rodzaju bezprzyczynowej miłości przywiązanie do osoby sprawia, że stanie się ona przyczynowa. Dzieje się tak wtedy, gdy osoba okazująca miłość rozpacza wtedy – gdy traci tego, komu ją objawiała. Warto wtedy sobie uświadomić, że nie chodziło w takim przypadku o „moje bycie w miłości”, lecz chodziło o posiadanie konkretnego człowieka. Bowiem być w miłości można bez względu na osobę – osoba, która chce tę naszą miłość odbierać jest jedynie kimś, komu możemy ją objawiać. Musimy jednak wiedzieć, że prawdziwe objawianie miłości jest tym, czego doświadczamy wewnętrznie. Taka miłość nie wymaga słów. Ona jest wyczuwalna, w pewien sposób widzialna – wtedy, gdy jest ktoś kto choćby jest tylko gotów na nią się otworzyć.)
Czysta miłość jako miłość to STAN. Ma bezprzyczynową naturę. Jest tym – co jest dobre wobec wszystkiego.
(Miłość jako stan można próbować opisać porównując ją do energetycznej rośliny, jej nasion, także do przestrzeni, jak i innego wymiaru powszechnej rzeczywistości – a jednak rośliny dla zmysłów nie są przestrzenią, a przestrzeń nie jest rośliną, dlatego nie należy takich porównań brać dosłownie. One tylko wskazują na pewne cechy miłości. Pomagają zrozumieć to, w jaki sposób miłość sama w sobie jest bezprzyczynowa. To jedynie człowiek z powodu swoich skłonności do przyczynowości na ogół nie umie miłości odczuwać inaczej jak dla jakiejś przyczyny.)

Bezzwiązkowość i Miłość (bowiem naturą prawdziwej i absolutnej miłości jest bezprzyczynowość), te dwie składowe Pozaprzyczynowości tworzą pewnego rodzaju przyczynę ... będącą ich odwrotnością – odwrotnością „bezprzyczyny”, albowiem nie ma jej – przyczyny – jako takiej, lecz jest podobnie jak cień osoby (który jako cień nie jest osobą, ale „czymś” jest – jest cieniem osoby; choć w rzeczywistości cień nie jest rzeczą, a jest brakiem rzeczy – brakiem światła!). Z powodu owej odwrotności „bezprzyczyny”, umysł działa dla przyczyny, dla interesowności, poprzez spostrzeganie związków, w stworzonym w tym celu świecie przyczyn – który tak naprawdę nigdy nie był stworzony. To tak jakby brak miłości w istocie, czyli niezdolność do działania bezprzyczynowego, stał się pierwszą przyczyną dla której powstał świat przyczyn.
(Nie stworzony, gdyż nie istnieje jako coś odrębnego w samym istnieniu. Jednak powstał na wskutek zaistniałych percepcyjnych związków Umysłu, czyli nie tyle powstał w istnieniu, co w postrzeganiu istnienia. To owe postrzeganie stało się kreatorem tego świata wraz z jego percepcyjnymi zależnościami jakie ów Umysł stworzył, czy raczej od których uzależnił się – na wskutek większego przywiązania do obiektów, większego od trwania w stanie Miłości.)


Bezprzyczynowość, a przyczynowość

Przyczynowość jest jakby czymś, co towarzyszy Bezprzyczynowości – co wynika z Jej natury – nie w sensie bycia jej naturą, ani w sensie przynależenia do jej natury, lecz w sensie następstwa w okolicznościach zapomnienia ( bezprzyczynowość niewiedzy ). Podobnie jak cień nie jest naturą człowieka, a jednak powstaje z powodu natury fizyczności człowieka na wskutek braku światła w miejscu tego cienia. Zresztą bezprzyczynowość pozbawiona przyczynowości byłaby ograniczona, a więc przyczynowa wobec samej siebie.
(Bezprzyczynowość jest absolutnie bezprzyczynowa i w istocie nie ma nic oprócz niej. Ona sama wszystko pokrywa i wszystko co jest w niej jest. Tworząc takie jedynie istnienie miałaby przyczynę właśnie tę w sobie by być bezprzyczynową, lecz nie tworzy – bo jest bezprzyczynowością. Nie ma w niej przyczyny do tworzenia. Jednak nie ma ona też przyczyny by być bezprzyczynową – dlatego mogły zaistnieć i zaistniały wymiary i światy przyczynowe. Zaistniały bez przyczyny, a jednocześnie bezprzyczynowość stała się ich przyczyną. (Zaistniały nie oznacza tu żadnego początku, lecz istnienie naturalne w sensie wieczności.) I choć bezprzyczynowość je przenika, a i one w niej i dzięki niej istnieją – to jednak tworzą swój własny i jakby odrębny świat dla siebie. Wraz ze swoją wolną wolą – która jednocześnie jest: jako decyzja - przyczynowa, i jako wolność - bezprzyczynowa.
W ten sposób rozwiązana jest też kwestia upadku, czy grzechu pierworodnego. Bo to świat przyczynowy można uznać za syna pierworodnego – i jedynego – syna świata bezprzyczynowego. A czy jest grzechem bycie synem? Albo czy ojciec jest winny, że syn jest taki, a nie inny? A jednak jest to ojciec syna! Syn zaś jest z ojca. Są oni inni. Odrębni. Jednak coś silnie ich łączy! Jeden jest w drugim. Syn jest z natury Ojca – przyczynowość wynika z nieograniczoności bezprzyczynowości. Natura Ojca jest w Synu – gdyż bezprzyczynowość przenika wszelką przyczynowość.
Czy zatem można mówić o jakimkolwiek upadku? O jakimkolwiek grzechu pierworodnym – który sprowadził upadek? Należy raczej mówić o naturze świata. Za grzech można jedynie przyjąć jakieś zło, jakieś krzywdzenie kogoś. Tam zaś, gdzie nie ma krzywdzenia – tam nie należy na silę szukać grzechu, ani upadku.
W pismach wedyjskich jest mowa o przyczynie upadku, lecz jest także mowa o tym, że istoty upadłe i nieupadłe istnieją zawsze i istnienie ich nie ma początku.
Można się zastanawiać: Jak absolutna bezprzyczynowość może zawierać w sobie przyczynowe światy? Wynika to także z natury splątania: bezprzyczynowe zdarzenia występują obok siebie, zaś skłonność percepcji do przywiązywania się, umysłu do kojarzenia zjawisk, oraz co za tym idzie łączenia i porządkowania – tworzy przyczynowość w Pra-Umyśle. Ten zaś kreuje światy przyczynowe. On jest Synem stwarzającym światy przyczynowe dla licznych umysłów. W nieskończonej ilości. Dlatego w nieskończonej – gdyż dzieje się to w bezprzyczynowości. Oznacza to, że nie ma niczego, co by wyznaczyło gdzieś granicę. Jedyne granice jakie są – dotyczą poszczególnych percepcji w światach przyczynowych.)
(Niektórzy będą tu skłonni jako w/w Syna Pierworodnego podstawić Jezusa – choć pojawi się im taki dylemat, że Świat Przyczynowy to nie Królestwo Ojca przecież, a Jezus przyszedł nie ze Świata Przyczynowego. Tu uwaga: Przyszedł jednak do Tego Świata z Tamtego! Tak samo jak Świat Przyczynowy pojawia się z powodu istnienia Bezprzyczynowego.
Inni zaś będą widzieć tu Szatana – jako pierwsze źródło czegoś innego. Tak jednak nie jest. Szatan nie reprezentuje Świata Przyczynowego, lecz jest reprezentantem pierwszej negatywnej przyczyny.
Zaś Chrystus dlatego jest Zbawcą, gdyż jest najbliżej Bezprzyczynowości. Najbliżej Miłości – dlatego poddaje się Jej Naturze. I ma moc zbawiania w tym świecie. Bo w nim jest, a jednocześnie wyszedł od Ojca – czyli z Bezprzyczynowości. )
Miłość jest jednak bezprzyczynowa! I Jako taka – jako Miłość – znika (usuwa się) tam, gdzie (jak już pisałem) nie jest odbierana (na zasadzie zewnętrzne równa się wewnętrzne). Nie znika jednak jako taka, nadal pozostaje sobą, a nie ma jej jedynie w tworzonym umysłem ograniczonym czasie i w ograniczonej przestrzeni ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1089
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:13, 31 Sie 2019    Temat postu: Uwikłanie

JJW111001052

Uwikłanie

To zaistniały (w oglądzie umysłu) brak bezprzyczynowości w Bezprzyczynowości, stał się przyczyną Przyczynowości. I oto powstał ... uwarunkowany świat – świat przyczynowy – w którym „niezdolne” do bezprzyczynowości bezprzyczyny męczą się własną „niezdolnością”; męczą się przyczynowością, zależnościami, uwarunkowaniami i wzdychają za wyzwoleniem – za bezprzyczynowością. Przywiązali się jednak do interesowności i do reguły związku czegoś z czymś, i nie potrafią się z tego uwolnić. Złudna przyczynowość zaczęła ich „tworzyć” (oszukiwać), warunkować, uzależniać. Związki i przyczyny zawładnęły nimi, wpędziły w lęki, obawy, a te z kolei pogłębiają związki i zależność. w ten sposób utęsknione wyzwolenie oddala się, a tęsknota za swą prawdziwą – głęboką – naturą bezprzyczynowości i miłości rośnie i ... gubi się ... „ginie” w przyczynowości. Owa przyczynowość Bezprzyczynowości jest nie tylko złudzeniem ale i bezprzyczynową grą zabawą w przyczyny – tak samo jak iluzja czasu i przestrzeń w których manifestuje się przyczynowość. (Z tym, że czas to właśnie oddziaływania i wzajemna gra tego, co manifestuje siebie jako przyczynowość. To działania, aktywność. Rodzaj istnienia. Rodzaj życia. A gdy przyczynowość jest przez istoty odbierana jako życie, jako istnienie – to jak mają się wyzwolić? Dla nich wtedy to jest niemożliwe. Żyją działaniem, żyją zatem czasem, a więc i w czasie. Żyją przyczynowością – choć jednocześnie ona ich drażni i dręczy jako warunki. Jako uwarunkowania. Są Syzyfem pchającym kamień przyczynowości ku górze wyzwolenia, lecz kamień ten spada z powodu siły swojej przyczynowości…
Przyczynowość nie tylko warunkuje. Także sprawia poczucie stałości, obdarza w miarę stałymi punktami oparcia, obdarza poczuciem takiego, czy innego sensu. Pozwala stwarzać cele. Przeznaczenie. Porządek.)
Czy świat przyczyn jest stworzony, czy niestworzony? Jest niestworzony jako wynikający z natury Poza-przyczynowości, która tak jak światło swoim brakiem powoduje cień, tak i Ona czasem z powodu swego ruchu tworzy czasoprzestrzenne częściowe i miejscowe nieistnienie siebie. Jest to prawidłowość nie mająca jako cecha ani początku, ani końca. I jest to zawsze częściowe i chwilowe – dlatego można nazwać to złudzeniem, gdyż w sumie zawsze i wszędzie jest Ona – Pozaprzestrzeń. Niewiedzący o tym, początek takiego przejawu nazywają stworzeniem, a jego koniec unicestwieniem. Niewiedza ta też jest chwilowo – złudzeniem, a szukanie wiedzy jest jak szukanie własnej głowy lub okularów, które są przecież na nosie i o których posiadaniu zapomnieliśmy chwilowo, A przecież znajdziemy je – ba! Już je posiadamy!
Przyjęcie jakiegokolwiek początku „aktu” stworzenia świata i nawet początku stworzenia czegokolwiek jest iluzją, gdyż wszystko jest wszędzie i zawsze w swej prawdziwej postaci. Ta iluzja staje się jednak rzeczywistością dla tych, którzy w niej tkwią; tak jak sny są rzeczywistością dla śniącego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1089
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:14, 31 Sie 2019    Temat postu: Oddzielność

JJW111001053

Oddzielność

Nie ma początku ani końca w Czasie (chodzi tu o Czas w rozumieniu Wieczności, gdyż czas jako subiektywny odbiór złudzenia zależy od okoliczności go powodujących, a jego różne i zróżnicowane upływy mogą mieć swoje początki i końce – także złudne; jednak zaangażowanie uwagi w złudzenie czyni go dla tej uwagi czymś realnym i realnie działającym na tę uwagę) tak jak nie ma go w przestrzeni. Można jednak przyjąć za początek każde miejsce w czasie i każde miejsce w przestrzeni, gdyż wszystkie one są jednocześnie początkiem i końcem – są sobą wzajemnie, tworząc jedność.
Oczywiście można jeszcze postawić kwestię; Dlaczego gdzieś, ktoś, czy coś nie odbiera Bezprzyczynowości, skoro Ona jest wszędzie i jest wszystkim (jako Bóg)? Jak może więc ktokolwiek być tym, czego nie odbiera? Czyżby będąc w nim nie znała sama siebie?
Wynika to jedynie z właściwości przestrzeni i czasu, którą jest rozciągnięcie. W rozciągnięciu tym powstają odrębności i oddzielności, a także następstwa cięgów. Rozciągnięcie, to rozdzielność, a rozdzielność to niepamięć, czyli brak związku/!/. W ten sposób tworzą się złudne związki przyczynowo-skutkowe. Doskonały związek jest bowiem superzwiązkiem pozaprzyczynowo-skutkowym, który jako taki jest bezzwiązkiem – albo wszechzwiązkiem, Tak jak wszechmiłość jest nie miłością w odczuciu jednej jednostki, gdyż jednostka ta nie czuje się wyróżniona! (Z powodu umysłu!) Zaś będąc w złudzeniu swej oddzielności oczekuje wyróżnienia, czyli zaakcentowania owej złudnej oddzielności. Czeka na miłość kierowaną tylko do niej. By ją wyróżniono i ją kochano. (Kochano nie jako jedną z wielu, lecz jako ją i tylko ją.))
Rozciągnięcie przestrzenne wytwarza przeciwstawności i dlatego Bezprzyczynowość manifestuje się w nim jako Przyczynowość.
Oczywiście jest inne pytanie: A skąd w Bezprzyczynowości bierze się czas i przestrzeń?
Ale czas i przestrzeń przecież nie istnieją! Są subiektywnym odbiorem rzeczywistości.
A skąd się bierze ów subiektywizm?
Tak naprawdę też go nie ma. Jest to jedynie fragment obiektywizmu /Pozaprzyczynowości/, a obiektywizm przecież jest całością i jednością – po prostu: Nie ma nic, prócz Boga.
Subiektywizm jest jak sen. Jest wynikiem zapomnienia, niepamięci. Krsna mówi w Bhagavad-gicie (Rozdział Piętnasty, Tekst 15): „Ode Mnie, który przebywam w każdym sercu, pochodzi pamięć, wiedza i zapomnienie. Ja jestem przedmiotem poznania wszystkich Ved. W istocie, Ja jestem kompilatorem Vedanty i Ja jestem znawcą Ved.”

Inaczej mówiąc, nie ma nic prócz Bezprzyczynowości, jej aktywności, jej ruchu. Gdy zaś postrzega /!/ się tylko fragment tego ruchu, to jest się w nim i żyje się w jakimś czasie i w jakiejś przestrzeni, które w rzeczywistości jako takie nie istnieją – i dlatego nie mogą mieć rzeczywistego początku i końca.
W świecie przyczyn nawet miłość nie jest miłością, gdyż opiera się na oczekiwaniach i ma związki z potrzebami, dlatego też pojawia się i znika.
Oczywiście doświadczamy jej jako miłości. Daje nam szczęście. Zaspokaja naszą potrzebę miłości. Jednak z powodu subiektywizmu jest tym, co mija. I wtedy jeszcze bardziej odczuwany bywa jej brak.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1089
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:15, 31 Sie 2019    Temat postu: Miłość a umysł jako twór tego świata

JJW111001054

Miłość a umysł jako twór tego świata

Miłość bezprzyczynowa jest jak słońce – bo jak ono jest zawsze – choć w subiektywnym odbiorze może sprawiać wrażenie, że zniknęła. (Chociaż można powiedzieć, że w nocy słońca nie ma. Albo, że jako gwiazda kiedyś zgaśnie. Jednak w życiu człowieka jest ono jako światło każdego dnia. Świecąc wszystkim.) Z tego powodu i miłość w świecie przyczynowym jest spostrzegana jako ta, która znika – mimo, że jest zawsze.
Znika, bo może nie potrafimy bardziej kochać, więcej dostrzegać. I znika w nas – choć zawsze jest i zawsze jest taka sama. Przebogata w różne smaki.
Ludzie uwarunkowali się na związki, zależności, przyczyny i skutki, a to co jest Umysłem tworzy to wszystko, żyje z tego i działa w oparciu o to. I tak jak związki są nierzeczywiste, tak i sam Umysł jest nierzeczywisty. One i On są zbiorem błędów i urojeń, a skoro Umysł jest urojeniem, to nie może poznać Prawdy. Dlatego Nisargadatta Kaharaj stwierdził: „Świat realny znajduje się poza zasiągiem umysłu. Czas, przestrzeń, związek przyczynowy, to kategorie umysłu powstające i zanikające w umyśle.” /„Rozmowy z mędrcem”: 13 maja 1970r./
(Nawet jeśli zjawiska świata fizycznego i psychicznego istnieją – dla pewnego rodzaju oświecenia – jako takie same, to jednak w psychice takiej oświeconej istoty są odbierane zupełnie inaczej, niż u nieoświeconych istot. One się dzieją i dostarczają kolejnych bogactw istnienia. Bez przywiązania do nich, ani tęsknoty za nimi. Bowiem tęsknota bierze się z tego, że ludzie żyją przywiązani do koncepcji czasu. Tak samo przywiązanie.)
[/i] „Źródłem wszystkiego co istnieje, jest Możliwość Nieskończona, Najwyższa Rzeczywistość, która znajduje się w pani i która na wszystko. czego pani doświadcza, rzuca swą moc, swe światło, swoją miłość. Aleźródło to nie jest przyczyną i żadna przyczyna nie jest źródłem.” /tamże/[/i]
Oczywiście według umysłu źródło jest przyczyną, a przyczyna źródłem, w świecie przyczyn tak jest w istocie. Dlatego też umysł osoby, taki – jakim go czynią ludzie – nie może rozpoznać Prawdy. A Prawdą jest to, iż owe Jedyne i Prawdziwe Źródło zwane czasami Ostateczną Przyczyną nie jest przyczyną.
Identyczną wypowiedź znajdujemy w Bhagavad-gicie /4.1J/, gdzie owe Źródło – Bóg – Krsna mowi: [/i] „I chociaż Ja jestem stwórcą tego systemu, powinieneś wiedzieć, ze Ja sam nic nie czynię i pozostaję niezmiennym.” [/i]
Owe wypowiedzi są dla umysłu pełne sprzeczności, który z powodu swego uwarunkowania i zależności nie może ich pojąć – dlatego tkwi w swym uwarunkowaniu jak w błędnym kole. Gdy jednak umysł przekroczy logikę i przyczynowość, przekroczy samego siebie, oraz zrozumie te prawdy, wówczas wkroczy na tereny uwolnienia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1089
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:17, 31 Sie 2019    Temat postu: Wolność i transcendencja. Jednoczesność zdarzeń

JJW111001055

Wolność i transcendencja. Jednoczesność zdarzeń

„Nie ma pracy, która by miała na Mnie wpływ, ani też nie ubiegam się o owoce działania. Kto rozumie tę prawdę o Mnie, ten nie uwikłuje się w rezultaty pracy” /j .w. 4.14/ – „... osoba która rozumie tę transcendentalną naturę Pana ... osoba znająca Najwyższą Prawdę jest duszą wyzwoloną. Kto natomiast nie zna transcendentalnej natury Pana i kto myśli, że czynności Pana mają na celu osiągnięcie jakichś korzyści, tak jak jest to w przypadku żywych istot, ten z pewnością zostanie uwikłany w rezultaty swoich czynów.” /„Znaczenie” Bhaktivedanty Prabhupady do 4.14/

„Uczynki nie pozostawiają we mnie śladu.
Nie pragnę owocu czynu.
Kto poznał mnie takim właśnie,
temu czyny nie narzucają więzów.” /4,14 w przekładzie Joanny Sachse/


Oto więc sekret sekretów: poznanie Bezprzyczynowości jest wyzwoleniem z przyczynowości. Jednak to nie umysł wyzwala, ani intelekt, to cała głębia człowieka musi Ją poznać i tak się wyzwolić.

„O mój Panie, wszystko w materialnej naturze jest ograniczone czasem, przestrzenią i myślą. Jednakże Twoje znamienne cechy będąc niezrównanymi i nieprześcignionymi, zawsze pozostają transcendentalne wobec takich ograniczeń.” – czytamy w Sri Caitanya – caritamrta, Antya -Lila, tekst 92. (Gdy mowa o czasie, chodzi tu o ograniczenie w sensie postrzegania wszystkiego w odniesieniu do wyobrażonego czasu. )
Tekst ten wyraźnie mówi nam o istnieniu transcendencji ponad myślą – umysłem, przestrzenią i czasem; a jeśli wyjdziemy poza koncepcję czasu, poza przestrzeń i poza myśl, to gdzie będzie związek przyczynowy? Jego istnienie jest bezpośrednio uzależnione od czasu i przestrzeni. Poza czasem wszystko już istnieje. Nawet czynniki czasu. To co ludzie odbierają jako czas w rzeczywistości pozostaje w związku z pozaczasowością i ma zupełnie inne działanie. Jest więc czymś innym, niż czas-złudzenie, który „znamy”.
Poza względnym czasem przyczyny leżą obok skutków istniejąc jednocześnie z nimi. Poza przestrzenią nie ma „obok”. Skutki tam nie są skutkami, bo nie wynikają z przyczyn. Prawo przyczynowo-skutkowe jest więc złudzeniem występującym w przestrzeni oraz w percepcji czasu. Czy owa percepcja czasu i przestrzeń są przyczyną tego złudzenia? Niezupełnie, bo one i ono występują jednocześnie. (Bliższa prawdy byłaby myśl, że najpierw powstają owe złudzenia, a później powstaje percepcja czasu. Także przestrzeni.) Jak więc mogą być jego przyczyną? Ta jednoczesność zaś tkwi w umyśle. Dlatego buddyzm spostrzega, iż cały ten świat przyczynowo-skutkowy jest produktem umysłu. Jest to słuszne, lecz buddyzm na tym stwierdzeniu się zatrzymał i kończy swą naukę – swą „prawdę” – na umyśle. A umysł to przecież przyczynowość-skutkowość, to ograniczenie! I ze swej natury jest „prawdą” z której się upada.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1089
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:18, 31 Sie 2019    Temat postu: Królestwo Boga

JJW111001056

Królestwo Boga

Nieograniczoność przekracza to wszystko i dlatego jest transcendencją. Poza umysłem, poza wrażeniem czasu i poza przestrzenią, wszystko istnieje jednocześnie: i ... umysł, i koncepcje czasu, i wieczność, także przestrzeń i pozaprzestrzeń – nie jest to jednak to samo co znamy.
(Np. koncepcje czasu i przestrzeni są „tam” (owo „tam” jest „tu”) czymś innym, choćby z powodu jednoczesnego istnienia i z powodu braku względności. Bezprzyczynowość jest jednak także względna, lecz inaczej. W niej względność jest prawem-wolą, a nie prawem fizycznym. „Tu” w świecie przyczyn wszystko jest względne i przemija w sposób „nieubłagany”. Przyczynowcy nie mają nad tym władzy. „Tam”, w świecie bezprzyczynowym, wszystko jest względne lecz trwa lub przemija według woli wyzwolonych. Czas i przestrzeń manifestują się „tam” inaczej, a ich względność jest inną względnością niż względność znana nam praktycznie. W świecie przyczynowym pod jarzmem względności jesteśmy „my”; w świecie bezprzyczynowym względność jest „pod jarzmem” wyzwolonych.)
Podobnie można rzec, że w tej transcendencji nie ma cech, gdyż wszystko jest nieograniczone i nieuwarunkowane. I tak jest, a jednak w ostatnio przytoczonym cytacie mistyk mówi o cechach Boga – lecz zwróćmy uwagę na to, że choć użył tego słowa to dodał iż to, co nazwał cechami jest niezrównane z cechami ograniczonymi i nieprześcignione przez nie, bo zawsze pozostające jako transcendentalne.
Słowa są tym, co może pomagać w rozumieniu Prawdy, ale jednocześnie są tym, co przeszkadza w jej poznaniu. Przeszkodą jest też sam umysł, rozróżniający i przez to zajmujący się cięgle fragmentami, a nie całością. Taka jest bowiem natura umysłu i jego możliwości wynikające z tej natury.
Umysł myśli: „Jeśli nie ma uwarunkowania, uporządkowania, związków, zależności, przyczyn i skutków, to jest chaos! Transcendencja może być więc tylko chaosem.”
Naturą umysłu jest jednak też to, iż nie może pojąć tego, czego nie widział. Nie może sobie tego wyobrazić. Dla przykładu: Czy umysł może ujrzeć w wyobraźni przestrzeń w całości? Albo czy wyobraziłby sobie kulę nie widząc jej wcześniej?
Podobnie umysł nie może zrozumieć braku chaosu w transcendencji. Ale „tam” chaos jest! Lecz taki którego umysł nie zna! Jest „tam” chaos, ale nie chaos; porządek, ale nie porządek. Albowiem w nieograniczonym wszystko jest inne niż w ograniczonym, a ograniczone nie może tego pojąć!
„Mój drogi Panie, zstępując do świata materialnego wprowadziłeś w życie pewien plan, lecz nikt nie może zrozumieć w Jaki sposób działasz. „/Sri Caitanya – caritomrta, Antya- Lila, t. 82/

Ze słów tych dowiadujemy się, iż nawet planowość i uporządkowanie występujące w śmiecie materialnym pochodzą z porządku transcendentalnego. Pośrednio informują więc o braku chaosu w transcendencji. Ostatnia część zdania informuje, że zrozumienie, jako funkcja umysłu jest tutaj niemożliwe. Podobna wypowiedź znajduje się w tekście 47/j.w./:
„Rozrywki Sri Caitanyi Mahaprabhu są głębsze niż miliony mórz i oceanów. Dlatego nikt nie może zrozumieć, co On robi i dlaczego.”
Tekst 13 objaśnia kim jest Sri Caitanya Mahaprabhu: „Jesteś niezależną Osobą Boga, będącym ponad wszelką krytyką.”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerzy Karma
Referent



Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1089
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:19, 31 Sie 2019    Temat postu: Poznanie Boga

JJW111001057

Poznanie Boga

Nie powinno dziwić, iż ograniczony umysł nie może zrozumieć Nieograniczonego Boga. Nie oznacza to jednak, że żywa istota nie może Go poznać. Poznanie bowiem nie opiera się tylko na zrozumieniu mentalnym takim jakie znamy na co dzień i jakiego używamy. Jest wiele innych sposobów poznawania. Na przykład smak jabłka jest poza zrozumieniem umysłu, a jednak mamy możliwość poznać ten smak dzięki zmysłowi smaku. I poznanie to dokonuje się natychmiastowo. A jeśli istnieje jakieś zrozumienie (czyli poznanie intelektualne, teoretyczne, nie związane też z pamięcią o praktyce) zjawiska smaku jabłka, to nigdy nie jest ono właściwym poznaniem tego smaku ... nie jest smakowaniem.
Tak samo jest z poznaniem Transcendencji. Można Ją poznać poprzez transcendencję, a nigdy przez ograniczony umysł, ani nawet przez ograniczone zmysły.
(P.s.: Transcendentalność tkwi w każdym z nas. Jednak nasza uwaga jest kierowana na umysł i zmysły. Na ciało w powierzchownym znaczeniu i na ten świat doznawany zmysłami i badany umysłem. Gdy człowiek nie używa tego co transcendentalne w nim to jest tak jakby nie miał jej w sobie.)
A czym różni się poznanie umysłu od poznania np. zmysłem smaku? Poznanie zmysłowe można nazwać kwintesencją poznania umysłu. (Poznanie umysłu nie tylko bywa świadome, lecz także opiera się na programach podświadomości, które je często zakłócają, zaburzając tę świadomość umysłu.). Smaku doznajemy, przeżywamy go, on działa na nas bardziej natychmiastowo i mino swej subiektywności jest doznaniem bliższym nam, bardziej bezpośrednim, silniej związanym z naszym teraz i z naszym życiem. Poznania umysłowego też doznajemy, lecz nie jest ono Doznaniem. Można je porównać do umeblowanego pokoju, w którym meble są przestawiane, wynoszone i przynoszone nowe. Czy doznawanie takich zmiennych poglądów umysłowych jest Doznaniem? To ciągle tylko fantazje ... nawet nie mające smaku! Są w nas jak te meble, nawet poza okresami naszego uświadamiania ich. I tak jak szafa na środku pokoju ograniczy poruszanie się – tak stara koncepcja umysłu ogranicza jego możliwość poznawania nowych kwestii.
Jednak i umysł jest zmysłem i jako zmysł potrafi działać jak zmysł, a zatem nie tylko myśleć, spekulować, wyobrażać, ale i może odczuwać prawdę na dwa sposoby: subiektywnie i obiektywnie . Jednak ludzie skupili się nie na tej jego zdolności i jeśli chodzi o obiektywne odczuwanie prawie już nie umieją z niej korzystać. (Do tego stopnia, że szybciej prawdę odczują ciałem, niż umysłem.)

(P.s.: To same doznanie zmysłowe może być jednak odbierane różnie. Jedni odbiorą je jako przyjemne. Inni jako nieprzyjemne. Albo ten sam człowiek raz odbiera je jako przyjemność, a innym razem traktuje niechętnie. Bez względu na to pozostaje ono doznaniem. Doświadczeniem. Faktem. Zaś owa nielogiczność liniowa – że coś raz smakuje, a raz budzi niechęć – wskazuje nam na to, że choć my tego doświadczamy, to jednak nie ma to związku z nami w naszej najgłębszej istocie. Zaś nasze tej natury doznania – choć obserwowane przez nas poprzez doświadczanie ich – w rzeczywistości są zjawiskami tego świata. Choć człowiek się z nimi utożsamia dlatego, iż przepływają przez jego ciała materialne. Jeśli osoba ciało postrzega jako siebie, więc i je tak postrzega.
Bhagavad-gita: "Zdezorientowana dusza, znajdująca się pod wpływem fałszywego ego, siebie uważa za sprawcę czynów, które w rzeczywistości spełniane są przez trzy siły materialnej natury." Rozdział 3, tekst 27.
Dalej w tekście 33 jest wyjaśnione, że natura każdego człowieka jest darem od trzech gun, czyli od trzech podstawowych sił materialnego wszechświata. I zgodnie z taką otrzymaną naturą działa nawet mędrzec.
Jednak: "Błogosławiony Pan rzekł: Mówiąc wielce uczenie opłakujesz to, co nie jest warte rozpaczy. Mędrzec bowiem nie rozpacza ani nad żywym, ani nad umarłym." Rozdział 2, tekst 11
Zatem nawet mędrzec nie unika wpływu sił tego świata, jednak wie, iż on nie jest nimi. Choć odczuwa je w ciele, w którym przebywa w tym świecie.
„Rozdział 13:
Tekst 30
Kto widzi, że wszelkie czynności spełniane są przez ciało będące tworem natury materialnej, i widzi, że dusza nie czyni nic - ten widzi prawdziwe.
Tekst 31
Kiedy mędrzec nie patrzy już dłużej na żywe istoty jako różne tożsamości, gdyż tylko z powodu ciał swoich zdają się być takimi, widzi, że istoty te rozprzestrzenione są wszędzie, i wtedy realizuje on koncepcję Brahmana.
Tekst 32
Posiadając taką wizję wieczności, może on dostrzec, iż niezniszczalna dusza jest transcendentalna, wieczna i poza siłami natury materialnej. Pomimo kontaktu z ciałem materialnym, o Arjuno, dusza nigdy nie wykonuje żadnej pracy ani nie zostaje uwikłana.
Tekst 35
Kto oczyma wiedzy widzi różnicę pomiędzy ciałem i właścicielem tego ciała i jest w stanie zrozumieć proces wyzwolenia się z tej niewoli w naturze materialnej, ten osiąga najwyższy cel.” Bhagavad-gita)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.boga.fora.pl Strona Główna -> Dusza - wiele znaczeń Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
Appalachia Theme © 2002 Droshi's Island